-Ignoruj- syknął kątem ust. Uśmiechnęłam
się, próbując wykonywać polecenie Morgiego.
-Wymieńcie się obrączkami- powiedział ksiądz, a ja kątem oka zobaczyłam jak Andreas nerwowo zaczyna grzebać w wewnętrznej kieszeni swojej marynarki szukając czegoś. Zaśmiałam się pod nosem; czyż to nie klasyczny ślubny przypał? W końcu jednak Kofi odetchnął z ulgą i położył na tacy podstawionej przez księdza dwa złote krążki.
-Zono, psyjmij te obrocke jako znak mojej milosci i wiernosci- powiedział Thomas, a ja próbując nie wybuchnąć śmiechem, pozwoliłam mu wsunąć obrączkę na mój palec.
-Mężu, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności.- chwyciłam jego dłoń i założyłam obrączkę na odpowiedni palec.
-Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte ja w imię Kościoła uświęcam i błogosławię, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego- uśmiechnęłam się szeroko- Możesz pocałować pannę młodą- dodał ksiądz, a Thomas spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
-Możesz mnie pocałować- powiedziałam po angielsku, wykrzywiając usta w grymasie zadowolenia. Morgi delikatnie mnie pocałował, po czym odwrócił się w stronę gości weselnych, którzy jak na komendę zaczęli sypać w nas ryżem. Zachichotałam, po czym obróciłam się przez ramię. Gregor zniknął. Nie było go. W zasadzie to dobrze... Miałam tylko nadzieję, że przeze mnie nie zerwie kontaktu z Lilly, bo to byłoby prawdziwą katastrofą.
-Proszę tu- usłyszałam miękki głos urzędnika. Odwróciliśmy się w jego stronę uśmiechając się do siebie- Pomińmy wszelkie formalności. Proszę, pan może zacząć przysięgę.
-Świadomy praw i obowiązków- powiedział Thomas po angielsku, a w moich oczach ponownie zaszkliły się łzy- wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Dominiką Tulph i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe- zagryzłam wargę ta mocno, że przez chwilę poczułam metaliczny posmak krwi.
-Świadoma praw i obowiązków- zaczęłam, niemal dławiąc się łzami- wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z...- słowa nie chciały przejść mi przez gardło. Za wszelką cenę starałam się powstrzymać płacz- z Thomasem Morgensternem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe- uśmiechnęłam się delikatnie.
Po godzinie, kiedy nasze czoła zdobiły czerwone kropki powstałe podczas obrzędu ślubu w religii hinduskiej odbieraliśmy prezenty i gratulacje. Zobaczyłam wesołą buzię Kota i rzuciłam się w jego ramiona.
-Wiedziałem, że to tak się skończy- zaśmiał się wprost do mojego ucha.
-O ty wróżbito- zachichotałam, przenosząc wzrok na blondynkę stojącą obok niego- A to twoja osoba towarzysząca?
-Tak- odpowiedział szybko Maciek- To Zuzia.
-Cześć- powiedziałam, uśmiechając się zachęcająco- Jestem Dominika.
-Wiem. To znaczy... cześć- dodała, rumieniąc się.
-To dla was- Kot podał mi ogromne pudło.
-Chryste, co to jest?- zaśmiałam się.
-A parę takich gratów do domu- Maciek mi zawtórował, kiedy przekazywałam pudło Ewie stojącej za mną.
-Dzięki- przysunęłam się do niego i lekko uścisnęłam- Ładna ta Zuzia- szepnęłam do jego ucha, uśmiechając się nieznacznie.
-Wiem- odpowiedział również szeptem.
Po kilku godzinach zabawy w końcu mogłam spokojnie porozmawiać z Thomasem.
-Wiesz, że kiedy tylko usłyszałam o tym ślubie miałam szczerą ochotę cię udusić?- zapytałam, siedząc na jego kolanach.
-Chciałem żeby było spontanicznie. I było- uśmiechnął się szeroko- Ale przecież wszystko było idealnie przygotowane, więc nie miałaś powodów do nerwów- delikatnie pocałował mój policzek.
-Wiem, ale to jednak niecodzienna sytuacja. Chciałam przygotowywać się od samego rana i tak dalej...
-Nie przyzwyczaiłaś się już, że życie ze skoczkiem to nie jest schemat?- zaśmiał się wprost do mojego ucha.
-Przyzwyczaiłam... Ale mimo wszystko- pocałowałam go w czoło.
DWA LATA PÓŹNIEJ
Była słoneczna lipcowa niedziela. Leżałam wyciągnięta na kanapie w salonie, a moje nogi spoczywały na kolanach Thomasa, który trzymał w dłoni pilot i skakał po kanałach. Dochodziła dziesiąta, a nam wcale się nie spieszyło- wyglądało na to, że zrobimy sobie coś w rodzaju dnia leniucha.
-Lilly coś długo nie wstaje...- mruknęłam leniwie przeciągając się.
-Właśnie zauważyłem, to do niej niepodobne- zachichotał chłopak smyrając mnie po łydce. Nagle usłyszeliśmy tupot na schodach i odgłos spadania małego przedmiotu.
-Wykrakałam...- jęknęłam i wychyliłam się, by zobaczyć, co tym razem stało się ofiarą trzyletniej dziewczynki. Lilly schodziła po schodach mocno trzymając się obiema rączkami sztafet, a na ziemi tuż pod jej stopami leżała czerwona szczotka do włosów. Gdy tylko znalazła się na parterze domu, schyliła się, podniosła ją i pobiegła w naszą stronę.
-Dzień dobli!- zawołała radośnie rzucając się na mnie.
-Dzień dobry- zaśmiałam się i mocno ją przytuliłam.
-Ceść, tato- powiedziała schodząc ze mnie i wskakując na kolana Thomasa, którego obdarzyła buziakiem w usta.
-Witaj, księżniczko. Jak się spało?- zapytał Morgi z szerokim uśmiechem. Lilianne była dla niego najważniejszą istotą na świecie i sprawiała, że uśmiechał się najbardziej promiennym uśmiechem, jaki kiedykolwiek dane mi było zobaczyć.
-Dobze, tylko znowu Fredzio mnie wylizał- pokazała palcem na policzek, który błyszczał od psiej śliny.
-Co ten Fredzio taki niekulturalny?- zaśmiałam się, a moja chrześnica mi zawtórowała.
-Właśnie nie wiem. Tato, musisz go nauczyć doblych maniel!- powiedziała patrząc na Thomasa.
-Oczywiście córciu- zaśmiał się Morgi i pocałował córkę w główkę.
-Domi, uczeszesz mnie?- zapytała z uśmiechem wymachując szczotką.
-Jasne, chodź- wysunęłam stopy spomiędzy jej i Thomasa i zrobiłam miejsce na kanapie. Usiadła do mnie tyłem, a ja zaplotłam jej na włosach dwa dobierane warkocze.
-Gotowe- powiedziałam po kilku minutach podając jej małe lusterko, które leżało na komodzie za kanapą.
-Ojejciu, jakie ładne mi zlobiłaś walkocycki, mamusiu!- zawołała, gdy tylko zobaczyła swoje odbicie i rzuciła mi się na szyję. Zdziwiona popatrzyłam na Thomasa, którego twarz wyrażała zupełnie takie same uczucia jak moja- To znacy... ciociu Domi...- poprawiła się dziewczynka najwidoczniej zawstydzona.
-Spokojnie, kochanie- powiedziałam bawiąc się jej splecionymi włosami- Jeśli chcesz możesz mówić do mnie 'mamo'. Będzie mi bardzo miło- uśmiechnęłam się szeroko.
-Na plawde?- zapytała z nadzieją w głosie.
-Oczywiście! Od dziś będziesz moją córeczką, hm?- zaproponowałam, a malutka chętnie przystała na propozycję, mocno mnie przytulając.
-Ja wiem, ze moja mamusia nie zyje, bo z tatusiem duzo mi o niej mówiliście... Ale kazde dziecko ma mamusie i ja tez chce mieć. A ty jestes zoną tatusia, więc plawie tez moją mamusią, plawda?- zapytała patrząc na mnie.
-Prawda, kochanie...- odpowiedziałam, a łzy zakręciły się w moich oczach
-Lilly, idź odłożyć szczotkę do łazienki- polecił Thomas, który chyba nadal nie mógł otrząsnąć się z szoku.
-Przepraszam- mruknęłam, gdy tylko Lilly zniknęła z zasięgu mojego wzroku- Nie wiem, czy Cristina byłaby zadowolona z tego, że jej córka mówi do mnie mamo....
-Myślę, że cieszyłaby się, że mała ma kogoś, kogo traktuje tak, jakby traktowała ją... gdyby była tu...- szepnął, a jego oczy się zaszkliły. Jeszcze nie zapomniał. Mimo że minęły trzy lata wspomnienia o Cris były ciągle żywe. Oboje nie mogliśmy (a przede wszystkim nie chcieliśmy) o niej zapomnieć.
Szybko przytuliłam się do Thomasa. Co do Gregora- pojawia się tylko okazyjnie. W urodziny chrześnicy, na święta, by wręczyć prezent, a nasze relacje są bardzo oficjalne
Po chwili ponownie usłyszeliśmy tupot małych stópek i zobaczyliśmy naszą córkę (jak to dziwnie brzmi!) niosącą w ręku strój kąpielowy.
-Mamusiu, tatusiu, moglibyśmy iść popływać?- zapytała podskakując.
-Moglibyśmy- chętnie się zgodziłam- A może najpierw zjedlibyśmy śniadanko?- zaproponowałam.
-Nieee, nie jestem głodna, chcę popływać!- zawołała i uśmiechnęła się pokazując proste białe ząbki.
-No dobrze- wstałam z kanapy- Ojciec, ubieraj slipki i do basenu- ze śmiechem rzuciłam w niego poduszką- I rękawki napompuj- przezornie przypomniałam.
-Właśnie tato!- zawołała Lily i zrobiła to samo co ja.
-Eh, no dobrze- jęknął Thomas niechętnie dźwigając się z kanapy- To poczekaj tu momencik- powiedział do córki i ruszył schodami do sypialni tak jak ja kilka chwil wcześniej.
-No i gdzie tu?- zaśmiałam się stojąc w samej bieliźnie w sypialni i szukając w szufladzie stroju kąpielowego.
-Mmmm- mruknął Morgi podchodząc do mnie i obejmując od tyłu- Jesteś za piękna...
-Mogę trochę zbrzydnąć- odpowiedziałam dusząc śmiech i nie zaprzestając poszukiwań.
-Nigdy w życiu- zaśmiał się i pocałował mnie w szyję.
-Thomas, ogarnij się- mruknęłam zarzucając mu na głowę spodenki kąpielowe.
-Dzięki...- mruknął zawiedziony i oddalił się w przeciwległy kąt pokoju.
-Gotowa?- zapytałam wchodząc do salonu i niosąc rękawki dla mojej przybranej córki.
-Taaak!- zawołała zadowolona i podskoczyła kilka razy.
-W takim razie wkładaj łapkę- podsunęłam jej 'poduszeczki' z Kubusiem Puchatkiem.
-A dzie tatuś? Bo my juz gotowe jesteśmy!- pisnęła.
-Chyba jeszcze się przebiera- uśmiechnęłam się lekko- Thoooomas- zawołałam.
-Idę, idę!- usłyszałam męski głos, a po chwili zobaczyłam jego właściciela. Obie z Lilly zaczęłyśmy głośno się śmiać.
-Tato, to moje kółecko!- powiedziała marszcząc nos i patrząc na ojca, który nie wiadomo w jaki sposób wcisnął się w żółte kółeczko z głową kaczki.
-Ja się boję, że się utopię- zrobił smutną minkę.
-Ale ty pseciez dobze pływas!- pisnęła i zachichotała.
-No dobrze... W takim razem oddam ci je- wciągnął brzuch i zsunął z siebie koło, a następnie podał je córce.
-To idziemy- powiedziałam i pokazałam w stronę szklanych drzwi prowadzących na taras. Lilly wybiegła przez nie i po chwili usłyszałam cichy plusk sygnalizujący to, że wskoczyła do basenu.
-To dziecko jest niewyżyte- stęknął Thomas i powłóczył się za mną.
-A ty zbyt poważny- pokazałam mu język- Na boooooooooooombę!- pisnęłam i wskoczyłam do wody trochę dalej niż Lilly. Basen charakteryzował się tym, że był coraz głębszy, więc Lilly nie mogła dotrzeć do mnie, bo mimo że miała rękawki panicznie bała się tego, że nie będzie dotykać dna.
-Mamusiu, chodź tu- zawołała ze śmiechem wyciągając ręce w moją stronę.
-To ty chodź to mnie- uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie- pokiwała przecząco głową- Boję się.
-Mam pomysł- zagryzłam wargę- Morgi, wskakuj tu.
-O mamciu...- zwlókł się z leżaka, na którym dopiero co zdążył się wygodnie ulokować- Wy mnie wykończycie...- powoli wszedł do basenu.
-Nie marudź, tato!- zaśmiała się Lilly.
-Słyszysz, tatulku?- zachichotałam- A teraz połóż się na plecach.
-Ale po co?- zdziwił się.
-No kładź się- delikatnie pchnęłam go, wymuszając na nim wykonanie polecenia- Pamiętasz, Lilluś, jak pływałyśmy kiedyś łódką?- pokiwała głową- Więc popływasz teraz prawie tak samo- zbliżyłam się do niej i przeniosłam w stronę Thomasa.
-Tata będzie łódką?- zdziwiła się.
-Dokładnie tak- zachichotałam i położyłam córkę na klatce ojca- No machaj tymi syrami, bo pójdziecie na dno- zwróciłam uwagę Morgiemu, który wybuchnął śmiechem.
-Boję się, boję się!- zaczęła krzyczeć Lilly, ale mimo to leżała nieruchomo bojąc się, że nawet najmniejszy ruch może sprawić, że spadnie.
-Hej, spokojnie- Thomas ją uspokoił- Widzisz, tatuś leży...
-Patrz, ja też- uśmiechnęłam się lekko i położyłam obok nich.
-Ale ja nie chcę!- pisnęła- Proszę, mamo- ten równoważnik zadziałał na mnie piorunująco. Jeśli moja CÓRKA tego nie chce, nie musi. Szybko ściągnęłam ją z Morgiego i posadziłam na brzegu- A możecie się z tatą ścigać?- zaklaskała w dłonie.
-A może ty byś się kiedyś z tatusiem pościgała?- zapytał Thomas podpływając do nas.
-Jak się przestanę bać- odpowiedziała rezolutnie- To możecie się ścigać?
-Możemy- zachichotałam i stanęłam pod ścianą.
-To ja wam powiem start, dobrze?- zapytała Lilly.
-Dobrze, dobrze- uśmiechnęłam się do niej.
-Na miejsca- Morgi stanął obok mnie z szerokim uśmiechem. Często tak rywalizowaliśmy, bo był to chyba jedyny sport (oprócz tenisa), w którym byłam od niego minimalnie lepsza- Gotowi... Start!- wzięłam głęboki oddech i patrzyłam jak Thomas rzuca się w wodę; nie zrobiłam tego samego- nadal stałam przy ścianie.
-Ej, co jest?- zapytał kiedy dopłynął do przeciwległego końca basenu.
-Widzisz jaka jestem szybka? Już wróciłam!- zaśmiałam się głośno, a Lilly mi zawtórowała. Czasem miałam wrażenie, że rozumie znacznie więcej niż inne dzieci w jej wieku.
-O ty mendo...- syknął- Wiej- nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Jak z wrzątku wyskoczyłam z basenu i pobiegłam za dom słysząc za sobą kroki Thomasa.
-Aaa!- pisnęłam potykając się o węża ogrodowego. Po chwili wylądowałam na zielonej trawie dzień wcześniej przyciętej przez chłopaka.
-Mam cię!- krzyknął rzucając się na mnie.
-O kurna, Thomas, ważysz chyba z tonę- zaśmiałam się odchylając głowę do tyłu.
-Kara adekwatna do winy- zawtórował mi przysysając się do mojej szyi.
-O nie, tylko nie malinka, proszę!- zaczęłam go spychać z siebie ile tylko miałam sił- niestety bezskutecznie. Po chwili przeniósł się na drugą stronę szyi i to miejsce również oznakował- Głupek- wypięłam mu język, kiedy tylko odkleił się ode mnie.
-Odwołaj to- zbliżył usta do mojego dekoltu.
-Dobra, dobra, odwołuję- pisnęłam, by tylko uniknąć kolejnej czerwonej plamki.
-To powiedz mi coś miłego- wyszczerzył się szeroko.
-Nie jesteś głupkiem tylko moim kochanym Thomaskiem mysiem pysiem?- po zadaniu pytania zaśmiałam się głośno.
-Mmmm, jak miło- mruknął i pocałował mnie delikatnie. Nagle naszych uszu dobiegł głośny plusk. Morgi szybko się ode mnie oderwał.
-Lilly!- pisnęłam i pobiegłam w stronę basenu. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Thomas wyprzedził mnie i stał przy zbiorniku dużo wcześniej. No właśnie- dlaczego stał i nie ratował jej?- Morgi, co ty...- nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ona płynęła!
-Mamo, płynę!- zawołała zadowolona.
-Brawo, córeczko- uśmiechnęłam się do niej szeroko. Czyli co? Czas na błogą sielankę i pełną rodzinkę?
-Tato, głodna jestem- powiedziała Lilly usadawiając się na ziemi obok jego leżaka.
-A co byś zjadła, słoneczko?- leniwie podniósł głowę i uśmiechnął się do córki. Ja z Morgim zdążyliśmy rano zjeść śniadanie za to nasza ona nie miała ochoty nawet na obiad. Była szesnasta, a Lills do tej pory cały czas spędziła w basenie.
-A mogę kanapecki z serkiem?- uśmiechnęła się uroczo.
-A możesz- pocałował ją w czoło.
-I kakałko?- zaproponowałam.
-Taaaak!- ucieszyła się.
-To pójdziemy się przebrać, a tata zrobi kanapeczki, dobrze?- uśmiechnęłam się do Lilly. Ta tylko pokiwała głową i udała się ze mną w stronę domu.
-I jak tam?- zapytałam wchodząc do kuchni i przytulając się od tyłu do Thomasa.
-Chyba nie jestem w tym mistrzem...- stęknął pokazując na talerzyk, na którym leżały jakby podarte kawałki chleba.
-Morgi, miałeś po prostu zrobić kanapkę i pokroić ją na trójkąciki- zaśmiałam się głośno.
-Jestem tylko facetem- podniósł ręce w obronnym geście.
-Dobra, facecie- stanęłam obok niego i trąciłam biodrem.
-Jak ja cię kocham- pocałował mnie w policzek. Poprawiłam kanapki po czym wraz z kakaem zaniosłam do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie w salonie oglądając Clifforda.
MUSIELIŚCIE TROCHĘ POCZEKAĆ, ALE MAM NADZIEJĘ, ŻE BYŁO WARTO, BO ROZDZIAŁ DŁUGI I WGL :))) ZOSTAŁ MI TYLKO EPILOG, KTÓRY NA PEWNO WAS ZASKOCZY. PEWNIE JAK ZAUWAŻYLIŚCIE NIE MAM JUŻ TAKIEJ WENY DO TEGO OPOWIADANIA, ALE SKORO JUŻ KOŃCZĘ TO ZAŁOŻYŁAM DRUGI BLOG http://barszcz-z-uszkami.blogspot.com/ NA KTÓRYM BĘDĘ WYLEWAĆ SWOJĄ WENĘ.
MAM NADZIEJĘ, ŻE TEN ROZDZIAŁ SIĘ WAM SPODOBA.
-Wymieńcie się obrączkami- powiedział ksiądz, a ja kątem oka zobaczyłam jak Andreas nerwowo zaczyna grzebać w wewnętrznej kieszeni swojej marynarki szukając czegoś. Zaśmiałam się pod nosem; czyż to nie klasyczny ślubny przypał? W końcu jednak Kofi odetchnął z ulgą i położył na tacy podstawionej przez księdza dwa złote krążki.
-Zono, psyjmij te obrocke jako znak mojej milosci i wiernosci- powiedział Thomas, a ja próbując nie wybuchnąć śmiechem, pozwoliłam mu wsunąć obrączkę na mój palec.
-Mężu, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności.- chwyciłam jego dłoń i założyłam obrączkę na odpowiedni palec.
-Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte ja w imię Kościoła uświęcam i błogosławię, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego- uśmiechnęłam się szeroko- Możesz pocałować pannę młodą- dodał ksiądz, a Thomas spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
-Możesz mnie pocałować- powiedziałam po angielsku, wykrzywiając usta w grymasie zadowolenia. Morgi delikatnie mnie pocałował, po czym odwrócił się w stronę gości weselnych, którzy jak na komendę zaczęli sypać w nas ryżem. Zachichotałam, po czym obróciłam się przez ramię. Gregor zniknął. Nie było go. W zasadzie to dobrze... Miałam tylko nadzieję, że przeze mnie nie zerwie kontaktu z Lilly, bo to byłoby prawdziwą katastrofą.
-Proszę tu- usłyszałam miękki głos urzędnika. Odwróciliśmy się w jego stronę uśmiechając się do siebie- Pomińmy wszelkie formalności. Proszę, pan może zacząć przysięgę.
-Świadomy praw i obowiązków- powiedział Thomas po angielsku, a w moich oczach ponownie zaszkliły się łzy- wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Dominiką Tulph i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe- zagryzłam wargę ta mocno, że przez chwilę poczułam metaliczny posmak krwi.
-Świadoma praw i obowiązków- zaczęłam, niemal dławiąc się łzami- wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z...- słowa nie chciały przejść mi przez gardło. Za wszelką cenę starałam się powstrzymać płacz- z Thomasem Morgensternem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe- uśmiechnęłam się delikatnie.
Po godzinie, kiedy nasze czoła zdobiły czerwone kropki powstałe podczas obrzędu ślubu w religii hinduskiej odbieraliśmy prezenty i gratulacje. Zobaczyłam wesołą buzię Kota i rzuciłam się w jego ramiona.
-Wiedziałem, że to tak się skończy- zaśmiał się wprost do mojego ucha.
-O ty wróżbito- zachichotałam, przenosząc wzrok na blondynkę stojącą obok niego- A to twoja osoba towarzysząca?
-Tak- odpowiedział szybko Maciek- To Zuzia.
-Cześć- powiedziałam, uśmiechając się zachęcająco- Jestem Dominika.
-Wiem. To znaczy... cześć- dodała, rumieniąc się.
-To dla was- Kot podał mi ogromne pudło.
-Chryste, co to jest?- zaśmiałam się.
-A parę takich gratów do domu- Maciek mi zawtórował, kiedy przekazywałam pudło Ewie stojącej za mną.
-Dzięki- przysunęłam się do niego i lekko uścisnęłam- Ładna ta Zuzia- szepnęłam do jego ucha, uśmiechając się nieznacznie.
-Wiem- odpowiedział również szeptem.
Po kilku godzinach zabawy w końcu mogłam spokojnie porozmawiać z Thomasem.
-Wiesz, że kiedy tylko usłyszałam o tym ślubie miałam szczerą ochotę cię udusić?- zapytałam, siedząc na jego kolanach.
-Chciałem żeby było spontanicznie. I było- uśmiechnął się szeroko- Ale przecież wszystko było idealnie przygotowane, więc nie miałaś powodów do nerwów- delikatnie pocałował mój policzek.
-Wiem, ale to jednak niecodzienna sytuacja. Chciałam przygotowywać się od samego rana i tak dalej...
-Nie przyzwyczaiłaś się już, że życie ze skoczkiem to nie jest schemat?- zaśmiał się wprost do mojego ucha.
-Przyzwyczaiłam... Ale mimo wszystko- pocałowałam go w czoło.
DWA LATA PÓŹNIEJ
Była słoneczna lipcowa niedziela. Leżałam wyciągnięta na kanapie w salonie, a moje nogi spoczywały na kolanach Thomasa, który trzymał w dłoni pilot i skakał po kanałach. Dochodziła dziesiąta, a nam wcale się nie spieszyło- wyglądało na to, że zrobimy sobie coś w rodzaju dnia leniucha.
-Lilly coś długo nie wstaje...- mruknęłam leniwie przeciągając się.
-Właśnie zauważyłem, to do niej niepodobne- zachichotał chłopak smyrając mnie po łydce. Nagle usłyszeliśmy tupot na schodach i odgłos spadania małego przedmiotu.
-Wykrakałam...- jęknęłam i wychyliłam się, by zobaczyć, co tym razem stało się ofiarą trzyletniej dziewczynki. Lilly schodziła po schodach mocno trzymając się obiema rączkami sztafet, a na ziemi tuż pod jej stopami leżała czerwona szczotka do włosów. Gdy tylko znalazła się na parterze domu, schyliła się, podniosła ją i pobiegła w naszą stronę.
-Dzień dobli!- zawołała radośnie rzucając się na mnie.
-Dzień dobry- zaśmiałam się i mocno ją przytuliłam.
-Ceść, tato- powiedziała schodząc ze mnie i wskakując na kolana Thomasa, którego obdarzyła buziakiem w usta.
-Witaj, księżniczko. Jak się spało?- zapytał Morgi z szerokim uśmiechem. Lilianne była dla niego najważniejszą istotą na świecie i sprawiała, że uśmiechał się najbardziej promiennym uśmiechem, jaki kiedykolwiek dane mi było zobaczyć.
-Dobze, tylko znowu Fredzio mnie wylizał- pokazała palcem na policzek, który błyszczał od psiej śliny.
-Co ten Fredzio taki niekulturalny?- zaśmiałam się, a moja chrześnica mi zawtórowała.
-Właśnie nie wiem. Tato, musisz go nauczyć doblych maniel!- powiedziała patrząc na Thomasa.
-Oczywiście córciu- zaśmiał się Morgi i pocałował córkę w główkę.
-Domi, uczeszesz mnie?- zapytała z uśmiechem wymachując szczotką.
-Jasne, chodź- wysunęłam stopy spomiędzy jej i Thomasa i zrobiłam miejsce na kanapie. Usiadła do mnie tyłem, a ja zaplotłam jej na włosach dwa dobierane warkocze.
-Gotowe- powiedziałam po kilku minutach podając jej małe lusterko, które leżało na komodzie za kanapą.
-Ojejciu, jakie ładne mi zlobiłaś walkocycki, mamusiu!- zawołała, gdy tylko zobaczyła swoje odbicie i rzuciła mi się na szyję. Zdziwiona popatrzyłam na Thomasa, którego twarz wyrażała zupełnie takie same uczucia jak moja- To znacy... ciociu Domi...- poprawiła się dziewczynka najwidoczniej zawstydzona.
-Spokojnie, kochanie- powiedziałam bawiąc się jej splecionymi włosami- Jeśli chcesz możesz mówić do mnie 'mamo'. Będzie mi bardzo miło- uśmiechnęłam się szeroko.
-Na plawde?- zapytała z nadzieją w głosie.
-Oczywiście! Od dziś będziesz moją córeczką, hm?- zaproponowałam, a malutka chętnie przystała na propozycję, mocno mnie przytulając.
-Ja wiem, ze moja mamusia nie zyje, bo z tatusiem duzo mi o niej mówiliście... Ale kazde dziecko ma mamusie i ja tez chce mieć. A ty jestes zoną tatusia, więc plawie tez moją mamusią, plawda?- zapytała patrząc na mnie.
-Prawda, kochanie...- odpowiedziałam, a łzy zakręciły się w moich oczach
-Lilly, idź odłożyć szczotkę do łazienki- polecił Thomas, który chyba nadal nie mógł otrząsnąć się z szoku.
-Przepraszam- mruknęłam, gdy tylko Lilly zniknęła z zasięgu mojego wzroku- Nie wiem, czy Cristina byłaby zadowolona z tego, że jej córka mówi do mnie mamo....
-Myślę, że cieszyłaby się, że mała ma kogoś, kogo traktuje tak, jakby traktowała ją... gdyby była tu...- szepnął, a jego oczy się zaszkliły. Jeszcze nie zapomniał. Mimo że minęły trzy lata wspomnienia o Cris były ciągle żywe. Oboje nie mogliśmy (a przede wszystkim nie chcieliśmy) o niej zapomnieć.
Szybko przytuliłam się do Thomasa. Co do Gregora- pojawia się tylko okazyjnie. W urodziny chrześnicy, na święta, by wręczyć prezent, a nasze relacje są bardzo oficjalne
Po chwili ponownie usłyszeliśmy tupot małych stópek i zobaczyliśmy naszą córkę (jak to dziwnie brzmi!) niosącą w ręku strój kąpielowy.
-Mamusiu, tatusiu, moglibyśmy iść popływać?- zapytała podskakując.
-Moglibyśmy- chętnie się zgodziłam- A może najpierw zjedlibyśmy śniadanko?- zaproponowałam.
-Nieee, nie jestem głodna, chcę popływać!- zawołała i uśmiechnęła się pokazując proste białe ząbki.
-No dobrze- wstałam z kanapy- Ojciec, ubieraj slipki i do basenu- ze śmiechem rzuciłam w niego poduszką- I rękawki napompuj- przezornie przypomniałam.
-Właśnie tato!- zawołała Lily i zrobiła to samo co ja.
-Eh, no dobrze- jęknął Thomas niechętnie dźwigając się z kanapy- To poczekaj tu momencik- powiedział do córki i ruszył schodami do sypialni tak jak ja kilka chwil wcześniej.
-No i gdzie tu?- zaśmiałam się stojąc w samej bieliźnie w sypialni i szukając w szufladzie stroju kąpielowego.
-Mmmm- mruknął Morgi podchodząc do mnie i obejmując od tyłu- Jesteś za piękna...
-Mogę trochę zbrzydnąć- odpowiedziałam dusząc śmiech i nie zaprzestając poszukiwań.
-Nigdy w życiu- zaśmiał się i pocałował mnie w szyję.
-Thomas, ogarnij się- mruknęłam zarzucając mu na głowę spodenki kąpielowe.
-Dzięki...- mruknął zawiedziony i oddalił się w przeciwległy kąt pokoju.
-Gotowa?- zapytałam wchodząc do salonu i niosąc rękawki dla mojej przybranej córki.
-Taaak!- zawołała zadowolona i podskoczyła kilka razy.
-W takim razie wkładaj łapkę- podsunęłam jej 'poduszeczki' z Kubusiem Puchatkiem.
-A dzie tatuś? Bo my juz gotowe jesteśmy!- pisnęła.
-Chyba jeszcze się przebiera- uśmiechnęłam się lekko- Thoooomas- zawołałam.
-Idę, idę!- usłyszałam męski głos, a po chwili zobaczyłam jego właściciela. Obie z Lilly zaczęłyśmy głośno się śmiać.
-Tato, to moje kółecko!- powiedziała marszcząc nos i patrząc na ojca, który nie wiadomo w jaki sposób wcisnął się w żółte kółeczko z głową kaczki.
-Ja się boję, że się utopię- zrobił smutną minkę.
-Ale ty pseciez dobze pływas!- pisnęła i zachichotała.
-No dobrze... W takim razem oddam ci je- wciągnął brzuch i zsunął z siebie koło, a następnie podał je córce.
-To idziemy- powiedziałam i pokazałam w stronę szklanych drzwi prowadzących na taras. Lilly wybiegła przez nie i po chwili usłyszałam cichy plusk sygnalizujący to, że wskoczyła do basenu.
-To dziecko jest niewyżyte- stęknął Thomas i powłóczył się za mną.
-A ty zbyt poważny- pokazałam mu język- Na boooooooooooombę!- pisnęłam i wskoczyłam do wody trochę dalej niż Lilly. Basen charakteryzował się tym, że był coraz głębszy, więc Lilly nie mogła dotrzeć do mnie, bo mimo że miała rękawki panicznie bała się tego, że nie będzie dotykać dna.
-Mamusiu, chodź tu- zawołała ze śmiechem wyciągając ręce w moją stronę.
-To ty chodź to mnie- uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie- pokiwała przecząco głową- Boję się.
-Mam pomysł- zagryzłam wargę- Morgi, wskakuj tu.
-O mamciu...- zwlókł się z leżaka, na którym dopiero co zdążył się wygodnie ulokować- Wy mnie wykończycie...- powoli wszedł do basenu.
-Nie marudź, tato!- zaśmiała się Lilly.
-Słyszysz, tatulku?- zachichotałam- A teraz połóż się na plecach.
-Ale po co?- zdziwił się.
-No kładź się- delikatnie pchnęłam go, wymuszając na nim wykonanie polecenia- Pamiętasz, Lilluś, jak pływałyśmy kiedyś łódką?- pokiwała głową- Więc popływasz teraz prawie tak samo- zbliżyłam się do niej i przeniosłam w stronę Thomasa.
-Tata będzie łódką?- zdziwiła się.
-Dokładnie tak- zachichotałam i położyłam córkę na klatce ojca- No machaj tymi syrami, bo pójdziecie na dno- zwróciłam uwagę Morgiemu, który wybuchnął śmiechem.
-Boję się, boję się!- zaczęła krzyczeć Lilly, ale mimo to leżała nieruchomo bojąc się, że nawet najmniejszy ruch może sprawić, że spadnie.
-Hej, spokojnie- Thomas ją uspokoił- Widzisz, tatuś leży...
-Patrz, ja też- uśmiechnęłam się lekko i położyłam obok nich.
-Ale ja nie chcę!- pisnęła- Proszę, mamo- ten równoważnik zadziałał na mnie piorunująco. Jeśli moja CÓRKA tego nie chce, nie musi. Szybko ściągnęłam ją z Morgiego i posadziłam na brzegu- A możecie się z tatą ścigać?- zaklaskała w dłonie.
-A może ty byś się kiedyś z tatusiem pościgała?- zapytał Thomas podpływając do nas.
-Jak się przestanę bać- odpowiedziała rezolutnie- To możecie się ścigać?
-Możemy- zachichotałam i stanęłam pod ścianą.
-To ja wam powiem start, dobrze?- zapytała Lilly.
-Dobrze, dobrze- uśmiechnęłam się do niej.
-Na miejsca- Morgi stanął obok mnie z szerokim uśmiechem. Często tak rywalizowaliśmy, bo był to chyba jedyny sport (oprócz tenisa), w którym byłam od niego minimalnie lepsza- Gotowi... Start!- wzięłam głęboki oddech i patrzyłam jak Thomas rzuca się w wodę; nie zrobiłam tego samego- nadal stałam przy ścianie.
-Ej, co jest?- zapytał kiedy dopłynął do przeciwległego końca basenu.
-Widzisz jaka jestem szybka? Już wróciłam!- zaśmiałam się głośno, a Lilly mi zawtórowała. Czasem miałam wrażenie, że rozumie znacznie więcej niż inne dzieci w jej wieku.
-O ty mendo...- syknął- Wiej- nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Jak z wrzątku wyskoczyłam z basenu i pobiegłam za dom słysząc za sobą kroki Thomasa.
-Aaa!- pisnęłam potykając się o węża ogrodowego. Po chwili wylądowałam na zielonej trawie dzień wcześniej przyciętej przez chłopaka.
-Mam cię!- krzyknął rzucając się na mnie.
-O kurna, Thomas, ważysz chyba z tonę- zaśmiałam się odchylając głowę do tyłu.
-Kara adekwatna do winy- zawtórował mi przysysając się do mojej szyi.
-O nie, tylko nie malinka, proszę!- zaczęłam go spychać z siebie ile tylko miałam sił- niestety bezskutecznie. Po chwili przeniósł się na drugą stronę szyi i to miejsce również oznakował- Głupek- wypięłam mu język, kiedy tylko odkleił się ode mnie.
-Odwołaj to- zbliżył usta do mojego dekoltu.
-Dobra, dobra, odwołuję- pisnęłam, by tylko uniknąć kolejnej czerwonej plamki.
-To powiedz mi coś miłego- wyszczerzył się szeroko.
-Nie jesteś głupkiem tylko moim kochanym Thomaskiem mysiem pysiem?- po zadaniu pytania zaśmiałam się głośno.
-Mmmm, jak miło- mruknął i pocałował mnie delikatnie. Nagle naszych uszu dobiegł głośny plusk. Morgi szybko się ode mnie oderwał.
-Lilly!- pisnęłam i pobiegłam w stronę basenu. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Thomas wyprzedził mnie i stał przy zbiorniku dużo wcześniej. No właśnie- dlaczego stał i nie ratował jej?- Morgi, co ty...- nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ona płynęła!
-Mamo, płynę!- zawołała zadowolona.
-Brawo, córeczko- uśmiechnęłam się do niej szeroko. Czyli co? Czas na błogą sielankę i pełną rodzinkę?
-Tato, głodna jestem- powiedziała Lilly usadawiając się na ziemi obok jego leżaka.
-A co byś zjadła, słoneczko?- leniwie podniósł głowę i uśmiechnął się do córki. Ja z Morgim zdążyliśmy rano zjeść śniadanie za to nasza ona nie miała ochoty nawet na obiad. Była szesnasta, a Lills do tej pory cały czas spędziła w basenie.
-A mogę kanapecki z serkiem?- uśmiechnęła się uroczo.
-A możesz- pocałował ją w czoło.
-I kakałko?- zaproponowałam.
-Taaaak!- ucieszyła się.
-To pójdziemy się przebrać, a tata zrobi kanapeczki, dobrze?- uśmiechnęłam się do Lilly. Ta tylko pokiwała głową i udała się ze mną w stronę domu.
-I jak tam?- zapytałam wchodząc do kuchni i przytulając się od tyłu do Thomasa.
-Chyba nie jestem w tym mistrzem...- stęknął pokazując na talerzyk, na którym leżały jakby podarte kawałki chleba.
-Morgi, miałeś po prostu zrobić kanapkę i pokroić ją na trójkąciki- zaśmiałam się głośno.
-Jestem tylko facetem- podniósł ręce w obronnym geście.
-Dobra, facecie- stanęłam obok niego i trąciłam biodrem.
-Jak ja cię kocham- pocałował mnie w policzek. Poprawiłam kanapki po czym wraz z kakaem zaniosłam do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie w salonie oglądając Clifforda.
MUSIELIŚCIE TROCHĘ POCZEKAĆ, ALE MAM NADZIEJĘ, ŻE BYŁO WARTO, BO ROZDZIAŁ DŁUGI I WGL :))) ZOSTAŁ MI TYLKO EPILOG, KTÓRY NA PEWNO WAS ZASKOCZY. PEWNIE JAK ZAUWAŻYLIŚCIE NIE MAM JUŻ TAKIEJ WENY DO TEGO OPOWIADANIA, ALE SKORO JUŻ KOŃCZĘ TO ZAŁOŻYŁAM DRUGI BLOG http://barszcz-z-uszkami.blogspot.com/ NA KTÓRYM BĘDĘ WYLEWAĆ SWOJĄ WENĘ.
MAM NADZIEJĘ, ŻE TEN ROZDZIAŁ SIĘ WAM SPODOBA.
MAggia <# Nie kończ! Nie, nie, nie! A jak tam sprawa z drugim blogiem, o skokach?
OdpowiedzUsuńMuszę się nad nim zastanowić. Jakoś nie mam weny, a nie chcę niczego pisać wbrew sobie. Może zacznę go kontynuować, gdy skończę ten o siatkówce, bo chyba nie umiem pisać dwóch na raz :D
Usuńsuper rozdział, weny w następnym opowiadaniu
OdpowiedzUsuńCo będzie w epilogu, chcę wiedzieć teraz.... :c
OdpowiedzUsuńTak dobrze to ma tylko Zuza :DDDDD
UsuńSuper ♥ Szkoda że koniec :C Płaczem :C
OdpowiedzUsuńNie płakaj :c Jest jeszcze o siatkarzach :D
UsuńNie kończ, błagam!!! Moje życie straci sens :( Rozdział jak zwykle bez zarzutu ;) To już powoli staje się nie do wytrzymania ;) Do niczego nie można się przyczepić :)
OdpowiedzUsuńTwoje życie może odzyskać sens, bo przecież piszę o siatkarzach! Jeśli lubisz to zapraszam barszcz-z-uszkami.blogspot.com/ . Ja tam sama do siebie mam się do czego przyczepić :P
UsuńMoje życie również traci sens
OdpowiedzUsuńKocham te opowiadanie, kocham najmocniej.
Ojejku, jakie to słodkie. Dziękuję bardzo :*
UsuńNo i płacze, jak jakieś male dziecko.
OdpowiedzUsuńEjjj :c To wbijajcie tu barszcz-z-uszkami.blogspot.com/ . Też chyba nie jest najgorzej :P
Usuńoooo to juz prawie koniec :( :( bardzo szkoda :( mam nadzieje ze zdecydujesz sie zacząć pisać opowiadanie o polskich skoczkach :) a co do rozdziału bardzo mi sie podoba i Lilly mówi do Domi mamusiu :) jak słodko ♥:D
OdpowiedzUsuńMoże spróbuję, ale chyba nie w najbliższej przyszłości. Dam wam znać, jeśli zacznę :D
Usuńok czekam na jakieś wieści :)
UsuńTen rozdział jest zajebisty :3 A Lili taka słodziutka <3
OdpowiedzUsuń