Leniwie zwlekłam się z łóżka, czując, że moja głowa jest bardzo ciężka. Co do cholery... Dlaczego jestem naga? Przypomniałam obie wczorajszy wieczór i z wrażenia po raz kolejny musiałam usiąść.
-O kurczę, no to nieźle...- mruknęłam, wciągając na siebie białą koszulę Thomasa, którą wczoraj z taką namiętnością z niego zrywałam. Powoli kierowałam się schodami na dół, by po chwili zatrzymać się przed drzwiami kuchni i uważnie nasłuchiwać.
-Oj, Lilly, wszystko zaczyna się układać- usłyszałam wesoły głos Thomasa- Jest cudownie, wiesz?- weszłam do pomieszczenia i cicho wyciągnęłam z lodówki butelkę wody. Morgi stał tyłem i najwidoczniej coś kuchcił.
-Dzień dobry- powiedziałam cicho, opierając się o framugę drzwi.
-Domi!- Thomas położył dłoń na piersi- Wystraszyłaś mnie! Długo tu stoisz?
-Chwilkę- odpowiedziałam zgodnie z prawdą, po czym pociągnęłam łyk wody.
-Głodna?- zapytał, stawiając na stole talerz z naleśnikami.
-Troszeczkę- mruknęłam, odkładając butelkę do lodówki.
-Kiedy masz ten egzamin?- zapytał.
-Za dwa tygodnie- westchnęłam- A co?
-A nic, tak się pytam- uśmiechnął się lekko- Jedz, bo wystygnie.
-Thoooomas, ty chcesz mnie utuczyć- jęknęłam, wsuwając kawałek do ust.
-Ano chcę. Odkąd wczoraj zobaczyłem twoje wystające żebra, stanowczo!
-Ej, ja jestem tłuścioszkiem, nie chudzinką- zrobiłam smutną minkę.
-Hahahahahah, błagam, nie rozśmieszaj mi nerek- zaśmiał się Morgi- Dziwię się, że nie masz anoreksji! Ile ważysz? Z pięćdziesiąt kilo?
-E, może- wbiłam wzrok w talerz.
-No właśnie- złapał mnie za biodra i podniósł, by zająć moje miejsce, a następnie usadzić mnie na swoich kolanach.
-Wyspałeś się?- zapytałam, próbując zmienić temat.
-Tak- zachichotał- Przepraszam, że wczoraj tak zasnąłem, ale naprawdę byłem padnięty.
-No coś ty, nie musisz mnie przepraszać- pocałowałam delikatnie jego policzek.
-Dzwonili moi rodzice, zapraszają nas na obiad- przytulił się do moich pleców.
-Nie wiem czy to jest dobry pomysł- zagryzłam wargę.
-Dlaczego?- zdziwił się Thomas.
-No bo nie wiem czy spodoba im się to, że tak szybko po śmierci Cris związałeś się z kimś innym...- zjadłam kolejny kawałek naleśnika.
-Zwariowałaś?!- niemal krzyknął- Oni cię uwielbiają!
-Ej, uwielbiali jako przyjaciółkę. Twoją i Cris, a nie twoją nową dziewczynę- westchnęłam.
-Moją nową dziewczynę- niemal widziałam jak się uśmiecha- Jak to ładnie brzmi- obrócił mnie w swoją stronę- Wczoraj było cudownie- jęknął, wtulając się we mnie.
-Cicho bądź, Lilly tu jest- pokazałam palcem na dziewczynkę siedzącą w foteliku na blacie.
-No i co z tego?- zdziwił się.
-No to, że to nieetyczne- zaśmiałam się, jedząc resztę naleśnika.
-Ale to chyba dobrze, że jej rodzice się kochają?- pocałował mnie w policzek.
-Rodzice? Kochają?- niemal zadławiłam się jedzeniem.
-No jesteś dla niej niemal jak matka- uśmiechnął się- Z tą różnicą, że po prostu jej nie urodziłaś.
-Thomas, to po prostu- zrobiłam cudzysłów w powietrzu- jest w miarę ważne, wiesz?
-Ale ty jej zastępujesz matkę- westchnął- Nie drążmy już tego tematu...
-Jak wyglądam?- zapytałam, przymierzając czwartą już parę butów.
-Ej, te są najlepsze- mruknął, siłując się z krawatem.
-Tak sądzisz?- obróciłam się w miejscu i przejrzałam w lustrze.
-Tak właśnie sądzę- objął mnie od tyłu i pocałował w kark.
-Ugh, denerwuję się- jęknęłam.
-Czym?- obrócił mnie przodem do siebie- Jesteś taka kochana... Ciebie nie da się nie lubić- uśmiechnęłam się delikatnie, poprawiając źle zawiązany krawat.
-Mam nadzieję, że masz rację- przyjęłam buziaka w czoło, po czym chwyciłam Lilly ubraną w różową sukienkę.
-W tym tygodniu muszę kupić drugi samochód. Jeden to zdecydowanie za mało- westchnął, chwytając kluczyki.
-Mhm- mruknęłam, przypominając sobie to, w jaki sposób jego wcześniejsze auto niemal zniknęło z powierzchni ziemi.
-No już, słoneczka. Lecimy- mruknął, otwierając przed nami drzwi.
-Dzień dobry- powiedziałam nieśmiało, gdy za drzwiami pojawiła się kobieta średniego wzrostu.
-O dzień dobry!- wesoło przywitała mnie Alice, gestem ręki zapraszając do środka- A gdzie Thomas?
-Bierze jeszcze nosidełko- uśmiechnęłam się delikatnie.
-O moja wnuczka!- kobieta wyciągnęła ręce po dziewczynkę- Ty urosłaś, Lilluś- pocałowała ją w policzek i ruszyła w stronę salonu, a ja tuż za nią.
-Dzień dobry- powiedziałam w stronę taty Morgiego.
-Dominika, jak miło cię widzieć!- delikatnie pocałował mnie w policzek i wziął ode mnie ciężką torbę z rzeczami Lilly- Kawy, herbaty?- zaproponował.
-Kawę poproszę- posłałam uśmiech w jego stronę- Może pani ściągnąć jej kurteczkę, bo się zgrzeje- westchnęłam, opadając na kanapę.
-To kiedy wyjeżdżacie?- zapytała Alice, podsuwając mi pod nos tacę z ciasteczkami.
-To my gdzieś wyjeżdżamy?- zaśmiałam się.
-Ano- mruknął Thomas, udając niezainteresowanego.
-Ej, może mnie oświecisz? I przy okazji poinformujesz co zamierzasz zrobić z Lilly, bo ona raczej z nami nie pojedzie?
-Spokojnie, Domi- Morgi położył dłoń na moim kolanie.
-My się nią zaopiekujemy- dodał Eric, uśmiechając się promiennie.
-Ja nie chciałabym robić kłopotu... Zresztą przecież zaraz mam egzamin i to nie ma sensu... Nie, Thomas, nigdzie nie jedziemy- zrzuciłam jego rękę.
-Wydaje mi się, że naprawdę przyda wam się chwila relaksu. Powinniście pobyć trochę sam na sam, przemyśleć to wszystko i odsapnąć od nowej sytuacji- powiedziała Alice.
-No dobrze, ale dopiero po egzaminie- uniosłam ręce w geście poddania.
Dwa tygodnie później wyszłam z uczelni niemal w podskokach. Zamknęłam oczy i wypełniłam płuca rześkim powietrzem. Byłam taka szczęśliwa, że mam już to za sobą. Jeszcze tylko muszę poczekać na odbiór papierów i w końcu, po sześciu latach męki, będę mogła zacząć normalnie pracować! Czekała mnie jeszcze specjalizacja, ale nie chciałam teraz o tym myśleć. Niczym sarenka zbiegłam ze schodów i udałam się w stronę mojego auta, przy którym dostrzegłam wysoką męską sylwetkę.
-Thomas!- pisnęłam, rzucając mu się na szyję.
-No nareszcie!- delikatnie mnie podniósł- Gratuluję!- niemal krzyknął i obrócił mnie kila razy wokół własnej osi.
-A skąd wiesz, że zdałam?- zachichotałam, całując go w policzek.
-Bo jesteś taka zdolna, że to więcej niż pewne, a w dodatku zasłużyłaś na to jak nikt inny- uśmiechnął się.
-Dziękuję ci, że wytrzymałeś ze mną te dwa tygodnie...
-Nie było tak źle- puścił mnie oczko i otworzył drzwi auta od strony pasażera. Dobrze wiedziałam, że mówi tak tylko po to żeby być miłym. Zdawałam sobie sprawę, że przechodził prawdziwą mękę. Rano zamykałam się w pokoju gościnnym i nie wychodziłam stamtąd niemal do wieczora. Kochany Thomas w tym czasie zajmował się Lilly, sprzątał i gotował mi coś do przekąszenia, żebym nie umarła z głodu nad powtórkami.
-W każdym bądź razie, teraz czas na zasłużony relaks- jęknęłam, rzucając czarną marynarkę na tylne siedzenie.
-Majorko, nadchodzimy- zaśmiał się Morgi, ruszając spod uczelni.
-O kurczę, no to nieźle...- mruknęłam, wciągając na siebie białą koszulę Thomasa, którą wczoraj z taką namiętnością z niego zrywałam. Powoli kierowałam się schodami na dół, by po chwili zatrzymać się przed drzwiami kuchni i uważnie nasłuchiwać.
-Oj, Lilly, wszystko zaczyna się układać- usłyszałam wesoły głos Thomasa- Jest cudownie, wiesz?- weszłam do pomieszczenia i cicho wyciągnęłam z lodówki butelkę wody. Morgi stał tyłem i najwidoczniej coś kuchcił.
-Dzień dobry- powiedziałam cicho, opierając się o framugę drzwi.
-Domi!- Thomas położył dłoń na piersi- Wystraszyłaś mnie! Długo tu stoisz?
-Chwilkę- odpowiedziałam zgodnie z prawdą, po czym pociągnęłam łyk wody.
-Głodna?- zapytał, stawiając na stole talerz z naleśnikami.
-Troszeczkę- mruknęłam, odkładając butelkę do lodówki.
-Kiedy masz ten egzamin?- zapytał.
-Za dwa tygodnie- westchnęłam- A co?
-A nic, tak się pytam- uśmiechnął się lekko- Jedz, bo wystygnie.
-Thoooomas, ty chcesz mnie utuczyć- jęknęłam, wsuwając kawałek do ust.
-Ano chcę. Odkąd wczoraj zobaczyłem twoje wystające żebra, stanowczo!
-Ej, ja jestem tłuścioszkiem, nie chudzinką- zrobiłam smutną minkę.
-Hahahahahah, błagam, nie rozśmieszaj mi nerek- zaśmiał się Morgi- Dziwię się, że nie masz anoreksji! Ile ważysz? Z pięćdziesiąt kilo?
-E, może- wbiłam wzrok w talerz.
-No właśnie- złapał mnie za biodra i podniósł, by zająć moje miejsce, a następnie usadzić mnie na swoich kolanach.
-Wyspałeś się?- zapytałam, próbując zmienić temat.
-Tak- zachichotał- Przepraszam, że wczoraj tak zasnąłem, ale naprawdę byłem padnięty.
-No coś ty, nie musisz mnie przepraszać- pocałowałam delikatnie jego policzek.
-Dzwonili moi rodzice, zapraszają nas na obiad- przytulił się do moich pleców.
-Nie wiem czy to jest dobry pomysł- zagryzłam wargę.
-Dlaczego?- zdziwił się Thomas.
-No bo nie wiem czy spodoba im się to, że tak szybko po śmierci Cris związałeś się z kimś innym...- zjadłam kolejny kawałek naleśnika.
-Zwariowałaś?!- niemal krzyknął- Oni cię uwielbiają!
-Ej, uwielbiali jako przyjaciółkę. Twoją i Cris, a nie twoją nową dziewczynę- westchnęłam.
-Moją nową dziewczynę- niemal widziałam jak się uśmiecha- Jak to ładnie brzmi- obrócił mnie w swoją stronę- Wczoraj było cudownie- jęknął, wtulając się we mnie.
-Cicho bądź, Lilly tu jest- pokazałam palcem na dziewczynkę siedzącą w foteliku na blacie.
-No i co z tego?- zdziwił się.
-No to, że to nieetyczne- zaśmiałam się, jedząc resztę naleśnika.
-Ale to chyba dobrze, że jej rodzice się kochają?- pocałował mnie w policzek.
-Rodzice? Kochają?- niemal zadławiłam się jedzeniem.
-No jesteś dla niej niemal jak matka- uśmiechnął się- Z tą różnicą, że po prostu jej nie urodziłaś.
-Thomas, to po prostu- zrobiłam cudzysłów w powietrzu- jest w miarę ważne, wiesz?
-Ale ty jej zastępujesz matkę- westchnął- Nie drążmy już tego tematu...
-Jak wyglądam?- zapytałam, przymierzając czwartą już parę butów.
-Ej, te są najlepsze- mruknął, siłując się z krawatem.
-Tak sądzisz?- obróciłam się w miejscu i przejrzałam w lustrze.
-Tak właśnie sądzę- objął mnie od tyłu i pocałował w kark.
-Ugh, denerwuję się- jęknęłam.
-Czym?- obrócił mnie przodem do siebie- Jesteś taka kochana... Ciebie nie da się nie lubić- uśmiechnęłam się delikatnie, poprawiając źle zawiązany krawat.
-Mam nadzieję, że masz rację- przyjęłam buziaka w czoło, po czym chwyciłam Lilly ubraną w różową sukienkę.
-W tym tygodniu muszę kupić drugi samochód. Jeden to zdecydowanie za mało- westchnął, chwytając kluczyki.
-Mhm- mruknęłam, przypominając sobie to, w jaki sposób jego wcześniejsze auto niemal zniknęło z powierzchni ziemi.
-No już, słoneczka. Lecimy- mruknął, otwierając przed nami drzwi.
-Dzień dobry- powiedziałam nieśmiało, gdy za drzwiami pojawiła się kobieta średniego wzrostu.
-O dzień dobry!- wesoło przywitała mnie Alice, gestem ręki zapraszając do środka- A gdzie Thomas?
-Bierze jeszcze nosidełko- uśmiechnęłam się delikatnie.
-O moja wnuczka!- kobieta wyciągnęła ręce po dziewczynkę- Ty urosłaś, Lilluś- pocałowała ją w policzek i ruszyła w stronę salonu, a ja tuż za nią.
-Dzień dobry- powiedziałam w stronę taty Morgiego.
-Dominika, jak miło cię widzieć!- delikatnie pocałował mnie w policzek i wziął ode mnie ciężką torbę z rzeczami Lilly- Kawy, herbaty?- zaproponował.
-Kawę poproszę- posłałam uśmiech w jego stronę- Może pani ściągnąć jej kurteczkę, bo się zgrzeje- westchnęłam, opadając na kanapę.
-To kiedy wyjeżdżacie?- zapytała Alice, podsuwając mi pod nos tacę z ciasteczkami.
-To my gdzieś wyjeżdżamy?- zaśmiałam się.
-Ano- mruknął Thomas, udając niezainteresowanego.
-Ej, może mnie oświecisz? I przy okazji poinformujesz co zamierzasz zrobić z Lilly, bo ona raczej z nami nie pojedzie?
-Spokojnie, Domi- Morgi położył dłoń na moim kolanie.
-My się nią zaopiekujemy- dodał Eric, uśmiechając się promiennie.
-Ja nie chciałabym robić kłopotu... Zresztą przecież zaraz mam egzamin i to nie ma sensu... Nie, Thomas, nigdzie nie jedziemy- zrzuciłam jego rękę.
-Wydaje mi się, że naprawdę przyda wam się chwila relaksu. Powinniście pobyć trochę sam na sam, przemyśleć to wszystko i odsapnąć od nowej sytuacji- powiedziała Alice.
-No dobrze, ale dopiero po egzaminie- uniosłam ręce w geście poddania.
Dwa tygodnie później wyszłam z uczelni niemal w podskokach. Zamknęłam oczy i wypełniłam płuca rześkim powietrzem. Byłam taka szczęśliwa, że mam już to za sobą. Jeszcze tylko muszę poczekać na odbiór papierów i w końcu, po sześciu latach męki, będę mogła zacząć normalnie pracować! Czekała mnie jeszcze specjalizacja, ale nie chciałam teraz o tym myśleć. Niczym sarenka zbiegłam ze schodów i udałam się w stronę mojego auta, przy którym dostrzegłam wysoką męską sylwetkę.
-Thomas!- pisnęłam, rzucając mu się na szyję.
-No nareszcie!- delikatnie mnie podniósł- Gratuluję!- niemal krzyknął i obrócił mnie kila razy wokół własnej osi.
-A skąd wiesz, że zdałam?- zachichotałam, całując go w policzek.
-Bo jesteś taka zdolna, że to więcej niż pewne, a w dodatku zasłużyłaś na to jak nikt inny- uśmiechnął się.
-Dziękuję ci, że wytrzymałeś ze mną te dwa tygodnie...
-Nie było tak źle- puścił mnie oczko i otworzył drzwi auta od strony pasażera. Dobrze wiedziałam, że mówi tak tylko po to żeby być miłym. Zdawałam sobie sprawę, że przechodził prawdziwą mękę. Rano zamykałam się w pokoju gościnnym i nie wychodziłam stamtąd niemal do wieczora. Kochany Thomas w tym czasie zajmował się Lilly, sprzątał i gotował mi coś do przekąszenia, żebym nie umarła z głodu nad powtórkami.
-W każdym bądź razie, teraz czas na zasłużony relaks- jęknęłam, rzucając czarną marynarkę na tylne siedzenie.
-Majorko, nadchodzimy- zaśmiał się Morgi, ruszając spod uczelni.
LEJĘ WODĘ I WIEM, ŻE NIEKTÓRYM Z WAS SIĘ TO NIE SPODOBA, WIEM, ALE CZASEM TAK TRZEBA :c
STRASZNIE WYMĘCZYŁAM TEN ROZDZIAŁ, ZDAJĘ SOBIE Z TEGO SPRAWĘ. POCZEKAJCIE DO ŚRODY TO DAM COŚ NIEZŁEGO :))))
TAK SOBIE POMYŚLAŁAM, ŻE MOGĘ SOBIE W SUMIE TROCHĘ Z WAMI POGADAĆ W TYCH KOMENTARZACH, BO MAM Z WAMI- MOIMI CZYTELNIKAMI- ŚREDNI KONTAKT. WIĘC HEY HO, LET'S GO :)
POWIEDZONKO 'NIE ROZŚMIESZAJ MI NEREK' ZACZERPNIĘTE ZE SLANGU ZUZANKI :D
POWIEDZONKO 'NIE ROZŚMIESZAJ MI NEREK' ZACZERPNIĘTE ZE SLANGU ZUZANKI :D
Do środy ? :c Ale cóż mi się tam podoba <3
OdpowiedzUsuńMi sie podoba ten rozdział i tak jak każdy inny jest super:)
OdpowiedzUsuńrozdział jest taki jak by to powiedzieć ?....zajebisty :* wenyy
OdpowiedzUsuńŚwietny <3 weny weny weny! tak się zastanawiam, jaki jest twój ulubiony skoczek? ;D
OdpowiedzUsuńKofi, Schlieri, Morgi, Kot <3 ich najbardziej :3
Usuń