-Twoja mama zakochała się w Lilly- powiedział Thomas wkładając naczynia do zmywarki.
-Będzie ją traktowała jak własną wnuczkę- odpowiedziałam uśmiechając się szeroko.
-I widzisz, wszystko się układa- mruknął, delikatnie mnie obejmując. Nic nie odpowiedziałam, po prostu zarzuciłam ręce na jego szyję i wpatrywałam się w szmaragdowe oczy. Staliśmy tak przez chwilę mierząc się wzrokiem, aż w końcu stanęłam na palcach i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
-Co do cholery...- usłyszałam dobrze znany mi głos i nagle zrobiło mi się przeraźliwie słabo. Jak poparzona odskoczyłam od Morgiego i wierzchem dłoni otarłam usta.
-Gregor...- powiedział cicho Thomas.
-Co? Co Gregor?- warknął chłopak rzucając na kuchenną półkę niewielką torebkę.- Co Gregor? Sorry stary, ale twoja laska przeprowadziła się tu żebym mógł ją ruchać bez ograniczeń?! To chcesz mi powiedzieć?!
-Była- zaznaczyłam spokojnie.
-To nie ma nic do rzeczy! Tak się opiekujesz Lilly?!- syknął.
-A co ciebie to niby obchodzi?!- wtrącił się Thomas- Ty nie potrafiłeś docenić tego co miałeś, wiec teraz możesz pluć sobie w brodę, a nie na nas najeżdżać!
-Gregor- podeszłam do niego i złapałam za rękaw bluzy- ja chciałam ci powiedzieć, ale bałam się, że właśnie tak zareagujesz...
-A czego ty się niby spodziewałaś?- wyrwał dłoń- Że wam pogratuluję?!
-Po prostu bałam się, że z Thomasem przestaniecie się przyjaźnić, dlatego nie chciałam ci tego mówić...- szepnęłam, zgodnie z prawdą.
-Więc najlepiej milczeć jak grób!- wrzasnął niemal prosto do mojego ucha.
-Trzeba było się pilnować, to nie byłoby tej sytuacji! Sandry nie byłoby w naszym życiu, a Cristina nadal by żyła!- odpłaciłam mu się tym samym.
-To nie znaczy, że możesz się sprzedawać na prawo i lewo!
Co? Czy ja się przesłyszałam? To nie był mój Gregor, to nie ten chłopak, który kiedyś był mi tak bliski.
Ze łzami wściekłości w oczach stanęłam na palcach i otwartą dłonią uderzyłam go w policzek.
-Ał- wymsknęło się z jego ust.
-Ał?!- krzyknęłam- Ty pieprz...
-Przestań- powiedział spokojnie Morgi łapiąc mnie za ramię- A ty wyjdź- rzucił w stronę Gregora.
-Nawet nie wiesz jak bardzo mnie zraniłaś...- westchnął Schlieri.
-Szkoda, że ty nie myślałeś o tym jak mnie ranisz sypiając z Sandrą!- warknęłam- Poza tym my nawet nie jesteśmy razem- pokazałam dłonią na Thomasa- A zresztą... Przecież nie muszę ci się tłumaczyć. Wyjdź. Wynocha!
-Dobrze się czujesz?- zapytał Morgi, wchodząc do salonu.
-Przecież ja się nie sprzedaję- jęknęłam, popijając wino wprost z butelki.
-Oczywiście, że nie- powiedział, siadając obok na miękkiej sofie- Chyba nie będziesz go słuchać...
-Boże, przecież ja naprawdę czuję się fatalnie w tej sytuacji, a on mi jeszcze dokłada- jęknęłam.
-Ej, nie martw się już tym. Wszystko sobie wytłumaczyliśmy, tak?- zagarnął moje włosy za uszy.
-Tak wyglądam jak słoń Babar- zaśmiałam się, poprawiając loki.
-Co?- Morgi wybuchnął niepohamowanym atakiem śmiechu- No proszę cię... Jesteś piękna.
-Dzięki, Tommy- powiedziałam cicho i wtuliłam głowę w jego klatkę.
-Jak cię zaraz...- mruknął jadowitym tonem, po czym wbił palce w moje żebra.
-Aaa!- pisnęłam, odskakując.
-To za Tommy'ego- wytłumaczył wzruszając ramionami.
-Tu- popukałam go w czółko.
-Mam do ciebie prośbę- westchnął.
-Słucham cię, słoneczko- uśmiechnęłam się szeroko.
-O jak słodko- powiedział, jednak jego twarz została smutna- Posprzątajmy dziś ciuchy Cristiny... Spalmy je...
-Chcesz palić jej ubrania?- zdziwiłam się.
-Dlaczego nie? To wszystko będzie tylko o niej przypominać...
-Ale gdy Lilly będzie nastolatką będzie chciała mieć coś po mamie... Jestem pewna- powiedziałam cicho.
-Przecież kiedy ona będzie je zakładać to będzie wyglądać zupełnie jak Cris...
-Thomas, nic na to nie poradzisz... Już teraz jest do niej podobna...- mruknęłam.
-Tak mi jej brakuje, wiesz? Chciałem ją zostawić, a ona zostawiła mnie... A teraz okazuje się, że była niezastąpiona- ukrył twarz w dłoniach.
-No błagam, nie płacz- stęknęłam przytulając się do niego- Jak mądrze powiedziałeś- już nic z tym nie zrobimy, tak? Teraz musimy olać Gregora i skupić się na wychowaniu Lilly na porządnego człowieka.
-Masz rację- powiedział cicho- Jak dobrze, że cię mam...
-Pani Tulph, proszę tutaj- gdy po skończonym wykładzie miałam udać się ku wyjściu z auli, usłyszałam tak znienawidzony przeze mnie głos. Zastanawiając się o co tym razem chodzi wybitnemu profesorowi, wolnym krokiem ruszyłam w jego stronę.
-Tak?- zapytałam siląc się na uśmiech.
-Ma pani dużo szczęścia.- popatrzyłam na niego pytająco- Chodzi mi o to że gdyby nie dzisiejsza wizyta Gregora, niechybnie zostałaby pani powołana do zdawania egzaminu lekarskiego za rok...- uśmiechnął się jadowicie- Chyba zdaję sobie pani sprawę, że w tym semestrze nie było pani niemal na połowie zajęć, a przyszły lekarz nie może pozwolić sobie na taką absencję.
-Oczywiście- gorliwie pokiwałam głową- Bardzo mi przykro z tego powodu, ale zmusiła mnie do tego sytuacja rodzinna...
-Czy może pani mówić jaśniej?
-Moja przyjaciółka miała wypadek...- mruknęłam, zagryzając wargę.
-Bardzo mi przykro- powiedział mężczyzna, jednak widziałam że tak naprawdę wcale nie jest mu żal- Rozumiem, że wszystko jest już w najlepszym porządku i dlatego postanowiła pani zaszczycić nas swoją obecnością
-Ona nie żyje- szepnęłam- A ja obiecałam jej, że zaopiekuję się jej dwutygodniową córeczką...
-Nie miałem pojęcia...- powiedział cicho wykładowca, któremu chyba w końcu drgnęło serce.
-W każdym bądź razie bardzo dziękuję. Gregorowi też podziękuję- uśmiechnęłam się lekko.
-Pani Tulph, ja wiem, że pani czasami mogła odnieść wrażenie, że ja pani nie lubię, wprost nie cierpię, ale proszę mi zaufać, że tego nauczyło mnie życie. Jeśli odpuści się studentowi, ten nigdy nie będzie dobry w swoim fachu, a pani ma szansę zostać naprawdę doskonałym lekarzem. Ale faktycznie, gdyby Gregor tu nie przyszedł i nie poprosił mnie o danie pani jeszcze jednej szansy, na pewno nie dopuściłbym pani do tego egzaminu. I proszę mi nie mieć tego za złe...
-Nie mam- powiedziałam szybko.
-W takim razie dziękuję i widzimy się w środę- powiedział, wracając do starego tonu głosu i demonstracyjnie mnie ignorując, wbijając wzrok w pliki papierów, porozrzucanych na biurku.
Wsiadłam do samochodu i włączyłam silnik. Nie mogłam w to uwierzyć. Gregor poszedł do mojego wykładowcy i prosił go żeby ten dopuścił mnie do egzaminu, niewiarygodne... Myślałam, że jest na mnie wściekły, że nie chce mnie znać. Przecież wczoraj o mało co go nie zabiłam... O co w tym wszystkim chodzi?
-Będzie ją traktowała jak własną wnuczkę- odpowiedziałam uśmiechając się szeroko.
-I widzisz, wszystko się układa- mruknął, delikatnie mnie obejmując. Nic nie odpowiedziałam, po prostu zarzuciłam ręce na jego szyję i wpatrywałam się w szmaragdowe oczy. Staliśmy tak przez chwilę mierząc się wzrokiem, aż w końcu stanęłam na palcach i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
-Co do cholery...- usłyszałam dobrze znany mi głos i nagle zrobiło mi się przeraźliwie słabo. Jak poparzona odskoczyłam od Morgiego i wierzchem dłoni otarłam usta.
-Gregor...- powiedział cicho Thomas.
-Co? Co Gregor?- warknął chłopak rzucając na kuchenną półkę niewielką torebkę.- Co Gregor? Sorry stary, ale twoja laska przeprowadziła się tu żebym mógł ją ruchać bez ograniczeń?! To chcesz mi powiedzieć?!
-Była- zaznaczyłam spokojnie.
-To nie ma nic do rzeczy! Tak się opiekujesz Lilly?!- syknął.
-A co ciebie to niby obchodzi?!- wtrącił się Thomas- Ty nie potrafiłeś docenić tego co miałeś, wiec teraz możesz pluć sobie w brodę, a nie na nas najeżdżać!
-Gregor- podeszłam do niego i złapałam za rękaw bluzy- ja chciałam ci powiedzieć, ale bałam się, że właśnie tak zareagujesz...
-A czego ty się niby spodziewałaś?- wyrwał dłoń- Że wam pogratuluję?!
-Po prostu bałam się, że z Thomasem przestaniecie się przyjaźnić, dlatego nie chciałam ci tego mówić...- szepnęłam, zgodnie z prawdą.
-Więc najlepiej milczeć jak grób!- wrzasnął niemal prosto do mojego ucha.
-Trzeba było się pilnować, to nie byłoby tej sytuacji! Sandry nie byłoby w naszym życiu, a Cristina nadal by żyła!- odpłaciłam mu się tym samym.
-To nie znaczy, że możesz się sprzedawać na prawo i lewo!
Co? Czy ja się przesłyszałam? To nie był mój Gregor, to nie ten chłopak, który kiedyś był mi tak bliski.
Ze łzami wściekłości w oczach stanęłam na palcach i otwartą dłonią uderzyłam go w policzek.
-Ał- wymsknęło się z jego ust.
-Ał?!- krzyknęłam- Ty pieprz...
-Przestań- powiedział spokojnie Morgi łapiąc mnie za ramię- A ty wyjdź- rzucił w stronę Gregora.
-Nawet nie wiesz jak bardzo mnie zraniłaś...- westchnął Schlieri.
-Szkoda, że ty nie myślałeś o tym jak mnie ranisz sypiając z Sandrą!- warknęłam- Poza tym my nawet nie jesteśmy razem- pokazałam dłonią na Thomasa- A zresztą... Przecież nie muszę ci się tłumaczyć. Wyjdź. Wynocha!
-Dobrze się czujesz?- zapytał Morgi, wchodząc do salonu.
-Przecież ja się nie sprzedaję- jęknęłam, popijając wino wprost z butelki.
-Oczywiście, że nie- powiedział, siadając obok na miękkiej sofie- Chyba nie będziesz go słuchać...
-Boże, przecież ja naprawdę czuję się fatalnie w tej sytuacji, a on mi jeszcze dokłada- jęknęłam.
-Ej, nie martw się już tym. Wszystko sobie wytłumaczyliśmy, tak?- zagarnął moje włosy za uszy.
-Tak wyglądam jak słoń Babar- zaśmiałam się, poprawiając loki.
-Co?- Morgi wybuchnął niepohamowanym atakiem śmiechu- No proszę cię... Jesteś piękna.
-Dzięki, Tommy- powiedziałam cicho i wtuliłam głowę w jego klatkę.
-Jak cię zaraz...- mruknął jadowitym tonem, po czym wbił palce w moje żebra.
-Aaa!- pisnęłam, odskakując.
-To za Tommy'ego- wytłumaczył wzruszając ramionami.
-Tu- popukałam go w czółko.
-Mam do ciebie prośbę- westchnął.
-Słucham cię, słoneczko- uśmiechnęłam się szeroko.
-O jak słodko- powiedział, jednak jego twarz została smutna- Posprzątajmy dziś ciuchy Cristiny... Spalmy je...
-Chcesz palić jej ubrania?- zdziwiłam się.
-Dlaczego nie? To wszystko będzie tylko o niej przypominać...
-Ale gdy Lilly będzie nastolatką będzie chciała mieć coś po mamie... Jestem pewna- powiedziałam cicho.
-Przecież kiedy ona będzie je zakładać to będzie wyglądać zupełnie jak Cris...
-Thomas, nic na to nie poradzisz... Już teraz jest do niej podobna...- mruknęłam.
-Tak mi jej brakuje, wiesz? Chciałem ją zostawić, a ona zostawiła mnie... A teraz okazuje się, że była niezastąpiona- ukrył twarz w dłoniach.
-No błagam, nie płacz- stęknęłam przytulając się do niego- Jak mądrze powiedziałeś- już nic z tym nie zrobimy, tak? Teraz musimy olać Gregora i skupić się na wychowaniu Lilly na porządnego człowieka.
-Masz rację- powiedział cicho- Jak dobrze, że cię mam...
-Pani Tulph, proszę tutaj- gdy po skończonym wykładzie miałam udać się ku wyjściu z auli, usłyszałam tak znienawidzony przeze mnie głos. Zastanawiając się o co tym razem chodzi wybitnemu profesorowi, wolnym krokiem ruszyłam w jego stronę.
-Tak?- zapytałam siląc się na uśmiech.
-Ma pani dużo szczęścia.- popatrzyłam na niego pytająco- Chodzi mi o to że gdyby nie dzisiejsza wizyta Gregora, niechybnie zostałaby pani powołana do zdawania egzaminu lekarskiego za rok...- uśmiechnął się jadowicie- Chyba zdaję sobie pani sprawę, że w tym semestrze nie było pani niemal na połowie zajęć, a przyszły lekarz nie może pozwolić sobie na taką absencję.
-Oczywiście- gorliwie pokiwałam głową- Bardzo mi przykro z tego powodu, ale zmusiła mnie do tego sytuacja rodzinna...
-Czy może pani mówić jaśniej?
-Moja przyjaciółka miała wypadek...- mruknęłam, zagryzając wargę.
-Bardzo mi przykro- powiedział mężczyzna, jednak widziałam że tak naprawdę wcale nie jest mu żal- Rozumiem, że wszystko jest już w najlepszym porządku i dlatego postanowiła pani zaszczycić nas swoją obecnością
-Ona nie żyje- szepnęłam- A ja obiecałam jej, że zaopiekuję się jej dwutygodniową córeczką...
-Nie miałem pojęcia...- powiedział cicho wykładowca, któremu chyba w końcu drgnęło serce.
-W każdym bądź razie bardzo dziękuję. Gregorowi też podziękuję- uśmiechnęłam się lekko.
-Pani Tulph, ja wiem, że pani czasami mogła odnieść wrażenie, że ja pani nie lubię, wprost nie cierpię, ale proszę mi zaufać, że tego nauczyło mnie życie. Jeśli odpuści się studentowi, ten nigdy nie będzie dobry w swoim fachu, a pani ma szansę zostać naprawdę doskonałym lekarzem. Ale faktycznie, gdyby Gregor tu nie przyszedł i nie poprosił mnie o danie pani jeszcze jednej szansy, na pewno nie dopuściłbym pani do tego egzaminu. I proszę mi nie mieć tego za złe...
-Nie mam- powiedziałam szybko.
-W takim razie dziękuję i widzimy się w środę- powiedział, wracając do starego tonu głosu i demonstracyjnie mnie ignorując, wbijając wzrok w pliki papierów, porozrzucanych na biurku.
Wsiadłam do samochodu i włączyłam silnik. Nie mogłam w to uwierzyć. Gregor poszedł do mojego wykładowcy i prosił go żeby ten dopuścił mnie do egzaminu, niewiarygodne... Myślałam, że jest na mnie wściekły, że nie chce mnie znać. Przecież wczoraj o mało co go nie zabiłam... O co w tym wszystkim chodzi?
HEHS, I JAK? :3
PRZEPRASZAM, ŻE OSTATNIO TROCHĘ PRZYMULIŁAM, ALE WYDAJE MI SIĘ, ŻE BYŁO TO KONIECZNE :C
KOLEJNY ROZDZIAŁ BĘDZIE W CZWARTEK LUB W PIĄTEK.
CZYTASZ= KOMENTARZ
KOLEJNY ROZDZIAŁ BĘDZIE W CZWARTEK LUB W PIĄTEK.
CZYTASZ= KOMENTARZ
CIAM CIAM. A POZA TYM TO ZUZANKA WCZORAJ MIAŁA URODZINY I OCZYWIŚCIE ZŁOŻYŁAM JEJ ŻYCZONKA, ALE TAK CHCE ZABŁYSNĄĆ W INTERNETACH WIĘC MUSZĘ SIĘ WYSILAĆ I SPECJALNIE JESZCZE JEDNE I BARDZIEJ WYJĄTKOWE NAPISAĆ :c
UWAGA ZACZYNAM: ŻEBYŚ POJECHAŁA SOBIE NA TE LGP, POZNAŁA ANDIEGO I ZACIĄGNĘŁA GO DO JAKIEJŚ KANCIAPY [MOŻE BYĆ DOMEK NORWEGÓW]. NASTĘPNIE MASZ DLA MNIE PORWAĆ THOMASA I PRZYWIEŹĆ MI GO TUŻ POD MOJE DRZWI, NAJLEPIEJ Z KOKARDKĄ NA GŁÓWCE :3 DOBRA, BO ROBI SIĘ Z TEGO KONCERT ŻYCZEŃ, A NIE TO CO POWINNO BYĆ, YO. ŻEBYŚ NAUCZYŁA SIĘ FIZYKI I ŻEBYM NIE MUSIAŁA RYSOWAĆ CI TYCH WSZYSTKICH OBRAZÓW POWSTAJĄCYCH W ZWIERCIADŁACH I INNYCH SOCZEWKACH. ŻEBYŚ DALEJ BYŁA TAKA KOCHANA I PISAŁA MI PRACE NA NIEMIECKI, Z KTÓRYCH DZIĘKI TWOJEMU GENIUSZOWI DOSTAJĘ PIĄTECZKI :3 ŻEBY WAM MORGI Z LODÓWKI KIEŁBASY NIE WYŻERAŁ, ŻEBY ANDI MÓGŁ SPAĆ Z TOBĄ W JEDNYM ŁÓŻKU, A NIE KOCZOWAĆ NA POLÓWCE W KUCHNI :D ŻEBYŚ DALEJ DAWAŁA MI TAKIE CUDOWNE POMYSŁY NA AKCJE W OPOWIADANIU, ŻEBYŚ ZAŁOŻYŁA W KOŃCU SWOJEGO BLOGA I ŻEBYŚ ZAWSZE BYŁA MOJĄ KOCHANĄ ZUZANKĄ I NIGDY SIĘ NIE ZMIENIAŁA :3
A TERAZ WSZYSCY SKŁADAJĄ ŻYCZENIA ZUZANCE XDDDDDD
Spełnienia marzeń ♡♥ :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSpełnienia marzeń dla Zuzy ♥ Rozdział świetny w czwartek piątek? Przecież ja zdechnę z tęsknoty :c Ale ....siła wyższa :c Dobra co tu dużo mówić czekam na nr ♥
OdpowiedzUsuńZuzia wszystkiego naj najlepszego. Życzę ci spełnienia wszystkich marzeń i abyś cały czas dawała Domi super pomysły na nowe akcje . Jeszcze raz wszystkiego naj. Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńRozdział genialny! czekam na kolejny...szkoda tylko że tak długo musimy czekać, ale jak trzeba to trzeba xD 100 lat dla Zuzy:) pozdrawiam i weny życzę:)
OdpowiedzUsuńCzekam na next!!! Zapraszam też na mojego bloga :D http://skijumpers4ever.blogspot.com
OdpowiedzUsuń