Na palcach wyszłam z pokoju gościnnego i zajrzałam do Lilly- spała jak aniołek. Zeszłam do salonu i usiadłam na kanapie okrywając się kocem. Nie pasowałam do tego domu. To miejsce Cristiny, nie moje. Prosiła mnie bym zaopiekowała się Thomasem i Lilly, ale jestem niemal pewna, że nie chodziło jej o to, abyśmy od razu spali w jednym łóżku. Nie czułam się zbyt pewnie w tym domu; stale miałam wrażenie, że ktoś obserwuje każdy mój ruch. Chyba jednak będę musiała się przyzwyczaić, bo zdaje się, że spędzę tu trochę czasu. Niewiarygodne jak jedna przysięga może zmienić twoje życie. Nie wiedziałam co czuję do Thomasa. Podobał mi się, był przystojny, czarujący, ułożony, rozumiał mnie, ale był po prostu przyjacielem... Matko, przecież kiedy media dowiedzą się o tym, że z nim mieszkam to będzie koniec. Zmieszają go z błotem nie wiedząc dokładnie o co tak właściwie w tym chodzi.
Wbiłam wzrok w kominek, na którym stały ustawione w równym rządku zdjęcia Cristiny z różnymi członkami rodziny. Nie chciałam żeby pamięć o niej zaginęła, ale jeśli miałam mieszkać w tym domu, powinnam też czuć się jak u siebie. Weszłam do pokoju na graty, w którym znajdowało się kilka niewypakowanych pudeł przyniesionych dziś do tego domu. Z jednego z nich wyciągnęłam zdjęcia, które niedawno odebrałam od fotografa i resztę, która już od kilku lat zalegała w moim mieszkaniu. Wróciłam do salonu i rzuciłam na kanapę wszystkie fotografie znajdujące się w tym pokoju. Cristina i Thomas- to zdjęcie zdecydowałam się zostawić na brązowej komodzie. Cris i jej mama; westchnęłam, po czym zamieniłam fotografię na zdjęcie, na którym widniały roześmiane twarze: moja, Gregora, Cristiny i Thomasa- to postawiłam na niskim parapecie. Kolejne przedstawiało moją przyjaciółkę z jej siostrą- to również zamieniłam na zdjęcie moje, Thomasa i Lilly w dniu chrztu. Na kominku postawiłam Thomasa i Cris z małą Lilly na rękach oraz córkę chrzestną w objęciach Gregora. Zdjęcie mojej przyjaciółki w ciąży zaniosłam do pokoju malutkiej dziewczynki i ustawiłam w szklanej ramce na białej półce. Ponownie wróciłam do salonu i tym razem zmieniłam położenie niemal wszystkich mebli w nadziei, że Morgi się nie pogniewa.
-Teraz jest niemal idealnie- westchnęłam, przykrywając się kocem i zasypiając na miękkiej sofie.
-Cichutko, Lilly, nie płacz- usłyszałam głos Thomasa przedzierający się przez dziecięcy pisk- Błagam, córuś, już nie mam siły- jęknął. Leniwie otworzyłam oczy i spojrzałam w stronę kuchni. Morgi niemal tańczył, a Lilly nadal nie chciała się uspokoić.
-Może trzeba jej zmienić pieluchę?- zawołałam.
-Zmieniłem- jęknął, wchodząc do salonu- Dzień dobry, tak w ogóle- dodał.
-Dzień dobry- odpowiedziałam- A jeść jej dałeś?
-Tak, no przecież wypiła całą butelkę- powiedział zniecierpliwiony.
-A w nocy ją karmiłeś?
-To tak trzeba?- zdziwił się.
-Morgi- jęknęłam zawiedziona- Co cztery godziny- westchnęłam udając się w stronę kuchni.
-Przepraszam, nie wiedziałem- mruknął zawstydzony.
-Nic się nie stało- wlewając mleko do garnka posłałam mu delikatny uśmiech.
-Czy przez nasz salon przeszło tornado?- zapytał po chwili chichocząc.
-Przepraszam- powiedziałam cicho- Jeśli ci się nie podoba to mogę wszystko poprawić- dodałam szybko.
-Nie chodziło mi o to- uśmiechnął się lekko- Jest w porządku, naprawdę- pocałował mnie w czubek głowy- A można wiedzieć dlaczego wczoraj tak ode mnie uciekłaś?
-Nie uciekłam- odpowiedziałam szybko. Za szybko.
-O co chodzi?- spojrzał na mnie poważnie.
-O to, że nie chcę się do niczego zmuszać. Ten niby związek wypadł tak przypadkowo. A w dodatku przez śmierć Cristiny, a to chyba nie powinno tak wyglądać...- westchnęłam mieszając mleko.
-Czyli mnie nie chcesz?- zapytał cicho.
-Thomas, przecież dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło...
-Ostatnio w ogóle nie wiem o co ci chodzi. Niby cieszyłaś się na tę przeprowadzkę, a teraz zachowujesz się jakby ci nie zależało.
-To nie tak...- szepnęłam- Po prostu nie mogę tak szybko zająć miejsca Cristiny. Nigdy nie będę tak dobra jak ona- dodałam zagryzając wargę.
-Hej, nikt od ciebie tego nie wymaga- powiedział cicho, obejmując mnie ramieniem i zupełnie zmieniając ton głosu- Wystarczy, że będziesz sobą. Mnie i Lilly to wystarczy- spojrzał na małą dziewczynkę, która zacisnęła piąstki na jego koszulce.
-Nie bądź na mnie zły... Cris była moją przyjaciółką i nie wiem czy to jest fair w stosunku do niej, że będę z jej facetem. Naprawdę cię lubię, Lilly jest moją chrześnicą i miałam się wami opiekować, ale czuję się jakbym była tu w zastępstwie. Jakby ona za chwilę miała wrócić- szepnęłam, a moje oczy napełniły się łzami.
-Domi, Cristina już nie wróci. I musisz się z tym pogodzić- powiedział sucho, chwytając butelkę z mlekiem i udając się w stronę salonu. Ruszyłam za nimi i usiadłam w fotelu pod oknem, podciągając nogi pod brodę.
-Przepraszam- westchnął Morgi, pakując smoczek butelki do ust Lilly. Delikatnie pokiwałam głową na znak, że przyjmuję przeprosiny- Wiem, że bardzo ci jej brakuje. Mnie też. Ale musimy zacząć żyć normalnie, a ty poczyniłaś ku temu bardzo dobre kroki- rozejrzał się po salonie.
-Ona mi powiedziała żebym się wami opiekowała, a nie żebym wskakiwała ci do łóżka- szepnęłam- Myślę, że możemy stworzyć Lilly normalny dom, ale te rany są chyba jeszcze zbyt świeże. Małe kroczki...- Thomas uśmiechnął się, wysuwając z ust śpiącej córki smoczek butelki.
-Odniosę ją i zaraz wracam- szepnął, udając się w kierunku schodów. Kiedy tylko zniknął z zasięgu mojego wzroku rzuciłam się na kanapę i okryłam kocem. Tak bardzo brakowało mi mojej przyjaciółki. Brakowało mi kogoś z kim mogłabym obgadać moje skomplikowane życie. Owszem, miałam Maćka, ale to chłopak, nie mogłam pogadać z nim o wszystkim...
-W porządku?- usłyszałam niski głos.
-Mhm- mruknęłam, nie otwierając oczu. Chyba nigdy nie czułam się tak samotna; mimo że otaczało mnie wielu ludzi stale czegoś mi brakowało.
-Ej, Misia- Thomas odgarnął włosy z mojego karku.
-Przytul mnie- jęknęłam, zalewając się łzami.
-Malutka...- szepnął, układając się za mną.
-Próbuję być silna, naprawdę. Staram się nie pokazywać jak ta sprawa cholernie mnie boli, ale już nie mogę... pękam, rozumiesz?- jęknęłam, obracając się w jego stronę.
-Rozumiem- pocałował mnie w czoło- I przepraszam. Nie będę więcej naciskać, obiecuję. Dam ci tyle czasu ile tylko potrzebujesz- delikatnie pokiwałam głową i wtuliłam się w jego klatkę.
-Chcę żeby nam wyszło, bo wiem, że Lilly musi mieć normalny dom. Zasługuje na to i zrobię wszystko żeby tak właśnie było- pociągnęłam nosem.
-Ale nie musisz się do niczego zmuszać- powiedział Thomas.
-Nie zmuszam się- odpowiedziałam szybko- Chcę.
-Tommy, otwórz!- krzyknęłam w stronę schodów prowadzących na górę.
-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a spotka cię nieszczęście- syknął stawiając nosidełko z Lilly na stoliku, ale wiedziałam, że żartuje. Chichocząc zamieszałam sos w garnku i ściągnęłam fartuszek, bo wszystko wskazywało na to, że właśnie przyszli moi rodzice.
-Dzień dobry- usłyszałam grzeczny głos Thomasa, a po chwili w kuchni pojawiła się niska sylwetka mojej mamy.
-Cześć, mamuś!- pisnęłam, rzucając się jej na szyję- Tak dawno cię nie widziałam.
-Córcia, nawet nie wiesz jak tęskniłam- mocno mnie przytuliła- Dobrze się trzymasz- uśmiechnęła się szeroko.
-Staram się- mruknęłam.
-I zostałaś mamusią. Co prawda przyszywaną, ale to nieważne- wyminęła mnie i ruszyła w stronę fotelika, w którym siedziała Lilly.
-Domi!- ktoś mocno mnie objął.
-Max, ja też cię kocham, ale mnie dusisz- wycharczałam.
-Ty urosłaś- zaśmiał się, podnosząc mnie nad ziemię.
-Albo ty robisz się kurduplem- wypięłam mu język.
-Oj, Dominika, ty chyba naprawdę urosłaś- zaśmiał się Andi, przekraczając próg kuchni.
-Andreas!- ucieszyłam się, całując ojczyma w policzek- Proszę, wejdźcie do salonu, zaraz podam obiad- uśmiechnęłam się.
-Ona ma chyba twoje oczy, Domi- zażartował mężczyzna.
-Akurat oczy to ma po mnie- zachichotał Thomas.
-Nawet nie wiecie jak się cieszę, że chcecie zapewnić tej kruszynce normalny dom- powiedziała moja mama, przytulając Lilly, która robiła minki podobne do uśmiechu.
Wbiłam wzrok w kominek, na którym stały ustawione w równym rządku zdjęcia Cristiny z różnymi członkami rodziny. Nie chciałam żeby pamięć o niej zaginęła, ale jeśli miałam mieszkać w tym domu, powinnam też czuć się jak u siebie. Weszłam do pokoju na graty, w którym znajdowało się kilka niewypakowanych pudeł przyniesionych dziś do tego domu. Z jednego z nich wyciągnęłam zdjęcia, które niedawno odebrałam od fotografa i resztę, która już od kilku lat zalegała w moim mieszkaniu. Wróciłam do salonu i rzuciłam na kanapę wszystkie fotografie znajdujące się w tym pokoju. Cristina i Thomas- to zdjęcie zdecydowałam się zostawić na brązowej komodzie. Cris i jej mama; westchnęłam, po czym zamieniłam fotografię na zdjęcie, na którym widniały roześmiane twarze: moja, Gregora, Cristiny i Thomasa- to postawiłam na niskim parapecie. Kolejne przedstawiało moją przyjaciółkę z jej siostrą- to również zamieniłam na zdjęcie moje, Thomasa i Lilly w dniu chrztu. Na kominku postawiłam Thomasa i Cris z małą Lilly na rękach oraz córkę chrzestną w objęciach Gregora. Zdjęcie mojej przyjaciółki w ciąży zaniosłam do pokoju malutkiej dziewczynki i ustawiłam w szklanej ramce na białej półce. Ponownie wróciłam do salonu i tym razem zmieniłam położenie niemal wszystkich mebli w nadziei, że Morgi się nie pogniewa.
-Teraz jest niemal idealnie- westchnęłam, przykrywając się kocem i zasypiając na miękkiej sofie.
-Cichutko, Lilly, nie płacz- usłyszałam głos Thomasa przedzierający się przez dziecięcy pisk- Błagam, córuś, już nie mam siły- jęknął. Leniwie otworzyłam oczy i spojrzałam w stronę kuchni. Morgi niemal tańczył, a Lilly nadal nie chciała się uspokoić.
-Może trzeba jej zmienić pieluchę?- zawołałam.
-Zmieniłem- jęknął, wchodząc do salonu- Dzień dobry, tak w ogóle- dodał.
-Dzień dobry- odpowiedziałam- A jeść jej dałeś?
-Tak, no przecież wypiła całą butelkę- powiedział zniecierpliwiony.
-A w nocy ją karmiłeś?
-To tak trzeba?- zdziwił się.
-Morgi- jęknęłam zawiedziona- Co cztery godziny- westchnęłam udając się w stronę kuchni.
-Przepraszam, nie wiedziałem- mruknął zawstydzony.
-Nic się nie stało- wlewając mleko do garnka posłałam mu delikatny uśmiech.
-Czy przez nasz salon przeszło tornado?- zapytał po chwili chichocząc.
-Przepraszam- powiedziałam cicho- Jeśli ci się nie podoba to mogę wszystko poprawić- dodałam szybko.
-Nie chodziło mi o to- uśmiechnął się lekko- Jest w porządku, naprawdę- pocałował mnie w czubek głowy- A można wiedzieć dlaczego wczoraj tak ode mnie uciekłaś?
-Nie uciekłam- odpowiedziałam szybko. Za szybko.
-O co chodzi?- spojrzał na mnie poważnie.
-O to, że nie chcę się do niczego zmuszać. Ten niby związek wypadł tak przypadkowo. A w dodatku przez śmierć Cristiny, a to chyba nie powinno tak wyglądać...- westchnęłam mieszając mleko.
-Czyli mnie nie chcesz?- zapytał cicho.
-Thomas, przecież dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło...
-Ostatnio w ogóle nie wiem o co ci chodzi. Niby cieszyłaś się na tę przeprowadzkę, a teraz zachowujesz się jakby ci nie zależało.
-To nie tak...- szepnęłam- Po prostu nie mogę tak szybko zająć miejsca Cristiny. Nigdy nie będę tak dobra jak ona- dodałam zagryzając wargę.
-Hej, nikt od ciebie tego nie wymaga- powiedział cicho, obejmując mnie ramieniem i zupełnie zmieniając ton głosu- Wystarczy, że będziesz sobą. Mnie i Lilly to wystarczy- spojrzał na małą dziewczynkę, która zacisnęła piąstki na jego koszulce.
-Nie bądź na mnie zły... Cris była moją przyjaciółką i nie wiem czy to jest fair w stosunku do niej, że będę z jej facetem. Naprawdę cię lubię, Lilly jest moją chrześnicą i miałam się wami opiekować, ale czuję się jakbym była tu w zastępstwie. Jakby ona za chwilę miała wrócić- szepnęłam, a moje oczy napełniły się łzami.
-Domi, Cristina już nie wróci. I musisz się z tym pogodzić- powiedział sucho, chwytając butelkę z mlekiem i udając się w stronę salonu. Ruszyłam za nimi i usiadłam w fotelu pod oknem, podciągając nogi pod brodę.
-Przepraszam- westchnął Morgi, pakując smoczek butelki do ust Lilly. Delikatnie pokiwałam głową na znak, że przyjmuję przeprosiny- Wiem, że bardzo ci jej brakuje. Mnie też. Ale musimy zacząć żyć normalnie, a ty poczyniłaś ku temu bardzo dobre kroki- rozejrzał się po salonie.
-Ona mi powiedziała żebym się wami opiekowała, a nie żebym wskakiwała ci do łóżka- szepnęłam- Myślę, że możemy stworzyć Lilly normalny dom, ale te rany są chyba jeszcze zbyt świeże. Małe kroczki...- Thomas uśmiechnął się, wysuwając z ust śpiącej córki smoczek butelki.
-Odniosę ją i zaraz wracam- szepnął, udając się w kierunku schodów. Kiedy tylko zniknął z zasięgu mojego wzroku rzuciłam się na kanapę i okryłam kocem. Tak bardzo brakowało mi mojej przyjaciółki. Brakowało mi kogoś z kim mogłabym obgadać moje skomplikowane życie. Owszem, miałam Maćka, ale to chłopak, nie mogłam pogadać z nim o wszystkim...
-W porządku?- usłyszałam niski głos.
-Mhm- mruknęłam, nie otwierając oczu. Chyba nigdy nie czułam się tak samotna; mimo że otaczało mnie wielu ludzi stale czegoś mi brakowało.
-Ej, Misia- Thomas odgarnął włosy z mojego karku.
-Przytul mnie- jęknęłam, zalewając się łzami.
-Malutka...- szepnął, układając się za mną.
-Próbuję być silna, naprawdę. Staram się nie pokazywać jak ta sprawa cholernie mnie boli, ale już nie mogę... pękam, rozumiesz?- jęknęłam, obracając się w jego stronę.
-Rozumiem- pocałował mnie w czoło- I przepraszam. Nie będę więcej naciskać, obiecuję. Dam ci tyle czasu ile tylko potrzebujesz- delikatnie pokiwałam głową i wtuliłam się w jego klatkę.
-Chcę żeby nam wyszło, bo wiem, że Lilly musi mieć normalny dom. Zasługuje na to i zrobię wszystko żeby tak właśnie było- pociągnęłam nosem.
-Ale nie musisz się do niczego zmuszać- powiedział Thomas.
-Nie zmuszam się- odpowiedziałam szybko- Chcę.
-Tommy, otwórz!- krzyknęłam w stronę schodów prowadzących na górę.
-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a spotka cię nieszczęście- syknął stawiając nosidełko z Lilly na stoliku, ale wiedziałam, że żartuje. Chichocząc zamieszałam sos w garnku i ściągnęłam fartuszek, bo wszystko wskazywało na to, że właśnie przyszli moi rodzice.
-Dzień dobry- usłyszałam grzeczny głos Thomasa, a po chwili w kuchni pojawiła się niska sylwetka mojej mamy.
-Cześć, mamuś!- pisnęłam, rzucając się jej na szyję- Tak dawno cię nie widziałam.
-Córcia, nawet nie wiesz jak tęskniłam- mocno mnie przytuliła- Dobrze się trzymasz- uśmiechnęła się szeroko.
-Staram się- mruknęłam.
-I zostałaś mamusią. Co prawda przyszywaną, ale to nieważne- wyminęła mnie i ruszyła w stronę fotelika, w którym siedziała Lilly.
-Domi!- ktoś mocno mnie objął.
-Max, ja też cię kocham, ale mnie dusisz- wycharczałam.
-Ty urosłaś- zaśmiał się, podnosząc mnie nad ziemię.
-Albo ty robisz się kurduplem- wypięłam mu język.
-Oj, Dominika, ty chyba naprawdę urosłaś- zaśmiał się Andi, przekraczając próg kuchni.
-Andreas!- ucieszyłam się, całując ojczyma w policzek- Proszę, wejdźcie do salonu, zaraz podam obiad- uśmiechnęłam się.
-Ona ma chyba twoje oczy, Domi- zażartował mężczyzna.
-Akurat oczy to ma po mnie- zachichotał Thomas.
-Nawet nie wiecie jak się cieszę, że chcecie zapewnić tej kruszynce normalny dom- powiedziała moja mama, przytulając Lilly, która robiła minki podobne do uśmiechu.
CZYTASZ= KOMENTARZ
Nie bardzo wiem, co powiedzieć o tym rozdziale...
Głupio mi tak mówić ale zabiję cię bo nie lubię niedokończonych spraw i lania wody! Sama w opowiadaniu przynudzam nie wiadomo jak ale fajnie by było żeby coś się działo, dużo się działo! Ale fajnie że coś napisałaś w ogóle :)
OdpowiedzUsuńWeny!
Hmm jest jakoś dziwnie bo wiesz Domi zamiast Cris ciężko mi się przyzwyczaić, no ale i tak jest to moje ulubione opowiadanie. Weny <3
OdpowiedzUsuńA się sprawy pokomplikowały.. no zobaczymy, znając cię będzie jakieś BUM! zaraz, bo Gregor coś cicho siedzi ;) Weny ;*
OdpowiedzUsuńFjno że Domi się przełamała :D Nie będę zanudzać po prostu czekam na next'a a rozdział jak zwykle świetny <3
OdpowiedzUsuńSwieeeeeeetny ! :)
OdpowiedzUsuń