Z płaczem wybiegłam ze szpitala. To niemożliwe. Co teraz? Przecież kiedy Lilly dorośnie, znienawidzi mnie. Usiadłam na ławce i podciągnęłam nogi pod brodę. Dlaczego akurat ona? Dlaczego moja Cristina? A Thomas? On zachowuje się jakby wcale go to nie ruszało. Nie wiem, co on sobie myśli. Że teraz wszystko będzie tak, jak chciał? Chyba nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo się myli i jaki ciężar właśnie spadł na jego barki. Będzie musiał zaopiekować się Lilly i zastępować jej matkę. A to wszystko przez to, że zachciało mi się wsiąść do tego pieprzonego auta! Myśli tłukły się w mojej głowie wywołując nieopisany ból. Wokół robiło się coraz chłodniej, a na niebie pojawiły się ciemne chmury. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, ale nie miałam nawet siły, by odwrócić się i sprawdzić do kogo należy; naprawdę było mi już wszystko jedno.
-Dominika...- usłyszałam znajomy głos. Już dawno się tak do mnie nie zwracał. Jego głos był poważny, lekko drżał, gdy jego właściciel najwidoczniej próbował zebrać myśli.
-Thomas, dlaczego ty jesteś taki spokojny?- zapytałam, kiedy nasunął swoją bluzę na moje ramiona.
-Eh, zezłościsz się, ale muszę ci powiedzieć- westchnął, siadając obok- Wczoraj lekarz powiedział mi, że to bardzo prawdopodobne... Wyniki jej badań były fatalne, sami do końca nie wiedzieli jak to się stało, że jest w stanie mówić...
-To znaczy... Wiedziałeś, że ona może umrzeć?- powoli przeniosłam na niego spojrzenie.
-Wiedziałem... Ale nie chciałem cię niepokoić... I tak byłaś okropnie nabuzowana i zmartwiona...
-A dziwisz mi się?-szepnęłam.
-Nie dziwię ci się...- przysunął się bliżej.
-Powiedziała mi wczoraj- potok łez płynął po moich policzkach- że gdyby jej się coś stało to mam pomóc ci zaopiekować się Lilly.
-Ciii- Morgi pocałował mnie w czoło, po czym przytulił moją głowę do swojej klatki- Damy sobie radę, tak?- okrył mnie szczelniej bluzą- Możemy się zamartwiać i płakać latami, ale możemy też mieć nadzieje, że tam gdzie poszła jest jej dobrze. Że ktoś tam na górze się nią opiekuje, a ona będzie opiekowała się nami- zobaczyłam łzy szklące się w jego oczach.
-Tommy, masz do mnie żal?- wyszeptałam.
-Nie. Powtarzam po raz kolejny- to nie jest twoja wina- pociągnął nosem. Wsunęłam ręce w rękawy bluzy i podeszłam do kobiety siedzącej naprzeciwko; po chwili wróciłam z zapalonym papierosem.
-Przepraszam, muszę- mruknęłam w stronę Thomasa, po czym mocno się zaciągnęłam.
-W porządku- powiedział cicho. Dziwne, zawsze niezmiernie go to denerwowało- Mogę?- pokazał na dłoń, w której trzymałam papierosa.
-Dobrze się czujesz?- podałam mu to, o co prosił.
-O ile to możliwe- mruknął, po czym zaciągnął się. Wsunęłam się na jego kolana i wtuliłam twarz w jego szyję.
-Teraz Cris już wie...- westchnęłam.
-O czym?- zdziwił się, biorąc kolejnego bucha.
-O tym czymś między nami- zagryzłam wargę.
-Myślę, że nie jest zła- uśmiechnął się, po czym pocałował mnie w policzek- Idziemy podpisać?
-Idziemy...- wzięłam od niego papierosa, zaciągnęłam się jeszcze raz, po czym go zgasiłam- Tommy... Nie sądzisz, że najpierw powinniśmy zadzwonić do jej rodziców, Gregora? Żeby się z nią pożegnali?
-Jej rodzice nie dadzą jej rozłączyć. Najpierw podpiszmy, później zadzwońmy- pokiwałam głową przyznając mu rację.
-Obiecuję, że się nimi zaopiekuję. Nigdy nie będę tak dobra jak ty i nie będę próbowała cię zastępować, ale będę się starać- pocałowałam dłoń Cristiny po czym odsunęłam się, by zrobić miejsce lekarzowi.
-Proszę przyjąć moje szczere kondolencje- usłyszałam tego dnia po raz pięćdziesiąty.
-Proszę dać mi spokój- warknęłam do dziennikarza, udając się w stronę kościoła z Lilly na rękach.
-Może pani to skomentować?
-Człowieku, co mam komentować?- syknęłam- To jest dla mnie tragedia, a wy postanowiliście na tym zarobić! I proszę nie robić zdjęć dziecku- Lilly gorzko zapłakała- Ciiii- pocałowałam ją w czółko i rozejrzałam się w poszukiwaniu Morgiego.
-Domi- usłyszałam zasapany głos za swoimi plecami- Chodź- chłopak wziął córkę na ręce i udał się w stronę kościoła, a ja tuż za nim.
-Już wszystko załatwione?- spytałam cichutko.
-Tak, czekają tylko na nas- powiedział, przytrzymując przede mną potężne drzwi. Od trzech dni praktycznie nic nie miałam w ustach. Mało spałam, bo Lilly ciągle płakała, a ja nie wiedziałam co jej jest. Thomas załatwiał wszystkie formalności związane z pogrzebem i w domu pojawiał się tylko na noc. W domu... Można powiedzieć, że się tam przeprowadziłam. Co prawda nie zabrałam od siebie ciuchów, bo chodziłam w dresach Morgensterna, ale wszystko wskazywało na to, że niedługo będzie to miało miejsce. Pochyliłam się nad otwartą trumną przyjaciółki, dotknęłam jej splecionych dłoni. Wyglądała tak spokojnie. Wzięłam Lilly od Thomasa i usiadłam w ławce. Dziewczynka leżała spokojnie, co chwilę wymachując małymi rączkami. Zastanawiałam się, czy za kilka lat zapała to mnie nienawiścią. Ciekawiło mnie jak bardzo będzie podobna do matki.
Na cmentarzu stanęłam dalej. Lilly zaczęła płakać i wierzgać się, więc nie miałam szans podejść bliżej i nie zakłócać ceremonii. Nikt z dalszych znajomych nie kwapił się, by wyręczyć mnie, bym mogła podejść i popatrzeć na to z bliska.
-Buuu- zapłakała Lilliane ocierając rękawem twarzyczkę. W tej samej chwili przypomniało mi się, co zawsze w takich chwilach robiła Cris.
PIOSENKA
-Und Ich flieg, flieg, flieg wie ein Flieger. Bin so stark, stark, stark wie ein Tiger und so GroB, GroB, GroB wie ne Giraffe so hoch, wohohoho- zaśpiewałam cicho roniąc kilka łez, a dziewczynka natychmiast się uspokoiła- Mnie też jej brakuje, Lilluś...- westchnęłam.
-Idź tam- powiedział Maciek, podchodząc nie wiadomo skąd- No już, ja też umiem śpiewać- uśmiechnął się blado, po czym wziął dziewczynkę na ręce. Wykonałam jego polecenie, przepchnęłam się przez tłum i stanęła obok Morgiego.
-Cristino, żegna cię narzeczony Thomas, córka Lilianne, rodzice, siostra Anna, przyjaciele bliżsi i dalsi- Dominika, Gregor, Andreas, Suzanne,
Alice, Martin, Thomas...- mówił ksiądz, a ja zalałam się łzami.
-Nie płacz, błagam, bo ja też będę- szepnął Morgenstern obejmując mnie ramieniem. Patrzyłam jak zakopują jej trumnę, a wszyscy zaczynają się rozchodzić. W końcu przy świeżo zakopanym grobie zostało tylko kilka osób.
-Nigdy sobie tego nie wybaczę- powiedziałam w stronę chłopaka.
-A ja nigdy nie przestanę ci powtarzać, że to nie twoja wina- mocno mnie przytulił.
-A niby czyja?- usłyszałam głos przepełniony żalem i bólem. Podniosłam głowę i zobaczyłam mamę Cristiny.
-To nie jest jej wina- powtórzył twardo Thomas- To nie jej wina, że Cris nie zauważyła tego auta. I nie jest pani fair w stosunku do Dominiki oskarżając ją o to.
-Gdyby ona- pokazała na mnie ręką- nigdzie by nie pojechała to moja córka nadal by żyła!- zapłakała.
-Przepraszam- szepnęłam i puściłam się biegiem ku wyjściu z cmentarza.
Czułam, że to moja wina, a ból pogłębiał się jeszcze bardziej, gdy wytykała mi to jej matka- Przepraszam- powtórzyłam mijając Maćka stojącego z Lilly.
EH, PISAŁAM TEN ROZDZIAŁ 4 GODZINY I NIE MOGŁAM GO SKOŃCZYĆ.
CIĄGLE SIĘ WZRUSZAŁAM, SERCE MI PĘKAŁO, GDY OPISYWAŁAM UCZUCIA.
MAM NADZIEJĘ, ŻE BĘDZIE SIĘ WAM PODOBAĆ...
-Dominika...- usłyszałam znajomy głos. Już dawno się tak do mnie nie zwracał. Jego głos był poważny, lekko drżał, gdy jego właściciel najwidoczniej próbował zebrać myśli.
-Thomas, dlaczego ty jesteś taki spokojny?- zapytałam, kiedy nasunął swoją bluzę na moje ramiona.
-Eh, zezłościsz się, ale muszę ci powiedzieć- westchnął, siadając obok- Wczoraj lekarz powiedział mi, że to bardzo prawdopodobne... Wyniki jej badań były fatalne, sami do końca nie wiedzieli jak to się stało, że jest w stanie mówić...
-To znaczy... Wiedziałeś, że ona może umrzeć?- powoli przeniosłam na niego spojrzenie.
-Wiedziałem... Ale nie chciałem cię niepokoić... I tak byłaś okropnie nabuzowana i zmartwiona...
-A dziwisz mi się?-szepnęłam.
-Nie dziwię ci się...- przysunął się bliżej.
-Powiedziała mi wczoraj- potok łez płynął po moich policzkach- że gdyby jej się coś stało to mam pomóc ci zaopiekować się Lilly.
-Ciii- Morgi pocałował mnie w czoło, po czym przytulił moją głowę do swojej klatki- Damy sobie radę, tak?- okrył mnie szczelniej bluzą- Możemy się zamartwiać i płakać latami, ale możemy też mieć nadzieje, że tam gdzie poszła jest jej dobrze. Że ktoś tam na górze się nią opiekuje, a ona będzie opiekowała się nami- zobaczyłam łzy szklące się w jego oczach.
-Tommy, masz do mnie żal?- wyszeptałam.
-Nie. Powtarzam po raz kolejny- to nie jest twoja wina- pociągnął nosem. Wsunęłam ręce w rękawy bluzy i podeszłam do kobiety siedzącej naprzeciwko; po chwili wróciłam z zapalonym papierosem.
-Przepraszam, muszę- mruknęłam w stronę Thomasa, po czym mocno się zaciągnęłam.
-W porządku- powiedział cicho. Dziwne, zawsze niezmiernie go to denerwowało- Mogę?- pokazał na dłoń, w której trzymałam papierosa.
-Dobrze się czujesz?- podałam mu to, o co prosił.
-O ile to możliwe- mruknął, po czym zaciągnął się. Wsunęłam się na jego kolana i wtuliłam twarz w jego szyję.
-Teraz Cris już wie...- westchnęłam.
-O czym?- zdziwił się, biorąc kolejnego bucha.
-O tym czymś między nami- zagryzłam wargę.
-Myślę, że nie jest zła- uśmiechnął się, po czym pocałował mnie w policzek- Idziemy podpisać?
-Idziemy...- wzięłam od niego papierosa, zaciągnęłam się jeszcze raz, po czym go zgasiłam- Tommy... Nie sądzisz, że najpierw powinniśmy zadzwonić do jej rodziców, Gregora? Żeby się z nią pożegnali?
-Jej rodzice nie dadzą jej rozłączyć. Najpierw podpiszmy, później zadzwońmy- pokiwałam głową przyznając mu rację.
-Obiecuję, że się nimi zaopiekuję. Nigdy nie będę tak dobra jak ty i nie będę próbowała cię zastępować, ale będę się starać- pocałowałam dłoń Cristiny po czym odsunęłam się, by zrobić miejsce lekarzowi.
-Proszę przyjąć moje szczere kondolencje- usłyszałam tego dnia po raz pięćdziesiąty.
-Proszę dać mi spokój- warknęłam do dziennikarza, udając się w stronę kościoła z Lilly na rękach.
-Może pani to skomentować?
-Człowieku, co mam komentować?- syknęłam- To jest dla mnie tragedia, a wy postanowiliście na tym zarobić! I proszę nie robić zdjęć dziecku- Lilly gorzko zapłakała- Ciiii- pocałowałam ją w czółko i rozejrzałam się w poszukiwaniu Morgiego.
-Domi- usłyszałam zasapany głos za swoimi plecami- Chodź- chłopak wziął córkę na ręce i udał się w stronę kościoła, a ja tuż za nim.
-Już wszystko załatwione?- spytałam cichutko.
-Tak, czekają tylko na nas- powiedział, przytrzymując przede mną potężne drzwi. Od trzech dni praktycznie nic nie miałam w ustach. Mało spałam, bo Lilly ciągle płakała, a ja nie wiedziałam co jej jest. Thomas załatwiał wszystkie formalności związane z pogrzebem i w domu pojawiał się tylko na noc. W domu... Można powiedzieć, że się tam przeprowadziłam. Co prawda nie zabrałam od siebie ciuchów, bo chodziłam w dresach Morgensterna, ale wszystko wskazywało na to, że niedługo będzie to miało miejsce. Pochyliłam się nad otwartą trumną przyjaciółki, dotknęłam jej splecionych dłoni. Wyglądała tak spokojnie. Wzięłam Lilly od Thomasa i usiadłam w ławce. Dziewczynka leżała spokojnie, co chwilę wymachując małymi rączkami. Zastanawiałam się, czy za kilka lat zapała to mnie nienawiścią. Ciekawiło mnie jak bardzo będzie podobna do matki.
Na cmentarzu stanęłam dalej. Lilly zaczęła płakać i wierzgać się, więc nie miałam szans podejść bliżej i nie zakłócać ceremonii. Nikt z dalszych znajomych nie kwapił się, by wyręczyć mnie, bym mogła podejść i popatrzeć na to z bliska.
-Buuu- zapłakała Lilliane ocierając rękawem twarzyczkę. W tej samej chwili przypomniało mi się, co zawsze w takich chwilach robiła Cris.
PIOSENKA
-Und Ich flieg, flieg, flieg wie ein Flieger. Bin so stark, stark, stark wie ein Tiger und so GroB, GroB, GroB wie ne Giraffe so hoch, wohohoho- zaśpiewałam cicho roniąc kilka łez, a dziewczynka natychmiast się uspokoiła- Mnie też jej brakuje, Lilluś...- westchnęłam.
-Idź tam- powiedział Maciek, podchodząc nie wiadomo skąd- No już, ja też umiem śpiewać- uśmiechnął się blado, po czym wziął dziewczynkę na ręce. Wykonałam jego polecenie, przepchnęłam się przez tłum i stanęła obok Morgiego.
-Cristino, żegna cię narzeczony Thomas, córka Lilianne, rodzice, siostra Anna, przyjaciele bliżsi i dalsi- Dominika, Gregor, Andreas, Suzanne,
Alice, Martin, Thomas...- mówił ksiądz, a ja zalałam się łzami.
-Nie płacz, błagam, bo ja też będę- szepnął Morgenstern obejmując mnie ramieniem. Patrzyłam jak zakopują jej trumnę, a wszyscy zaczynają się rozchodzić. W końcu przy świeżo zakopanym grobie zostało tylko kilka osób.
-Nigdy sobie tego nie wybaczę- powiedziałam w stronę chłopaka.
-A ja nigdy nie przestanę ci powtarzać, że to nie twoja wina- mocno mnie przytulił.
-A niby czyja?- usłyszałam głos przepełniony żalem i bólem. Podniosłam głowę i zobaczyłam mamę Cristiny.
-To nie jest jej wina- powtórzył twardo Thomas- To nie jej wina, że Cris nie zauważyła tego auta. I nie jest pani fair w stosunku do Dominiki oskarżając ją o to.
-Gdyby ona- pokazała na mnie ręką- nigdzie by nie pojechała to moja córka nadal by żyła!- zapłakała.
-Przepraszam- szepnęłam i puściłam się biegiem ku wyjściu z cmentarza.
Czułam, że to moja wina, a ból pogłębiał się jeszcze bardziej, gdy wytykała mi to jej matka- Przepraszam- powtórzyłam mijając Maćka stojącego z Lilly.
EH, PISAŁAM TEN ROZDZIAŁ 4 GODZINY I NIE MOGŁAM GO SKOŃCZYĆ.
CIĄGLE SIĘ WZRUSZAŁAM, SERCE MI PĘKAŁO, GDY OPISYWAŁAM UCZUCIA.
MAM NADZIEJĘ, ŻE BĘDZIE SIĘ WAM PODOBAĆ...
Popłakałam się ; c
OdpowiedzUsuńMasakra ; c
Ja też płacze......(ale rozdział się podoba, dużo emocji) :)
OdpowiedzUsuńRYCZE ;-; Kiedy następny ? ;-;
OdpowiedzUsuńTy nie mogłaś go skończyć,a ja doczytać:( płakałam jak go czytałam:(
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co będzie dalej i czekam na następny rozdział :)
Płakać mi się chcę od tych emocji. Naprawdę wspaniały rozdział. Będę tęsknić za Cris :(
OdpowiedzUsuńhttp://emiithomaslove.blogspot.com/2014/05/rozdzia-3.html Nowiutki liczę na miły komentarz
OdpowiedzUsuń