Obudził mnie odgłos cichego dziecięcego szlochu, dochodzący z pokoju obok. Leniwie zwlekłam się z wielkiego łóżka i ruszyłam w stronę, skąd rozchodziły się dźwięki.
Z każdą kolejną chwilą, gdy przebywałam w tym domu czułam się coraz gorzej. To dom Cristiny, nie mój. Ona niedługo tu wróci i wszystko będzie tak jak wcześniej. O ile Thomas nie powie jej tego, co planuje powiedzieć już od tygodnia... Ja muszę zakończyć sprawę z Gregorem. Gdyby ktoś patrzył na to z boku, pewnie doszedłby do wniosku, że spokojnie moglibyśmy ponownie zacząć się spotykać. Ale ja nie mogłam. Ten chłopak sprawił mi tyle przykrości, tak bardzo mnie zranił, że nie potrafię mu tego wybaczyć, mimo że bardzo chcę.
Weszłam do pokoju Lilly. Na kanapie pod ścianą spał Thomas, a Lilliane leżała na jego brzuchu i najwidoczniej denerwowała się tym, że nie może jeszcze w pełni panować nad swoim ciałkiem. Wyglądała tak, jakby chciała coś powiedzieć, a przy tym uderzałam piąstkami w klatkę Morgiego.
-Ciii- chwyciłam ją na ręce i cicho wyszłam z pokoju, by nie obudzić Thomasa. Sam zdecydował, że pójdzie spać do Lilly. To wszystko toczyło się zdecydowanie za szybko i oboje byliśmy zażenowani tym, co miało wczoraj miejsce. Zeszłam do kuchni i wsadziłam dziewczynkę do fotelika, który wcześniej ustawiłam na stole.
-Zaraz damy jeść- uśmiechnęłam się do niej, wlewając mleko do garnka. Ta wyciągnęła rączki i zaczęła robić dziwne minki- Lilluś- zacmokałam ustami, by nie płakała- Lilliane Morgenstern- dziewczynka się uśmiechnęła- Ależ ty jesteś podobna do taty- pogłaskałam ją po główce- Głodna, co?- zamieszałam mleko, które zaczynało się gotować. Wlałam je do butelki, którą ustawiłam w garnku z zimną wodą, by nieco schłodzić jedzenie dla córki chrzestnej- Chodź- odpięłam pasek fotelika i wzięłam dziewczynkę na ręce. Ruszyłam w stronę salonu (po drodze zgarniając butelkę z mlekiem), gdzie powoli opadłam na kanapę i ułożyłam Lilly na swoim brzuchu. Wsunęłam smoczek butelki do jej ust, a ta zaczęła szybko go zasysać- Taka głodna Lilluś- pocałowałam ją w główkę, słysząc kroki na schodach.
-Dzień dobry- powiedział Thomas zaspanym głosem.
-Cześć- odpowiedziałam cicho.
-Dawno wstałyście?- usłyszałam dźwięk otwieranej lodówki.
-Przed chwilą. Zasnąłeś z nią na brzuchu- uśmiechnęłam się- I nawet nie słyszałeś jak się obudziła i domagała jedzenia.
-Przepraszam- powiedział zawstydzony.
-Nic się nie stało- uśmiechnęłam się pokrzepiająco- Jedziemy do Cristiny?
-Mhm, musimy...- mruknął.
-Thomas, zachowujesz się jakbyś miał jechać na ścięcie!- rzuciłam oskarżycielskim tonem- A tymczasem to jest niemal twoja żona.
-Niedoszła- przypomniał.
-Tego jeszcze nie wiadomo- mruknęłam przezornie. W tej chwili drzwi się otworzyły i do domu wszedł Maciek.
-Cześć- powiedział z uśmiechem.
-Dlaczego masz na sobie koszulkę Gregora?- to było pierwsze, co wcisnęło mi się na usta.
-Bo widzisz... ekhm- zaczął się plątać.
-Co widzę?- syknęłam, odkładając pustą już butelkę.
-No bo Gregor przyjechał wczoraj do twojego domu i powiedział, że się prześpi tu chociaż jedną noc, bo przecież nie może wyrzucić Sandry...
-Czekaj, czy ja dobrze rozumiem?- zapytałam kpiącym tonem- Ona go oszukała, a temu jeszcze szkoda wyrzucić ją z domu? I co niby? On kupił ten dom, a teraz wychodzi na to, że zostawi go jej?!
-Nie wiem, Domi- powiedział spokojnie Maciek- Musisz z nim porozmawiać...
-Oj, już ja z nim porozmawiam- syknęłam- Ale najpierw jedziemy do Cristiny. Zostaniesz z małą?
-Po to tu przyjechałem- uśmiechnął się i wziął Lilly na ręce.
-Co on sobie w ogóle myśli?- warknęłam do lusterka wstecznego.
-Nie wiem, co myśli Gregor, ale myślę, że ten pan- Thomas siedzący obok pokazał palcem w tył- trochę się niecierpliwi- mężczyzna siedzący w aucie za nami miał faktycznie niezadowoloną minę.
-Wal się, staruchu- syknęłam, naciskając gaz.
-Domi, nie denerwuj się tak- westchnął Morgi odpinając pas.
-Nie!- niemal krzyknęłam- Zapnij się, błagam- zjechałam na pobocze- Błagam, Thomas.
-Ej, mała, nie denerwuj się- powtórzył, szybko wykonując moje polecenie i łapiąc mnie za rękę.
-Przepraszam, chyba faktycznie jestem trochę przewrażliwiona...- szepnęłam, ruszając dalej.
-Nic dziwnego... Ale musisz trochę przystopować, bo się wykończysz...- przetarł twarz.
-Jakoś dziwnie się czuję...- mruknęłam.
-Chcesz żebym poprowadził?- zapytał szybko.
-Nie, nie o to chodzi. Chodzi mi o psychikę... Mam jakieś dziwne przeczucia...
-Co do czego?- uchylił szybę.
-Co do Cris...- zagryzłam wargę.
-Jest pod dobrą opieką- uśmiechnął się.
-Wiem, ale tak jakoś...- westchnęłam, po czym zjechałam w podziemny parking szpitala.
-Wszystko jest w porządku- powiedział Thomas wysiadając z samochodu; pokiwałam głową, zamykając auto. Weszliśmy do szpitala, kierując się w stronę sali numer siedem. Morgi pchnął drzwi, puszczając mnie przodem. Zatrzymałam się jednak krok, po przekroczeniu progu.
-Co jest...- mruknął Morgenstern mocno we mnie uderzając.
-Nie ma jej!- pisnęłam zrozpaczona. Szybko pobiegliśmy do recepcji.
-Gdzie jest Cristina Cernic?- rzucił niemal niezrozumiale Thomas.
-Pani Cernic została przeniesiona na OIOM- powiedziała spokojnie pielęgniarka dyżurna- Trzecie piętro- odetchnęłam głęboko, odgarniając włosy z policzków.
-Spokojnie- powiedział Morgi łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę windy- Widzisz, wszystko w porządku- wcisnął odpowiedni przycisk, uśmiechając się do mnie.
-Jestem panikarą- zakryłam twarz dłońmi.
-Jesteś wrażliwa- Thomas odsunął moje ręce i przytulił mnie mocno- I troskliwa.
Wyszliśmy w windy, rozglądając się po korytarzu.
-Tam jest lekarz- mruknęłam, kiwając brodą w stronę mężczyzny w białym kitlu.
-Panie doktorze, gdzie leży Cristina Cernic?- zapytał Morgenstern, podbiegając do faceta.
-Oh, jak dobrze, że państwo są...- westchnął medyk, pokazując w stronę sali z numerem 46.
-Stało się coś?- zapytałam piskliwym głosem.
-Bardzo mi przykro...- powiedział cicho młody mężczyzna, a ja z przerażenia zakryłam usta. O nie, nie może tego powiedzieć. Przecież to nie może być prawda! Wczoraj rozmawiałyśmy, przecież dobrze się czuła!
-Co z nią?!- ponaglił lekarza Thomas.
-Proszę- gestem ręki zaprosił nas do sali. Niepewnie weszłam do środka, nie wiedząc czy to kostnica, czy może pokój lekarski. Ku swojemu zdziwieniu zobaczyłam, że to po prostu zwykła sala. Na jednym z łóżek leżała moja przyjaciółka, spała.
-O co chodzi?- zniecierpliwiłam się. Ten mężczyzna napędził mi takiego stracha, a moja przyjaciółka po prostu śpi!
-Pani jest lekarzem?- zapytał.
-Kończę studia, ale co to ma do rzeczy?!- warknęłam.
-Będzie mi prościej to powiedzieć... Mózg pani przyjaciółki obumarł...
-Co?- żołądek podskoczył mi do gardła- To niemożliwe...
-Bardzo mi przykro...- szepnął.
-Nie, to nie jest możliwe!- krzyknęłam- Niech da mi pan latarkę!
-Co mam pani dać?- zdziwił się.
-Czy pan kontaktuje?- syknęłam zła- Latarkę!- wyrwałam z jego kieszeni to, o co prosiłam, po czym pochyliłam się nad przyjaciółką, uniosłam jej powiekę i włączyłam źródło światła. Nic. Delikatnie złapałam jej głowę, po czym przekręciłam ją na bok. Dalej nic. W końcu z całej siły wbiłam paznokieć w jej przedramię.
-Proszę nie próbować... Próbowaliśmy... To jest już stwierdzone. Potrzebujemy tylko zgody na odłączenie jej od respiratora- zwrócił się w stronę Thomasa.
-Nie!- krzyknęłam, wyrywając z jego ręki plik papierów i odrzucając je na bok- Nie!
-Domi...- Morgi położył rękę na moim ramieniu- Ona nie żyje...
-To nie prawda!- krzyknęłam, zwracając na siebie uwagę dwóch innych kobiet leżących w tej sali.
-Bardzo mi przykro, robiliśmy wszystko co w naszej mocy...- powiedział lekarz, gdy schyliłam się by podnieść papiery.
-Przepraszam, to dla mnie... trudne...- szepnęłam- A to co?- podniosłam jedną kartkę- Zezwolenie na pobranie organów?- zaniosłam się płaczem- Czy pan zwariował?- stanowczo rozerwałam papier.
-Jest pani prawie lekarzem, sama pani wie, że organy są na wagę złota...- powiedział mężczyzna, klękając obok mnie.
-To moja przyjaciółka, a nie źródło organów!- pisnęłam pociągając nosem.
-Proszę się nad tym zastanowić...- westchnął, wychodząc z sali.
-Domi...- Thomas klęknął obok mnie, mocno przytulając.
-Boże, Morgi, gdyby nie Sandra to nie miałoby miejsca! Gdyby ona się nie pojawiła, gdyby wtedy tego nie powiedziała to ona nie pojechałaby za mną... Co ja najlepszego zrobiłam? Zabiłam Lilly matkę!
-Ciii- chłopak pocałował mnie w skroń i jeszcze mocniej przytulił- To nie jest twoja wina...
-Dlaczego do cholery ty jesteś taki spokojny?!- wyrwałam się jego objęć- Tobie jest to na rękę, prawda? Ale teraz już nic nie będzie tak jak wcześniej, wiesz?! Twoje życie zmieni się o trzysta sześćdziesiąt stopni! Masz Lilly, a ona nie ma matki... Przeze mnie- zawyłam rozpaczliwie- I nawet nie waż się tego podpisywać- pokazałam na papiery, po czym wybiegłam z sali.
EH, ZNIENAWIDZICIE MNIE :C
Z każdą kolejną chwilą, gdy przebywałam w tym domu czułam się coraz gorzej. To dom Cristiny, nie mój. Ona niedługo tu wróci i wszystko będzie tak jak wcześniej. O ile Thomas nie powie jej tego, co planuje powiedzieć już od tygodnia... Ja muszę zakończyć sprawę z Gregorem. Gdyby ktoś patrzył na to z boku, pewnie doszedłby do wniosku, że spokojnie moglibyśmy ponownie zacząć się spotykać. Ale ja nie mogłam. Ten chłopak sprawił mi tyle przykrości, tak bardzo mnie zranił, że nie potrafię mu tego wybaczyć, mimo że bardzo chcę.
Weszłam do pokoju Lilly. Na kanapie pod ścianą spał Thomas, a Lilliane leżała na jego brzuchu i najwidoczniej denerwowała się tym, że nie może jeszcze w pełni panować nad swoim ciałkiem. Wyglądała tak, jakby chciała coś powiedzieć, a przy tym uderzałam piąstkami w klatkę Morgiego.
-Ciii- chwyciłam ją na ręce i cicho wyszłam z pokoju, by nie obudzić Thomasa. Sam zdecydował, że pójdzie spać do Lilly. To wszystko toczyło się zdecydowanie za szybko i oboje byliśmy zażenowani tym, co miało wczoraj miejsce. Zeszłam do kuchni i wsadziłam dziewczynkę do fotelika, który wcześniej ustawiłam na stole.
-Zaraz damy jeść- uśmiechnęłam się do niej, wlewając mleko do garnka. Ta wyciągnęła rączki i zaczęła robić dziwne minki- Lilluś- zacmokałam ustami, by nie płakała- Lilliane Morgenstern- dziewczynka się uśmiechnęła- Ależ ty jesteś podobna do taty- pogłaskałam ją po główce- Głodna, co?- zamieszałam mleko, które zaczynało się gotować. Wlałam je do butelki, którą ustawiłam w garnku z zimną wodą, by nieco schłodzić jedzenie dla córki chrzestnej- Chodź- odpięłam pasek fotelika i wzięłam dziewczynkę na ręce. Ruszyłam w stronę salonu (po drodze zgarniając butelkę z mlekiem), gdzie powoli opadłam na kanapę i ułożyłam Lilly na swoim brzuchu. Wsunęłam smoczek butelki do jej ust, a ta zaczęła szybko go zasysać- Taka głodna Lilluś- pocałowałam ją w główkę, słysząc kroki na schodach.
-Dzień dobry- powiedział Thomas zaspanym głosem.
-Cześć- odpowiedziałam cicho.
-Dawno wstałyście?- usłyszałam dźwięk otwieranej lodówki.
-Przed chwilą. Zasnąłeś z nią na brzuchu- uśmiechnęłam się- I nawet nie słyszałeś jak się obudziła i domagała jedzenia.
-Przepraszam- powiedział zawstydzony.
-Nic się nie stało- uśmiechnęłam się pokrzepiająco- Jedziemy do Cristiny?
-Mhm, musimy...- mruknął.
-Thomas, zachowujesz się jakbyś miał jechać na ścięcie!- rzuciłam oskarżycielskim tonem- A tymczasem to jest niemal twoja żona.
-Niedoszła- przypomniał.
-Tego jeszcze nie wiadomo- mruknęłam przezornie. W tej chwili drzwi się otworzyły i do domu wszedł Maciek.
-Cześć- powiedział z uśmiechem.
-Dlaczego masz na sobie koszulkę Gregora?- to było pierwsze, co wcisnęło mi się na usta.
-Bo widzisz... ekhm- zaczął się plątać.
-Co widzę?- syknęłam, odkładając pustą już butelkę.
-No bo Gregor przyjechał wczoraj do twojego domu i powiedział, że się prześpi tu chociaż jedną noc, bo przecież nie może wyrzucić Sandry...
-Czekaj, czy ja dobrze rozumiem?- zapytałam kpiącym tonem- Ona go oszukała, a temu jeszcze szkoda wyrzucić ją z domu? I co niby? On kupił ten dom, a teraz wychodzi na to, że zostawi go jej?!
-Nie wiem, Domi- powiedział spokojnie Maciek- Musisz z nim porozmawiać...
-Oj, już ja z nim porozmawiam- syknęłam- Ale najpierw jedziemy do Cristiny. Zostaniesz z małą?
-Po to tu przyjechałem- uśmiechnął się i wziął Lilly na ręce.
-Co on sobie w ogóle myśli?- warknęłam do lusterka wstecznego.
-Nie wiem, co myśli Gregor, ale myślę, że ten pan- Thomas siedzący obok pokazał palcem w tył- trochę się niecierpliwi- mężczyzna siedzący w aucie za nami miał faktycznie niezadowoloną minę.
-Wal się, staruchu- syknęłam, naciskając gaz.
-Domi, nie denerwuj się tak- westchnął Morgi odpinając pas.
-Nie!- niemal krzyknęłam- Zapnij się, błagam- zjechałam na pobocze- Błagam, Thomas.
-Ej, mała, nie denerwuj się- powtórzył, szybko wykonując moje polecenie i łapiąc mnie za rękę.
-Przepraszam, chyba faktycznie jestem trochę przewrażliwiona...- szepnęłam, ruszając dalej.
-Nic dziwnego... Ale musisz trochę przystopować, bo się wykończysz...- przetarł twarz.
-Jakoś dziwnie się czuję...- mruknęłam.
-Chcesz żebym poprowadził?- zapytał szybko.
-Nie, nie o to chodzi. Chodzi mi o psychikę... Mam jakieś dziwne przeczucia...
-Co do czego?- uchylił szybę.
-Co do Cris...- zagryzłam wargę.
-Jest pod dobrą opieką- uśmiechnął się.
-Wiem, ale tak jakoś...- westchnęłam, po czym zjechałam w podziemny parking szpitala.
-Wszystko jest w porządku- powiedział Thomas wysiadając z samochodu; pokiwałam głową, zamykając auto. Weszliśmy do szpitala, kierując się w stronę sali numer siedem. Morgi pchnął drzwi, puszczając mnie przodem. Zatrzymałam się jednak krok, po przekroczeniu progu.
-Co jest...- mruknął Morgenstern mocno we mnie uderzając.
-Nie ma jej!- pisnęłam zrozpaczona. Szybko pobiegliśmy do recepcji.
-Gdzie jest Cristina Cernic?- rzucił niemal niezrozumiale Thomas.
-Pani Cernic została przeniesiona na OIOM- powiedziała spokojnie pielęgniarka dyżurna- Trzecie piętro- odetchnęłam głęboko, odgarniając włosy z policzków.
-Spokojnie- powiedział Morgi łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę windy- Widzisz, wszystko w porządku- wcisnął odpowiedni przycisk, uśmiechając się do mnie.
-Jestem panikarą- zakryłam twarz dłońmi.
-Jesteś wrażliwa- Thomas odsunął moje ręce i przytulił mnie mocno- I troskliwa.
Wyszliśmy w windy, rozglądając się po korytarzu.
-Tam jest lekarz- mruknęłam, kiwając brodą w stronę mężczyzny w białym kitlu.
-Panie doktorze, gdzie leży Cristina Cernic?- zapytał Morgenstern, podbiegając do faceta.
-Oh, jak dobrze, że państwo są...- westchnął medyk, pokazując w stronę sali z numerem 46.
-Stało się coś?- zapytałam piskliwym głosem.
-Bardzo mi przykro...- powiedział cicho młody mężczyzna, a ja z przerażenia zakryłam usta. O nie, nie może tego powiedzieć. Przecież to nie może być prawda! Wczoraj rozmawiałyśmy, przecież dobrze się czuła!
-Co z nią?!- ponaglił lekarza Thomas.
-Proszę- gestem ręki zaprosił nas do sali. Niepewnie weszłam do środka, nie wiedząc czy to kostnica, czy może pokój lekarski. Ku swojemu zdziwieniu zobaczyłam, że to po prostu zwykła sala. Na jednym z łóżek leżała moja przyjaciółka, spała.
-O co chodzi?- zniecierpliwiłam się. Ten mężczyzna napędził mi takiego stracha, a moja przyjaciółka po prostu śpi!
-Pani jest lekarzem?- zapytał.
-Kończę studia, ale co to ma do rzeczy?!- warknęłam.
-Będzie mi prościej to powiedzieć... Mózg pani przyjaciółki obumarł...
-Co?- żołądek podskoczył mi do gardła- To niemożliwe...
-Bardzo mi przykro...- szepnął.
-Nie, to nie jest możliwe!- krzyknęłam- Niech da mi pan latarkę!
-Co mam pani dać?- zdziwił się.
-Czy pan kontaktuje?- syknęłam zła- Latarkę!- wyrwałam z jego kieszeni to, o co prosiłam, po czym pochyliłam się nad przyjaciółką, uniosłam jej powiekę i włączyłam źródło światła. Nic. Delikatnie złapałam jej głowę, po czym przekręciłam ją na bok. Dalej nic. W końcu z całej siły wbiłam paznokieć w jej przedramię.
-Proszę nie próbować... Próbowaliśmy... To jest już stwierdzone. Potrzebujemy tylko zgody na odłączenie jej od respiratora- zwrócił się w stronę Thomasa.
-Nie!- krzyknęłam, wyrywając z jego ręki plik papierów i odrzucając je na bok- Nie!
-Domi...- Morgi położył rękę na moim ramieniu- Ona nie żyje...
-To nie prawda!- krzyknęłam, zwracając na siebie uwagę dwóch innych kobiet leżących w tej sali.
-Bardzo mi przykro, robiliśmy wszystko co w naszej mocy...- powiedział lekarz, gdy schyliłam się by podnieść papiery.
-Przepraszam, to dla mnie... trudne...- szepnęłam- A to co?- podniosłam jedną kartkę- Zezwolenie na pobranie organów?- zaniosłam się płaczem- Czy pan zwariował?- stanowczo rozerwałam papier.
-Jest pani prawie lekarzem, sama pani wie, że organy są na wagę złota...- powiedział mężczyzna, klękając obok mnie.
-To moja przyjaciółka, a nie źródło organów!- pisnęłam pociągając nosem.
-Proszę się nad tym zastanowić...- westchnął, wychodząc z sali.
-Domi...- Thomas klęknął obok mnie, mocno przytulając.
-Boże, Morgi, gdyby nie Sandra to nie miałoby miejsca! Gdyby ona się nie pojawiła, gdyby wtedy tego nie powiedziała to ona nie pojechałaby za mną... Co ja najlepszego zrobiłam? Zabiłam Lilly matkę!
-Ciii- chłopak pocałował mnie w skroń i jeszcze mocniej przytulił- To nie jest twoja wina...
-Dlaczego do cholery ty jesteś taki spokojny?!- wyrwałam się jego objęć- Tobie jest to na rękę, prawda? Ale teraz już nic nie będzie tak jak wcześniej, wiesz?! Twoje życie zmieni się o trzysta sześćdziesiąt stopni! Masz Lilly, a ona nie ma matki... Przeze mnie- zawyłam rozpaczliwie- I nawet nie waż się tego podpisywać- pokazałam na papiery, po czym wybiegłam z sali.
EH, ZNIENAWIDZICIE MNIE :C
Kocham Cię jesteś mega wiem że jestem okropna ale po części cieszę się ze śmierci Cris . Może Thomas i Domi będą w końcu razem chociaż troszkę :D Kiedy dodasz następny proszę jak najszybciej :D
OdpowiedzUsuńjest jest no to teraz morgi lili i domi mogą być szczęśliwi no ale gregor :(
OdpowiedzUsuńi tak super wenyyyy
Niech cię tamte Chromas Cermicstern Shippers (czo ja piszę) cię hejtują dla mnie to tu się wszystko jużw tym momencie ułatwia i jest świetnie!
OdpowiedzUsuńJejku.... domyslilam się że tak będzie :c Biedna Cris :'( ale w sumie to może wszystko ułatwi...XD dziwnie się tommy zachowuje jakby się cieszył z jej śmierci :'( ciekawa jestem jak reszta zareaguje .. i kiedy
OdpowiedzUsuńDomi dojdzie do siebie... najbardziej mi chyba szkoda Lilly, nigdy nie pozna mamy :'( :'(
Weny życzę
***
No cóż z jednej strony to dobrze bo i tak Morgi miał ją zostawić więc to już ułatwia sprawę, ale z drugiej Cris była super i będę za nią tęsknić :(. Myślę, że szybko dodasz następny :) weny <3
OdpowiedzUsuń