Rano ubrałam się, zeszłam na dół, przelotnie chwyciłam ze stołu butelkę soku i udałam się do salonu, gdzie siedział Thomas.
-Cześć- powiedziałam, rzucając się na kanapę obok niego.
-Dzień dobry- odpowiedział z nieprzytomnym spojrzeniem, po czym pocałował mnie w policzek.
-Kacuś?- zachichotałam.
-Tylko troszkę- szepnął- Ale nie mów tak głośno.
-W porządku- rzuciłam teatralnym szeptem po czym pociągnęłam łyk soku patrząc na Thomasa, który kładzie się na kanapie i zamyka oczy.
-Nie śpij!- rzuciłam w niego poduszką.
-Ciiiii- położył palec na usta i śmiesznie mnie ignorował.
-Burak- prychnęłam z uśmiechem. Po chwili usłyszałam kroki na schodach i ktoś wszedł do kuchni.
-Chyba zwariowałeś- zaszczebiotał damski głosik- Nie ośmielisz się- Morgi ze zdziwienia otworzył oczy i spojrzał na mnie unosząc jedną brew.
-Sandra?- bezgłośnie poruszał ustami, a ja pokiwałam głową.
-Nie mogę, ja chcę żeby moje dziecko miało dobry start i godne życie- warknęła najwidoczniej do telefonu- Co mnie to obchodzi? Ten frajer nawet się nie domyśla, jest święcie przekonany, że to on jest ojcem...- zrobiło mi się niedobrze- Zniknij z mojego... naszego życia. Już nie jesteś mi potrzebny- kiedy po kilku sekundach udało mi się wyjść z otumanienia zerwałam się na równe nogi i szybkim krokiem ruszyłam do kuchni.
-Czy ty jesteś normalna, dziewczyno?!- wrzasnęłam.
-O co ci chodzi?- zapytała słabym głosem, po czym głośno przełknęła ślinę.
-O co mi chodzi?! O to, że spieprzyłaś mi całe życie!- usłyszałam głośny tupot na schodach, po czym w pomieszczeniu pojawili się zaalarmowani moimi krzykami Gregor, Maciek i Cristina z Lilly na rękach.
-Co tu się dzieje?- zapytała moja przyjaciółka.
-Co się dzieje?- pisnęłam- To się dzieje, że ten małpiszon zniszczył osiem lat mojego życia. Jednym pieprzonym kłamstwem!- pokazałam na Sandrę.
-To znaczy?- zapytał powoli Schlieri.
-To znaczy, że to nie ty jesteś ojcem tego bachora- pokazałam na jej brzuch- tylko ten fagas, z którym przed chwilą rozmawiała!
-Gregor, to nie prawda. Ona sobie to wszystko zmyśliła żeby nas rozdzielić!- broniła się dziewczyna.
-Kłamiesz jak z nut- zakpił Thomas wkraczając do pomieszczenia- Tak się składa, że ja również słyszałem tę rozmowę.
-Jak mogłaś?- szepnął Schlierenzauer kręcąc głową- zniszczyłaś nam wszystko!
-A co innego mogłam zrobić? Zaszłam w ciążę z jakimś gnojem, który przecież ani mnie ani dziecku nie zapewniłby godnego życia!- krzyknęła- Co innego miałam zrobić? Zobaczyłam cię w klubie kompletnie pijanego, więc postanowiłam skorzystać z okazji. I wiesz co? Wcale nie żałuję- rzuciła kpiącym tonem.
-Ty wstrętna...- wyciągnęłam ręce i miałam ochotę się na nią rzucić.
-Domi!- Maciek chwycił mnie w pasie i odciągnął do tyłu- Nie warto!
-Ciesz się, że jesteś w ciąży, bo miałabyś już rozkwaszony nos- warknęłam, po czym wyrwałam się z objęć Kocura, chwyciłam kluczyki od mojego auta, które leżały na blacie i szybkim krokiem wyszłam z domu.
-Tulph!- usłyszałam za sobą krzyk Cristiny, jednak zignorowałam go i ruszyłam podjazdem w stronę auta. Wsiadłam za kierownicę i odpaliłam silnik. Czułam się podle. Wszystko runęło w gruzach. Nie mogłam w to uwierzyć. Chciałam, żeby okazało się to snem, nieporozumieniem. Łzy napłynęły mi do oczu nieco przysłaniając widok. Otarłam je przedramieniem i wjechałam na skrzyżowanie. Rozejrzałam się na boki- po lewo tir, prawa wolna. Z całej siły nacisnęłam gaz i ruszyłam z piskiem opon. Kiedy byłam dwadzieścia metrów dalej usłyszałam niepokojący odgłos i tysiąc myśli naraz przebiegło przez moją głowę. Zatrzymałam auto i powoli podniosłam wzrok, by spojrzeć w steczne lusterko.
-O nie, tylko nie to...- szepnęłam, po czym odpięłam pasy i wysiadłam z auta. Widok, który malował się niedaleko przyprawił mnie o mdłości- tir stojący po skosie i białe auto niemal wbite w jego bok.
Błagałam, żeby to nie był mercedes Thomasa z moją przyjaciółką w środku. Podbiegłam bliżej i ugięły się pode mną kolana. Cristina leżała na masce samochodu, spod której ulatniały się gęste kłęby dymu. Przednia szyba auta była całkowicie rozbita, a moja przyjaciółka cała nią pocięta.
-Niech mi pan pomoże!- zawołałam do mężczyzny, który stał najbliżej- Przenieśmy ją na tę trawę- pokazałam na pobocze.
-Niech jej pani nie dotyka! Ona może mieć uszkodzony kręgosłup!- zapiszczała jakaś starsza kobieta.
-Jestem lekarzem!- warknęłam sapiąc- Niech ktoś zadzwoni po pogotowie i sprawdzi co z tym mężczyzną w tirze- poleciłam pochylając się nad przyjaciółką- Cris...- jęknęłam, zalewając się łzami. Dziewczyna była nieprzytomna i cała we krwi. Pochyliłam się nad nią, odchylając jej głowę do tyłu- Cholera- warknęłam, dotykając jej szyi.
-Ma rozbitą głowę!- ktoś krzyknął.
-Oddycha?- zapytałam wnioskując, że chodzi o kierowcę.
-Tak, jest przytomny- zaczęłam mocno uciskać klatkę przyjaciółki.
-Zahamujcie krwawienie- wysapałam.
-Jak?!- zapytał męski głos.
-Czymś czystym! Najlepiej kompresami- jęknęłam- Macie je w apteczkach w autach!- wdmuchałam powietrze w usta Cristiny- No oddychaj!- krzyknęłam, pokornie przyjmując kolejny potok łez płynący po moich policzkach- Błagam, Cris- pisnęłam, nadal mocno uciskając klatkę przyjaciółki- Gdzie to pogotowie?!- dokładnie w tym momencie usłyszałam zbliżający się dźwięk syreny.
WIECIE, MIŁO BY BYŁO GDYBYŚCIE KOMENTOWALI, BO KOMENTARZE KARMIĄ PANIĄ WENĘ, A Z NIĄ OSTATNIO CORAZ BARDZIEJ KRUCHO :c
HALO, JESZCZE JAKIEŚ WASZE BLOGI DOPISAĆ DO LBA? :))))
LINK DO MOJEGO NOWEGO BLOGA ---> http://myjumpingstory.blogspot.com/
-Cześć- powiedziałam, rzucając się na kanapę obok niego.
-Dzień dobry- odpowiedział z nieprzytomnym spojrzeniem, po czym pocałował mnie w policzek.
-Kacuś?- zachichotałam.
-Tylko troszkę- szepnął- Ale nie mów tak głośno.
-W porządku- rzuciłam teatralnym szeptem po czym pociągnęłam łyk soku patrząc na Thomasa, który kładzie się na kanapie i zamyka oczy.
-Nie śpij!- rzuciłam w niego poduszką.
-Ciiiii- położył palec na usta i śmiesznie mnie ignorował.
-Burak- prychnęłam z uśmiechem. Po chwili usłyszałam kroki na schodach i ktoś wszedł do kuchni.
-Chyba zwariowałeś- zaszczebiotał damski głosik- Nie ośmielisz się- Morgi ze zdziwienia otworzył oczy i spojrzał na mnie unosząc jedną brew.
-Sandra?- bezgłośnie poruszał ustami, a ja pokiwałam głową.
-Nie mogę, ja chcę żeby moje dziecko miało dobry start i godne życie- warknęła najwidoczniej do telefonu- Co mnie to obchodzi? Ten frajer nawet się nie domyśla, jest święcie przekonany, że to on jest ojcem...- zrobiło mi się niedobrze- Zniknij z mojego... naszego życia. Już nie jesteś mi potrzebny- kiedy po kilku sekundach udało mi się wyjść z otumanienia zerwałam się na równe nogi i szybkim krokiem ruszyłam do kuchni.
-Czy ty jesteś normalna, dziewczyno?!- wrzasnęłam.
-O co ci chodzi?- zapytała słabym głosem, po czym głośno przełknęła ślinę.
-O co mi chodzi?! O to, że spieprzyłaś mi całe życie!- usłyszałam głośny tupot na schodach, po czym w pomieszczeniu pojawili się zaalarmowani moimi krzykami Gregor, Maciek i Cristina z Lilly na rękach.
-Co tu się dzieje?- zapytała moja przyjaciółka.
-Co się dzieje?- pisnęłam- To się dzieje, że ten małpiszon zniszczył osiem lat mojego życia. Jednym pieprzonym kłamstwem!- pokazałam na Sandrę.
-To znaczy?- zapytał powoli Schlieri.
-To znaczy, że to nie ty jesteś ojcem tego bachora- pokazałam na jej brzuch- tylko ten fagas, z którym przed chwilą rozmawiała!
-Gregor, to nie prawda. Ona sobie to wszystko zmyśliła żeby nas rozdzielić!- broniła się dziewczyna.
-Kłamiesz jak z nut- zakpił Thomas wkraczając do pomieszczenia- Tak się składa, że ja również słyszałem tę rozmowę.
-Jak mogłaś?- szepnął Schlierenzauer kręcąc głową- zniszczyłaś nam wszystko!
-A co innego mogłam zrobić? Zaszłam w ciążę z jakimś gnojem, który przecież ani mnie ani dziecku nie zapewniłby godnego życia!- krzyknęła- Co innego miałam zrobić? Zobaczyłam cię w klubie kompletnie pijanego, więc postanowiłam skorzystać z okazji. I wiesz co? Wcale nie żałuję- rzuciła kpiącym tonem.
-Ty wstrętna...- wyciągnęłam ręce i miałam ochotę się na nią rzucić.
-Domi!- Maciek chwycił mnie w pasie i odciągnął do tyłu- Nie warto!
-Ciesz się, że jesteś w ciąży, bo miałabyś już rozkwaszony nos- warknęłam, po czym wyrwałam się z objęć Kocura, chwyciłam kluczyki od mojego auta, które leżały na blacie i szybkim krokiem wyszłam z domu.
-Tulph!- usłyszałam za sobą krzyk Cristiny, jednak zignorowałam go i ruszyłam podjazdem w stronę auta. Wsiadłam za kierownicę i odpaliłam silnik. Czułam się podle. Wszystko runęło w gruzach. Nie mogłam w to uwierzyć. Chciałam, żeby okazało się to snem, nieporozumieniem. Łzy napłynęły mi do oczu nieco przysłaniając widok. Otarłam je przedramieniem i wjechałam na skrzyżowanie. Rozejrzałam się na boki- po lewo tir, prawa wolna. Z całej siły nacisnęłam gaz i ruszyłam z piskiem opon. Kiedy byłam dwadzieścia metrów dalej usłyszałam niepokojący odgłos i tysiąc myśli naraz przebiegło przez moją głowę. Zatrzymałam auto i powoli podniosłam wzrok, by spojrzeć w steczne lusterko.
-O nie, tylko nie to...- szepnęłam, po czym odpięłam pasy i wysiadłam z auta. Widok, który malował się niedaleko przyprawił mnie o mdłości- tir stojący po skosie i białe auto niemal wbite w jego bok.
Błagałam, żeby to nie był mercedes Thomasa z moją przyjaciółką w środku. Podbiegłam bliżej i ugięły się pode mną kolana. Cristina leżała na masce samochodu, spod której ulatniały się gęste kłęby dymu. Przednia szyba auta była całkowicie rozbita, a moja przyjaciółka cała nią pocięta.
-Niech mi pan pomoże!- zawołałam do mężczyzny, który stał najbliżej- Przenieśmy ją na tę trawę- pokazałam na pobocze.
-Niech jej pani nie dotyka! Ona może mieć uszkodzony kręgosłup!- zapiszczała jakaś starsza kobieta.
-Jestem lekarzem!- warknęłam sapiąc- Niech ktoś zadzwoni po pogotowie i sprawdzi co z tym mężczyzną w tirze- poleciłam pochylając się nad przyjaciółką- Cris...- jęknęłam, zalewając się łzami. Dziewczyna była nieprzytomna i cała we krwi. Pochyliłam się nad nią, odchylając jej głowę do tyłu- Cholera- warknęłam, dotykając jej szyi.
-Ma rozbitą głowę!- ktoś krzyknął.
-Oddycha?- zapytałam wnioskując, że chodzi o kierowcę.
-Tak, jest przytomny- zaczęłam mocno uciskać klatkę przyjaciółki.
-Zahamujcie krwawienie- wysapałam.
-Jak?!- zapytał męski głos.
-Czymś czystym! Najlepiej kompresami- jęknęłam- Macie je w apteczkach w autach!- wdmuchałam powietrze w usta Cristiny- No oddychaj!- krzyknęłam, pokornie przyjmując kolejny potok łez płynący po moich policzkach- Błagam, Cris- pisnęłam, nadal mocno uciskając klatkę przyjaciółki- Gdzie to pogotowie?!- dokładnie w tym momencie usłyszałam zbliżający się dźwięk syreny.
WIECIE, MIŁO BY BYŁO GDYBYŚCIE KOMENTOWALI, BO KOMENTARZE KARMIĄ PANIĄ WENĘ, A Z NIĄ OSTATNIO CORAZ BARDZIEJ KRUCHO :c
HALO, JESZCZE JAKIEŚ WASZE BLOGI DOPISAĆ DO LBA? :))))
LINK DO MOJEGO NOWEGO BLOGA ---> http://myjumpingstory.blogspot.com/
O nie cris!!!!! Nie będę mogła spać XD
OdpowiedzUsuńSuper! Oby Cris wyszła z tego cało!
OdpowiedzUsuńZabiję Sandrę od początku wiedziałam że kłamie, ale jakoś przestawałam w to wierzyć. No i biedna Cris oby było wszystko w porządku. Weny życzę <3
OdpowiedzUsuńO jezu, popłakałam się jak małe dziecko na końcu.....
OdpowiedzUsuńOby Domi była na tyle dobrym lekarzem, żeby uratować Cris.....
No bo w sumie Domi może teraz być z Gregorem, ale jeśli Cristina umrze to Thomas nie będzie miał żadnych przeciwwskazań żeby też brać się za Domi....
No nic, czekam na next!
Pozdrawiam xxx
Rozdział jak zawsze świetny! Mam nadzieję,że Cris wyjdzie z tego cało.Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńAle się dzieje...xD Czekam na kolejny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBłagam Thomas nie moze byc z Domi :c wole zeby byla z Gregorem a co do wypadku mam nadzieje ze Cris nic sie nie stanie
OdpowiedzUsuń