Wyświetlenia

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

65. Zaopiekuj się nim.

-Mogę skorzystać z pana telefonu?- zapytałam mężczyznę, który pomagał mi przenieść Cristinę.
-Oczywiście- podał mi komórkę- Czy pani przypadkiem nie jest...?
-Jestem, jestem- mruknęłam rozdrażniona, wystukując numer Thomasa.
-Halo?- usłyszałam jego głos.
-Morgi, jedź do szpitala na Anichstrasse...- zaniosłam się płaczem.
-Stało ci się coś?!- krzyknął.
-Nie mnie... Cristina... Ona nie była zapięta... Wyleciała przez przednią szybę... Po prostu przyjedź, dobrze?- zapłakałam.
-Biorę taksówkę i jestem...
-Thomas ja jestem na tym skrzyżowaniu z pięćset metrów od twojego domu...
-Czekaj tam!- krzyknął, po czym zerwał połączenie. Karetka z moją przyjaciółką odjechała dwie minuty temu. To wszystko moja wina. Czy to kara za to, że pozwoliłam Thomasowi na tyle zbliżyć się do mnie? Że pozwoliłam mu zdradzić Crisitnę? Oddałam telefon wysokiemu mężczyźnie, po czym ruszyłam w stronę samochodu Thomasa. Otworzyłam schowek nad siedzeniem kierowcy, gdzie powinny znajdować się dokumenty. Ostrożnie je wyjęłam, gdy na tapicerkę osypaną szkłem wypadło zdjęcie Morgiego i Cristiny. Zakryłam usta ręką i pozwoliłam łzą swobodnie toczyć się po policzkach.
-Przepraszam, nie może pani tu stać- powiedział strażak, łapiąc mnie za ramię. Pokiwałam głową i ruszyłam w stronę swojego auta.
-Domi!- usłyszałam krzyk przedzierający się przez zgiełk.
-Thomas!- zawołałam, biegnąc w stronę chłopaka- Przepraszam...- wtuliłam się w niego. Jego klatka szybko wznosiła się i opadała, był zmęczony biegiem.
-Ciii- pogłaskał mnie po głowie- Jedźmy do szpitala, dobrze?- złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę mojego samochodu. Roztrzęsiona zajęłam miejsce na fotelu pasażera i zapięłam pas.
-To moja wina, przepraszam- zakryłam twarz dłońmi- Przepraszam...
-Spokojnie...- Thomas zatrzymał się na światłach- Spokojnie...- złapał moją dłoń i pocałował ją delikatnie.
-Jak mogę być spokojna?! Ona umiera!- zapłakałam- Nie mogłam przywrócić jej krążenia! Ja, prawie lekarz...- wydusiłam, dławiąc się płaczem.
-Domi, nic jeszcze nie jest przesądzone- ścisnął mocniej moją dłoń, po czym puścił ją, by zmienić bieg.

-Przepraszam, gdzie leży Cristina Cernic?- zapytałam, podbiegając do recepcji.
-Państwo z rodziny?- pielęgniarka zadała pytanie.
-Jestem narzeczonym- rzucił Thomas.
-Chwileczkę...- kobieta spojrzała na ekran komputera- Sala 7, tam- pokazała palcem w prawą stronę. Szybko pobiegliśmy w kierunku wskazanym przez pielęgniarkę. Mocno pchnęłam drzwi, na których widniała cyfra 7, jednak od razu silne ramiona wypchnęły mnie na zewnątrz.
-Trwa reanimacja, nie można wchodzić- powiedział pielęgniarz, zatrzaskując mi drzwi przed nosem.
-Reanimacja?- pisnęłam, opierając czoło o zimną ścianę- Chryste, co ja najlepszego zrobiłam...
-Nic złego- powiedział Thomas stając obok mnie.
-To wszystko moja wina... 
-Nie masz prawa tak mówić- złapał mnie za ramię- Rozumiesz? To nie jest twoja wina, że nie widziała tego auta. A ty tylko pomogłaś ratować jej życie, za co jestem ci okropnie wdzięczny- przytulił mnie mocno.
-Ale gdybym nie wsiadła do tego samochodu czk, to ona też by tego nie zrobiła czk, tak?- próbowałam stworzyć spójną wypowiedź, co chwilę dławiąc się płaczem.
-Gdybyś nie miała powodu to byś nie wsiadła- wplótł palce w moje włosy- Nie obwiniaj się.
-Thomas, a jeśli to jakiś znak? Że nie powinniśmy nic kombinować za jej plecami? Wiesz, jak ja się z tym okropnie czuję? Jeszcze Lilly...- wtuliłam się w jego klatkę.
-Domi, dobrze wiesz,  że nawet ten wypadek nie zmieni mojej decyzji... Już ci kiedyś powiedziałem, że Cris jest dla mnie ważna, ale tylko jako matka mojej córki.
-To moja najlepsza przyjaciółka, rozumiesz?! Ona nie może odejść! 
-Nie odejdzie... Uratują ją- pocałował mnie w czoło- Chodź- delikatnie popchnął mnie, bym usiadła na krześle, po czym uklęknął przede mną- Spokojnie. Musimy być w dobrej myśli- pokiwałam głową, po czym wtuliłam twarz w jego szyję.
-Gdzie Lilly?- zapytałam nagle.
-Została z Maćkiem- westchnął Thomas.
-A Gregor i Sandra?
-Gregor zapowiedział Sandrze, że to koniec i pojechał do domu ją spakować... 
-To wszystko przez nią- szepnęłam, zakrywając twarz dłońmi. Thomas usiadł na krześle obok i milczał. Zza drzwi dochodziły krzyki: tlen, 200 dżuli, odsunąć się, strzelam, masuj. Ja siedziałam z zamkniętymi oczami, próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
-Drodzy państwo...- z sali wyszedł lekarz, a ja zerwałam się na równe nogi.
-Co z nią?- zapytałam szybko.
-Spokojnie, udało nam się. Pani jest przytomna, ale bardzo słaba. Można do niej wejść, ale dosłownie na chwilkę- nic mu na to nie odpowiedziałam. Po prostu szybko go minęłam i niemal wbiegłam do sali.
-Cris!- rzuciłam się do jej łóżka- Przepraszam cię, przepraszam- delikatnie złapałam dłoń, w którą wkłuty był wenflon.
-Spokojnie- powiedziała zachrypniętym głosem. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Obandażowana głowa, podpięty kardiomonitor i chyba wszystko, co było możliwe- Posłuchaj- rzuciła wzrokiem w stronę drzwi, w których stał Morgi rozmawiając z lekarzem- Gdyby mi się coś stało...
-Nic ci się niestanie, nie mów tak- pisnęłam.
-Gdyby jednak... Pomóż Thomasowi zaopiwiekować się Lilly. On sam sobie nie da rady... Dobrze?
-Cris, nic ci nie będzie- pocałowałam ją w czoło.
-Ale gdyby... Proszę- ścisnęła moją dłoń.
-Dobrze- gorliwie pokiwałam głową- Zostawię was- mruknęłam, kiedy tylko spostrzegłam, że do sali wszedł Morgenstern. Wyszłam na korytarz i głęboko odetchnęłam. Uf, udało się. Ale teraz to już kompletnie się pogubiłam. Cristina długo będzie wracała do formy, więc Thomas będzie musiał ją wyręczać niemal we wszystkich czynnościach, co wiąże się z brakiem czasu dla mnie. Tak w zasadzie powinno być, ale potoczyło się zupełnie inaczej... Tylko co teraz? Mam okłamywać przyjaciółkę i na boku kręcić z jej narzeczonym? To bardzo nie w moim stylu...
-Domi- mruknął Thomas, wychylając głowę zza drzwi- Chodź- przesunął się, by wpuścić mnie do ciasnej sali.
-Dominika- szepnęła Cris- zrób coś dla mnie...- uśmiechnęłam się zachęcająco- Jedź z Thomasem do domu i zajmij się Lilly. Oni z Maćkiem nie dadzą sobie rady...
-Wow, Cris... Ale ja nie wiem czy sama dam radę... 
-Błagam, na pewno zrobisz to lepiej niż oni oboje razem wzięci...- uśmiechnęła się blado.
-Mamy cię tu tak zostawić?- zdziwiłam się- To może Thomas zostanie, a ja pojadę i zaopiekuję się małą?- zaproponowałam.
-Nie, i tak okropnie chce mi się spać...- szepnęła- Zajmij się nim- poruszała ustami nie wydając z siebie żadnego głosu i wzrokiem dyskretnie pokazując na chłopaka.
-To zabrzmiało dwuznacznie- zachichiotałam, pochylając się nad nią- A wymagający jest?- tym razem głośno zarechotałam.
-Głupia jesteś- mruknęła zachrypniętym głosem wykrzywiając usta w uśmiechu- Dbaj o niego, dobrze?
-Oj, już ja o niego zadbam- puściłam jej oczko- No co?- wzruszyłam ramionami- Mam na myśli tylko to, że wysprząta cały dom- zachichotałam- To odpoczywaj. Przyjedziemy jutro, dobrze?- pocałowałam ją w czoło.
-Domi- kiedy miałam już dopuścić do łóżka Thomasa, Cristina złapała mnie za rękę- Dziękuję ci. Gdyby nie ty... umarłabym...
-Gdyby nie ja to nie byłoby całej tej sytuacji- uśmiechnęłam się przepraszająco, po czym wyszłam z sali.




Enjoy 
:3 


I prosze o komentarze dla 
Pani Weny 
:)

5 komentarzy:

  1. Kamień spadł mi z serca gdy przeczytałam że Cris żyje. Super rozdział. Pozdrawiam i weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem bardzo ciekawa z kim w końcu będzie Domi, dobrze, że Cris żyje. Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak wiem że jestem okropna, ale gdyby Cris zginęła to byłoby prościej... Ale dobrze że żyje. Kurde no co się teraz stanie nie wiadomo i to mnie wkurza
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszesz genialni dodaj następny rozdział jak najszybciej bo ja tu na zawał zejdę .Fajnie by było gdyby Domi była z Thomasem tak chociaż trochę żeby dopiec Gregorowi dopóki Cris jest w szpitalu . I wg fajnie by było jakby Thomas z Cris wszystko sobie wyjaśnili ;D I ogólnie genialnie piszesz ;D Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. http://emiithomaslove.blogspot.com/ Zapraszam na mój jest nowy ale liczę na miły komentarz ;D

    OdpowiedzUsuń