Wyświetlenia

sobota, 26 kwietnia 2014

63. Dla Lilly.

-W co ja się teraz ubiorę?- złapała się za głowę. Z początku ignorowałam jej zachowanie, ale pomyślałam, że przecież ja też nie chciałabym chodzić w mokrej od sików bluzce. Zapięłam pampersa chrześnicy i wzięłam ją na ręce.
-Mam brązowy żakiet w samochodzie- powiedziałam cicho, a ta spojrzała na mnie pytająco- No mogę ci go pożyczyć.
-Naprawdę?- wyglądała na mocno zaskoczoną.
-Tak- uśmiechnęłam się delikatnie- Maciek, dasz jej kluczyki?- zwróciłam się do chłopaka.
-Jasne- mruknął, po czym zdziwiony podał Sandrze kluczyki.
-Dzięki- powiedział Gregor, gdy tylko dziewczyna zamknęła drzwi z drugiej strony.
-Nie ma sprawy- rzuciłam po czym usiadłam w fotelu, sadzając chrześnicę na kolanach- Zobacz co ciocia ci przyniosła- wyciągnęłam z ozdobnej torebki dużą grzechotkę.
-Ciekawe gdzie rodzice...- mruknął Thomas, nerwowo zerkając na zegarek.
-Powinniśmy już jechać?- zapytał Maciek.
-Jeszcze parę minut- powiedział Morgi posyłając mu uśmiech. Dobrze wiedział, że to tylko przedstawienie, by zdenerwować Gregora.
-Chcesz ją potrzymać?- zwróciłam się do Kota.
-Nie wiem czy potrafię... -przyznał.
-To może lepiej jej nie bierz, bo nie daj Bóg ją skrzywdzisz- mruknął Schlieri.
-Nie zaczynaj- syknęła Cristina.
-To nie jest trudne- ignorując ich podeszłam do Maćka i podałam mu dziecko- Podłóż jej rękę pod główkę- wytłumaczyłam.
-Tak?- upewnił się, przytulając dziewczynkę.
-Dokładnie- uśmiechnęłam się uroczo i zagryzłam wargę, by zezłościć Gregora wlepiającego we mnie natarczywe spojrzenie. Usłyszałam odgłos trzaskających drzwi, który wyrwał mnie z udawanego transu- I jak?- rzuciłam w stronę Sandry.
-Idealny. Bardzo ci dziękuję- uśmiechnęła się lekko.
-Thomas, dzwoń do rodziców- westchnęła Cristina- Domi, ubierzecie ją? Musimy się zbierać- podała mi cienką kurteczkę.
-Jasne- wzięłam od przyjaciółki materiał- Połóż ją delikatnie- poleciłam Maćkowi, pokazując na leżankę- Ubierzesz ją?- zaproponowałam.
-Nie umiem- zaśmiał się, ale mimo to wziął ode mnie kurteczkę.
-Podnieś ją delikatnie i wsuń jej to pod plecki- stanęłam obok niego- Teraz delikatnie włóż jej rączki do rękawów. Nie tak!- zaśmiałam się głośno, a moja chrześnica mi zawtórowała- Co ten wujek tak kombinuje?- uśmiech nie schodził z jej twarzy- Jak koń pod górę- mówiłam pieszczotliwym tonem, by utrzymać jej zadowoloną minę.
-W tym domu tylko ja jestem jej wujkiem- syknął Gregor.
-Zamkn...- zaczęłam, a natychmiast się pohamowałam- Nie zaczynaj- poprawiłam się, robiąc miejsce Maćkowi.
-Teraz dobrze?- zapytał, delikatnie przekładając rękę Lilly.
-Dobrze- posłałam mu uśmiech.
-Ależ ona jest malutka- zaśmiał się Kocur zapinając suwak kurteczki, a następnie biorąc dziewczynkę na ręce.
-Rodzice będą w kościele. U twoich w domu pękła rura w kuchni, a u moich pies się rozchorował. Co to, jakieś fatum?- jęknął Tomas wchodząc do salonu i posyłając mi znaczące spojrzenie.
-Spokojnie- mruknął Gregor udając się w stronę wyjścia.
-Schlieri- powiedziałam bez zastanowienia, czego już po chwili żałowałam. Nie cierpiałam tej jego zadowolonej miny, gdy słyszał to pieszczotliwe zdrobnienie z moich ust.Wyczuł moje zdenerwowanie i zanim się obrócił zastygł w chwilowym bezruchu- Świeca- westchnęłam pokazując na kanapę.
-Dzięki...- mruknął, powoli wracając- A masz białą szatkę?
-Tak, wyjmij z tej torebki- pokazałam na fotel, poprawiając Lilly kiteczkę.

Kiedy tylko podjechaliśmy pod kościół, szybko wysiadłam z auta, aby pomóc Cristinie z córeczką. Weszliśmy do zimnego budynku i usiedliśmy w ławkach. Wszyscy prócz Maćka i Sandry i rodziców Thomasa i Cristiny zajęliśmy miejsca w pierwszej, a ja oczywiście wpakowałam się pomiędzy młot, a kowadło- po prawo Schlieri, po lewo Morgi.
-Zapomniałam aparatu z auta- szepnęłam, po czym wymsknęłam się z kościoła, by udać się w stronę samochodu. Otworzyłam drzwi i klęknęłam na siedzeniu kierowcy, pochylając się do schowka. Nagle poczułam dłoń ślizgającą się po moich plecach i zamarłam. Powoli wyciągnęłam lustrzankę i wysunęłam się z samochodu. Zatrzasnęłam drzwiczki i odwróciłam się w stronę chłopaka.
-Thomas, co ty robisz?- jęknęłam.
-Już nie wytrzymam...- szepnął, popychając mnie tak, bym oparła się o auto.
-Daj spokój... Dziś są chrzciny twojej córki, naprawdę nie dzisiaj...- odwróciłam głowę, starając się na niego nie patrzeć, co wcale nie było takie proste.
-Domi, nie zachowuj się tak, błagam- przysunął się jeszcze bliżej.
-Thomas, to nie ma sensu. Nic do ciebie nie czuję- wyszeptałam mechanicznie.
-Kłamiesz- powiedział spokojnie, po czym przesunął ustami po moim policzku wprawiając mnie w zakłopotanie- Też myślałem, że to zauroczenie... Ale to wcale nie przechodzi... Kiedy cię widzę wszystko zaczyna się od nowa. I mam gdzieś, co pomyśli o tym Gregor, zrozum- szepnął wsuwając rękę pod moją sukienkę i sunąc nią po moim udzie.
-Uspokój się. Stoimy przed kościołem- warknęłam, tłumiąc uśmiech.
-A później?- zagryzł wargę.
-Nie- powiedziałam stanowczo- Zachowujmy się tak, jak gdyby nigdy nic, błagam- szepnęłam zamykając auto.
-Nie- teraz to on warknął, a mnie zamurowało- Nie- powtórzył łagodniej, nadal przesuwając swoją ręką po mojej nodze- Nie potrafię- szepnął i pocałował mnie delikatnie. To wszystko powróciło. Poczułam, że tego wieczora, mimo że byliśmy pijani, pocałunek nie był przypadkiem. Zarzuciłam ręce na jego szyję i ignorowałam zażenowane komentarze starszych pań. Ręka Morgiego przesunęła się na wewnętrzną stronę mojego uda, a ja zdałam sobie sprawę, że rozmowy obok nas wcale nie cichną. Niechętnie odsunęłam się od Thomasa i odwróciłam głowę w prawo.
-Czy miłe panie aby przypadkiem nie spieszą się na mszę?- zapytałam. Kobiety zaczęły mruczeć pod nosami nieskładne zdania, po czym odeszły.
-Jak to możliwe, że on też kiedyś były młode?- zaśmiał się Morgi wtulając twarz w moje włosy. Zawtórowałam mu, po czym zapytałam:
-Jak się czujesz z myślą, że masz romans z ex najlepszego kumpla i przyjaciółką swojej narzeczonej?
-Nie myślę o tym. Skupiam się na tym, że ta dziewczyna jest moim całym światem- szepnął, po czym po raz kolejny pocałował moje usta. Przesunęłam dłoń na jego szyję i bawiłam się klapką kołnierzyka.
-Khem- nagle usłyszeliśmy znaczące męskie chrząknięcie i odskoczyliśmy od siebie jak opatrzeni.
-O matko...- westchnęłam- Maciek, zabijesz nas- zaśmiałam się.
-Wybacz- zawtórował mi- Ciesz się, że to akurat JA wpadłem na genialny pomysł sprawdzenia, gdzie jesteście.
-Cieszę się. Niezmiernie- zachichotałam ścierając resztki mojego błyszczyka z brody Thomasa.
-Daj mi ten aparat, a wy się ogarnijcie- wziął ode mnie lustrzankę- I wracajcie zanim ktoś inny wyjdzie- puścił nam oczko i wrócił do kościoła.
-Nikomu nie powie?- upewnił się Morgenstern.
-Maciek? Zwariowałeś?- zaśmiałam się- Przyjaźnimy się. W życiu by tak nie zrobił.
-To dobrze...- uśmiechnął się i cmoknął moje usta- Musimy wracać...
-No wypadałoby żebyś był na chrzcie własnej córki- zaśmiałam się, po czym podreptałam w stronę budynku- Ale żeby było jasne, nie rób sobie nadziei. Na razie niech to... ten romans czy jak to inaczej nazwać... będzie tajemnicą.
-W porządku- uśmiechnął się, przepuszczając mnie w drzwiach.


Po godzinie byliśmy już w domu. Razem z Maćkiem uśpiłam Lilly, zostawiliśmy ją na piętrze, po czym zeszliśmy na dół, gdzie siedziała Cristina z Thomasem i Gregor z Sandrą.
-To co? Może pijemy?- zaproponował Morgi, wyciągając wino z szafki.
-Ja nie mogę. Karmię- wytłumaczyła moja przyjaciółka.
-Wiem, skarbie, dla ciebie mam soczek- zaśmiał się jej narzeczony, całując ją w czoło i podając napój winogronowy. Skarbie? Niezły z niego aktor. Zmierzyłam go wzrokiem, po czym rzuciłam się na kanapę tuż obok Maćka.


Obudziłam się wtulona w plecy Kocura. Spojrzałam na okno- ciemno. To nie mógł być poranek. Poczułam ucisk pod brzuchem i już wiedziałam, co mnie obudziło. Spuściłam nogi na chłodną posadzkę i wymknęłam się z pokoju gościnnego.
-Taramtamtam- usłyszałam cichą melodię dochodzącą z toalety, tuż po niej dźwięk spłuczki i szum wody spływającej po umywalce. Oparłam się o ścianę naprzeciwko drzwi i czekałam; po chwili z oświetlonego pomieszczenia wyłoniła się sylwetka Gregora.
-Cześć- skinęłam głową, mijając go i wkraczając do łazienki.
-Domi?- zaczął.
-Hm?- szybko się odwróciłam.
-Dziękuję, że tak się zachowujesz- spojrzałam na niego pytająco- W stosunku do Sandry... Zdecydowałem, że będę z nią ze względu na dziecko...
-Nie musisz mi się tłumaczyć- przerwałam mu.
-Wiem. Ale chyba ci się należy...- mruknął- Wiedz, że nie walczyłem o ciebie tylko dlatego, że zdaję sobie sprawę z mojej spalonej pozycji... Nadal cię kocham i bardzo mi na tobie zależy, ale wiem, że bardzo przejęłaś się tym, że Sandra... że ona i ja...
-Będziecie mieć dziecko- pomogłam mu.
-Tak, właśnie...- odchrząknął, przysuwając się bliżej- Przepraszam. To z tobą chciałem mieć śliczną córeczkę... Zestarzeć się przy tobie...- łzy napłynęły mi do oczu.
-Daruj sobie- warknęłam.
-Przepraszam, że wszystko spieprzyłem...- szepnął, chwytając mnie za brodę i unosząc ją tak, bym na niego patrzyła.
-To już nie ma znaczenia...- odsunęłam się stanowczo.
-Wiem...- westchnął- Przynajmniej nie skaczmy sobie do oczu... Cristina ma rację, musimy się przynajmniej znosić... Dla Lilly, dobrze?- spojrzałam w jego oczy i delikatnie pokiwałam głową.
-Przykro mi, że to się tak skończyło...- szepnęłam, po czym zagryzłam wargę, by pohamować płacz.
-Mnie też...- mruknął.
-Ehkem- usłyszeliśmy męskie chrząkanie i odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni- Czyli zamierzacie się pogodzić?- zapytał Thomas, posyłając nam (tylko ja wiedziałam jak bardzo fałszywy) uśmiech.
-Będziemy się znosić- powiedziałam hardo- ze względu na Lilly.
-Dokładnie- potwierdził- To ten, ja idę, nie?- pokazał w stronę sypialni- Dobranoc- posłał mi uśmiech i odszedł, po drodze wpadając na regał z książkami- Spoko, żyję!- zaśmiałam się cicho. Kiedy tylko Schlieri zniknął za białymi drzwiami, Morgi wepchnął mnie do toalety.
-Co ty odwalasz?- syknęłam, patrząc jak przekręca zamek.
-Tęskniłem...- szepnął, ignorując moje pytanie i składając pocałunek na mojej szyi.
-Doprawdy, skarbie?- zaakcentowałam ostatnie słowo, nawiązując do jego zwrotu w stronę Cristiny.
-Przestań... Przecież muszę zachowywać chociaż pozory...- szepnął, patrząc na mnie.
-Nie obchodzi mnie to- warknęłam- Wracaj do Cris i daj mi święty spokój- odsunęłam go od siebie na długość ramion.
-A to pod kościołem?
-Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale nie podobało mi się to- szepnęłam, wbijając wzrok w kafelki.
-Kłamiesz- zaśmiał się.
-Tak?- zmierzyłam go wzrokiem, postanowiłam jeszcze trochę poudawać- Mam Maćka...
-Przecież on tu jest po to, żeby wkurzyć Gregora- widziałam po jego minie, że powoli wyprowadzam go z równowagi.
-Tak? A nie pomyślałeś że przez to wyprowadzanie z równowagi po prostu mogłam się zakochać?- uśmiechnęłam się delikatnie.
-To nie prawda- powiedział, jakby chciał przekonać samego siebie.
-Być może. Ale to nie twoja sprawa. Błagam, nie psuj tego wszystkiego, co zbudowaliście przez tyle lat- szepnęłam- Wracaj do Cristiny...- ruszyłam w stronę wyjścia.
-Nie- warknął, łapiąc mnie za rękę.
-Thomas, puść mnie- powiedziałam spokojnie.
-Nie- powtórzył- Widzę, że udajesz. Widzę, że nie jestem ci do końca obojętny...- powiedział, przyciskając mnie do ściany.
-Posłuchaj... Masz rację, nie jesteś mi obojętny. Ale jesteś facetem mojej przyjaciółki... Masz z nią dziecko, a to przecież wszystko komplikuje...- dotknęłam dłonią jego policzka- Czasami trzeba się poświęcić dla dobra większości...- szepnęłam, stając na placach i opierając swoje czoło o jego.
-Mogę jeszcze raz cię pocałować?- przestraszyłam się. To wszystko wróci...
-Możesz- szepnęłam wbrew sobie.
-Przepraszam, że to wszystko zacząłem... Wcale nie chciałem... To nie było celowe...
-Wiem, Thomas, wiem...- uśmiechnęłam się delikatnie po czym delikatnie musnęłam jego usta. Nagle ktoś zapukał do drzwi, a mnie serce podskoczyło do gardła. To koniec, wszyscy się dowiedzą, koniec. Morgi położył palec wskazujący na ustach i wcisnął mnie w najdalszy kąt łazienki, po czym wychylił głowę z pomieszczenia.
-Mogę?- usłyszałam piskliwy głos Sandry.
-Wiesz co, spłuczka szwankuje. Muszę chyba jutro wezwać fachowca...
-Przecież godzinę temu była dobra...- mruknęła, a ja z każdą chwilą czułam się coraz gorzej.
-Wiem. Nie mam pojęcia co się stało- Thomas kłamał jak z nut- Idź na dół, tam jest wszystko w porządku- poczekał, aż kroki Sandry ucichną na schodach, po czym odwrócił się w moją stronę, cały czerwony na twarzy.
-Pójdę, zanim ktoś inny tu przyjdzie- szepnęłam, a ten pokiwał głową.
-Dobranoc- pocałował  mnie w czoło, po czym przepuścił w drzwiach.



PROSZĘ BARDZO. TAAAAKI DŁUGAŚNY :P
KTOŚ JESZCZE CHCE DODAĆ SWOJEGO BLOGA DO NOMINACJI DO LBA? DAWAJCIE LINKI :) 

ZAPRASZAM NA MOJEGO DRUGIEGO BLOGA ----> MY JUMPING STORY

3 komentarze:

  1. Świetny! :D
    Czekam na kolejne :))))
    PS. Ale się porobiło :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, dzieje się. Oj dzieje :D
    W sumie to mam nadzieję, że Thomas się ogarnie i zostanie przy Cristinie, bo długo te udawanie im nie wyjdzie.
    Czekam na następny x

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak się wszystko pomieszało. Kurczę szkoda mi Morgiego ale przecież on ma narzeczoną i dziecko wiec niech się opamięta. Ach biedna Domi :( Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń