-Siemaneczko, mała- usłyszałam w słuchawce głos Kocura.
-O, hej Maciek- powiedziałam wesoło parkując przed uniwersytetem- Co tam u ciebie?
-Wszystko okej. Tak w ogóle to próbuję się dodzwonić do ciebie od wczoraj!
-Trochę się działo- uśmiechnęłam się i wygramoliłam z auta.
-Opowiesz mi wszystko w Planicy?
-A to ja jadę do Planicy?- zaśmiałam się.
-A nie?- zawtórował mi.
-Tak w ogóle to widziałeś te artykuły?- chrząknęłam.
-Widziałem- westchnął- Mam nadzieję, że się tym nie przejęłaś?
-Ja nie. Cristina tak. Z wrażenia aż urodziła- zaśmiałam się głośno przyciągając zdziwione spojrzenia innych studentów.
-Żartujesz?- zapytał zdziwiony- Pogratuluję Thomasowi przy najbliższej okazji. To widzimy się w Słowenii?
-Może- mruknęłam z uśmiechem- Kończę, bo spieszę się na uczelnie. Pa- rozłączyłam się i weszłam do budynku uniwersytetu. Tak jak myślałam- profesor nie darował sobie zbędnych komentarzy pod moim adresem dlatego cieszyłam się, kiedy po dwóch godzinach spokojnie mogłam opuścić aulę z toną zeszytów znajomych wypełnionych notatkami.
Dwa dni przed wyjazdem zadzwonił do mnie Schlieri z zapytaniem, czy nie chciałabym wybrać się z nimi do Słowenii. Kiedy powiedziałam mu, że i tak jadę poważnie się zdziwił. Oczywiście nie obyło się bez pytań typu 'Jak to?' i 'Kto cię zaprosił?'. Śmiało powiedziałam mu prawdę, ale nie miałam zamiaru wzbudzać w nim zazdrości. Od pamiętnej nocy po narodzinach Lilly nie rozmawialiśmy. Może to i dobrze. Niepotrzebnie znowu się do siebie przyzwyczajać, kiedy za osiem miesięcy wszystko od nowa może legnąć w gruzach.
Kiedy razem z Gregorem pojawiłam się na lotnisku wywołało to wielkie zdziwienie w całym Austria Team. Oczywiście nie obyło się bez docinków, spekulacji i plotek, które musieliśmy dementować. Na szczęście Austriacy w miarę szybko się uspokoili i nie zadawali zbędnych pytań, by zagłębić się w szczegóły. Cieszyli się, że z nimi lecę, bo dawno mnie nie widzieli. Byli moimi przyjaciółmi; uwielbiałam ich! Nigdy się przy nich nie nudziłam, a w dodatku traktowali mnie jak siostrę albo członka drużyny. Ba, nawet Pointner ucieszył się, że wybieram się z nimi. Jedynie Thomas siedział na uboczu, przyglądając się jak prowadzimy dyskusje co chwilę wybuchając gromkim śmiechem. Kiedy staliśmy w kolejce by oddać bagaż, w końcu mnie zagadnął:
-Jesteś z Gregorem?
-Nie- odpowiedziałam powoli- Po prostu mnie podwiózł. Jest w miarę... neutralnie.
-A do Planicy jedziesz żeby oglądać krajobrazy?- zapytał ironicznie.
-Oj, przestań- mruknęłam- Jadę, bo Maciek mnie zaprosił.
-Maciek- poruszał znacząco brwiami.
-A jak tam ci z Cris?- zboczyłam z tematu.
-Jest okej- mruknął- Naprawdę jest dobrze- uśmiechnął się delikatnie.
-Że tak powiem- a nie mówiłam?- zaśmiałam się i oddałam bagaż do odprawy.
Już miałam udać się w celu odbycia kontroli bezpieczeństwa, kiedy mój wzrok padł na niewysoką blondynkę, która stanęła w kolejce tuż za Hayboeckiem i uporczywie grzebała w torbie.
-Kurna, Domi- syknął Thomas, który nie zauważył kiedy się zatrzymałam i dość mocno uderzył we mnie swoim ciałem. Powiódł wzrokiem za moim spojrzeniem i rozdziawił szeroko paszczę- Kurza stopa!
-To ona?- upewniłam się i spojrzałam na Gregora, który właśnie tłumaczył coś kobiecie z obsługi trzymającej jego paszport.
-Zdaje się, że tak- mruknął Morgi. Sandra podniosła wzrok i uśmiechnęła się do mnie słodko; wtedy coś we mnie pękło. Poczułam przemożną wściekłość i przyswoiłam sobie słowa Cristiny; pora zacząć myśleć o sobie.
-Co ona tu robi?- syknęłam, podchodząc do Gregora i łapiąc go za ramię.
-Ale kto?- spojrzał na mnie zdziwiony, a ja kątem oka widziałam jak Morgi krzywi się i z miną człowieka, który wyczuł kłopoty odchodzi kawałek dalej.
-Ona- pokazałam ręką na Sandrę, która teraz machała w stronę Schlieriego.
-O Scheisse- przeczesał włosy palcami.
-Dobra. Nieważne. Po prostu nie wchodźcie mi w drogę- syknęłam udając się w stronę Thomasa.
-Domi, ale ja naprawdę nie wiedziałem!- złapał mnie za nadgarstek.
-Daj spokój, bo jeszcze zobaczy- wyrwałam rękę z jego uścisku.
-Mam to gdzieś. Nie robiłem jej nadziei. Dobrze wie dlaczego z nią jestem.
-To nie ma znaczenia- westchnęłam, spuszczając wzrok- Myślałam, że spędzimy trochę czasu razem, że po to chciałeś żebym jechała...
-Przecież ja też tak myślałem...- przysunął się bliżej mnie- Porozmawiam z nią, dobrze?
-Rób jak chcesz...- mruknęłam i ruszyłam w stronę Morgiego ignorując wszystko co działo się za moimi plecami.
-Coś czuję, że będzie ostro...- mruknął przyjaciel.
-Daj spokój- jęknęłam- To jakaś porażka. Jak Cristina?
-Wczoraj odwiozłem ją do domu- uśmiechnął się.
-Tak szybko?- zapytałam zdziwiona.
-Lekarze stwierdzili, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, więc nie ma sensu ich tam trzymać.
-I super. A będzie idealnie jak tata wróci z kryształową kulą- wyszczerzyłam zęby.
-Nie mów hop, póki nie przeskoczysz- powiedział przezornie. Kiedy przechodziłam kontrolę celną doszłam do wniosku, że Thomas najwidoczniej przestał już się mną fascynować. Całe szczęście. Teraz w stu procentach będzie mógł się skupić na swojej małej rodzinie. I na Cristinie; przede wszystkim na niej.
Zapinając pasek w spodniach spojrzałam na bramki- przy jednej stał Gregor, a przy kolejnej Sandra. Cudownie. Szykuje się doprawdy uroczy weekend.
-Jak tam?- obok mnie pojawił się Kofler.
-Dobrze- skłamałam, zagryzając wargę.
-Przecież widzę jak cię strzela- zachichotał.
-Ciebie też by strzelało- mruknęłam.
-Domi, przecież on jej nie cierpi. To widać na kilometr- rzucił torbę na ławkę.
-To jest średnio ważne... Jak zdążyłeś zauważyć jej to nie interesuje. Nawet tutaj się wpycha- prychnęłam.
-Oj, ale to ty jesteś ulubienicą naszej kadry. I naszego trenejro Pojtnejro- zaśmiał się.
-Kofi, zamilcz- zawtórowałam mu i usiadłam na ławce.
-Taka prawda. Uwielbia cię prawie tak jak swoją czapeczkę!
-Bo mu to powiem- uniosłam brew.
-Grozisz mi?- zbliżył się tak, że dokładnie mogłam poczuć zapach jego perfum.
-A gdzie tam, tylko ostrzegam- zachichotałam nie odsuwając się.
-Cześć- ktoś zaszczebiotał tuż nad moim uchem.
-Czeeeeeeść- powiedziałam powoli, odwracając głowę w stronę blondynki.
-Co tam u ciebie?- zapytała jakbyśmy były dobrymi koleżankami.
-Dobra, słuchaj- podniosłam się z ławki- Nie będę udawała, że wszystko jest okej, bo nie jest. Nie zamierzam też udawać, że cię lubię, bo to bzdury wyssane z palca...
-Ale przecież ja cię nie proszę, żebyś mnie lubiła- przerwała moją wypowiedź- Po prostu myślałam, że skoro już jesteśmy na siebie skazane to możemy chociaż zawrzeć pokój...
-Nie przerywaj mi- uśmiechnęłam się pobłażliwie, kątem oka widząc jak wokół nas zbiera się reszta kadry wraz ze szkoleniowcami- Zniszczyłaś wszystko, co tak skrupulatnie budowałam przez ostatnie kilka lat. Nie wiem na czym ci zależy. Na pieniądzach? Na sławie? Wiem tylko, że nie zamierzam się do ciebie uśmiechać tylko dlatego, że nosisz dziecko mojego...- przełknęłam gulę zalegającą w gardle- byłego chłopaka. Myślisz, że jeśli nie skaczę ci do gardła to cię lubię albo chociaż trawię? Więc wiedz, że jesteś w ogromnym błędzie. I jeśli to możliwe nie wchodź mi w drogę, bo w końcu puszczą mi nerwy- obrzuciłam wzrokiem kółko, które wytworzyło się wokół nas, zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam w stronę pierwszego lepszego sklepiku.
Atmosfera w drużynie była napięta. Wszyscy starali się nie wchodzić mi w drogę i unikać konfrontacji z moją nabuzowaną emocjami osobą. Cieszyłam się, kiedy w końcu wysiedliśmy z busa udając się w stronę wejścia do hotelu. Założyłam okulary na podkrążone ze zmęczenia oczy i czekałam aż drzwi się rozsuną. Kiedy tylko wkroczyłam do hallu zobaczyłam grupę ludzi zatłaczającą cały korytarz.
-Co jest...- mruknęłam, a po chwili ktoś porwał mnie w swoje ramiona.
-Domi, jak dobrze cię widzieć!- usłyszałam polskie słowa pochodzące z ust Maćka, który uniósł mnie nad ziemię.
-Kocur!- pisnęłam i mocno go objęłam- Tęskniłam.
-Ja też- uśmiechnął się i zdjął moje okulary- Chyba zmęczona jesteś...
-Życiem- dodałam chichocząc.
-Domi!- nie wiadomo skąd pojawił się Dawid, który odsunął ode mnie Maćka (który oczywiście zrobił oburzoną minę), a sam mocno przytulił.
-Czy ja słyszałem 'Domi'?- usłyszałam głos Kamila, który już po chwili stał za mną i mocno przytulał.
-Tulph?! To ty?- zobaczyłam rozradowaną twarz Janka, który po chwili do nas dołączył.
-Cudownie was widzieć- zaśmiałam się, stojąc pośrodku dość ciasnego koła.
-Halo, jesteśmy zazdrośni!- mruknął Hayboeck stając obok nas.
-Peszek- wypięłam mu język- A tak właściwie to czemu się tu tłoczycie?- rzuciłam w stronę Polaków.
-Problem z zakwaterowaniem...- mruknął Kamil.
-O nie, znowu?- jęknął Thomas- Czy oni nigdy nie potrafią się zorganizować?
-Proszę państwa!- zza lady wyszła niska recepcjonistka- Udało nam się opanować sytuację. Gdyby dwie panie z drużyny austriackiej były razem w pokoju wszystko by się zgadzało.
-Obawiam się, że to niemożliwe- powiedział szybko Pointner.
-W takim razie musicie państwo jakoś to rozdzielić, bo brakuje nam już apartamentów...- westchnęła.
-Zero profesjonalizmu- warknął Hofer- Domi, przykro mi, ale musisz być w pokoju z Sandrą.
-Nie- powiedziałam stanowczo- To ja już wolę spać w busie.
-Ale wychodzi na to, że ja mam pokój sam- Maciek spojrzał na rozpiskę- Więc jak chcesz to wbijaj do mnie- posłał mi uśmiech.
-Wynika z tego też, że masz tam tylko małżeńskie łóżko- mruknął Gregor, pochylając się nad jego ramieniem.
-To chyba nie jest wielki problem- mruknęłam z kamienną twarzą.
-Nie?- zdziwił się Schlieri.
-A tak?- zmierzyłam go wzrokiem.
-W takim razie jeśli pani...- kobieta spojrzała na mnie wyczekująco.
-Tulph- podsunęłam jej.
-Jeśli pani Tulph będzie w pokoju z panem Kotem to pani Stiegler- zerknęła na Sandrę- może być w pokoju z panem Schlierenzauerem, a reszta zostaje bez zmian. Bo państwo są razem, tak?- spojrzała na Gregora i blondynkę.
-To ona?- szepnął w moją stronę zdziwiony Maciek.
-Ta...- mruknęłam odwracając wzrok.
-Luzik- złapał mnie za ramię i uśmiechnął się pocieszająco.
-Tak, jesteśmy razem- Sandra wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
-Więc wszystko w porządku- recepcjonistka posłała nam firmowy uśmiech numer siedem po czym podała kolejny wykaz Pointnerowi.
-Przykro mi...- szepnął trener spoglądając na mnie. Przecież przeżyję. Prawda? Nic tam nie będą robić. Po prostu dzielą ze sobą pokój. To tak jakby byli w jednym domu. A przecież mieszkają razem. To żaden problem- powtarzałam sobie w myślach, zagryzając wargi by się nie rozpłakać.
Nie wiem za bardzo co Wam napisać :D
Czytajcie! :3
-O, hej Maciek- powiedziałam wesoło parkując przed uniwersytetem- Co tam u ciebie?
-Wszystko okej. Tak w ogóle to próbuję się dodzwonić do ciebie od wczoraj!
-Trochę się działo- uśmiechnęłam się i wygramoliłam z auta.
-Opowiesz mi wszystko w Planicy?
-A to ja jadę do Planicy?- zaśmiałam się.
-A nie?- zawtórował mi.
-Tak w ogóle to widziałeś te artykuły?- chrząknęłam.
-Widziałem- westchnął- Mam nadzieję, że się tym nie przejęłaś?
-Ja nie. Cristina tak. Z wrażenia aż urodziła- zaśmiałam się głośno przyciągając zdziwione spojrzenia innych studentów.
-Żartujesz?- zapytał zdziwiony- Pogratuluję Thomasowi przy najbliższej okazji. To widzimy się w Słowenii?
-Może- mruknęłam z uśmiechem- Kończę, bo spieszę się na uczelnie. Pa- rozłączyłam się i weszłam do budynku uniwersytetu. Tak jak myślałam- profesor nie darował sobie zbędnych komentarzy pod moim adresem dlatego cieszyłam się, kiedy po dwóch godzinach spokojnie mogłam opuścić aulę z toną zeszytów znajomych wypełnionych notatkami.
Dwa dni przed wyjazdem zadzwonił do mnie Schlieri z zapytaniem, czy nie chciałabym wybrać się z nimi do Słowenii. Kiedy powiedziałam mu, że i tak jadę poważnie się zdziwił. Oczywiście nie obyło się bez pytań typu 'Jak to?' i 'Kto cię zaprosił?'. Śmiało powiedziałam mu prawdę, ale nie miałam zamiaru wzbudzać w nim zazdrości. Od pamiętnej nocy po narodzinach Lilly nie rozmawialiśmy. Może to i dobrze. Niepotrzebnie znowu się do siebie przyzwyczajać, kiedy za osiem miesięcy wszystko od nowa może legnąć w gruzach.
Kiedy razem z Gregorem pojawiłam się na lotnisku wywołało to wielkie zdziwienie w całym Austria Team. Oczywiście nie obyło się bez docinków, spekulacji i plotek, które musieliśmy dementować. Na szczęście Austriacy w miarę szybko się uspokoili i nie zadawali zbędnych pytań, by zagłębić się w szczegóły. Cieszyli się, że z nimi lecę, bo dawno mnie nie widzieli. Byli moimi przyjaciółmi; uwielbiałam ich! Nigdy się przy nich nie nudziłam, a w dodatku traktowali mnie jak siostrę albo członka drużyny. Ba, nawet Pointner ucieszył się, że wybieram się z nimi. Jedynie Thomas siedział na uboczu, przyglądając się jak prowadzimy dyskusje co chwilę wybuchając gromkim śmiechem. Kiedy staliśmy w kolejce by oddać bagaż, w końcu mnie zagadnął:
-Jesteś z Gregorem?
-Nie- odpowiedziałam powoli- Po prostu mnie podwiózł. Jest w miarę... neutralnie.
-A do Planicy jedziesz żeby oglądać krajobrazy?- zapytał ironicznie.
-Oj, przestań- mruknęłam- Jadę, bo Maciek mnie zaprosił.
-Maciek- poruszał znacząco brwiami.
-A jak tam ci z Cris?- zboczyłam z tematu.
-Jest okej- mruknął- Naprawdę jest dobrze- uśmiechnął się delikatnie.
-Że tak powiem- a nie mówiłam?- zaśmiałam się i oddałam bagaż do odprawy.
Już miałam udać się w celu odbycia kontroli bezpieczeństwa, kiedy mój wzrok padł na niewysoką blondynkę, która stanęła w kolejce tuż za Hayboeckiem i uporczywie grzebała w torbie.
-Kurna, Domi- syknął Thomas, który nie zauważył kiedy się zatrzymałam i dość mocno uderzył we mnie swoim ciałem. Powiódł wzrokiem za moim spojrzeniem i rozdziawił szeroko paszczę- Kurza stopa!
-To ona?- upewniłam się i spojrzałam na Gregora, który właśnie tłumaczył coś kobiecie z obsługi trzymającej jego paszport.
-Zdaje się, że tak- mruknął Morgi. Sandra podniosła wzrok i uśmiechnęła się do mnie słodko; wtedy coś we mnie pękło. Poczułam przemożną wściekłość i przyswoiłam sobie słowa Cristiny; pora zacząć myśleć o sobie.
-Co ona tu robi?- syknęłam, podchodząc do Gregora i łapiąc go za ramię.
-Ale kto?- spojrzał na mnie zdziwiony, a ja kątem oka widziałam jak Morgi krzywi się i z miną człowieka, który wyczuł kłopoty odchodzi kawałek dalej.
-Ona- pokazałam ręką na Sandrę, która teraz machała w stronę Schlieriego.
-O Scheisse- przeczesał włosy palcami.
-Dobra. Nieważne. Po prostu nie wchodźcie mi w drogę- syknęłam udając się w stronę Thomasa.
-Domi, ale ja naprawdę nie wiedziałem!- złapał mnie za nadgarstek.
-Daj spokój, bo jeszcze zobaczy- wyrwałam rękę z jego uścisku.
-Mam to gdzieś. Nie robiłem jej nadziei. Dobrze wie dlaczego z nią jestem.
-To nie ma znaczenia- westchnęłam, spuszczając wzrok- Myślałam, że spędzimy trochę czasu razem, że po to chciałeś żebym jechała...
-Przecież ja też tak myślałem...- przysunął się bliżej mnie- Porozmawiam z nią, dobrze?
-Rób jak chcesz...- mruknęłam i ruszyłam w stronę Morgiego ignorując wszystko co działo się za moimi plecami.
-Coś czuję, że będzie ostro...- mruknął przyjaciel.
-Daj spokój- jęknęłam- To jakaś porażka. Jak Cristina?
-Wczoraj odwiozłem ją do domu- uśmiechnął się.
-Tak szybko?- zapytałam zdziwiona.
-Lekarze stwierdzili, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, więc nie ma sensu ich tam trzymać.
-I super. A będzie idealnie jak tata wróci z kryształową kulą- wyszczerzyłam zęby.
-Nie mów hop, póki nie przeskoczysz- powiedział przezornie. Kiedy przechodziłam kontrolę celną doszłam do wniosku, że Thomas najwidoczniej przestał już się mną fascynować. Całe szczęście. Teraz w stu procentach będzie mógł się skupić na swojej małej rodzinie. I na Cristinie; przede wszystkim na niej.
Zapinając pasek w spodniach spojrzałam na bramki- przy jednej stał Gregor, a przy kolejnej Sandra. Cudownie. Szykuje się doprawdy uroczy weekend.
-Jak tam?- obok mnie pojawił się Kofler.
-Dobrze- skłamałam, zagryzając wargę.
-Przecież widzę jak cię strzela- zachichotał.
-Ciebie też by strzelało- mruknęłam.
-Domi, przecież on jej nie cierpi. To widać na kilometr- rzucił torbę na ławkę.
-To jest średnio ważne... Jak zdążyłeś zauważyć jej to nie interesuje. Nawet tutaj się wpycha- prychnęłam.
-Oj, ale to ty jesteś ulubienicą naszej kadry. I naszego trenejro Pojtnejro- zaśmiał się.
-Kofi, zamilcz- zawtórowałam mu i usiadłam na ławce.
-Taka prawda. Uwielbia cię prawie tak jak swoją czapeczkę!
-Bo mu to powiem- uniosłam brew.
-Grozisz mi?- zbliżył się tak, że dokładnie mogłam poczuć zapach jego perfum.
-A gdzie tam, tylko ostrzegam- zachichotałam nie odsuwając się.
-Cześć- ktoś zaszczebiotał tuż nad moim uchem.
-Czeeeeeeść- powiedziałam powoli, odwracając głowę w stronę blondynki.
-Co tam u ciebie?- zapytała jakbyśmy były dobrymi koleżankami.
-Dobra, słuchaj- podniosłam się z ławki- Nie będę udawała, że wszystko jest okej, bo nie jest. Nie zamierzam też udawać, że cię lubię, bo to bzdury wyssane z palca...
-Ale przecież ja cię nie proszę, żebyś mnie lubiła- przerwała moją wypowiedź- Po prostu myślałam, że skoro już jesteśmy na siebie skazane to możemy chociaż zawrzeć pokój...
-Nie przerywaj mi- uśmiechnęłam się pobłażliwie, kątem oka widząc jak wokół nas zbiera się reszta kadry wraz ze szkoleniowcami- Zniszczyłaś wszystko, co tak skrupulatnie budowałam przez ostatnie kilka lat. Nie wiem na czym ci zależy. Na pieniądzach? Na sławie? Wiem tylko, że nie zamierzam się do ciebie uśmiechać tylko dlatego, że nosisz dziecko mojego...- przełknęłam gulę zalegającą w gardle- byłego chłopaka. Myślisz, że jeśli nie skaczę ci do gardła to cię lubię albo chociaż trawię? Więc wiedz, że jesteś w ogromnym błędzie. I jeśli to możliwe nie wchodź mi w drogę, bo w końcu puszczą mi nerwy- obrzuciłam wzrokiem kółko, które wytworzyło się wokół nas, zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam w stronę pierwszego lepszego sklepiku.
Atmosfera w drużynie była napięta. Wszyscy starali się nie wchodzić mi w drogę i unikać konfrontacji z moją nabuzowaną emocjami osobą. Cieszyłam się, kiedy w końcu wysiedliśmy z busa udając się w stronę wejścia do hotelu. Założyłam okulary na podkrążone ze zmęczenia oczy i czekałam aż drzwi się rozsuną. Kiedy tylko wkroczyłam do hallu zobaczyłam grupę ludzi zatłaczającą cały korytarz.
-Co jest...- mruknęłam, a po chwili ktoś porwał mnie w swoje ramiona.
-Domi, jak dobrze cię widzieć!- usłyszałam polskie słowa pochodzące z ust Maćka, który uniósł mnie nad ziemię.
-Kocur!- pisnęłam i mocno go objęłam- Tęskniłam.
-Ja też- uśmiechnął się i zdjął moje okulary- Chyba zmęczona jesteś...
-Życiem- dodałam chichocząc.
-Domi!- nie wiadomo skąd pojawił się Dawid, który odsunął ode mnie Maćka (który oczywiście zrobił oburzoną minę), a sam mocno przytulił.
-Czy ja słyszałem 'Domi'?- usłyszałam głos Kamila, który już po chwili stał za mną i mocno przytulał.
-Tulph?! To ty?- zobaczyłam rozradowaną twarz Janka, który po chwili do nas dołączył.
-Cudownie was widzieć- zaśmiałam się, stojąc pośrodku dość ciasnego koła.
-Halo, jesteśmy zazdrośni!- mruknął Hayboeck stając obok nas.
-Peszek- wypięłam mu język- A tak właściwie to czemu się tu tłoczycie?- rzuciłam w stronę Polaków.
-Problem z zakwaterowaniem...- mruknął Kamil.
-O nie, znowu?- jęknął Thomas- Czy oni nigdy nie potrafią się zorganizować?
-Proszę państwa!- zza lady wyszła niska recepcjonistka- Udało nam się opanować sytuację. Gdyby dwie panie z drużyny austriackiej były razem w pokoju wszystko by się zgadzało.
-Obawiam się, że to niemożliwe- powiedział szybko Pointner.
-W takim razie musicie państwo jakoś to rozdzielić, bo brakuje nam już apartamentów...- westchnęła.
-Zero profesjonalizmu- warknął Hofer- Domi, przykro mi, ale musisz być w pokoju z Sandrą.
-Nie- powiedziałam stanowczo- To ja już wolę spać w busie.
-Ale wychodzi na to, że ja mam pokój sam- Maciek spojrzał na rozpiskę- Więc jak chcesz to wbijaj do mnie- posłał mi uśmiech.
-Wynika z tego też, że masz tam tylko małżeńskie łóżko- mruknął Gregor, pochylając się nad jego ramieniem.
-To chyba nie jest wielki problem- mruknęłam z kamienną twarzą.
-Nie?- zdziwił się Schlieri.
-A tak?- zmierzyłam go wzrokiem.
-W takim razie jeśli pani...- kobieta spojrzała na mnie wyczekująco.
-Tulph- podsunęłam jej.
-Jeśli pani Tulph będzie w pokoju z panem Kotem to pani Stiegler- zerknęła na Sandrę- może być w pokoju z panem Schlierenzauerem, a reszta zostaje bez zmian. Bo państwo są razem, tak?- spojrzała na Gregora i blondynkę.
-To ona?- szepnął w moją stronę zdziwiony Maciek.
-Ta...- mruknęłam odwracając wzrok.
-Luzik- złapał mnie za ramię i uśmiechnął się pocieszająco.
-Tak, jesteśmy razem- Sandra wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
-Więc wszystko w porządku- recepcjonistka posłała nam firmowy uśmiech numer siedem po czym podała kolejny wykaz Pointnerowi.
-Przykro mi...- szepnął trener spoglądając na mnie. Przecież przeżyję. Prawda? Nic tam nie będą robić. Po prostu dzielą ze sobą pokój. To tak jakby byli w jednym domu. A przecież mieszkają razem. To żaden problem- powtarzałam sobie w myślach, zagryzając wargi by się nie rozpłakać.
Nie wiem za bardzo co Wam napisać :D
Czytajcie! :3
O jejku! Wredna Sandra, a i Gregor mógłby się nią zająć przecież Domi tak cierpi. Ale dobrze, że są Polacy, którzy zawsze jej pomogą. Cieszę się, że Thomas się opamiętał ;-)
OdpowiedzUsuńMała Lili <3 ech słodkie
Pozrowienia i weny ;-)
Weź tą Sandrę uśmierć! xD
OdpowiedzUsuńAaa ja oszaleję przez tą Sandrę. Rozwala wszystko :/ Nadal mam nadzieję na poprawę sytuacji. Rozdział ekstra pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńPisz szybko następny ! : D
OdpowiedzUsuńMam dość sandry, nawet jej imienia nie potrafię napisać z wielkiej litery. Co do rozdziału świetny jak zawsze, skoro Domi ma pokój z Maćkiem to może Gregorowi zazdrość dobrze zrobi. Buziaki :-*
OdpowiedzUsuńGregor mógłby powalczyć;p Ale coś tak wyczuwam, jakiś koniec u Thomasa i Christiny. Pisz szybko kolejny kochana ;*
OdpowiedzUsuńNoo właśnie mogłabyś zrobić tak że potrąciło sandra auto ona umiera a dziecko przeżyło
OdpowiedzUsuńPs.rozdział genialny wenyyyy :*
Rozdział genialny!!!! <33 Weny :*
OdpowiedzUsuńHahaha, ta scena z Maćkiem i pokojem we dwójkę mnie rozbroiła :D Niech Schlieri będzie zazdrosny! :P Sandra- no coment.... Weny! Czekam na next ;3
Haha jestem za uśmierceniem Sandry! :D A co do rozdziału to świetny jak zawsze. Wenyy :*
OdpowiedzUsuń