Szybko podniosłam się z krzesła i wbiłam wzrok w wysokiego mężczyznę.
-Gratulacje, panie Morgenstern, ma pan córkę!- powiedział wesoło- Trzy kilo, zuch dziewczynka!- zaśmiał się.
-Zdrowa?- było to pierwsze słowo, które wyrwało się z ust Thomasa.
-Jak ryba! Gratuluję- lekarz uścisnął jego dłoń- Zaraz przewieziemy pańską narzeczoną razem z dzieckiem na salę i będzie mógł się pan z nią zobaczyć.
-Dziękuję- Morgi posłał uśmiech lekarzowi, który ruszył w stronę pokoju lekarskiego- Jestem ojcem!- krzyknął, po czym podbiegł do mnie, wziął na ręce i obracał wkoło.
-Gratuluję!- zaśmiałam się, przytulając go.
-Zadzwoń do Gregora- powiedział, odstawiając mnie na ziemię- Niech przyjedzie zobaczyć chrześnicę.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Schlieriego patrząc na Thomasa, który skakał wesoły po korytarzach i niemal ściskał pielęgniarki przechodzące obok.
-Halo?- usłyszałam jego zaspany głos.
-Schlierenzauer, ty śpisz, a właśnie ci się chrześnica urodziła- zaśmiałam się.
-Co?!- huk, jakby coś ciężkiego spadło na ziemię.
-Żyjesz?- zapytałam szybko.
-Tak, tak. Już jadę. Zaraz będę.
-Ale Gregor... Wiesz jaki szpital?- głucho. Rozłączył się. Po kilku sekundach rozdzwonił się mój telefon- oczywiście Schlieri z zapytaniem, gdzie właściwie ma się udać.
Po kilku minutach naszych uszu doszedł rumor rozchodzący się zza drzwi porodówki, a następnie zobaczyliśmy duże łóżko, na którym leżała Cristina.
-Kochanie!- Thomas od razu do niej podbiegł- Jestem z ciebie taki dumny- pocałował ją w czoło.
-Jest piękna- szepnęła wycieńczona przyjaciółka przymykając powieki. Pielęgniarki wwiozły ją na salę, a kiedy tylko opuściły pomieszczenie, wemknęliśmy się tam.
-Jak się czujesz?- zapytałam, klękając przy łóżku.
-Boli mnie...- zaśmiała się- Ale ta kruszynka była warta tego cierpienia. Jest taka mała i taka piękna- pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, a Morgi od razu pochylił się, by ją wytrzeć. W tej samej chwili do sali weszła pielęgniarka niosąc małe zawiniątko, a tuż za nią wparował nieogolony Gregor w dresie. Niska kobieta podała małą dziewczynkę jej matce i opuściła pomieszczenie ze stwierdzeniem 'Chyba pani wie co robić'.
-Ale ja nie wiem!- jęknęła Cristina- Ja nie wiem co robić!
-Spokojnie- zaśmiałam się nie odrywając wzroku od maluszka- Nakarm ją.
-Jak?- popatrzyła na mnie przerażona.
-Piersią- uśmiechnęłam się. Przyjaciółka z moją pomocą dała dzidzi jeść, a następnie mocno ją przytuliła.
-Ona ma twoje oczy, Thomas- odezwał się Gregor, patrząc na dziewczynkę.
-Faktycznie- powiedziała Cristina- Chcesz ją potrzymać?- zwróciła się do swojego chłopaka.
-Nie wiem czy umiem...- jęknął, siadając obok.
-Weź ją- podała mu córeczkę- Ręka pod główkę.
-Moja księżniczka- szepnął, a po jego policzku popłynęła pojedyncza łza- To najpiękniejsza istotka, jaką kiedykolwiek widziałem.
-Tak, śliczna jest- przyznałam.
-To będzie Caroline- szepnęła moja przyjaciółka.
-Wolałbym Sophie- mruknął Morgi marszcząc nos.
-Sophie brzmi prawie jak sofa!- zaperzyła się Cristina.
-Ładniej niż Caroline- rzucił Thomas.
-A może Lilly?- zaproponował Gregor.
-Lilly?- zamyśliła się dziewczyna- Ładnie, prawda?- zapytała swojego chłopaka.
-Lilly Morgenstern...- mruknął pod nosem- Tak, fajnie to brzmi.
-Cudownie- uśmiechnęłam się lekko, poprawiając pieluszkę, w która zawinięta była moja chrześnica.
-Może ją potrzymasz?- zaproponował Thomas.
-Mogę?- zapytałam ucieszona i delikatnie przejęłam dziewczynkę. Przytuliłam ją do siebie i odwróciłam się w stronę Gregora- Piękna jest, prawda?- dziewczynka patrzyła na nas wielkimi zielonymi oczami.
-Idealna- mruknął Schlieri nie odwracając od niej wzroku- Coś mi się zdaje, że będzie najbardziej rozpieszczoną dziewczynką na świecie- zachichotał, przysuwając się.
-O nie, nie będziemy jej rozpieszczać- powiedziała stanowczo Cristina, patrząc na Thomasa.
-A kto mówi o was?- mruknął Schlierenzauer uśmiechając się do mnie porozumiewawczo.
Siedzieliśmy w sali jeszcze dobrą godzinę, póki nie wygonił nas lekarz, pozwalając zostać jedynie rodzicom Lilly.
-Przyjadę jutro- powiedziałam, całując przyjaciółkę w policzek.
-Dobrze, tylko na pewno. Bo ja nie dam sobie rady...- jęknęła.
-Głupoty gadasz- uśmiechnęłam się pocieszająco- Super sobie radzisz. Gratuluję, tatuśku- zaśmiałam się do Thomasa całując go w policzek- Widzisz, teraz jest idealnie- szepnęłam mu na ucho i puściłam oczko, a następnie razem z Gregorem opuściłam salę.
-Jedziesz do domu?- zapytał, gdy wyszliśmy.
-Tak. Już po wykładach- mruknęłam- A co?
-Mogłabyś mnie podwieźć? Mój samochód nawalił i przyjechałem taksówką.
-Jasne- uśmiechnęłam się lekko- Ale ty prowadzisz- rzuciłam mu kluczyki.
-Coś tu mokro masz- pokazał na siedzenie pasażera, jeszcze zanim zdołałam się na nie rzucić.
-O fuck, zapomniałam- przeklnęłam, marszcząc nos. Wyjęłam ze schowka gazetę i rozłożyłam ją na fotelu.
-Chyba nie powiesz, że to jest to o czym myślę?- skrzywił się.
-Nie wiem o czym myślisz- rzuciłam, udając Greka.
-Czy to są wody... płodowe?- zbladł.
-Oj, stary... Dlatego to ja studiuję medycynę- hamując śmiech poklepałam go po ramieniu po czym zapięłam pasy- A może wpadłbyś do mnie? Wiesz, jak przyjaciel- wytłumaczyłam- W końcu urodziła nam się chrześnica, jest co świętować.
-Chętnie- uśmiechnął się- Jest co oblewać- dodał, uruchamiając silnik.
Kierując się na południe Fulpmes zatrzymaliśmy się jeszcze przed monopolowym, gdzie kupiliśmy szampana i wino.
-Pusto w tym salonie bez twoich pucharów- zachichotałam, rzucając się na kanapę.
-Prawda?- zawtórował mi- Myślę, że jakby powiesić na ścianach parę obrazów z krajobrazami to byłoby dużo lepiej- zawołał z kuchni, gdzie wyciągał kieliszki.
-Tak?- zapytałam retorycznie- Może masz rację...- zamyśliłam się.
-Uwaga, otwieram- do salonu wszedł Gregor z szampanem.
-Tylko uważaj na szyby- zaśmiałam się, jednak obyło się bez spektakularnego wybuchu. Schlieri nalał alkohol do dwóch kieliszków, po czym podał mi jeden.
-Za Lilly, dziewczynkę, dzięki której jesteśmy na siebie skazani aż do śmierci. Chociaż mi to nie przeszkadza- zaśmiał się, po czym zajął miejsce obok mnie.
-Ale jest urocza, prawda?- upiłam łyk szampana- Taka wyjątkowa- zamyśliłam się.
-Tak, kiedyś będzie naprawdę piękną kobietą- mruknął, kształtując coś, co znajdowało się w jego dłoniach.
-Co tam masz?- zaciekawiłam się i przysunęłam do niego.
-A takie coś- złapał moją dłoń, a na palec wsunął drucik uformowany na kształt koła. Zaśmiałam się cicho, przypominając sobie wieczór u Thomasa.
-Dziękuję- pocałowałam go w policzek, by po chwili speszona odskoczyć na przeciwległy koniec kanapy. Schlieri uśmiechnął się przepraszająco, po czym sięgnął po kieliszek.
-Jak ci idzie na studiach?- zapytał.
-Na uczelni nie byłam od ponad tygodnia- zagryzłam wargę- Myślę, że wykładowcom raczej się to nie spodoba.
-Zawsze mogę iść i ich oczarować moimi wdziękami- puścił mi oczko.
-Jakimi wdziękami?- zaśmiałam się głośno.
-Oj, przestań. Przez siedem lat chyba zdążyłaś poznać wszystkie- zawtórował mi śmiechem.
-Mówisz?- mruknęłam, upijając kolejny łyk szampana.
-No tak. Na przykład mam bardzo zgrabny tyłeczek- powiedział, a ja nie mogąc powstrzymać fali śmiechu, z ustami pełnymi alkoholu zaczęłam tak rechotać, że cały napój znalazł się na koszulce Schlieriego.
-Przepraszam- zaśmiałam się, odstawiając kieliszek na stolik- Ale obawiam się, że twój tyłeczek nie podziała na mojego heteroseksualnego profesora- przejechałam dłonią po plamie, którą zostawiłam na jego bluzce.
-Oplułaś mnie- zaśmiał się głośno.
-Ups?- z miną niewiniątka wzruszyłam ramionami, a następnie zawtórowałam mu- Daj, przepiorę ci ją- podniosłam się z kanapy.
-Daj spokój, wrzuć ją do kosza na bieliznę. Wypierzesz przy okazji- zdjął koszulkę, odsłaniając tym samym swoje idealnie wyrzeźbione ciało.
-Ta...- mruknęłam, starając się na niego nie patrzeć- Chyba w sypialni zostały jeszcze jakieś twoje t-shirty, weź sobie coś...- wzięłam od niego bluzkę i udałam się do toalety na piętrze. Wrzuciłam szary materiał do zlewu i zalałam wodą patrząc na swoje odbicie. Miałam wypieki na twarzy i czułam jak pieką mnie policzki. Zamoczyłam dłonie i schyliłam się, by z szafki pod zlewem wyjąć proszek.
-Ej, mówiłem żebyś nie prała...- usłyszałam głos Gregora.
-Oj, przestań- uśmiechnęłam się delikatnie.
-Serio, nie ma już żadnej koszulki w szafie- zaśmiał się.
-Co?- zawtórowałam mu- Wkręcasz mnie.
-Nie! Powaga!- stanął za mną.
-W takim razie musisz przyodziać jakąś moją. Może różową? Będzie pasować do twojego super tyłeczka- wypięłam mu język.
-Ty masz fajniejszy- objął mnie od tyłu.
-Wal się- zachichotałam.
-No wiecie co... Ja ją komplementuję, a ta taka niegrzeczna- zmarszczył nos i oparł głową na moim ramieniu, tym samym wyjmując moje mokre ręce ze zlewu i splatając ze swoimi.
-Weź się- zachichotałam i wyrwałam swoje dłonie z jego.
-Wziąłbym. Ciebie- pocałował mnie delikatnie w szyję- Na ręce. I do sypialni- zaśmiałam się głośno.
-To weź już tę koszulkę z AC/ DC- mruknęłam, próbując trzeźwo myśleć.
-Myślę, że ty wyglądasz na mnie dużo lepiej niż jakaś koszulka- mruknął, patrząc w lustro gdzie napotkał moje spojrzenie.
-Jesteś zboczony- zachichotałam.
-Nie zliczę, który raz mi to mówisz- pocałował mnie w policzek, po czym delikatnie wsunął dłoń pod moją koszulkę.
-Gregor...- szepnęłam, odchylając głowę i opierając ją o jego bark.
-Nie psuj chwili- zachichotał, po czym obrócił mnie przodem do siebie- Jesteś taka śliczna...- zagryzł wargę i nachalnie wlepiał wzrok w moją twarz. Delikatnie przyłożyłam dłoń do jego policzka i pogładziłam szorstką skórę- Przepraszam, że zmarnowałem ci tyle czasu... Bardzo przepraszam...
-Jeszcze raz przeprosisz, a skopię ci ten zgrabny tyłeczek- zaśmiałam się- Wybaczam.
-To dobrze...- pochylił się- Bo zależy mi na tobie... Nawet nie możesz sobie wyobrazić jak bardzo...- zarzuciłam ręce na jego szyję i stanęłam na palcach. Z półprzymkniętymi powiekami słuchałam jego przyspieszonego oddechu. Kątem oka zobaczyłam gęsią skórkę na jego ramieniu, ale bynajmniej nie była ona skutkiem niskiej temperatury. Delikatnie przejechałam ustami po jego policzku, by w końcu trafić na miękkie usta. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo za nimi tęskniłam. Jego dotyk sprawiał, że jednocześnie czułam zakłopotanie jak i wyróżnienie. Poczułam jak unoszę się nad ziemię, więc mocno oplotłam nogami jego biodra, nie odrywając się od jego ust. Wyszliśmy z łazienki, kierując się w stronę sypialni. Zostałam delikatnie rzucona na miękkie łóżko, a następnie pociągnęłam chłopaka w moją stronę za biały sznurek jego dresów, by w końcu poczuć na sobie słodki ciężar jego ciała.
Coś czuję, że bardzo będzie się wam podobać.
Następny niedługo bo mam rekolekcje.
Kolejne opowiadanie rzecz jasna będzie o skoczkach, ale dokładnie jeszcze nie wiem.
EN
JO
Y
-Gratulacje, panie Morgenstern, ma pan córkę!- powiedział wesoło- Trzy kilo, zuch dziewczynka!- zaśmiał się.
-Zdrowa?- było to pierwsze słowo, które wyrwało się z ust Thomasa.
-Jak ryba! Gratuluję- lekarz uścisnął jego dłoń- Zaraz przewieziemy pańską narzeczoną razem z dzieckiem na salę i będzie mógł się pan z nią zobaczyć.
-Dziękuję- Morgi posłał uśmiech lekarzowi, który ruszył w stronę pokoju lekarskiego- Jestem ojcem!- krzyknął, po czym podbiegł do mnie, wziął na ręce i obracał wkoło.
-Gratuluję!- zaśmiałam się, przytulając go.
-Zadzwoń do Gregora- powiedział, odstawiając mnie na ziemię- Niech przyjedzie zobaczyć chrześnicę.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Schlieriego patrząc na Thomasa, który skakał wesoły po korytarzach i niemal ściskał pielęgniarki przechodzące obok.
-Halo?- usłyszałam jego zaspany głos.
-Schlierenzauer, ty śpisz, a właśnie ci się chrześnica urodziła- zaśmiałam się.
-Co?!- huk, jakby coś ciężkiego spadło na ziemię.
-Żyjesz?- zapytałam szybko.
-Tak, tak. Już jadę. Zaraz będę.
-Ale Gregor... Wiesz jaki szpital?- głucho. Rozłączył się. Po kilku sekundach rozdzwonił się mój telefon- oczywiście Schlieri z zapytaniem, gdzie właściwie ma się udać.
Po kilku minutach naszych uszu doszedł rumor rozchodzący się zza drzwi porodówki, a następnie zobaczyliśmy duże łóżko, na którym leżała Cristina.
-Kochanie!- Thomas od razu do niej podbiegł- Jestem z ciebie taki dumny- pocałował ją w czoło.
-Jest piękna- szepnęła wycieńczona przyjaciółka przymykając powieki. Pielęgniarki wwiozły ją na salę, a kiedy tylko opuściły pomieszczenie, wemknęliśmy się tam.
-Jak się czujesz?- zapytałam, klękając przy łóżku.
-Boli mnie...- zaśmiała się- Ale ta kruszynka była warta tego cierpienia. Jest taka mała i taka piękna- pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, a Morgi od razu pochylił się, by ją wytrzeć. W tej samej chwili do sali weszła pielęgniarka niosąc małe zawiniątko, a tuż za nią wparował nieogolony Gregor w dresie. Niska kobieta podała małą dziewczynkę jej matce i opuściła pomieszczenie ze stwierdzeniem 'Chyba pani wie co robić'.
-Ale ja nie wiem!- jęknęła Cristina- Ja nie wiem co robić!
-Spokojnie- zaśmiałam się nie odrywając wzroku od maluszka- Nakarm ją.
-Jak?- popatrzyła na mnie przerażona.
-Piersią- uśmiechnęłam się. Przyjaciółka z moją pomocą dała dzidzi jeść, a następnie mocno ją przytuliła.
-Ona ma twoje oczy, Thomas- odezwał się Gregor, patrząc na dziewczynkę.
-Faktycznie- powiedziała Cristina- Chcesz ją potrzymać?- zwróciła się do swojego chłopaka.
-Nie wiem czy umiem...- jęknął, siadając obok.
-Weź ją- podała mu córeczkę- Ręka pod główkę.
-Moja księżniczka- szepnął, a po jego policzku popłynęła pojedyncza łza- To najpiękniejsza istotka, jaką kiedykolwiek widziałem.
-Tak, śliczna jest- przyznałam.
-To będzie Caroline- szepnęła moja przyjaciółka.
-Wolałbym Sophie- mruknął Morgi marszcząc nos.
-Sophie brzmi prawie jak sofa!- zaperzyła się Cristina.
-Ładniej niż Caroline- rzucił Thomas.
-A może Lilly?- zaproponował Gregor.
-Lilly?- zamyśliła się dziewczyna- Ładnie, prawda?- zapytała swojego chłopaka.
-Lilly Morgenstern...- mruknął pod nosem- Tak, fajnie to brzmi.
-Cudownie- uśmiechnęłam się lekko, poprawiając pieluszkę, w która zawinięta była moja chrześnica.
-Może ją potrzymasz?- zaproponował Thomas.
-Mogę?- zapytałam ucieszona i delikatnie przejęłam dziewczynkę. Przytuliłam ją do siebie i odwróciłam się w stronę Gregora- Piękna jest, prawda?- dziewczynka patrzyła na nas wielkimi zielonymi oczami.
-Idealna- mruknął Schlieri nie odwracając od niej wzroku- Coś mi się zdaje, że będzie najbardziej rozpieszczoną dziewczynką na świecie- zachichotał, przysuwając się.
-O nie, nie będziemy jej rozpieszczać- powiedziała stanowczo Cristina, patrząc na Thomasa.
-A kto mówi o was?- mruknął Schlierenzauer uśmiechając się do mnie porozumiewawczo.
Siedzieliśmy w sali jeszcze dobrą godzinę, póki nie wygonił nas lekarz, pozwalając zostać jedynie rodzicom Lilly.
-Przyjadę jutro- powiedziałam, całując przyjaciółkę w policzek.
-Dobrze, tylko na pewno. Bo ja nie dam sobie rady...- jęknęła.
-Głupoty gadasz- uśmiechnęłam się pocieszająco- Super sobie radzisz. Gratuluję, tatuśku- zaśmiałam się do Thomasa całując go w policzek- Widzisz, teraz jest idealnie- szepnęłam mu na ucho i puściłam oczko, a następnie razem z Gregorem opuściłam salę.
-Jedziesz do domu?- zapytał, gdy wyszliśmy.
-Tak. Już po wykładach- mruknęłam- A co?
-Mogłabyś mnie podwieźć? Mój samochód nawalił i przyjechałem taksówką.
-Jasne- uśmiechnęłam się lekko- Ale ty prowadzisz- rzuciłam mu kluczyki.
-Coś tu mokro masz- pokazał na siedzenie pasażera, jeszcze zanim zdołałam się na nie rzucić.
-O fuck, zapomniałam- przeklnęłam, marszcząc nos. Wyjęłam ze schowka gazetę i rozłożyłam ją na fotelu.
-Chyba nie powiesz, że to jest to o czym myślę?- skrzywił się.
-Nie wiem o czym myślisz- rzuciłam, udając Greka.
-Czy to są wody... płodowe?- zbladł.
-Oj, stary... Dlatego to ja studiuję medycynę- hamując śmiech poklepałam go po ramieniu po czym zapięłam pasy- A może wpadłbyś do mnie? Wiesz, jak przyjaciel- wytłumaczyłam- W końcu urodziła nam się chrześnica, jest co świętować.
-Chętnie- uśmiechnął się- Jest co oblewać- dodał, uruchamiając silnik.
Kierując się na południe Fulpmes zatrzymaliśmy się jeszcze przed monopolowym, gdzie kupiliśmy szampana i wino.
-Pusto w tym salonie bez twoich pucharów- zachichotałam, rzucając się na kanapę.
-Prawda?- zawtórował mi- Myślę, że jakby powiesić na ścianach parę obrazów z krajobrazami to byłoby dużo lepiej- zawołał z kuchni, gdzie wyciągał kieliszki.
-Tak?- zapytałam retorycznie- Może masz rację...- zamyśliłam się.
-Uwaga, otwieram- do salonu wszedł Gregor z szampanem.
-Tylko uważaj na szyby- zaśmiałam się, jednak obyło się bez spektakularnego wybuchu. Schlieri nalał alkohol do dwóch kieliszków, po czym podał mi jeden.
-Za Lilly, dziewczynkę, dzięki której jesteśmy na siebie skazani aż do śmierci. Chociaż mi to nie przeszkadza- zaśmiał się, po czym zajął miejsce obok mnie.
-Ale jest urocza, prawda?- upiłam łyk szampana- Taka wyjątkowa- zamyśliłam się.
-Tak, kiedyś będzie naprawdę piękną kobietą- mruknął, kształtując coś, co znajdowało się w jego dłoniach.
-Co tam masz?- zaciekawiłam się i przysunęłam do niego.
-A takie coś- złapał moją dłoń, a na palec wsunął drucik uformowany na kształt koła. Zaśmiałam się cicho, przypominając sobie wieczór u Thomasa.
-Dziękuję- pocałowałam go w policzek, by po chwili speszona odskoczyć na przeciwległy koniec kanapy. Schlieri uśmiechnął się przepraszająco, po czym sięgnął po kieliszek.
-Jak ci idzie na studiach?- zapytał.
-Na uczelni nie byłam od ponad tygodnia- zagryzłam wargę- Myślę, że wykładowcom raczej się to nie spodoba.
-Zawsze mogę iść i ich oczarować moimi wdziękami- puścił mi oczko.
-Jakimi wdziękami?- zaśmiałam się głośno.
-Oj, przestań. Przez siedem lat chyba zdążyłaś poznać wszystkie- zawtórował mi śmiechem.
-Mówisz?- mruknęłam, upijając kolejny łyk szampana.
-No tak. Na przykład mam bardzo zgrabny tyłeczek- powiedział, a ja nie mogąc powstrzymać fali śmiechu, z ustami pełnymi alkoholu zaczęłam tak rechotać, że cały napój znalazł się na koszulce Schlieriego.
-Przepraszam- zaśmiałam się, odstawiając kieliszek na stolik- Ale obawiam się, że twój tyłeczek nie podziała na mojego heteroseksualnego profesora- przejechałam dłonią po plamie, którą zostawiłam na jego bluzce.
-Oplułaś mnie- zaśmiał się głośno.
-Ups?- z miną niewiniątka wzruszyłam ramionami, a następnie zawtórowałam mu- Daj, przepiorę ci ją- podniosłam się z kanapy.
-Daj spokój, wrzuć ją do kosza na bieliznę. Wypierzesz przy okazji- zdjął koszulkę, odsłaniając tym samym swoje idealnie wyrzeźbione ciało.
-Ta...- mruknęłam, starając się na niego nie patrzeć- Chyba w sypialni zostały jeszcze jakieś twoje t-shirty, weź sobie coś...- wzięłam od niego bluzkę i udałam się do toalety na piętrze. Wrzuciłam szary materiał do zlewu i zalałam wodą patrząc na swoje odbicie. Miałam wypieki na twarzy i czułam jak pieką mnie policzki. Zamoczyłam dłonie i schyliłam się, by z szafki pod zlewem wyjąć proszek.
-Ej, mówiłem żebyś nie prała...- usłyszałam głos Gregora.
-Oj, przestań- uśmiechnęłam się delikatnie.
-Serio, nie ma już żadnej koszulki w szafie- zaśmiał się.
-Co?- zawtórowałam mu- Wkręcasz mnie.
-Nie! Powaga!- stanął za mną.
-W takim razie musisz przyodziać jakąś moją. Może różową? Będzie pasować do twojego super tyłeczka- wypięłam mu język.
-Ty masz fajniejszy- objął mnie od tyłu.
-Wal się- zachichotałam.
-No wiecie co... Ja ją komplementuję, a ta taka niegrzeczna- zmarszczył nos i oparł głową na moim ramieniu, tym samym wyjmując moje mokre ręce ze zlewu i splatając ze swoimi.
-Weź się- zachichotałam i wyrwałam swoje dłonie z jego.
-Wziąłbym. Ciebie- pocałował mnie delikatnie w szyję- Na ręce. I do sypialni- zaśmiałam się głośno.
-To weź już tę koszulkę z AC/ DC- mruknęłam, próbując trzeźwo myśleć.
-Myślę, że ty wyglądasz na mnie dużo lepiej niż jakaś koszulka- mruknął, patrząc w lustro gdzie napotkał moje spojrzenie.
-Jesteś zboczony- zachichotałam.
-Nie zliczę, który raz mi to mówisz- pocałował mnie w policzek, po czym delikatnie wsunął dłoń pod moją koszulkę.
-Gregor...- szepnęłam, odchylając głowę i opierając ją o jego bark.
-Nie psuj chwili- zachichotał, po czym obrócił mnie przodem do siebie- Jesteś taka śliczna...- zagryzł wargę i nachalnie wlepiał wzrok w moją twarz. Delikatnie przyłożyłam dłoń do jego policzka i pogładziłam szorstką skórę- Przepraszam, że zmarnowałem ci tyle czasu... Bardzo przepraszam...
-Jeszcze raz przeprosisz, a skopię ci ten zgrabny tyłeczek- zaśmiałam się- Wybaczam.
-To dobrze...- pochylił się- Bo zależy mi na tobie... Nawet nie możesz sobie wyobrazić jak bardzo...- zarzuciłam ręce na jego szyję i stanęłam na palcach. Z półprzymkniętymi powiekami słuchałam jego przyspieszonego oddechu. Kątem oka zobaczyłam gęsią skórkę na jego ramieniu, ale bynajmniej nie była ona skutkiem niskiej temperatury. Delikatnie przejechałam ustami po jego policzku, by w końcu trafić na miękkie usta. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo za nimi tęskniłam. Jego dotyk sprawiał, że jednocześnie czułam zakłopotanie jak i wyróżnienie. Poczułam jak unoszę się nad ziemię, więc mocno oplotłam nogami jego biodra, nie odrywając się od jego ust. Wyszliśmy z łazienki, kierując się w stronę sypialni. Zostałam delikatnie rzucona na miękkie łóżko, a następnie pociągnęłam chłopaka w moją stronę za biały sznurek jego dresów, by w końcu poczuć na sobie słodki ciężar jego ciała.
Coś czuję, że bardzo będzie się wam podobać.
Następny niedługo bo mam rekolekcje.
Kolejne opowiadanie rzecz jasna będzie o skoczkach, ale dokładnie jeszcze nie wiem.
EN
JO
Y
Rany, rajciu, rajuśku! Mała Lili naprawdę musi być słodka <3 no i co ta mamusia wygaduje, poradzi sobie. Cieszę się, że Gregor i Domi znów są razem. Moje ego jest zadowolone z takiego obrotu sprawy :)
OdpowiedzUsuńWeny ;)
Świetny rozdział!!!!!! <3 Domi i Gregor <3333
OdpowiedzUsuńNareszcie, właśnie na taki rozwój wydarzeń czekałam, czekając na następny podsyłam buziaki :*
OdpowiedzUsuńCUdowny jest! <3
OdpowiedzUsuńLili <3 Boski jest ten rozdział tyle czekałam na taki rozwój wydarzeń :* Kocham <3
OdpowiedzUsuńO matko właśnie na to czekałam
OdpowiedzUsuń. Niesamowite weny ;*
Jej ten rozdział taki przepełniony miłością <3 taka kochana Lilly, szczęśliwy Morgi i Chris no i wkońcu między Domi i Gregorem zaczyna się układac <3 weny!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJaaaa <3
OdpowiedzUsuńIdealnie, Lilly, Chris, Morgi - wszystko na swoim miejscu, a do tego Gregor i Dominika. Mmmmm ;**
Pozdrawiam i weny! :)
Tak powinno być! Bardzo się podoba :>
OdpowiedzUsuń