Po tym jak Thomas opuścił mój dom, jeszcze kilka minut siedziałam na zimnych deskach myśląc zupełnie o niczym. Panowała tu cisza, która była nie do zniesienia, dlatego tak bardzo ucieszyłam się, kiedy za drzwiami usłyszałam koci pomruk. Już wiedziałam kto się zjawił. Jeszcze kiedy Gregor tu mieszkał, w okolicy pojawiła się mała przybłęda. Chcieliśmy ją przygarnąć, ale kotek wcale nie chciał wieść statecznego życia. Ciągle się wymykał, więc w końcu doszliśmy do wniosku, że trzymanie go tu na siłę, najzwyczajniej w świecie nie ma sensu. Poszłam do kuchni, by z lodówki wyjąć dla niego małą przekąskę, po czym wyszłam przed dom. Zwierzak, kiedy tylko mnie zobaczył, spłoszył się i zbiegł po schodach.
-Nie bój się, malutki- powiedziałam cicho i zeszłam do niego- Kici kici.
-Bądźmy dziś nieprzyzwoici- usłyszałam śmiech za plecami.
-Gregor!- aż podskoczyłam łapiąc się za serce- Wystraszyłeś mnie- dodałam podając kotkowi jedzenie.
-Przepraszam, nie miałem takiego zamiaru- uśmiechnął się- Już wróciłaś...
-Jak widać- mruknęłam.
-Ja wpadłem tylko po resztę ciuchów.
-No to wchodź- pokazałam na dom, po czym ruszyłam po schodach. Na chwilę zajrzałam do kuchni, by następnie udać się na piętro. W sypialni na łóżku siedział Gregor, trzymając w rękach grubą książkę.
-Już?- zapytałam dość niegrzecznie- Chciałabym iść spać.
-Daj mi parę minut- westchnął, odkładając tomiszcze na pościel. Dopiero teraz dostrzegłam, że był to album z naszymi zdjęciami. Nie chciałam żeby brał go ze sobą, wolałam zostawić go dla siebie. Gdy Schlieri odwrócił się w stronę szafy, chwyciłam album i niepostrzeżenie wsunęłam go pod łóżko, po czym wyszłam z pokoju udając się do łazienki, gdzie odświeżyłam się i wsunęłam na siebie tylko długą czarną koszulkę.
-Nadal tu jesteś?- westchnęłam, wchodząc do pokoju.
-Nadal śpisz w mojej koszulce?- uśmiechnął się lekko, pokazując na czarny tshirt z AC/DC.
-Jeśli chcesz to mogę ci ją oddać- zaproponowałam sucho, patrząc jak zbliża się w moją stronę.
-Nie, w porządku. Dobrze ci w niej- stanął na tyle blisko, że czułam jego ciepły oddech na czole.
-Mhm- mruknęłam odsuwając się od niego. Nie mogłam znieść jego bliskości, doprowadzała mnie do szału. Od razu miałam ochotę krzyczeć i bić go, a jednocześnie przytulać i prosić żeby mówił, że wszystko będzie dobrze. Wsunęłam się pod kołdrę, która nadal pachniała jego perfumami- Jak będziesz wychodził to zamknij dom, dobrze? Masz jeszcze swój komplet kluczy?
-Tak, mam- powiedział cicho, wyjmując z szafy kolejne ubrania. Odwróciłam się do niego plecami wlepiając wzrok w tapetę przedstawiającą panoramę Nowego Jorku. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że jedno małe dziecko pokrzyżowało wszystkie szyki. Byłam gotowa wybaczyć Gregorowi zdradę, ba- byłam nawet gotowa wybaczyć to dziecko, ale wiedziałam jak to jest wychowywać się w niepełnej rodzinie i nie chciałam fundować tego maluszkowi, który niczemu nie był winien.
Moje zachowanie jest okropne- w jednej chwili mam ochotę łajać Schlieriego za wszystko, co mi zrobił, a w drugiej chciałabym żeby mnie przytulił. Cóż, siedem lat to kupa czasu i zdążyłam przyzwyczaić się już do tego, że zawsze był blisko.
Nagle poczułam ciepły oddech na karku i cudzą rękę oplatającą mnie w pasie.
-Co ty robisz?- szepnęłam, leżąc jak sparaliżowana.
-Jak było w Polsce?- zignorował moje pytanie.
-Miło- odpowiedziałam, zapominając o wcześniejszej wypowiedzi. Wszystko wyglądało tak, jakby nic się nie stało. Jakby był to kolejny zwykły wieczór, a ja zmęczona wróciłabym z uniwersytetu i półprzytomna rzuciła się na łóżko.
-Cieszę się- odgarnął moje włosy z szyi i wtulił w nią swoją twarz.
-Co ty robisz?- przypomniałam sobie kwestię i wypowiedziałam ją lekko zachrypniętym głosem.
-Bardzo za tym tęskniłem- szepnął, odwracając mnie w swoją stronę. Ja też tęskniłam. Ale przecież nie mogłam tego tak po prostu powiedzieć. Już nic nie było proste- Żałuję tej przygodnej nocy...- popatrzył w moje oczy- Nic z niej nie pamiętam, dlatego się nie wypieram...
-Ja też żałuję, że miała ona miejsce- powiedziałam, przenosząc wzrok na sufit- A ty chyba powinieneś jechać do Sandry...
-Mam to gdzieś- mruknął, całując mnie w policzek. Zirytowało mnie to. Dlaczego on zachowywał się podobnie jak Thomas? Oboje mieli zostać ojcami, a ich zachowanie było skrajnie nieodpowiedzialne.
-Idź już- zsunęłam jego rękę.
-Nie- powiedział stanowczo i objął mnie jeszcze mocniej.
-Gregor, to nie ma sensu- klęknęłam na posłaniu- To błędne koło. Idź, proszę.
-Dobrze, że przynajmniej nie skaczemy sobie do oczu...- uśmiechnął się lekko- Zachowaj to, dobrze?- wyjął z kieszeni wisiorek z literą 'G', który niegdyś podarował mi w prezencie.
-Nie mogę- westchnęłam.
-Możesz- chwycił moją dłoń i wsunął w nią łańcuszek- Pamiętaj, że czekam. Zawsze- pocałował mnie w czoło, po czym wziął z podłogi torbę i wyszedł z pokoju zostawiając mnie z kompletnym mętlikiem w głowie. Przed wyjazdem do Polski nawet się do mnie nie odezwał, a teraz? Co to w ogóle za cyrk? Rzuciłam się na poduszki i zatopiłam nos w pościeli, która jeszcze bardziej nim pachniała. Nadal coś do niego czułam, na pewno nie był mi obojętny. Kiedy mnie dotykał czułam przyjemny dreszczyk przebiegający moje ciało, ale dokładnie to samo czułam, gdy to Thomas był w pobliżu. To wszystko było tak okropnie skomplikowane.
Następnego dnia jeszcze przed zajęciami postanowiłam odwiedzić Cristinę. Z ciemnymi okularami na nosie wyskoczyłam z auta i ruszyłam podjazdem w stronę ich domu. Zapukałam, ale weszłam do domu nie czekając na odpowiedź. Byłam do tego przyzwyczajona, rzadko kiedy do siebie pukaliśmy. Ruszyłam w stronę salonu, gdzie siedziała moja przyjaciółka, przeglądając poranną prasę.
-Cześć- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Heeeeeeej!- ucieszyła się na mój widok. Schyliłam się i delikatnie pocałowałam ją w policzek- Dobrze cię widzieć. Siadaj, chcesz kawy?- zaczęła wstawać.
-Nie, siedź- złapałam ją za ramię- Zaraz muszę uciekać na uczelnie- podsunęłam okulary na włosy.
-Mów jak tam było w Polsce.
-A w porządku. Szwendałam się z chłopakami z polskiej reprezentacji, ogólnie fajnie- uśmiechnęłam się delikatnie- A jak ty się czujesz?
-Cudownie- pogłaskała się po brzuchu- Tylko trochę przeraża mnie sama myśl o porodzie- skrzywiła się.
-Oj tam, będzie dobrze. Przecież chodziłaś na zajęcia do szkoły rodzenia- pocieszyłam ją- Termin masz za dwa tygodnie?
-Tak, ale lekarz powiedział, że dziecko jest już zupełnie rozwinięte więc nie zdziwiłby się, gdyby urodziło się kilka dni wcześniej...
-Maluszek szykuje rodzicom niespodziankę- zachichotałam- A gdzie Thomas?
-Pojechał na zakupy- mruknęła, sięgając po kolejnego brukowca, a ja zauważyłam jak jej usta się uchylają, a nozdrza drżą.
-Co jest?- pochyliłam się do niej.
-Chyba ja powinnam zadać to pytanie- pokazała palcem na zdjęcie moje i Maćka.
-O kurczę- szepnęłam. Tylko na tyle było mnie stać. Wiedziałam, że na pewno będzie o tym głośno, ale pierwsza strona w dzienniku?! Pochyliłam się nad tekstem i zaczęłam czytać: Dominika Tulph to dwudziestosześcioletnia studentka medycyny. Z pochodzenia Polka i zdaje się, że właśnie to zapewniło jej miejsce u boku najbardziej pożądanego skoczka Austria Team. Dziewczyna od siedmiu lat pozostająca w związku z Gregorem Schlierenzauerem została przyłapana na Zakopiańskich Krupówkach wraz z innym skoczkiem- Maciejem Kotem (27l.), gdy wychodzili z budynku hotelu. Niestety nie udało się nam dowiedzieć, co się tam wydarzyło i czy para wynajęła pokój. Poproszona o komentarz Dominika milczała, za to jej towarzysz wybuchnął głośnym 'bez komentarza'. Czyż nie jest to dostateczny powód na spekulacje, że między nimi jest coś więcej niż tylko przyjaźń? Zapytany o tę sytuację 'Schlieri' odpowiedział: 'Dominika jest dorosła i na pewno wie co robi. Rozstaliśmy się ponad tydzień temu. Ona mnie nie zdradziła. To ja zawiniłem'. Smutno nam, że ta urocza para się rozstała, jednakże nie możemy wyjść z podziwu, że dziewczyna tak szybko się pocieszyła.
-A więc to to robiłaś w Polsce?- syknęła.
-Co niby robiłam? Spacerowałam ze znajomymi? Owszem! Chyba mam do tego prawo! A swoją drogą to od kiedy ufasz brukowcom?!
-Przepraszam- westchnęła- Tylko ciężko mi się pogodzić z tym, że nie jesteś już z Gregorem... Byliście taką idealną parą.
-No niestety... Wszystko kiedyś się kończy- mruknęłam, patrząc w okno- Nie sprzeczajmy się o to, dobra? Dobra?- powtórzyłam nie słysząc odpowiedzi. Odwróciłam głowę, by spojrzeć na przyjaciółkę i oniemiałam. Siedziała pochylona, z rozchylonymi nogami i głośno oddychała- Dobrze się czujesz?
-Wody mi odeszły- szepnęła, pokazując na podłogę.
-A niech to szlag- warknęłam- Masz spakowaną torbę z rzeczami?
-W sypialni pod łóżkiem. Zielona- zerwałam się na równe nogi i pobiegłam na piętro. Do pokoju wpadłam jak huragan; rzuciłam się na podłogę, po czym wczołgałam pod łóżko, by wyciągnąć stamtąd zielony materiał. Zarzuciłam torbę na ramię, po czym wróciłam na parter.
-Chodź, pomogę ci- powiedziałam, podnosząc przyjaciółkę z kanapy.
-Domi, boję się- jęknęła, głośno oddychając.
-Wyluzka, kończę medycynę, mam już jakieś pojęcie- uśmiechnęłam się lekko, po czym zmieniłam jej puszyste klapki na adidasy- Spokojnie- powtarzałam, kiedy schodziłyśmy po schodach.
-Jak tylko zobaczę Thomasa to go uduszę, przysięgam- warknęła, trzymając się poręczy- Szkoda, że nie więcej tych schodów- kiedy w końcu znalazłyśmy się na dole, wbiegłam na górę jeszcze raz, by zamknąć drzwi. Wpakowałam klucze do kieszeni, po czym pomogłam przyjaciółce przedostać się do mojego auta. Torbę z notatkami wyrzuciłam na tylne siedzenie, a z przodu usadowiłam Cristinę, którą zapięłam pasem.
-Moja śliczna tapicerka- zawyłam, okrążając samochód, by zająć miejsce kierowcy- Cała w wodach płodowych- moja przyjaciółka wybuchnęła głośnym śmiechem- A ty nie ryj z mojej rozpaczy, tylko licz co ile masz skurcze- mimo wszystko odpalając silnik uśmiechnęłam się pod nosem.
-Do którego szpitala?- zapytałam podnosząc okulary, które opadły mi na twarz uniemożliwiając widzenie.
-Dzieciątka Jezus- pisnęła moja przyjaciółka, przyjmując kolejną dawkę skurczy. Stojąc na światłach sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Thomasa.
-Domi?- usłyszałam jego zdziwiony głos.
-Stary, szybko do szpitala, Cris rodzi- cisza- Thomas, twoja narzeczona rodzi!- warknęłam.
-Ale... Domi... Ja jestem w mięsnym...- powiedział powoli. Jeśli to był ten szok, który przerabiałam na zajęciach, to byłam udupiona.W M I Ę S N Y M? Czy on się słyszał?
-Thomasie Morgenstern, szpital Dzieciątka Jezus, teraz!- niemal krzyknęłam do słuchawki, tym samym przyciągając zaciekawione spojrzenie mężczyzny, siedzącego w aucie obok- No co? A panu żona nigdy nie rodziła?- warknęłam, ruszając z piskiem opon. Po dziesięciu minutach byłyśmy już w szpitalu. Zanim zdążyłyśmy jeszcze dojść do lady, podbiegł do nas lekarz.
-Trzydziesty ósmy tydzień, skurcze co półtorej minuty, brak krwawienia, wody odeszły z kwadrans temu- zdałam raport, ruszając za nimi w stronę porodówki.
-Pani jest lekarzem?- zapytał mężczyzna.
-Uczę się- mruknęłam- Spokojnie, Thomas już jedzie- uspokajałam przyjaciółkę.
-Zaczekasz tu?- stęknęła, targana kolejnym skurczem.
-Tak, nigdzie się nie ruszam. Trzymam kciuki- podałam pielęgniarce jej torbę i zatrzymałam się przed porodówką. Po kilku minutach do szpitala wbiegł zdyszany Thomas z okularami na nosie i kabanosem w dłoni.
-Tutaj- wyciągnęłam rękę żeby pokazać mu, gdzie jestem.
-Jak Cris?- wysapał.
-Zabrali ją parę minut temu. Siadaj, trochę to potrwa- pokazałam na krzesełko obok mnie.
-Trochę czyli ile?- dopytywał.
-Nie wiem- westchnęłam- Na pewno zdążysz zjeść tego kabanosa.
-Soły no, ale tak to jest jak się wyciąga psyzfoitego cłowieka z mięsnego- wsadził parówkę do ust i nerwowo przechadzał się po korytarzu.
-Morgenstern, nie rób wiochy- zaśmiałam się głośno- Szczęście, że nie wpadłeś z pętem kiełbasy na szyi i serdelkami zamiast paska w spodniach.
-Tulph, bo zaraz cię strugnę- warknął, ale po chwili sam zaczął się śmiać- A ty nas zdradziłaś, koleżanko- wskazał na mnie kabanosem, a ja zrobiłam pytającą minę- Z Kotem się prowadzasz?
-Daj se siana- mruknęłam przecierając oczy.
-Ale to w sumie dobrze. Może będziesz tajnym szpiegiem i wychwycisz co takiego mają, że Małysz tak daleko latał- mlasnął.
-Siadaj na dupie- pociągnęłam go za rękę- Skup się, twoja dziewczyna rodzi.
-Ona rodzi, nie ja.
-Trochę empatii- warknęłam.
-Chcesz?- podsunął mi pod nos kabanosa- Pomaga się uspokoić- wzięłam od niego parówkę i wsunęłam do ust. To jakiś istny cyrk. Moja przyjaciółka rodzi, a ja siedzę przed salą z jej chłopakiem i wchrzaniam kabanosy. Paranoja.
Siedzieliśmy tak już dobre dwie godziny, w zasadzie nie rozmawiając o niczym poza głupotami.
-Boję się, Domi- powiedział nagle Thomas.
-Czego?- zdziwiłam się.
-Boję się, że dziecko może urodzić się chore i że wtedy nie damy sobie rady...
-Przestań, Morgi, to prawie niemożliwe. Jeśli dziecko miałoby urodzić się chore, to wiedzielibyście o tym wcześniej- położyłam rękę na jego ramieniu- Często można to wykryć przez USG.
-Na pewno?- zapytał nieśmiało.
-Tak. Nie martw się, będzie dobrze- uśmiechnęłam się lekko.
-Dlaczego to tak długo trwa?- niecierpliwił się.
-Bo to jej pierwszy poród... Zazwyczaj to tyle trwa...
-Tyle czyli ile?- spojrzał na mnie.
-Trudno powiedzieć, zależy od kobiety...- spuściłam wzrok.
-Tulph, tyle czyli ile?- uklęknął przede mną.
-Nawet do piętnastu godzin- westchnęłam. Thomas wstał, złapał się za głowę i zaczął krążyć po korytarzu- Ale to, że będziesz dreptał wcale nie pomoże.
-Denerwuję się- rzucił.
-Spokojnie. Jeszcze trochę- uśmiechnęłam się delikatnie. W tej samej chwili z sali wyszedł lekarz...
ROZDZIAŁ DLA ZUZI, KTÓRA CZEPIAŁA SIĘ KOLORU TORBY I Z DZIECKA CHCIAŁA ZROBIĆ KARKÓWECZKĘ. WSTYDŹ SIĘ :D
MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ PODOBA. STRASZNIE TO MIŁE, KIEDY PISALIŚCIE, ŻE CHCECIE PRZECZYTAĆ ZAKOŃCZENIE OPOWIADANIA- OCZYWIŚCIE, ŻE DOPISZĘ :P
-Nie bój się, malutki- powiedziałam cicho i zeszłam do niego- Kici kici.
-Bądźmy dziś nieprzyzwoici- usłyszałam śmiech za plecami.
-Gregor!- aż podskoczyłam łapiąc się za serce- Wystraszyłeś mnie- dodałam podając kotkowi jedzenie.
-Przepraszam, nie miałem takiego zamiaru- uśmiechnął się- Już wróciłaś...
-Jak widać- mruknęłam.
-Ja wpadłem tylko po resztę ciuchów.
-No to wchodź- pokazałam na dom, po czym ruszyłam po schodach. Na chwilę zajrzałam do kuchni, by następnie udać się na piętro. W sypialni na łóżku siedział Gregor, trzymając w rękach grubą książkę.
-Już?- zapytałam dość niegrzecznie- Chciałabym iść spać.
-Daj mi parę minut- westchnął, odkładając tomiszcze na pościel. Dopiero teraz dostrzegłam, że był to album z naszymi zdjęciami. Nie chciałam żeby brał go ze sobą, wolałam zostawić go dla siebie. Gdy Schlieri odwrócił się w stronę szafy, chwyciłam album i niepostrzeżenie wsunęłam go pod łóżko, po czym wyszłam z pokoju udając się do łazienki, gdzie odświeżyłam się i wsunęłam na siebie tylko długą czarną koszulkę.
-Nadal tu jesteś?- westchnęłam, wchodząc do pokoju.
-Nadal śpisz w mojej koszulce?- uśmiechnął się lekko, pokazując na czarny tshirt z AC/DC.
-Jeśli chcesz to mogę ci ją oddać- zaproponowałam sucho, patrząc jak zbliża się w moją stronę.
-Nie, w porządku. Dobrze ci w niej- stanął na tyle blisko, że czułam jego ciepły oddech na czole.
-Mhm- mruknęłam odsuwając się od niego. Nie mogłam znieść jego bliskości, doprowadzała mnie do szału. Od razu miałam ochotę krzyczeć i bić go, a jednocześnie przytulać i prosić żeby mówił, że wszystko będzie dobrze. Wsunęłam się pod kołdrę, która nadal pachniała jego perfumami- Jak będziesz wychodził to zamknij dom, dobrze? Masz jeszcze swój komplet kluczy?
-Tak, mam- powiedział cicho, wyjmując z szafy kolejne ubrania. Odwróciłam się do niego plecami wlepiając wzrok w tapetę przedstawiającą panoramę Nowego Jorku. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że jedno małe dziecko pokrzyżowało wszystkie szyki. Byłam gotowa wybaczyć Gregorowi zdradę, ba- byłam nawet gotowa wybaczyć to dziecko, ale wiedziałam jak to jest wychowywać się w niepełnej rodzinie i nie chciałam fundować tego maluszkowi, który niczemu nie był winien.
Moje zachowanie jest okropne- w jednej chwili mam ochotę łajać Schlieriego za wszystko, co mi zrobił, a w drugiej chciałabym żeby mnie przytulił. Cóż, siedem lat to kupa czasu i zdążyłam przyzwyczaić się już do tego, że zawsze był blisko.
Nagle poczułam ciepły oddech na karku i cudzą rękę oplatającą mnie w pasie.
-Co ty robisz?- szepnęłam, leżąc jak sparaliżowana.
-Jak było w Polsce?- zignorował moje pytanie.
-Miło- odpowiedziałam, zapominając o wcześniejszej wypowiedzi. Wszystko wyglądało tak, jakby nic się nie stało. Jakby był to kolejny zwykły wieczór, a ja zmęczona wróciłabym z uniwersytetu i półprzytomna rzuciła się na łóżko.
-Cieszę się- odgarnął moje włosy z szyi i wtulił w nią swoją twarz.
-Co ty robisz?- przypomniałam sobie kwestię i wypowiedziałam ją lekko zachrypniętym głosem.
-Bardzo za tym tęskniłem- szepnął, odwracając mnie w swoją stronę. Ja też tęskniłam. Ale przecież nie mogłam tego tak po prostu powiedzieć. Już nic nie było proste- Żałuję tej przygodnej nocy...- popatrzył w moje oczy- Nic z niej nie pamiętam, dlatego się nie wypieram...
-Ja też żałuję, że miała ona miejsce- powiedziałam, przenosząc wzrok na sufit- A ty chyba powinieneś jechać do Sandry...
-Mam to gdzieś- mruknął, całując mnie w policzek. Zirytowało mnie to. Dlaczego on zachowywał się podobnie jak Thomas? Oboje mieli zostać ojcami, a ich zachowanie było skrajnie nieodpowiedzialne.
-Idź już- zsunęłam jego rękę.
-Nie- powiedział stanowczo i objął mnie jeszcze mocniej.
-Gregor, to nie ma sensu- klęknęłam na posłaniu- To błędne koło. Idź, proszę.
-Dobrze, że przynajmniej nie skaczemy sobie do oczu...- uśmiechnął się lekko- Zachowaj to, dobrze?- wyjął z kieszeni wisiorek z literą 'G', który niegdyś podarował mi w prezencie.
-Nie mogę- westchnęłam.
-Możesz- chwycił moją dłoń i wsunął w nią łańcuszek- Pamiętaj, że czekam. Zawsze- pocałował mnie w czoło, po czym wziął z podłogi torbę i wyszedł z pokoju zostawiając mnie z kompletnym mętlikiem w głowie. Przed wyjazdem do Polski nawet się do mnie nie odezwał, a teraz? Co to w ogóle za cyrk? Rzuciłam się na poduszki i zatopiłam nos w pościeli, która jeszcze bardziej nim pachniała. Nadal coś do niego czułam, na pewno nie był mi obojętny. Kiedy mnie dotykał czułam przyjemny dreszczyk przebiegający moje ciało, ale dokładnie to samo czułam, gdy to Thomas był w pobliżu. To wszystko było tak okropnie skomplikowane.
Następnego dnia jeszcze przed zajęciami postanowiłam odwiedzić Cristinę. Z ciemnymi okularami na nosie wyskoczyłam z auta i ruszyłam podjazdem w stronę ich domu. Zapukałam, ale weszłam do domu nie czekając na odpowiedź. Byłam do tego przyzwyczajona, rzadko kiedy do siebie pukaliśmy. Ruszyłam w stronę salonu, gdzie siedziała moja przyjaciółka, przeglądając poranną prasę.
-Cześć- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Heeeeeeej!- ucieszyła się na mój widok. Schyliłam się i delikatnie pocałowałam ją w policzek- Dobrze cię widzieć. Siadaj, chcesz kawy?- zaczęła wstawać.
-Nie, siedź- złapałam ją za ramię- Zaraz muszę uciekać na uczelnie- podsunęłam okulary na włosy.
-Mów jak tam było w Polsce.
-A w porządku. Szwendałam się z chłopakami z polskiej reprezentacji, ogólnie fajnie- uśmiechnęłam się delikatnie- A jak ty się czujesz?
-Cudownie- pogłaskała się po brzuchu- Tylko trochę przeraża mnie sama myśl o porodzie- skrzywiła się.
-Oj tam, będzie dobrze. Przecież chodziłaś na zajęcia do szkoły rodzenia- pocieszyłam ją- Termin masz za dwa tygodnie?
-Tak, ale lekarz powiedział, że dziecko jest już zupełnie rozwinięte więc nie zdziwiłby się, gdyby urodziło się kilka dni wcześniej...
-Maluszek szykuje rodzicom niespodziankę- zachichotałam- A gdzie Thomas?
-Pojechał na zakupy- mruknęła, sięgając po kolejnego brukowca, a ja zauważyłam jak jej usta się uchylają, a nozdrza drżą.
-Co jest?- pochyliłam się do niej.
-Chyba ja powinnam zadać to pytanie- pokazała palcem na zdjęcie moje i Maćka.
-O kurczę- szepnęłam. Tylko na tyle było mnie stać. Wiedziałam, że na pewno będzie o tym głośno, ale pierwsza strona w dzienniku?! Pochyliłam się nad tekstem i zaczęłam czytać: Dominika Tulph to dwudziestosześcioletnia studentka medycyny. Z pochodzenia Polka i zdaje się, że właśnie to zapewniło jej miejsce u boku najbardziej pożądanego skoczka Austria Team. Dziewczyna od siedmiu lat pozostająca w związku z Gregorem Schlierenzauerem została przyłapana na Zakopiańskich Krupówkach wraz z innym skoczkiem- Maciejem Kotem (27l.), gdy wychodzili z budynku hotelu. Niestety nie udało się nam dowiedzieć, co się tam wydarzyło i czy para wynajęła pokój. Poproszona o komentarz Dominika milczała, za to jej towarzysz wybuchnął głośnym 'bez komentarza'. Czyż nie jest to dostateczny powód na spekulacje, że między nimi jest coś więcej niż tylko przyjaźń? Zapytany o tę sytuację 'Schlieri' odpowiedział: 'Dominika jest dorosła i na pewno wie co robi. Rozstaliśmy się ponad tydzień temu. Ona mnie nie zdradziła. To ja zawiniłem'. Smutno nam, że ta urocza para się rozstała, jednakże nie możemy wyjść z podziwu, że dziewczyna tak szybko się pocieszyła.
-A więc to to robiłaś w Polsce?- syknęła.
-Co niby robiłam? Spacerowałam ze znajomymi? Owszem! Chyba mam do tego prawo! A swoją drogą to od kiedy ufasz brukowcom?!
-Przepraszam- westchnęła- Tylko ciężko mi się pogodzić z tym, że nie jesteś już z Gregorem... Byliście taką idealną parą.
-No niestety... Wszystko kiedyś się kończy- mruknęłam, patrząc w okno- Nie sprzeczajmy się o to, dobra? Dobra?- powtórzyłam nie słysząc odpowiedzi. Odwróciłam głowę, by spojrzeć na przyjaciółkę i oniemiałam. Siedziała pochylona, z rozchylonymi nogami i głośno oddychała- Dobrze się czujesz?
-Wody mi odeszły- szepnęła, pokazując na podłogę.
-A niech to szlag- warknęłam- Masz spakowaną torbę z rzeczami?
-W sypialni pod łóżkiem. Zielona- zerwałam się na równe nogi i pobiegłam na piętro. Do pokoju wpadłam jak huragan; rzuciłam się na podłogę, po czym wczołgałam pod łóżko, by wyciągnąć stamtąd zielony materiał. Zarzuciłam torbę na ramię, po czym wróciłam na parter.
-Chodź, pomogę ci- powiedziałam, podnosząc przyjaciółkę z kanapy.
-Domi, boję się- jęknęła, głośno oddychając.
-Wyluzka, kończę medycynę, mam już jakieś pojęcie- uśmiechnęłam się lekko, po czym zmieniłam jej puszyste klapki na adidasy- Spokojnie- powtarzałam, kiedy schodziłyśmy po schodach.
-Jak tylko zobaczę Thomasa to go uduszę, przysięgam- warknęła, trzymając się poręczy- Szkoda, że nie więcej tych schodów- kiedy w końcu znalazłyśmy się na dole, wbiegłam na górę jeszcze raz, by zamknąć drzwi. Wpakowałam klucze do kieszeni, po czym pomogłam przyjaciółce przedostać się do mojego auta. Torbę z notatkami wyrzuciłam na tylne siedzenie, a z przodu usadowiłam Cristinę, którą zapięłam pasem.
-Moja śliczna tapicerka- zawyłam, okrążając samochód, by zająć miejsce kierowcy- Cała w wodach płodowych- moja przyjaciółka wybuchnęła głośnym śmiechem- A ty nie ryj z mojej rozpaczy, tylko licz co ile masz skurcze- mimo wszystko odpalając silnik uśmiechnęłam się pod nosem.
-Do którego szpitala?- zapytałam podnosząc okulary, które opadły mi na twarz uniemożliwiając widzenie.
-Dzieciątka Jezus- pisnęła moja przyjaciółka, przyjmując kolejną dawkę skurczy. Stojąc na światłach sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Thomasa.
-Domi?- usłyszałam jego zdziwiony głos.
-Stary, szybko do szpitala, Cris rodzi- cisza- Thomas, twoja narzeczona rodzi!- warknęłam.
-Ale... Domi... Ja jestem w mięsnym...- powiedział powoli. Jeśli to był ten szok, który przerabiałam na zajęciach, to byłam udupiona.W M I Ę S N Y M? Czy on się słyszał?
-Thomasie Morgenstern, szpital Dzieciątka Jezus, teraz!- niemal krzyknęłam do słuchawki, tym samym przyciągając zaciekawione spojrzenie mężczyzny, siedzącego w aucie obok- No co? A panu żona nigdy nie rodziła?- warknęłam, ruszając z piskiem opon. Po dziesięciu minutach byłyśmy już w szpitalu. Zanim zdążyłyśmy jeszcze dojść do lady, podbiegł do nas lekarz.
-Trzydziesty ósmy tydzień, skurcze co półtorej minuty, brak krwawienia, wody odeszły z kwadrans temu- zdałam raport, ruszając za nimi w stronę porodówki.
-Pani jest lekarzem?- zapytał mężczyzna.
-Uczę się- mruknęłam- Spokojnie, Thomas już jedzie- uspokajałam przyjaciółkę.
-Zaczekasz tu?- stęknęła, targana kolejnym skurczem.
-Tak, nigdzie się nie ruszam. Trzymam kciuki- podałam pielęgniarce jej torbę i zatrzymałam się przed porodówką. Po kilku minutach do szpitala wbiegł zdyszany Thomas z okularami na nosie i kabanosem w dłoni.
-Tutaj- wyciągnęłam rękę żeby pokazać mu, gdzie jestem.
-Jak Cris?- wysapał.
-Zabrali ją parę minut temu. Siadaj, trochę to potrwa- pokazałam na krzesełko obok mnie.
-Trochę czyli ile?- dopytywał.
-Nie wiem- westchnęłam- Na pewno zdążysz zjeść tego kabanosa.
-Soły no, ale tak to jest jak się wyciąga psyzfoitego cłowieka z mięsnego- wsadził parówkę do ust i nerwowo przechadzał się po korytarzu.
-Morgenstern, nie rób wiochy- zaśmiałam się głośno- Szczęście, że nie wpadłeś z pętem kiełbasy na szyi i serdelkami zamiast paska w spodniach.
-Tulph, bo zaraz cię strugnę- warknął, ale po chwili sam zaczął się śmiać- A ty nas zdradziłaś, koleżanko- wskazał na mnie kabanosem, a ja zrobiłam pytającą minę- Z Kotem się prowadzasz?
-Daj se siana- mruknęłam przecierając oczy.
-Ale to w sumie dobrze. Może będziesz tajnym szpiegiem i wychwycisz co takiego mają, że Małysz tak daleko latał- mlasnął.
-Siadaj na dupie- pociągnęłam go za rękę- Skup się, twoja dziewczyna rodzi.
-Ona rodzi, nie ja.
-Trochę empatii- warknęłam.
-Chcesz?- podsunął mi pod nos kabanosa- Pomaga się uspokoić- wzięłam od niego parówkę i wsunęłam do ust. To jakiś istny cyrk. Moja przyjaciółka rodzi, a ja siedzę przed salą z jej chłopakiem i wchrzaniam kabanosy. Paranoja.
Siedzieliśmy tak już dobre dwie godziny, w zasadzie nie rozmawiając o niczym poza głupotami.
-Boję się, Domi- powiedział nagle Thomas.
-Czego?- zdziwiłam się.
-Boję się, że dziecko może urodzić się chore i że wtedy nie damy sobie rady...
-Przestań, Morgi, to prawie niemożliwe. Jeśli dziecko miałoby urodzić się chore, to wiedzielibyście o tym wcześniej- położyłam rękę na jego ramieniu- Często można to wykryć przez USG.
-Na pewno?- zapytał nieśmiało.
-Tak. Nie martw się, będzie dobrze- uśmiechnęłam się lekko.
-Dlaczego to tak długo trwa?- niecierpliwił się.
-Bo to jej pierwszy poród... Zazwyczaj to tyle trwa...
-Tyle czyli ile?- spojrzał na mnie.
-Trudno powiedzieć, zależy od kobiety...- spuściłam wzrok.
-Tulph, tyle czyli ile?- uklęknął przede mną.
-Nawet do piętnastu godzin- westchnęłam. Thomas wstał, złapał się za głowę i zaczął krążyć po korytarzu- Ale to, że będziesz dreptał wcale nie pomoże.
-Denerwuję się- rzucił.
-Spokojnie. Jeszcze trochę- uśmiechnęłam się delikatnie. W tej samej chwili z sali wyszedł lekarz...
ROZDZIAŁ DLA ZUZI, KTÓRA CZEPIAŁA SIĘ KOLORU TORBY I Z DZIECKA CHCIAŁA ZROBIĆ KARKÓWECZKĘ. WSTYDŹ SIĘ :D
MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ PODOBA. STRASZNIE TO MIŁE, KIEDY PISALIŚCIE, ŻE CHCECIE PRZECZYTAĆ ZAKOŃCZENIE OPOWIADANIA- OCZYWIŚCIE, ŻE DOPISZĘ :P
Jejku jejku ile się wydarzyło. Christina rodzi ciekawi mnie czy chłopiec czy dziewczynka :) No i jeszcze ta akcja z Gregorem kocham <3 hehe
OdpowiedzUsuńGregor wrócił! No zapowiada się ciekawie :) Chris rodzi! Rany nareszcie. Tylko niech będzie z nią i dzieckiem wszystko dobrze. Może w kacu Thomas się opamięta. No i jeszcze nasz kochany tatuś "ja jestem w mięsnym" akcja z parówkami zrzuciła mnie z krzesła <3
OdpowiedzUsuńWeny
Jak już domi była u christyny domyslilam się że zacznie rodzic XD GENIALNY rozdział jak zwykle :) pewnie będzie dziewczynka o imieniu Lilly <3 <3 *0* możesz nam powiedzieć o czym będzie kolejne opowiadanie? ;)
OdpowiedzUsuńRozdział genialny! I w końcu Gregor wrócił!:D Pozdrawiam i czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńCieszę sie, że Gregor powrócił, rozdział świetny liczę na szybkie pojawienie się kolejnego :)
OdpowiedzUsuńGREGOR! Taak słodko *.*
OdpowiedzUsuńHahaha "Ja jestem w mięsnym" rozwaliło system xD Nareszcie Gregor się pojawił <3 Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuń