-Co powinnaś teraz zrobić?- zapytał retorycznie- Ciężko powiedzieć...
-A co ty byś zrobił na moim miejscu?- ugryzłam kawałek ciastka.
-Ja?- westchnął- Trudno mi się wczuć... Ale chyba nie chciałbym być trzecim kołem u wozu...
-Dobrze to ująłeś- odchyliłam głowę, spoglądając w niebo.
-Dobra, krótka piłka- powiedział nagle- Czujesz coś do Thomasa?- popatrzyłam na niego zdziwiona; nie wiedziałam co odpowiedzieć- No już, pierwsza myśl.
-Nie wiem. Jest moim przyjacielem- szepnęłam.
-A oto i odpowiedź- wsunął do ust palec umazany białym kremem.
-Czyli jaka?
-Czyli taka, że się wahasz...
-To żadna odpowiedź- mruknęłam.
Siedzieliśmy na dachu jeszcze bitą godzinę. Zjedliśmy wszystkie ptysie i szczerze powiedziawszy- myślałam, że już się nie podniosę.
-A wam w ogóle wolno tyle jeść?- zaśmiałam się.
-Jak mi urośnie oponka, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina- zachichotał.
-Oj tam, Kruczek mnie lubi, nie zje mnie- puściłam mu oczko.
-Chodź, jedziemy, bo się ściemnia- z trudem dźwignął się na nogi, po czym podał mi rękę. Wymknęliśmy się z budynku i udaliśmy w stronę samochodu. Nagle ze wszystkich stron zaczęli otaczać nas ludzie- piszczące dziewczyny, flesze aparatów i mnóstwo pytań.
-Jesteście razem?
-Dominika, o co chodzi z Gregorem?
-Dlaczego się razem nie pokazujecie?
-To prawda, że jego fanka jest z nim w ciąży?
-Jednak wolisz Polaków?
-BEZ KOMENTARZA!- huknął Maciek, obejmując mnie w pasie i delikatnie popychając w stronę drzwi od strony pasażera. Nie odzywaliśmy się przez całą drogę; dobrze wiedzieliśmy jakie piekło rozpęta się już za kilka dni. Rozstaliśmy się pod domem dziadków. Tego wieczora zadzwonił jeszcze Kamil oznajmiając, że był to fałszywy alarm i z tatą wszystko w porządku. Ucieszyło mnie to, ale martwiłam się sprawą związaną z brukowcami. Będzie rzeź.
W Polsce zostałam jeszcze trzy dni. Rok akademicki kończył się za cztery miesiące, więc chcąc, nie chcąc musiałam wrócić żeby wszystko zaliczyć. Z Maćkiem pożegnałam się poprzedniego dnia po treningu. Właśnie miałam wsiąść do auta Kamila, który miał mnie odwieźć do Małych Cichych, gdy za plecami usłyszałam wesoły głos.
-A ze mną to się nie pożegnasz?- Kocur z należnym im szacunkiem odłożył swoje Fischery na ziemię tuż obok swojego wozu, po czym potruchtał w moją stronę.
-Oczywiście, że pożegnam!- zdążyłam powiedzieć, zanim jego mocne ramiona oplotły moje ciało. Uniósł mnie lekko w powietrze, po czym pocałował w policzek i odstawił na ziemię.
-I pamiętaj- to TY jesteś najlepsza- spojrzał mi w oczy- I nikt ci nie podskoczy, póki nie dasz mu na to przyzwolenia- uśmiechnął się szeroko. Niewiarygodne jak ta rozmowa na dachu bardzo nas do siebie zbliżyła. Maciek przestał być cichy i niewinny, a pokazał pazury- jak prawdziwy kot. Przez kolejne dwa dni, praktycznie nie mogliśmy się od siebie oderwać; rano jechałam z Kamilem na trening (gdzie praktycznie cały czas gadałam z Kotem, któremu często się za to obrywało), kończyli około szesnastej i wtedy też z całą drużyną szliśmy coś zjeść albo na małe piwko, następnie szłam na spacer z Maćkiem i gadaliśmy o wszystkim- nawet o najbardziej bezsensownych głupotach, około dwudziestej odwoził mnie do domu, a o dwudziestej drugiej dzwonił, by życzyć mi dobrej nocy. Czyż nie cudownie jest mieć przyjaciela płci męskiej?
-Pamiętam- szepnęłam, wtulając się w niego- Obiecaj mi, że niedługo mnie odwiedzisz, dobrze?
-Halo, za dwa tygodnie mamy zawody w Innsbrucku- potarł mój zimny nos- Mam nadzieję, że będziesz moją najwierniejszą fanką?- zaśmiał się.
-Oczywiście- zachichotałam.
-Zbieramy się?- zapytał Kamil stojący na uboczu.
-Jasne- westchnęłam.
-Za czternaście dni rozwalamy wszystkie kluby w tej austriackiej mieścinie- zaśmiał się- Uszy do góry- pocałował mnie w czoło.
-Cześć- uśmiechnęłam się, wsiadając do samochodu Stocha. Patrzyłam jak Maciek pakuje swoje narty do samochodu, a następnie odwraca się, by mi pomachać.
Około szesnastej wylądowałam w Innsbrucku i od razu wyciągnęłam telefon, by zadzwonić do przyjaciółki.
-Heeeeej!- usłyszałam jej wesoły głos- Kiedy wracasz?
-Właśnie wylądowałam. Jestem w Innsbrucku i tak się zastanawiam, czy coś właśnie robisz?
-Aktualnie wyleguję się na kanapie- zachichotała- Ale chłopaki mają trening na Bergisel, zadzwoń do Thomasa to zabierze cię ze sobą do Fulpmes.
-Eh, dobrze- skrzywiłam się na samą myśl o tym.
-Do usłyszenia- rozłączyła się.
-Cholera jasna- warknęłam i wybrałam numer Thomasa. Głucho. Chwilę zastanowiłam się, co właściwie powinnam zrobić. Dochodząc do wniosku, że żadna taksówka z Innsbrucka nie dowiezie mnie do Fulpmes, pojechałam pod Bergisel. Z trudem wyjęłam walizkę z auta mało zainteresowanego moim trudem kierowcy i ruszyłam w stronę skoczni. Zostawiwszy torby pod pierwszym lepszym domkiem, ruszyłam w stronę trybun. Nie usiadłam- po prostu stałam oparta o jakiś murek i przyglądałam się chłopakowi na rozbiegu. Nie poznałam go od razu- dopiero gdy wylądował, zorientowałam się, że to przecież Thomas. On najwidoczniej też mnie poznał; wylądował pięknym telemarkiem, a po przejechaniu kilku metrów jego narty rozjechały się w dziwny sposób tak, że po chwili zarył tyłkiem o twardy śnieg.
-Morgi!- pisnęłam, podbiegając do niego.
-Żyję- zaśmiał się, ciągle leżąc.
-Nic ci nie jest?- szybko uklęknęłam obok niego, zdając sobie sprawę, że jeśli coś sobie złamał, to Pointner mnie zabije. Ten jednak klęknął, odpiął narty, a następnie dotknął mojego policzka.
-Wróciłaś- szepnął.
-To nie tak...- zaczęłam się tłumaczyć.
-Czy do cholery moglibyście zejść stamtąd?- usłyszałam ostry głos Waltera Hofera i podskoczyłam. Nigdy nie przepadałam za tym mężczyzną i jak widać- on za mną też nie, więc szybko zeszliśmy mu z oczu.
-Więc?- zapytał odkładając narty na ławkę i zdejmując kask
-Potrzebuję podwózki do Fulpmes?- zapytałam nieśmiało, zagryzając wargę.
-Ah tak... Jasne- mruknął- Tylko się przebiorę, dobrze?- zawstydzona pokiwałam głową, patrząc jak oddala się w stronę domku.
Czekałam na niego kilka minut, po czym w milczeniu udaliśmy się do jego samochodu.
-Zostańmy przyjaciółmi- zaproponował odpalając silnik.
-Przecież jesteśmy przyjaciółmi- wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, po czym włączyłam odtwarzacz.
-To sztama, zią- wyciągnął rękę w moją stronę, a ja uścisnęłam ją w charakterystyczny sposób.
-Brakowało mi tego- uśmiechnęłam się.
-Mi też, malutka- potargał moje włosy.
-Nawet nie przywitałam się z chłopakami z waszej drużyny- zagryzłam wargę.
-Myślę, że ci to wybaczą- mruknął zapinając pasy. Jak cudownie, że wszystko się ułożyło. Miałam nadzieję, że nie jest to chwilowe i że Thomas na prawdę wszystko zrozumiał.
Weszłam do dusznego domu i od razu udałam się w stronę kuchni, by otworzyć okna. Przy okazji włączyłam magnetofon, wrzuciłam dwie kromki chleba do tostera, po czym usiadłam na blacie i rozejrzałam po salonie widocznym stamtąd. Zrobiło się tam tak pusto... Zniknęły wszystkie zdjęcia, nagrody i puchary. Po raz kolejny poczułam nagły przypływ smutku i łzy wielkie niczym grochy potoczyły się po moich policzkach. Nie wiedziałam dlaczego, ale piosenka 'Always on my mind', która właśnie leciała z głośników tak bardzo przypominała mi o wszystkich cudownych chwilach jakie przeżyłam z Gregorem, a najbardziej jego oświadczyny w domu Thomasa. Teraz wszystkie moje starania szlag trafił. Zagryzłam mocno wargi starając się powstrzymać płacz; dlaczego to musiało tak okropnie boleć?
-Dominika?- usłyszałam męski głos dochodzący z przedpokoju. Szybko otarłam łzy i zeskoczyłam z blatu.
-Co jest? Jednak sobie nie dałeś rady z tą walizką?- zarzuciłam sztuczny uśmiech na twarz.
-Dałbym gdyby nie ten ogromny pies waszego... twojego sąsiada- poprawił się szybko- Nie słyszałaś jak szczekał?
-Zamyśliłam się...- mruknęłam, nie patrząc na niego.
-Właśnie widzę- otarł samotną łzę pozostałą na policzku, po czym mocno mnie przytulił- Nie myśl już o nim...
-To nie jest takie łatwe...- jęknęłam zaciskając palce na miękkim materiale jego bluzy i wtulając twarz w szyję chłopaka. Moje uczucia były pełne sprzeczności. Ja byłam jedną wielką sprzecznością.
-Wiem...- westchnął- Ale nie możesz się tym zamartwiać do końca życia. W końcu znajdziesz kogoś, kto będzie na ciebie zasługiwał...
-Obiecujesz?- szepnęłam podnosząc wzrok by spojrzeć w jego oczy.
-Obiecuję- po raz olejny mnie objął, a ja miałam nadzieję, że nie mówi o sobie- Coś śmierdzi...- pociągnął mocno nosem.
-Moje tosty!- pisnęłam wyrywając się z jego uścisku i biegnąc do kuchni, ledwo co wyrabiając się na zakręcie i nie wpadając w ścianę. Szybko nadziałam zwęglone kawałki chleba na nóż i wyciągnęłam je z urządzenia. Okazało się, że nie był to jednak dobry pomysł- gdy włożyłam nóż głębiej, by pozbyć się ostatniej części pieczywa zobaczyłam przeskakującą iskrę, a po chwili radio przestało grać i wszędzie zrobiło się ciemno.
-Thomas?- zawołałam nieśmiało odrzucając nóż na stół.
-Coś ty zrobiła?- usłyszałam jego roześmiany głos i przesuwanie dłoni po ścianach.
-Nie wiem, coś się zepsuło- zachichotałam po raz pierwszy od kilku dni. Cudownie, że moje relacje z Morgim się unormowały. Tego mi brakowało. Żywiłam nadzieję, że na prawdę wszystko sobie ułożył i zrozumiał, że nie możemy być razem. Przyjaźń to wszystko, co byłam w stanie mu zaoferować.
-Baby- westchnął.
-Ej, słyszałam!- po raz kolejny się zaśmiałam i zaczęłam jeździć dłonią po jego ramieniu.
-Co ty robisz?- zapytał zdziwiony.
-Szukam- mruknęłam nie zaprzestając czynności.
-Ale czego?- nie odpowiedziałam, bo znalazłam w końcu jego klatkę i mocno w nią uderzyłam- Ała!
-To za 'baby'- zaśmiałam się.
-Więcej nie będę- jęknął- Masz latarkę?
-Mam, mam- wyciągnęłam rękę i po omacku odnalazłam szafkę, z której wyciągnęłam to, o co prosił Thomas.
-Gdzie macie bezpieczniki?- zadał kolejne pytanie.
-W piwnicy- mruknęłam- Ale ja się boję piwnicy.
-Zgłupiałaś- zaśmiał się i złapał mnie za rękę- No już, prowadź, idziemy razem- po omacku wyszłam z kuchni i skierowałam się w stronę korytarza, gdzie znajdowały się drzwi prowadzące do piwnicy. Jeżdżąc ręką po futrynie w końcu znalazłam okrągłą klamkę, którą przekręciłam i delikatnie stanęłam na pierwszym stopniu prowadzącym w dół.
-No dalej- zachęcił mnie Thomas, który nadal trzymał moją rękę, a w drugiej dłoni dzierżył latarkę. Niespiesznie zeszłam na dół, a on zaraz po mnie.
-Zapal latarkę, głąbie- dopiero teraz mnie oświeciło, że nie musieliśmy skradać się po omacku do przedpokoju i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Stanęliśmy pod ścianą, na której znajdowała się skrzynka z bezpiecznikami.
-Musisz mnie puścić- powiedział świecąc mi w oczy.
-Nie ma mowy, boję się ciemności!- jęknęłam.
-Eh, no dobra- zachichotał- To trzymaj- podał mi latarkę, a drugą ręką otworzył przezroczystą pokrywkę.
-No i co?- zapytałam niecierpliwie ściskając jego dłoń.
-Spokojnie- wyciągnął rękę do bezpieczników i wykonał jeden ruch.
-Już?- zdziwiłam się.
-To chyba nie jest jakaś filozofia?- zaśmiał się biorąc ode mnie latarkę. W piwnicy nadal było ciemno, ponieważ wchodząc do niej nie włączyliśmy kontaktu. Oparłam się o chłodną ścianę nadal trzymając jego rękę- Puścisz mnie w końcu?
-Nie, bo tu nadal jest ciemno- oślepiona światłem latarki wygięłam usta w podkówkę- Idziemy na górę?- zmarszczyłam nos.
-Tak, tak- wyszliśmy z zimnej piwnicy i wróciliśmy do kuchni, gdzie ponownie paliło się światło. Zgarnęłam na dłoń okruchy chleba, które wydłubałam z tostera i rzuciłam nimi w Thomasa grzebiącego w telefonie.
-O ty mendo...- mruknął ze złowieszczą miną.
-Ups?- wzruszyłam ramionami i zaśmiałam się.
-Wiej- rzucił, a ja posłusznie wykonałam jego polecenie kierując się do salonu.
-Nie, nie!- pisnęłam przeskakując przez fotel i lądując na miękkim dywanie.
-O tak!- zaśmiał się złowieszczo i łapiąc w pasie rzucił mnie na kanapę, a sam nachylił się nade mną i zaczął łaskotać.
-Przestań!- rzuciłam głośno się śmiejąc; Thomas również się śmiał, ale zapewne z głupich min jakie prezentowałam. W końcu złapałam go za ręce i odciągnęłam je od swoich bioder. Poczułam jak jego palce zsuwają się po moich splatając z nimi. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo poczułam jego ciepłe usta na swoich. Mimo obietnicy, że nic takiego więcej nie będzie miało miejsca, zaczęłam delikatnie oddawać pocałunki i uwalniając jedną rękę przesunęłam ją na kark chłopaka. Czułam przyspieszone bicie jego serca na swoich piersiach i momentalnie zrobiło mi się gorąco. W mojej głowie wirowały tysiące myśli i jedna ogromna pośrodku nich: 'Dlaczego nie potrafię go odepchnąć?'. Ciepła dłoń na moim brzuchu podziała na mnie jak kubeł zimnej wody- natychmiast wybudziła mnie ze swoistego transu. Przekręciłam głowę na bok, a usta Morgiego znalazły się na moim policzku.
-Przestań- szepnęłam.
-Przepraszam...- rzucił schodząc ze mnie i siadając obok- Po raz kolejny...
-Powinieneś już iść- mruknęłam podciągając nogi pod brodę.
-Też tak myślę- podrapał się w głowę i ruszył w stronę wyjścia; przed tym obrócił się jeszcze przez ramię i posłał mi spojrzenie, którego znaczenia nie byłam w stanie zrozumieć. Kątem oka widziałam jak sznuruje buty, a następnie udaje się w stronę drzwi nadal na mnie patrząc. Nagle usłyszałam głuchy huk, a Thomas znikł z mojego pola widzenia.
-Cholera, Morgi, żyjesz?- po raz drugi tego dnia zadałam to samo pytanie, po czym zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do chłopaka rozpłaszczonego w korytarzu.
-Tak, tak- stęknął podnosząc się- Chyba mi się sznurówki splątały- spojrzał na swoje buty i uśmiechnął się lekko- Jeszcze raz przepraszam. Nie panuję nad tym...- zagryzł wargę.
-Leć już do Cristiny- szepnęłam.
-Ta, jasne- westchnął- Do zobaczenia...- wyszedł z domu, zostawiając mnie siedzącą na podłodze.
TROSZKĘ SIĘ TO WSZYSTKO ZACZĘŁO PLĄTAĆ :/
ZA MIESIĄC ZACZYNAM NOWE OPOWIADANIE, BO W TYM SIĘ TROCHĘ ZAGUBIŁAM.
NOTKI PISZĘ 'NA ODWAL SIĘ', BO ŚREDNIO MAM CZAS I ZDAJĘ SOBIE SPRAWĘ, ŻE NIE SĄ ONE TAKIE, JAKIE BYM CHCIAŁA. MIMO WSZYSTKO MAM NADZIEJĘ, ŻE SĄ DO STRAWIENIA, A OBIECUJĘ, ŻE DRUGI BLOG BĘDZIE JESZCZE LEPSZY I CHĘTNIE BĘDZIECIE GO CZYTAĆ.
ENJOY! :)
-A co ty byś zrobił na moim miejscu?- ugryzłam kawałek ciastka.
-Ja?- westchnął- Trudno mi się wczuć... Ale chyba nie chciałbym być trzecim kołem u wozu...
-Dobrze to ująłeś- odchyliłam głowę, spoglądając w niebo.
-Dobra, krótka piłka- powiedział nagle- Czujesz coś do Thomasa?- popatrzyłam na niego zdziwiona; nie wiedziałam co odpowiedzieć- No już, pierwsza myśl.
-Nie wiem. Jest moim przyjacielem- szepnęłam.
-A oto i odpowiedź- wsunął do ust palec umazany białym kremem.
-Czyli jaka?
-Czyli taka, że się wahasz...
-To żadna odpowiedź- mruknęłam.
Siedzieliśmy na dachu jeszcze bitą godzinę. Zjedliśmy wszystkie ptysie i szczerze powiedziawszy- myślałam, że już się nie podniosę.
-A wam w ogóle wolno tyle jeść?- zaśmiałam się.
-Jak mi urośnie oponka, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina- zachichotał.
-Oj tam, Kruczek mnie lubi, nie zje mnie- puściłam mu oczko.
-Chodź, jedziemy, bo się ściemnia- z trudem dźwignął się na nogi, po czym podał mi rękę. Wymknęliśmy się z budynku i udaliśmy w stronę samochodu. Nagle ze wszystkich stron zaczęli otaczać nas ludzie- piszczące dziewczyny, flesze aparatów i mnóstwo pytań.
-Jesteście razem?
-Dominika, o co chodzi z Gregorem?
-Dlaczego się razem nie pokazujecie?
-To prawda, że jego fanka jest z nim w ciąży?
-Jednak wolisz Polaków?
-BEZ KOMENTARZA!- huknął Maciek, obejmując mnie w pasie i delikatnie popychając w stronę drzwi od strony pasażera. Nie odzywaliśmy się przez całą drogę; dobrze wiedzieliśmy jakie piekło rozpęta się już za kilka dni. Rozstaliśmy się pod domem dziadków. Tego wieczora zadzwonił jeszcze Kamil oznajmiając, że był to fałszywy alarm i z tatą wszystko w porządku. Ucieszyło mnie to, ale martwiłam się sprawą związaną z brukowcami. Będzie rzeź.
W Polsce zostałam jeszcze trzy dni. Rok akademicki kończył się za cztery miesiące, więc chcąc, nie chcąc musiałam wrócić żeby wszystko zaliczyć. Z Maćkiem pożegnałam się poprzedniego dnia po treningu. Właśnie miałam wsiąść do auta Kamila, który miał mnie odwieźć do Małych Cichych, gdy za plecami usłyszałam wesoły głos.
-A ze mną to się nie pożegnasz?- Kocur z należnym im szacunkiem odłożył swoje Fischery na ziemię tuż obok swojego wozu, po czym potruchtał w moją stronę.
-Oczywiście, że pożegnam!- zdążyłam powiedzieć, zanim jego mocne ramiona oplotły moje ciało. Uniósł mnie lekko w powietrze, po czym pocałował w policzek i odstawił na ziemię.
-I pamiętaj- to TY jesteś najlepsza- spojrzał mi w oczy- I nikt ci nie podskoczy, póki nie dasz mu na to przyzwolenia- uśmiechnął się szeroko. Niewiarygodne jak ta rozmowa na dachu bardzo nas do siebie zbliżyła. Maciek przestał być cichy i niewinny, a pokazał pazury- jak prawdziwy kot. Przez kolejne dwa dni, praktycznie nie mogliśmy się od siebie oderwać; rano jechałam z Kamilem na trening (gdzie praktycznie cały czas gadałam z Kotem, któremu często się za to obrywało), kończyli około szesnastej i wtedy też z całą drużyną szliśmy coś zjeść albo na małe piwko, następnie szłam na spacer z Maćkiem i gadaliśmy o wszystkim- nawet o najbardziej bezsensownych głupotach, około dwudziestej odwoził mnie do domu, a o dwudziestej drugiej dzwonił, by życzyć mi dobrej nocy. Czyż nie cudownie jest mieć przyjaciela płci męskiej?
-Pamiętam- szepnęłam, wtulając się w niego- Obiecaj mi, że niedługo mnie odwiedzisz, dobrze?
-Halo, za dwa tygodnie mamy zawody w Innsbrucku- potarł mój zimny nos- Mam nadzieję, że będziesz moją najwierniejszą fanką?- zaśmiał się.
-Oczywiście- zachichotałam.
-Zbieramy się?- zapytał Kamil stojący na uboczu.
-Jasne- westchnęłam.
-Za czternaście dni rozwalamy wszystkie kluby w tej austriackiej mieścinie- zaśmiał się- Uszy do góry- pocałował mnie w czoło.
-Cześć- uśmiechnęłam się, wsiadając do samochodu Stocha. Patrzyłam jak Maciek pakuje swoje narty do samochodu, a następnie odwraca się, by mi pomachać.
Około szesnastej wylądowałam w Innsbrucku i od razu wyciągnęłam telefon, by zadzwonić do przyjaciółki.
-Heeeeej!- usłyszałam jej wesoły głos- Kiedy wracasz?
-Właśnie wylądowałam. Jestem w Innsbrucku i tak się zastanawiam, czy coś właśnie robisz?
-Aktualnie wyleguję się na kanapie- zachichotała- Ale chłopaki mają trening na Bergisel, zadzwoń do Thomasa to zabierze cię ze sobą do Fulpmes.
-Eh, dobrze- skrzywiłam się na samą myśl o tym.
-Do usłyszenia- rozłączyła się.
-Cholera jasna- warknęłam i wybrałam numer Thomasa. Głucho. Chwilę zastanowiłam się, co właściwie powinnam zrobić. Dochodząc do wniosku, że żadna taksówka z Innsbrucka nie dowiezie mnie do Fulpmes, pojechałam pod Bergisel. Z trudem wyjęłam walizkę z auta mało zainteresowanego moim trudem kierowcy i ruszyłam w stronę skoczni. Zostawiwszy torby pod pierwszym lepszym domkiem, ruszyłam w stronę trybun. Nie usiadłam- po prostu stałam oparta o jakiś murek i przyglądałam się chłopakowi na rozbiegu. Nie poznałam go od razu- dopiero gdy wylądował, zorientowałam się, że to przecież Thomas. On najwidoczniej też mnie poznał; wylądował pięknym telemarkiem, a po przejechaniu kilku metrów jego narty rozjechały się w dziwny sposób tak, że po chwili zarył tyłkiem o twardy śnieg.
-Morgi!- pisnęłam, podbiegając do niego.
-Żyję- zaśmiał się, ciągle leżąc.
-Nic ci nie jest?- szybko uklęknęłam obok niego, zdając sobie sprawę, że jeśli coś sobie złamał, to Pointner mnie zabije. Ten jednak klęknął, odpiął narty, a następnie dotknął mojego policzka.
-Wróciłaś- szepnął.
-To nie tak...- zaczęłam się tłumaczyć.
-Czy do cholery moglibyście zejść stamtąd?- usłyszałam ostry głos Waltera Hofera i podskoczyłam. Nigdy nie przepadałam za tym mężczyzną i jak widać- on za mną też nie, więc szybko zeszliśmy mu z oczu.
-Więc?- zapytał odkładając narty na ławkę i zdejmując kask
-Potrzebuję podwózki do Fulpmes?- zapytałam nieśmiało, zagryzając wargę.
-Ah tak... Jasne- mruknął- Tylko się przebiorę, dobrze?- zawstydzona pokiwałam głową, patrząc jak oddala się w stronę domku.
Czekałam na niego kilka minut, po czym w milczeniu udaliśmy się do jego samochodu.
-Zostańmy przyjaciółmi- zaproponował odpalając silnik.
-Przecież jesteśmy przyjaciółmi- wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, po czym włączyłam odtwarzacz.
-To sztama, zią- wyciągnął rękę w moją stronę, a ja uścisnęłam ją w charakterystyczny sposób.
-Brakowało mi tego- uśmiechnęłam się.
-Mi też, malutka- potargał moje włosy.
-Nawet nie przywitałam się z chłopakami z waszej drużyny- zagryzłam wargę.
-Myślę, że ci to wybaczą- mruknął zapinając pasy. Jak cudownie, że wszystko się ułożyło. Miałam nadzieję, że nie jest to chwilowe i że Thomas na prawdę wszystko zrozumiał.
Weszłam do dusznego domu i od razu udałam się w stronę kuchni, by otworzyć okna. Przy okazji włączyłam magnetofon, wrzuciłam dwie kromki chleba do tostera, po czym usiadłam na blacie i rozejrzałam po salonie widocznym stamtąd. Zrobiło się tam tak pusto... Zniknęły wszystkie zdjęcia, nagrody i puchary. Po raz kolejny poczułam nagły przypływ smutku i łzy wielkie niczym grochy potoczyły się po moich policzkach. Nie wiedziałam dlaczego, ale piosenka 'Always on my mind', która właśnie leciała z głośników tak bardzo przypominała mi o wszystkich cudownych chwilach jakie przeżyłam z Gregorem, a najbardziej jego oświadczyny w domu Thomasa. Teraz wszystkie moje starania szlag trafił. Zagryzłam mocno wargi starając się powstrzymać płacz; dlaczego to musiało tak okropnie boleć?
-Dominika?- usłyszałam męski głos dochodzący z przedpokoju. Szybko otarłam łzy i zeskoczyłam z blatu.
-Co jest? Jednak sobie nie dałeś rady z tą walizką?- zarzuciłam sztuczny uśmiech na twarz.
-Dałbym gdyby nie ten ogromny pies waszego... twojego sąsiada- poprawił się szybko- Nie słyszałaś jak szczekał?
-Zamyśliłam się...- mruknęłam, nie patrząc na niego.
-Właśnie widzę- otarł samotną łzę pozostałą na policzku, po czym mocno mnie przytulił- Nie myśl już o nim...
-To nie jest takie łatwe...- jęknęłam zaciskając palce na miękkim materiale jego bluzy i wtulając twarz w szyję chłopaka. Moje uczucia były pełne sprzeczności. Ja byłam jedną wielką sprzecznością.
-Wiem...- westchnął- Ale nie możesz się tym zamartwiać do końca życia. W końcu znajdziesz kogoś, kto będzie na ciebie zasługiwał...
-Obiecujesz?- szepnęłam podnosząc wzrok by spojrzeć w jego oczy.
-Obiecuję- po raz olejny mnie objął, a ja miałam nadzieję, że nie mówi o sobie- Coś śmierdzi...- pociągnął mocno nosem.
-Moje tosty!- pisnęłam wyrywając się z jego uścisku i biegnąc do kuchni, ledwo co wyrabiając się na zakręcie i nie wpadając w ścianę. Szybko nadziałam zwęglone kawałki chleba na nóż i wyciągnęłam je z urządzenia. Okazało się, że nie był to jednak dobry pomysł- gdy włożyłam nóż głębiej, by pozbyć się ostatniej części pieczywa zobaczyłam przeskakującą iskrę, a po chwili radio przestało grać i wszędzie zrobiło się ciemno.
-Thomas?- zawołałam nieśmiało odrzucając nóż na stół.
-Coś ty zrobiła?- usłyszałam jego roześmiany głos i przesuwanie dłoni po ścianach.
-Nie wiem, coś się zepsuło- zachichotałam po raz pierwszy od kilku dni. Cudownie, że moje relacje z Morgim się unormowały. Tego mi brakowało. Żywiłam nadzieję, że na prawdę wszystko sobie ułożył i zrozumiał, że nie możemy być razem. Przyjaźń to wszystko, co byłam w stanie mu zaoferować.
-Baby- westchnął.
-Ej, słyszałam!- po raz kolejny się zaśmiałam i zaczęłam jeździć dłonią po jego ramieniu.
-Co ty robisz?- zapytał zdziwiony.
-Szukam- mruknęłam nie zaprzestając czynności.
-Ale czego?- nie odpowiedziałam, bo znalazłam w końcu jego klatkę i mocno w nią uderzyłam- Ała!
-To za 'baby'- zaśmiałam się.
-Więcej nie będę- jęknął- Masz latarkę?
-Mam, mam- wyciągnęłam rękę i po omacku odnalazłam szafkę, z której wyciągnęłam to, o co prosił Thomas.
-Gdzie macie bezpieczniki?- zadał kolejne pytanie.
-W piwnicy- mruknęłam- Ale ja się boję piwnicy.
-Zgłupiałaś- zaśmiał się i złapał mnie za rękę- No już, prowadź, idziemy razem- po omacku wyszłam z kuchni i skierowałam się w stronę korytarza, gdzie znajdowały się drzwi prowadzące do piwnicy. Jeżdżąc ręką po futrynie w końcu znalazłam okrągłą klamkę, którą przekręciłam i delikatnie stanęłam na pierwszym stopniu prowadzącym w dół.
-No dalej- zachęcił mnie Thomas, który nadal trzymał moją rękę, a w drugiej dłoni dzierżył latarkę. Niespiesznie zeszłam na dół, a on zaraz po mnie.
-Zapal latarkę, głąbie- dopiero teraz mnie oświeciło, że nie musieliśmy skradać się po omacku do przedpokoju i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Stanęliśmy pod ścianą, na której znajdowała się skrzynka z bezpiecznikami.
-Musisz mnie puścić- powiedział świecąc mi w oczy.
-Nie ma mowy, boję się ciemności!- jęknęłam.
-Eh, no dobra- zachichotał- To trzymaj- podał mi latarkę, a drugą ręką otworzył przezroczystą pokrywkę.
-No i co?- zapytałam niecierpliwie ściskając jego dłoń.
-Spokojnie- wyciągnął rękę do bezpieczników i wykonał jeden ruch.
-Już?- zdziwiłam się.
-To chyba nie jest jakaś filozofia?- zaśmiał się biorąc ode mnie latarkę. W piwnicy nadal było ciemno, ponieważ wchodząc do niej nie włączyliśmy kontaktu. Oparłam się o chłodną ścianę nadal trzymając jego rękę- Puścisz mnie w końcu?
-Nie, bo tu nadal jest ciemno- oślepiona światłem latarki wygięłam usta w podkówkę- Idziemy na górę?- zmarszczyłam nos.
-Tak, tak- wyszliśmy z zimnej piwnicy i wróciliśmy do kuchni, gdzie ponownie paliło się światło. Zgarnęłam na dłoń okruchy chleba, które wydłubałam z tostera i rzuciłam nimi w Thomasa grzebiącego w telefonie.
-O ty mendo...- mruknął ze złowieszczą miną.
-Ups?- wzruszyłam ramionami i zaśmiałam się.
-Wiej- rzucił, a ja posłusznie wykonałam jego polecenie kierując się do salonu.
-Nie, nie!- pisnęłam przeskakując przez fotel i lądując na miękkim dywanie.
-O tak!- zaśmiał się złowieszczo i łapiąc w pasie rzucił mnie na kanapę, a sam nachylił się nade mną i zaczął łaskotać.
-Przestań!- rzuciłam głośno się śmiejąc; Thomas również się śmiał, ale zapewne z głupich min jakie prezentowałam. W końcu złapałam go za ręce i odciągnęłam je od swoich bioder. Poczułam jak jego palce zsuwają się po moich splatając z nimi. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo poczułam jego ciepłe usta na swoich. Mimo obietnicy, że nic takiego więcej nie będzie miało miejsca, zaczęłam delikatnie oddawać pocałunki i uwalniając jedną rękę przesunęłam ją na kark chłopaka. Czułam przyspieszone bicie jego serca na swoich piersiach i momentalnie zrobiło mi się gorąco. W mojej głowie wirowały tysiące myśli i jedna ogromna pośrodku nich: 'Dlaczego nie potrafię go odepchnąć?'. Ciepła dłoń na moim brzuchu podziała na mnie jak kubeł zimnej wody- natychmiast wybudziła mnie ze swoistego transu. Przekręciłam głowę na bok, a usta Morgiego znalazły się na moim policzku.
-Przestań- szepnęłam.
-Przepraszam...- rzucił schodząc ze mnie i siadając obok- Po raz kolejny...
-Powinieneś już iść- mruknęłam podciągając nogi pod brodę.
-Też tak myślę- podrapał się w głowę i ruszył w stronę wyjścia; przed tym obrócił się jeszcze przez ramię i posłał mi spojrzenie, którego znaczenia nie byłam w stanie zrozumieć. Kątem oka widziałam jak sznuruje buty, a następnie udaje się w stronę drzwi nadal na mnie patrząc. Nagle usłyszałam głuchy huk, a Thomas znikł z mojego pola widzenia.
-Cholera, Morgi, żyjesz?- po raz drugi tego dnia zadałam to samo pytanie, po czym zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do chłopaka rozpłaszczonego w korytarzu.
-Tak, tak- stęknął podnosząc się- Chyba mi się sznurówki splątały- spojrzał na swoje buty i uśmiechnął się lekko- Jeszcze raz przepraszam. Nie panuję nad tym...- zagryzł wargę.
-Leć już do Cristiny- szepnęłam.
-Ta, jasne- westchnął- Do zobaczenia...- wyszedł z domu, zostawiając mnie siedzącą na podłodze.
TROSZKĘ SIĘ TO WSZYSTKO ZACZĘŁO PLĄTAĆ :/
ZA MIESIĄC ZACZYNAM NOWE OPOWIADANIE, BO W TYM SIĘ TROCHĘ ZAGUBIŁAM.
NOTKI PISZĘ 'NA ODWAL SIĘ', BO ŚREDNIO MAM CZAS I ZDAJĘ SOBIE SPRAWĘ, ŻE NIE SĄ ONE TAKIE, JAKIE BYM CHCIAŁA. MIMO WSZYSTKO MAM NADZIEJĘ, ŻE SĄ DO STRAWIENIA, A OBIECUJĘ, ŻE DRUGI BLOG BĘDZIE JESZCZE LEPSZY I CHĘTNIE BĘDZIECIE GO CZYTAĆ.
ENJOY! :)
Tylko skończ tę historię, jest genialna i wciąż mam cichą nadzieję, że Domi będzie ostatecznie z Thomasem. Pozdrawiam Wierna Fanka ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że przed rozpoczęciem następnego bloga zakończysz to opowiadanie. Ja jednak nadal mam nadzieję że Domi będzie z Gregorem :*
OdpowiedzUsuńTrochę poplątane ale nadal wspaniałe :) Mam nadzieje że Domi wróci do Gregora :D
OdpowiedzUsuńMi się podoba ta historia, nie kończ D:
OdpowiedzUsuńChyba, że kolejna będzie jeszcze lepsza!
Szkodaa.
OdpowiedzUsuńAle skończ tą historię, proszę.
Właśnie to, że jest tak "poplątana" jest najlepsze. Mam taką cichą nadzieje, że w jakiś ciekawy sposób Domi będzie z Gregorem ;**
Jesteś genialna, dziękuję ;3
Błagam doprowadź tę historię do (szczęśliwego) końca. Liczę, że kolejny niebawem bo czekam niecierpliwie, cała ta historia jest niesamowita. Buziaki :)
OdpowiedzUsuńProszęęęęę wrzuć kolejny bo już nie mogę się doczekać. Piszesz genialnie :*
OdpowiedzUsuń