-Ty uwodzicielko- zaśmiał się Kamil, zamykając za mną drzwi domku.
-Przecież jestem taka ponętna, że każdy na mnie poleci- zawtórowałam mu- Szczególnie w tej poplamionej kawą kurtce.
-Co ci się właściwie stało? Wypadek przy pracy z Kocurem, hmm?- zmrużył oczy po czym głośno się zaśmiał.
-Akurat nie- wypięłam mu język, jednak szybko go schowałam przypominając sobie jak się to skończyło, gdy ten sam gest wykonałam w kierunku Morgensterna- Nie mam się w co ubrać- jęknęłam kierując się w stronę mitsubischi.
-To klub, a nie wybieg- zachichotał Kamil wrzucając torbę do bagażnika.
-To nie znaczy, że mam wyglądać jak lump- mruknęłam pod nosem pakując się na siedzenie kierowcy- Ja prowadzę!- zaklaskałam.
-A masz polskie prawo jazdy?- zapytał uśmiechając się pod nosem.
-Nie mam, ale mam kluczyki- zaśmiałam się złowieszczo i wsunęłam je do stacyjki.
-Jakim cudem?- stanął przy drzwiach dla pasażera macając się po kieszeniach.
-Przebiegłość, braciszku- po raz kolejny wysłałam mu buziaka- Wsiadasz czy nie?- zapięłam pasy.
-Jak nas złapią, to płacisz- rzucił i wsiadł do auta- Ona nas zabije- jęknął, chyba starając się żebym tego nie dosłyszała.
-Spokojniutko, prowadziłam już mercedesa Morgiego i BMW Gregora i wyszły z tego bez szwanku- zachichotałam i ruszyłam.
-Kocham to auto prawie tak jak Ewę, więc uważaj- wcisnął się głębiej w siedzenie.
-Zawsze uważam- mruknęłam koncentrując się na drodze. Wyjechaliśmy na proste pasmo, więc zrobiłam uroczą minkę i spojrzałam na Kamila.
-Tylko do stu trzydziestu...- mruknął mięknąc.
-Sto pięćdziesiąt?- podsunęłam.
-Sto czterdzieści. To moje ostatnie słowo- zakrył oczy, kiedy zmieniłam bieg i wcisnęłam gaz.
-Jej, ale świetny- ucieszyłam się stopniowo zwalniając żeby nie doprowadzić Stocha do zawału- Ewie też nie pozwalasz szybko jeździć?
-Ona nie siada na fotelu kierowcy w tym aucie- zaśmiał się- Jeździ jak wariatka, jeszcze gorzej niż ty.
-Ej, przecież ja dobrze jeżdżę- zaperzyłam się.
-Najlepiej...- mruknął.
-Pajac- rzuciłam pod nosem skręcając w stronę, na którą pokazywał drogowskaz. Kiedy tylko zatrzymałam się przed domem babci Kamil szybko wyskoczył z auta i otworzył mi drzwi; bynajmniej nie był to przejaw grzeczności, tylko chęć jak najszybszego pozbycia się mnie z samochodu.
-Do zobaczenia wieczorem- mruknął, gdy tylko dotknęłam stopami chodnika.
-Do zobaczenia- odpowiedziałam i ruszyłam w stronę domu.
-Babciu, a to?- zapytałam wychodząc z pokoju przyodziana w jeansy, białą bokserkę, biały kardigan w czarne ciapki i szpilki tego samego koloru.
-O, to jest to!- zatarła dłonie- Prawda, Antoni?- zwróciła się do męża.
-Kiedy ty tak wyrosłaś...- westchnął dziadek.
-Oj, dziadziu- usiadłam mu na kolanach- Przecież zawsze będę twoją malutką wnusią- zaśmiałam się.
-Wiem, wiem- pocałował mnie w czoło, po czym usłyszeliśmy pukanie- Oho, przyjechał.
-Otworzę- uśmiechnęłam się lekko i wyszłam do korytarza. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich wysokiego chłopaka ubranego w jeansy, białą koszulkę z jakimś napisem i czarną marynarkę.
-Hej- powiedział pochylając się, by pocałował mnie w policzek.
-Cześć- uśmiechnęłam się- Chodź, bo muszę się jeszcze trochę ogarnąć- zaprosiłam go gestem ręki.
Nic na to nie odpowiedział, po prostu wszedł za mną wgłąb domu kierując się w stronę salonu, gdzie siedzieli dziadkowie.
-To jest właśnie Maciek- powiedziałam nerwowo zagarniając włosy za ucho- Maciek, to moi dziadkowie- uśmiechnęłam się lekko, nieco skrępowana sytuacją. Cóż, nawet Gregor ich nie poznał mimo że był ze mną siedem lat.
-Miło mi państwa poznać- Kocur obdarzył członków mojej rodziny szerokim uśmiechem.
-Ciebie również- szybko odpowiedziała babcia- Proszę, siadaj- pokazała na kanapę- Może masz ochotę na szarlotkę?
-Dziękuję, może innym razem- powiedział siadając na wyznaczonym przez kobietę miejscu.
-Można wiedzieć gdzie dokładnie się wybieracie?- odezwał się w końcu dziadek.
-Do klubu w Wiśle- rzekł Maciek, przenosząc na niego spojrzenie.
-Cóż, nie wszystkie wizyty mojej wnuczki w tym mieście kończą się szczęśliwie, więc uważaj na nią...- zaczęło się. Szybko wymknęłam się z salonu i udałam do swojego pokoju, by jak najszybciej móc uwolnić Kota z tej krępującej sytuacji. Rozczesałam włosy, zatupałam kilkakrotnie w miejscu żeby się upewnić, że buty na pewno mnie nie obetrą, pociągnęłam usta malinowym błyszczykiem i wróciłam do dużego pokoju.
-I chyba nie muszę dodawać, że masz nie pić jeśli jesteś autem?- usłyszałam głos dziadka i ledwo zdusiłam śmiech.
-Ma się rozumieć, panie Tulph- odpowiedział z lekkością Maciek.
-Idziemy?- zapytałam opierając dłonie na kanapie, na której siedział chłopak.
-Jasne- szybko podniósł się na równe nogi.
-A o której będziecie?- dziadek po raz kolejny badał teren.
-Jest ósma...- zamyśliłam się- Na pewno nie przed północą. Nie martw się, wrócę- pocałowałam go w policzek i udałam się do korytarza, gdzie zarzuciłam płaszczyk.
-Obiecuję, że wróci cała- powiedział Maciek do mężczyzny.
-Trzymam cię za słowo- usłyszałam głos dziadka i zajrzałam do salonu; podali sobie ręce, chyba się przetrawili.
-Pa- uśmiechnęłam się słodko i pociągnęłam Kota za rękaw w stronę drzwi- Polubili cię- powiedziałam, gdy tylko zamknął je z drugiej strony.
-To chyba dobrze?- zapytał nieśmiało otwierając przede mną drzwiczki srebrnego volkswagena.
-Chyba tak- zachichotałam zajmując siedzenie pasażera.
-Przez to całe zamieszanie nie zdążyłem ci powiedzieć, że ślicznie wyglądasz- powiedział, siadając obok.
-Dziękuję- poczułam jak moje policzki robią się czerwone; usłyszeć taki komplement z ust Macieja Kota to przecież nie byle co.
-Jaką lubisz muzykę?- zapytał, po omacku włączając radio i jednocześnie patrząc na delikatnie oświetloną drogę.
-W zasadzie każdą. Byle nie disco polo i techno- wypaliłam.
-O, dokładnie tak jak ja- zaśmiał się- Gunsi?- zaproponował.
-Cudownie, uwielbiam ich- uśmiechnęłam się.
-W schowku jest pendrive- pochylił się w kierunku półeczki delikatnie muskając moje kolano.
-Wyciągnę- zaproponowałam.
-Tylko uważaj, bo mam bałagan- ostrzegł kładąc obie dłonie na kierownicy.
-Na pewno nie większy niż Gregor- mruknęłam pod nosem.
-Aż tak źle?
-A co? Też wozisz czerwone stringi i tłumaczysz się, że to Koflera?- to zdanie wywołało w Maćku przypływ śmiechu, którego nie mógł opanować przez dobrą minutę.
-Szalony- powiedział w końcu patrząc jak wsuwam pendrive do odtwarza.
-Się wie- usadowiłam się w fotelu i wsłuchiwałam w cudownie lekkie dźwięki Sweet Child O' Mine- A lubisz Green Day?
-Przepadam- mruknął marszcząc nos, bo jakiś maluch właśnie zajechał mu drogę- No i gdzie się pchasz tym szrotem, baranie?- warknął, a ja zaśmiałam się głośno na te słowa.
-Spokojnie- powiedziałam, kiedy w końcu się uspokoiłam.
-Auto ledwo od ziemi odstaje, ale się wpycha- mruknął.
-Uroczo się denerwujesz- skwitowałam- Ooo, sweet child o' mine- zanuciłam razem z Axlem.
-A ty ładnie śpiewasz- skomplementował.
-Oj, bo się zarumienię- zachichotałam.
-Ale na prawdę- powiedział poważnie.
-Żartujesz? Schlierenzauer mi zabraniał chociażby nucić- przypomniałam sobie.
-Dlatego wróciłaś do Polski- rzucił- A mnie się podoba jak śpiewasz. Nawet jeśli to brzmi trochę jak mors zabijany w stodole o północy- próbował udać powagę, ale drżały mu policzki.
-No wiesz!- pisnęłam udając oburzenie.
-Żartuję. Jesteś uroczym, nadal żywym morsikiem- zachichotał.
-Dzięki za to jakże trafne porównanie- zawtórowałam mu.
-Zawsze do usług- wyszczerzył się parkując.
Weszliśmy do klubu rozglądając się w poszukiwaniu Ewy i Kamila.
-Chyba tam- pokazałam na parę siedzącą przy stoliku w rogu sali.
-Tak, to chyba oni- mruknął Maciek.
-Dooooomi!- usłyszałam głos żony Stocha, która po chwili już wisiała na mojej szyi- Tak dawno się nie widziałyśmy! Dlaczego nie dzwoniłaś?- poczułam od niej whisky i niemal od razu zorientowałam się, że jest już trochę wstawiona.
-To samo pytanie mogę zadać tobie- uśmiechnęłam się lekko zajmując miejsce obok niej na okrągłej sofie.
-I jak się czujesz jako wolny ptak?- wypaliła chyba nie do końca świadoma swoich słów.
-Lekko- powiedziałam zgodnie z prawdą- Cudownie!- powiedziałam głośniej zdając sobie sprawę, że takie są fakty.
-Ah ta wolność- westchnęła chwytając męża za rękę- Chodź, idziemy potańczyć- wyciągnęła go na parkiet.
-Uroczy są, prawda?- zaśmiałam się patrząc na to jak wirują.
-Tak, idealnie się dobrali- potwierdził Kot, gorliwie kiwając głową- Napijesz się czegoś?
-Może soku pomarańczowego- posłałam mu uśmiech, patrząc jak oddala się w stronę baru.
-Proszę bardzo- powiedział stawiając przedemną wysoką szklankę.
-Dziękuję- rzuciłam przyglądając się mu.
-Więc może powiesz czym się zajmujesz?- zaciekawił się.
-Jestem na szóstym roku medycyny- uśmiechnęłam się lekko.
-Naprawdę?- wydał mi się lekko zdziwiony- Przyszła pani doktor? Jakoś mi to do ciebie nie pasuje...
-Dlaczego?
-Bo wydajesz się być taka szalona... Myślałem, że jesteś artystką albo fotografką...- przyjrzał mi się uważniej.
-A tu taka niespodzianka- zachichotałam- A ty studiujesz?
-Już nie. Skończyłem AWF- uśmiechnął się.
-Proszę, proszę... Czyli sport na sto procent?
-Od zawsze na zawsze- obnażył w uśmiechu białe zęby- Mogę ci zadać pytanie?
-No pewnie- pociągnęłam łyk soku.
-Czy to ze Schlierenzauerem... to definitywny koniec?- zapytał powoli jakby spodziewając się tego, że wybuchnę na sam dźwięk jego nazwiska- Znaczy tak gdzieś przeczytałem, że podobno wystawiłaś go z kwitkiem za drzwi przy okazji rozbijając jego wszystkie kryształowe kule...
-Tak, to koniec- przypomniałam sobie tę sytuację, która teraz wydała mi się kuriozalna i śmieszna- Tylko jedną.
-Temperamentna- stwierdził robiąc minę w stylu 'not bad'- A interesujesz się czymś poza medycyną i tłuczeniem kryształowych kul?- udałam, że głęboko myślę nad tym pytaniem.
-Czasem lubię strzelić w łeb ludzi po AWF'ie- powiedziałam poważnie, co wywołało u Maćka kolejny atak śmiechu.
-Mnie się nie bije. Mnie się tylko przytula.
-Ale koty drapią- powiedziałam kusząco zachrypniętym głosem.
-I dobrze tańczą- wstał podając mi rękę.
-Za to studentki medycyny nie najlepiej- zagryzłam wargę powoli potrząsając głową.
-Dawaj, bo piosenka się skończy- chwycił moje dłonie i pociągnął na parkiet.
-Maciek, poważnie, nie umiem tańczyć- powiedziałam w panice, starając się wrócić na sofę.
-Spokojnie- uśmiechnął się lekko przyciągając mnie do siebie i kładąc jedną dłoń na mojej talii.
-Serio, jeśli chodzi o to- jest źle- położyłam rękę na jego ramieniu, a drugą splotłam z jego własną.
-Przecież nie może być tak tragicznie- powoli zaczął się bujać w rytm muzyki- Wsłuchaj się- oparłam policzek o jego klatkę i skupiłam się na melodii- Dobrze ci idzie- szepnął mi do ucha.
-Staram się- zachichotałam cicho- Nie chcę cię podeptać...- czułam jego ciepły oddech na szyi i chciałam żeby ta piosenka trwała jak najdłużej.
-O to się nie martw- mruknął.
-Naprawdę, Maciek, nie chcę ci nic zrobić...- lekko się od niego odsunęłam.
-Oj, panikujesz- zsunął obie dłonie na moje biodra, po czym nieco uniósł mnie do góry stawiając na swoich trampkach- Tylko uważaj na obcasy- zaśmiał się, a ja poczułam się jak kilkuletnia dziewczynka tańcząca z tatą. Zarzuciłam dłonie na jego szyję, by utrzymać równowagę i zdałam sobie sprawę, że nasze twarze dzieli zaledwie kilka centymetrów.
-W końcu jestem takiego wzrostu jak ty- uśmiechnęłam się szeroko.
-A w dodatku genialnie tańczysz- odwzajemnił gest.
-Bo mam dobrego nauczyciela- zachichotałam przesuwając nosem po jego policzku.
-Ależ mnie zaszczyt kopnął- szepnął mi do ucha, po czym jedną dłoń wsunął pod mój sweter i wodził palcami po gołych łopatkach, co sprawiło, że moje ciało przeszył przyjemny dreszcz.
-Miłe to...- również szepnęłam spoglądając w jego oczy i jedną dłoń wsuwając w kruczoczarne włosy chłopaka.
-Staram się- zobaczyłam delikatny uśmiech na jego twarzy.
-Wychodzi...- odwzajemniłam gest i obserwowałam jak przysuwa się jeszcze bliżej. Uchyliłam delikatnie usta i przesunęłam paznokciami po jego karku słysząc cichy syk. Moje serce gwałtownie przyspieszyło i czułam, że jego postępuje dokładnie tak samo. Kocur z gracją przesunął ustami wzdłuż mojego lica zatrzymując się tuż przy rozchylonych wargach jakby czekając na pozwolenie. Nie odsunęłam się i chyba była to dostatecznie wymowna odpowiedź. Przez natłok myśli nie mogłam się skupić- czy to wszystko nie dzieje się za szybko? Odpowiedź jest oczywista, ale wcale mi to nie przeszkadza. Chyba z żadnym chłopakiem nie rozmawiało mi się tak dobrze jak z Maćkiem. Prócz Thomasa. Natychmiast wyrzuciłam go ze swojej głowy starając się skupić wyłącznie na Kocurze. Poczułam jak delikatne usta powoli przesuwają się po moich tak, jakby właśnie się z nimi zapoznawały. Zrobiło mi się gorąco i zimno jednocześnie. Nie obchodziło mnie już to, co miało miejsce kilka dni temu. Jestem kilkaset kilometrów stamtąd i to stanowczo czas na resuscytację moich umierających ludzkich odczuć. Uchyliłam szerzej usta i zacisnęłam je na gładkich wargach Maćka. Nie obchodziło mnie to ile osób właśnie nachalnie wlepia w nas swoje spojrzenia; wiedziałam, że wolna piosenka już dawno się skończyła, bo moich uszu dobiegały szybsze dźwięki, a my nadal przesuwaliśmy się w wolnym rytmie- nie interesowało mnie to. Poczułam jak zaborczo przysuwa mnie jeszcze bliżej siebie i palce obu dłoni wsuwa w moje długie włosy swobodnie opadające na plecy. Nie wiem jak długo się całowaliśmy, czułam tylko jak przez ciągłe stanie na palcach drętwieją mi stopy, ale i to nie miało dla mnie zbyt wielkiego znaczenia. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy zobaczyłam dziwne iskierki w oczach Maćka. Nie odezwał się ani słowem, po prostu chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę stolika.
CZYTASZ= KOMENTARZ
BO MAŁO ICH OSTATNIO BYŁO :C
UWAGA, WSZYSTKIE ROZDZIAŁY O MAĆKU CHCIAŁABYM ZADEDYKOWAĆ ZUZI, KTÓRA PONIEKĄD JEST MOJĄ MUZĄ <3
JA JEJ RZUCAM OGÓLNIK, ONA ROZWIJA, JA UBIERAM W SŁOWA.
I W OGÓLE CHCIAŁABYM JEJ PODZIĘKOWAĆ ZA TO, ŻE TAK WYTRWALE CZYTA MOJE BAZGROŁY, A POTEM KOREKTY I KOREKTY KOREKT <3
TO TERAZ CZAS NA WYZNANIA W KTÓRYCH NIE JESTEM NAJLEPSZA: KC ZUZIUNIU BARDZIEJ NIŻ KOTLETA SOJOWEGO (ALE TO WIESZ :3)
-Przecież jestem taka ponętna, że każdy na mnie poleci- zawtórowałam mu- Szczególnie w tej poplamionej kawą kurtce.
-Co ci się właściwie stało? Wypadek przy pracy z Kocurem, hmm?- zmrużył oczy po czym głośno się zaśmiał.
-Akurat nie- wypięłam mu język, jednak szybko go schowałam przypominając sobie jak się to skończyło, gdy ten sam gest wykonałam w kierunku Morgensterna- Nie mam się w co ubrać- jęknęłam kierując się w stronę mitsubischi.
-To klub, a nie wybieg- zachichotał Kamil wrzucając torbę do bagażnika.
-To nie znaczy, że mam wyglądać jak lump- mruknęłam pod nosem pakując się na siedzenie kierowcy- Ja prowadzę!- zaklaskałam.
-A masz polskie prawo jazdy?- zapytał uśmiechając się pod nosem.
-Nie mam, ale mam kluczyki- zaśmiałam się złowieszczo i wsunęłam je do stacyjki.
-Jakim cudem?- stanął przy drzwiach dla pasażera macając się po kieszeniach.
-Przebiegłość, braciszku- po raz kolejny wysłałam mu buziaka- Wsiadasz czy nie?- zapięłam pasy.
-Jak nas złapią, to płacisz- rzucił i wsiadł do auta- Ona nas zabije- jęknął, chyba starając się żebym tego nie dosłyszała.
-Spokojniutko, prowadziłam już mercedesa Morgiego i BMW Gregora i wyszły z tego bez szwanku- zachichotałam i ruszyłam.
-Kocham to auto prawie tak jak Ewę, więc uważaj- wcisnął się głębiej w siedzenie.
-Zawsze uważam- mruknęłam koncentrując się na drodze. Wyjechaliśmy na proste pasmo, więc zrobiłam uroczą minkę i spojrzałam na Kamila.
-Tylko do stu trzydziestu...- mruknął mięknąc.
-Sto pięćdziesiąt?- podsunęłam.
-Sto czterdzieści. To moje ostatnie słowo- zakrył oczy, kiedy zmieniłam bieg i wcisnęłam gaz.
-Jej, ale świetny- ucieszyłam się stopniowo zwalniając żeby nie doprowadzić Stocha do zawału- Ewie też nie pozwalasz szybko jeździć?
-Ona nie siada na fotelu kierowcy w tym aucie- zaśmiał się- Jeździ jak wariatka, jeszcze gorzej niż ty.
-Ej, przecież ja dobrze jeżdżę- zaperzyłam się.
-Najlepiej...- mruknął.
-Pajac- rzuciłam pod nosem skręcając w stronę, na którą pokazywał drogowskaz. Kiedy tylko zatrzymałam się przed domem babci Kamil szybko wyskoczył z auta i otworzył mi drzwi; bynajmniej nie był to przejaw grzeczności, tylko chęć jak najszybszego pozbycia się mnie z samochodu.
-Do zobaczenia wieczorem- mruknął, gdy tylko dotknęłam stopami chodnika.
-Do zobaczenia- odpowiedziałam i ruszyłam w stronę domu.
-Babciu, a to?- zapytałam wychodząc z pokoju przyodziana w jeansy, białą bokserkę, biały kardigan w czarne ciapki i szpilki tego samego koloru.
-O, to jest to!- zatarła dłonie- Prawda, Antoni?- zwróciła się do męża.
-Kiedy ty tak wyrosłaś...- westchnął dziadek.
-Oj, dziadziu- usiadłam mu na kolanach- Przecież zawsze będę twoją malutką wnusią- zaśmiałam się.
-Wiem, wiem- pocałował mnie w czoło, po czym usłyszeliśmy pukanie- Oho, przyjechał.
-Otworzę- uśmiechnęłam się lekko i wyszłam do korytarza. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich wysokiego chłopaka ubranego w jeansy, białą koszulkę z jakimś napisem i czarną marynarkę.
-Hej- powiedział pochylając się, by pocałował mnie w policzek.
-Cześć- uśmiechnęłam się- Chodź, bo muszę się jeszcze trochę ogarnąć- zaprosiłam go gestem ręki.
Nic na to nie odpowiedział, po prostu wszedł za mną wgłąb domu kierując się w stronę salonu, gdzie siedzieli dziadkowie.
-To jest właśnie Maciek- powiedziałam nerwowo zagarniając włosy za ucho- Maciek, to moi dziadkowie- uśmiechnęłam się lekko, nieco skrępowana sytuacją. Cóż, nawet Gregor ich nie poznał mimo że był ze mną siedem lat.
-Miło mi państwa poznać- Kocur obdarzył członków mojej rodziny szerokim uśmiechem.
-Ciebie również- szybko odpowiedziała babcia- Proszę, siadaj- pokazała na kanapę- Może masz ochotę na szarlotkę?
-Dziękuję, może innym razem- powiedział siadając na wyznaczonym przez kobietę miejscu.
-Można wiedzieć gdzie dokładnie się wybieracie?- odezwał się w końcu dziadek.
-Do klubu w Wiśle- rzekł Maciek, przenosząc na niego spojrzenie.
-Cóż, nie wszystkie wizyty mojej wnuczki w tym mieście kończą się szczęśliwie, więc uważaj na nią...- zaczęło się. Szybko wymknęłam się z salonu i udałam do swojego pokoju, by jak najszybciej móc uwolnić Kota z tej krępującej sytuacji. Rozczesałam włosy, zatupałam kilkakrotnie w miejscu żeby się upewnić, że buty na pewno mnie nie obetrą, pociągnęłam usta malinowym błyszczykiem i wróciłam do dużego pokoju.
-I chyba nie muszę dodawać, że masz nie pić jeśli jesteś autem?- usłyszałam głos dziadka i ledwo zdusiłam śmiech.
-Ma się rozumieć, panie Tulph- odpowiedział z lekkością Maciek.
-Idziemy?- zapytałam opierając dłonie na kanapie, na której siedział chłopak.
-Jasne- szybko podniósł się na równe nogi.
-A o której będziecie?- dziadek po raz kolejny badał teren.
-Jest ósma...- zamyśliłam się- Na pewno nie przed północą. Nie martw się, wrócę- pocałowałam go w policzek i udałam się do korytarza, gdzie zarzuciłam płaszczyk.
-Obiecuję, że wróci cała- powiedział Maciek do mężczyzny.
-Trzymam cię za słowo- usłyszałam głos dziadka i zajrzałam do salonu; podali sobie ręce, chyba się przetrawili.
-Pa- uśmiechnęłam się słodko i pociągnęłam Kota za rękaw w stronę drzwi- Polubili cię- powiedziałam, gdy tylko zamknął je z drugiej strony.
-To chyba dobrze?- zapytał nieśmiało otwierając przede mną drzwiczki srebrnego volkswagena.
-Chyba tak- zachichotałam zajmując siedzenie pasażera.
-Przez to całe zamieszanie nie zdążyłem ci powiedzieć, że ślicznie wyglądasz- powiedział, siadając obok.
-Dziękuję- poczułam jak moje policzki robią się czerwone; usłyszeć taki komplement z ust Macieja Kota to przecież nie byle co.
-Jaką lubisz muzykę?- zapytał, po omacku włączając radio i jednocześnie patrząc na delikatnie oświetloną drogę.
-W zasadzie każdą. Byle nie disco polo i techno- wypaliłam.
-O, dokładnie tak jak ja- zaśmiał się- Gunsi?- zaproponował.
-Cudownie, uwielbiam ich- uśmiechnęłam się.
-W schowku jest pendrive- pochylił się w kierunku półeczki delikatnie muskając moje kolano.
-Wyciągnę- zaproponowałam.
-Tylko uważaj, bo mam bałagan- ostrzegł kładąc obie dłonie na kierownicy.
-Na pewno nie większy niż Gregor- mruknęłam pod nosem.
-Aż tak źle?
-A co? Też wozisz czerwone stringi i tłumaczysz się, że to Koflera?- to zdanie wywołało w Maćku przypływ śmiechu, którego nie mógł opanować przez dobrą minutę.
-Szalony- powiedział w końcu patrząc jak wsuwam pendrive do odtwarza.
-Się wie- usadowiłam się w fotelu i wsłuchiwałam w cudownie lekkie dźwięki Sweet Child O' Mine- A lubisz Green Day?
-Przepadam- mruknął marszcząc nos, bo jakiś maluch właśnie zajechał mu drogę- No i gdzie się pchasz tym szrotem, baranie?- warknął, a ja zaśmiałam się głośno na te słowa.
-Spokojnie- powiedziałam, kiedy w końcu się uspokoiłam.
-Auto ledwo od ziemi odstaje, ale się wpycha- mruknął.
-Uroczo się denerwujesz- skwitowałam- Ooo, sweet child o' mine- zanuciłam razem z Axlem.
-A ty ładnie śpiewasz- skomplementował.
-Oj, bo się zarumienię- zachichotałam.
-Ale na prawdę- powiedział poważnie.
-Żartujesz? Schlierenzauer mi zabraniał chociażby nucić- przypomniałam sobie.
-Dlatego wróciłaś do Polski- rzucił- A mnie się podoba jak śpiewasz. Nawet jeśli to brzmi trochę jak mors zabijany w stodole o północy- próbował udać powagę, ale drżały mu policzki.
-No wiesz!- pisnęłam udając oburzenie.
-Żartuję. Jesteś uroczym, nadal żywym morsikiem- zachichotał.
-Dzięki za to jakże trafne porównanie- zawtórowałam mu.
-Zawsze do usług- wyszczerzył się parkując.
Weszliśmy do klubu rozglądając się w poszukiwaniu Ewy i Kamila.
-Chyba tam- pokazałam na parę siedzącą przy stoliku w rogu sali.
-Tak, to chyba oni- mruknął Maciek.
-Dooooomi!- usłyszałam głos żony Stocha, która po chwili już wisiała na mojej szyi- Tak dawno się nie widziałyśmy! Dlaczego nie dzwoniłaś?- poczułam od niej whisky i niemal od razu zorientowałam się, że jest już trochę wstawiona.
-To samo pytanie mogę zadać tobie- uśmiechnęłam się lekko zajmując miejsce obok niej na okrągłej sofie.
-I jak się czujesz jako wolny ptak?- wypaliła chyba nie do końca świadoma swoich słów.
-Lekko- powiedziałam zgodnie z prawdą- Cudownie!- powiedziałam głośniej zdając sobie sprawę, że takie są fakty.
-Ah ta wolność- westchnęła chwytając męża za rękę- Chodź, idziemy potańczyć- wyciągnęła go na parkiet.
-Uroczy są, prawda?- zaśmiałam się patrząc na to jak wirują.
-Tak, idealnie się dobrali- potwierdził Kot, gorliwie kiwając głową- Napijesz się czegoś?
-Może soku pomarańczowego- posłałam mu uśmiech, patrząc jak oddala się w stronę baru.
-Proszę bardzo- powiedział stawiając przedemną wysoką szklankę.
-Dziękuję- rzuciłam przyglądając się mu.
-Więc może powiesz czym się zajmujesz?- zaciekawił się.
-Jestem na szóstym roku medycyny- uśmiechnęłam się lekko.
-Naprawdę?- wydał mi się lekko zdziwiony- Przyszła pani doktor? Jakoś mi to do ciebie nie pasuje...
-Dlaczego?
-Bo wydajesz się być taka szalona... Myślałem, że jesteś artystką albo fotografką...- przyjrzał mi się uważniej.
-A tu taka niespodzianka- zachichotałam- A ty studiujesz?
-Już nie. Skończyłem AWF- uśmiechnął się.
-Proszę, proszę... Czyli sport na sto procent?
-Od zawsze na zawsze- obnażył w uśmiechu białe zęby- Mogę ci zadać pytanie?
-No pewnie- pociągnęłam łyk soku.
-Czy to ze Schlierenzauerem... to definitywny koniec?- zapytał powoli jakby spodziewając się tego, że wybuchnę na sam dźwięk jego nazwiska- Znaczy tak gdzieś przeczytałem, że podobno wystawiłaś go z kwitkiem za drzwi przy okazji rozbijając jego wszystkie kryształowe kule...
-Tak, to koniec- przypomniałam sobie tę sytuację, która teraz wydała mi się kuriozalna i śmieszna- Tylko jedną.
-Temperamentna- stwierdził robiąc minę w stylu 'not bad'- A interesujesz się czymś poza medycyną i tłuczeniem kryształowych kul?- udałam, że głęboko myślę nad tym pytaniem.
-Czasem lubię strzelić w łeb ludzi po AWF'ie- powiedziałam poważnie, co wywołało u Maćka kolejny atak śmiechu.
-Mnie się nie bije. Mnie się tylko przytula.
-Ale koty drapią- powiedziałam kusząco zachrypniętym głosem.
-I dobrze tańczą- wstał podając mi rękę.
-Za to studentki medycyny nie najlepiej- zagryzłam wargę powoli potrząsając głową.
-Dawaj, bo piosenka się skończy- chwycił moje dłonie i pociągnął na parkiet.
-Maciek, poważnie, nie umiem tańczyć- powiedziałam w panice, starając się wrócić na sofę.
-Spokojnie- uśmiechnął się lekko przyciągając mnie do siebie i kładąc jedną dłoń na mojej talii.
-Serio, jeśli chodzi o to- jest źle- położyłam rękę na jego ramieniu, a drugą splotłam z jego własną.
-Przecież nie może być tak tragicznie- powoli zaczął się bujać w rytm muzyki- Wsłuchaj się- oparłam policzek o jego klatkę i skupiłam się na melodii- Dobrze ci idzie- szepnął mi do ucha.
-Staram się- zachichotałam cicho- Nie chcę cię podeptać...- czułam jego ciepły oddech na szyi i chciałam żeby ta piosenka trwała jak najdłużej.
-O to się nie martw- mruknął.
-Naprawdę, Maciek, nie chcę ci nic zrobić...- lekko się od niego odsunęłam.
-Oj, panikujesz- zsunął obie dłonie na moje biodra, po czym nieco uniósł mnie do góry stawiając na swoich trampkach- Tylko uważaj na obcasy- zaśmiał się, a ja poczułam się jak kilkuletnia dziewczynka tańcząca z tatą. Zarzuciłam dłonie na jego szyję, by utrzymać równowagę i zdałam sobie sprawę, że nasze twarze dzieli zaledwie kilka centymetrów.
-W końcu jestem takiego wzrostu jak ty- uśmiechnęłam się szeroko.
-A w dodatku genialnie tańczysz- odwzajemnił gest.
-Bo mam dobrego nauczyciela- zachichotałam przesuwając nosem po jego policzku.
-Ależ mnie zaszczyt kopnął- szepnął mi do ucha, po czym jedną dłoń wsunął pod mój sweter i wodził palcami po gołych łopatkach, co sprawiło, że moje ciało przeszył przyjemny dreszcz.
-Miłe to...- również szepnęłam spoglądając w jego oczy i jedną dłoń wsuwając w kruczoczarne włosy chłopaka.
-Staram się- zobaczyłam delikatny uśmiech na jego twarzy.
-Wychodzi...- odwzajemniłam gest i obserwowałam jak przysuwa się jeszcze bliżej. Uchyliłam delikatnie usta i przesunęłam paznokciami po jego karku słysząc cichy syk. Moje serce gwałtownie przyspieszyło i czułam, że jego postępuje dokładnie tak samo. Kocur z gracją przesunął ustami wzdłuż mojego lica zatrzymując się tuż przy rozchylonych wargach jakby czekając na pozwolenie. Nie odsunęłam się i chyba była to dostatecznie wymowna odpowiedź. Przez natłok myśli nie mogłam się skupić- czy to wszystko nie dzieje się za szybko? Odpowiedź jest oczywista, ale wcale mi to nie przeszkadza. Chyba z żadnym chłopakiem nie rozmawiało mi się tak dobrze jak z Maćkiem. Prócz Thomasa. Natychmiast wyrzuciłam go ze swojej głowy starając się skupić wyłącznie na Kocurze. Poczułam jak delikatne usta powoli przesuwają się po moich tak, jakby właśnie się z nimi zapoznawały. Zrobiło mi się gorąco i zimno jednocześnie. Nie obchodziło mnie już to, co miało miejsce kilka dni temu. Jestem kilkaset kilometrów stamtąd i to stanowczo czas na resuscytację moich umierających ludzkich odczuć. Uchyliłam szerzej usta i zacisnęłam je na gładkich wargach Maćka. Nie obchodziło mnie to ile osób właśnie nachalnie wlepia w nas swoje spojrzenia; wiedziałam, że wolna piosenka już dawno się skończyła, bo moich uszu dobiegały szybsze dźwięki, a my nadal przesuwaliśmy się w wolnym rytmie- nie interesowało mnie to. Poczułam jak zaborczo przysuwa mnie jeszcze bliżej siebie i palce obu dłoni wsuwa w moje długie włosy swobodnie opadające na plecy. Nie wiem jak długo się całowaliśmy, czułam tylko jak przez ciągłe stanie na palcach drętwieją mi stopy, ale i to nie miało dla mnie zbyt wielkiego znaczenia. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy zobaczyłam dziwne iskierki w oczach Maćka. Nie odezwał się ani słowem, po prostu chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę stolika.
CZYTASZ= KOMENTARZ
BO MAŁO ICH OSTATNIO BYŁO :C
UWAGA, WSZYSTKIE ROZDZIAŁY O MAĆKU CHCIAŁABYM ZADEDYKOWAĆ ZUZI, KTÓRA PONIEKĄD JEST MOJĄ MUZĄ <3
JA JEJ RZUCAM OGÓLNIK, ONA ROZWIJA, JA UBIERAM W SŁOWA.
I W OGÓLE CHCIAŁABYM JEJ PODZIĘKOWAĆ ZA TO, ŻE TAK WYTRWALE CZYTA MOJE BAZGROŁY, A POTEM KOREKTY I KOREKTY KOREKT <3
TO TERAZ CZAS NA WYZNANIA W KTÓRYCH NIE JESTEM NAJLEPSZA: KC ZUZIUNIU BARDZIEJ NIŻ KOTLETA SOJOWEGO (ALE TO WIESZ :3)
Ja ciebie też Misiu <3 ~ Zuzanka
OdpowiedzUsuńTrochę dziwnie mi to pisać, ale chyba jednak się przełamię.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że średnio podoba mi się ten rozwój wydarzeń. Jednego dnia dowiaduje się, że jej narzeczony zrobił innej dziecko, potem całuje się w jego przyjacielem, a 4 dni później całuje się w klubie z innym? Trochę dziwne szczerze mówiąc.
Nie przestanę jednak czytać tego opowiadania. Liczę że wszystko się jakoś ustabilizuje i będzie ono jednym z moich ulubionych tak jak wcześniej :)
Pozdrawiam x
Zgadzam się z anonimem wyżej, ale mam nadzieje, że jakoś to się w końcu poukłada i znowu nas zachwycisz czymś dobrym :)
OdpowiedzUsuńA mnie się podoba ; 3
OdpowiedzUsuńMacieeeek <33
hm dla mnie to też troszkę dziwne ta sytuacja, ale ja też bym się nie oparła Maćkowi<3 Weny życzę :*
OdpowiedzUsuńGratuluję pomysłu z wprowadzeniem Maćka i życzę weny :)
OdpowiedzUsuń