Przez całą drogę nie
powiedziałam ani słowa. Cristina próbowała mnie zagadać i przekonać, że
to zły pomysł, ale nawet nie chciałam jej słuchać. Kiedy tylko
zaparkowała przez posesją Schlierenzauerów poleciłam jej żeby poczekała w
aucie, a sama biorąc głęboki oddech wtargnęłam na terytorium wroga.
Przedarłszy się przez podwórko delikatnie zapukałam do drzwi. Po chwili
zobaczyłam Angelikę, która wydawała się nieco zdziwiona moim widokiem.
-Dzień dobry- powiedziałam cicho- Mogę wejść?
-Dzień dobry, dziecko. Oczywiście- uśmiechnęła się i nieco cofnęła, by zrobić mi przejście- Jak się czujesz?- spojrzała na mój brzuch, a mnie zrobiło się niedobrze. Mimo to nie mogłam już się wycofać, nie mogłam stchórzyć.
-Jest Paul?- zapytałam wymijająco.
-Oczywiście- odpowiedziała najwidoczniej nico zdziwiona tym pytaniem- Siedzi w salonie.
-Czy mogłybyśmy tam przejść? Chciałabym z wami porozmawiać...
-Naturalnie, proszę- pokazała ręką na przejście do salonu, a ja ruszyłam wskazaną przez nią drogą.
-Dzień dobry- powiedziałam do mężczyzny siedzącego do mnie tyłem. Kiedy tylko się odwrócił przeraziłam się- wyglądał zupełnie jak nie Paul; podbite lewe oko i rozcięta warga. Stwierdziłam, że Gregor wyszedł z tego starcia niemal bez szwanku w porównaniu do własnego ojca
-Chciałabym wam coś powiedzieć... Nie ma żadnej ciąży. Wczoraj byłam u ginekologa i okazało się, że to fałszywy alarm- zobaczyłam smutną minę Angeliki i promieniejącą twarz Paula- Tak więc... Nie masz się czym martwić- zwróciłam się do mężczyzny.
-Dominika, ale jak to?- zapytała kobieta, która chyba jeszcze nie do końca przyswoiła tę informację.
-Po prostu nie jestem...- mruknęłam- Też byliśmy rozczarowani... Tym bardziej, że już nastawiliśmy się na to dziecko...
-Gregor tak się cieszył... Przecież kupił już ciuszki, zabawki... Wszystko- westchnęła.
-Myślę, że możemy oddać to Thomasowi i Cristinie- im przyda się bardziej- uśmiechnęłam się lekko- W każdym bądź razie przyszłam tu żeby przeprosić za tę ostatnią sytuację. Wyszło z tego zupełnie niepotrzebne nieporozumienie, które skończyło się tak jak się skończyło...
-Przestań, przecież nie możesz za to przepraszać...- powiedziała cicho Angelika.
-Ale chciałam...- zaczęłam ale Paul mi przerwał.
-Nie, to ja chciałem cię przeprosić. Potraktowałem cię zbyt ostro i przepraszam, ale przyzwyczaiłem się już do tego, że każda dziewczyna, z którą spotykał się mój syn chciała go wykorzystać dla własnych korzyści... Ale co do ciebie się myliłem, jesteś zupełnie inna, przepraszam...- byłam zaskoczona. Paul mnie przepraszał? Za pięć lata upokorzeń i ignorancji?
-W porządku- powiedziałam cicho nadal nie mogac w to uwierzyć- Ja już chyba powinnam iść...- powoli pokazałam palcem na drzwi wyjściowe.
-A może zostaniesz na obiedzie?- zaproponowała przyszła teściowa.
-Niestety nie mogę- powiedziałam szybko- Cristina czeka na mnie w samochodzie... Jedziemy wybrać suknie ślubne- uśmiechnęłam się lekko. Wiedziałam, że nie zdążymy już do salonu, ale nie chciałam zostawać dłużej w tym domu. Dopiero co się pogodziliśmy, a to i tak był milowy krok naprzód.
-W porządku...- westchnął Paul- A może przyjedziecie jutro z Gregorem?- zaproponował.
-Chętnie- uśmiechnęłam się lekko- Do widzenia.
-Do zobaczenia- odpowiedzieli chórkiem.
Kiedy tylko wsiadłam do samochodu poczułam na twarzy świdrujący wzrok Cristiny.
-Co? Jestem gdzieś brudna?- zapytałam kilkakrotnie pocierając policzki.
-Nie, patrzę czy ten platfus tym razem ciebie nie uderzył...- mruknęła pod nosem.
-Wręcz przeciwnie...- zapięłam pasy- Przeprosił mnie.
-Przeprosił?- Cris nie mogła się nadziwić- Ale jak to? Przecież ostatnio o mało cię nie zjadł...
-Tak, ale zdaje się, że zmienił zdanie, gdy dowiedział się, że jednak nie będzie dziadkiem...
-Dziwny jest ten świat...- podrapała się po nosie.
-Do salonu już chyba nie zdążymy?- zapytałam patrząc na przyjaciółkę.
-Siedemnasta- spojrzała na zegarek- No nie. Jedziemy jutro. I wybierzemy ci taką wystrzałową, że Gregorowi opadnie szczęka- zachichotała.
-Jasne, jasne- zawtórowałam jej i odjechałyśmy sprzed posesji Schlierenzauerów.
Siedziałam na kuchennym blacie patrząc jak Gregor przygotowuje pierogi, na które miałam ochotę już od kilku dni.
-Podziwiam cię, że tam pojechałaś...- powiedział.
-A to dlaczego?- zdziwiłam się- Myślałeś, że mnie zjedzą?
-Nie- zaśmiał się- Ale ty ich wprost nie znosisz, więc trochę ciężko mi to ogarnąć...
-Po prostu miałam poczucie winy. Nie lubię jeśli ktoś kłóci się o mnie albo z mojego powodu... Tym bardziej, że powodu jednak nie było- spojrzałam nieznacznie na swój płaski brzuch- Ale teraz wszystko będzie dobrze- uśmiechnęłam się szeroko- Tylko musisz jeszcze pogodzić się z ojcem...
- Wiem, wiem...- westchnął- Tak?- zapytał zmieniając temat i wykrzywiając ręce, by zawinąć ciasto.
-Nie- zaśmiałam się głośno i wzięłam od niego pieroga pokazując jak należy go przygotować.
-Ja tego w życiu nie ogarnę...- jęknął pocierając nos, który po chwili był cały w mące.
-Jak pojedziemy do Polski to zabiorę cię do mojej babci. Nauczy cię, bo robi najlepsze pierogi świata- zachichotałam wycierając jego twarz.
-Trzymam cię za słowo- uśmiechnął się i wziął kolejne blade kółeczko wsuwając do niego farsz- O tak?- zapytał zaklejając.
-Idealnie- pochwaliłam go- Widzisz jak ci dobrze idzie?
-Bo mam cudowną nauczycielkę- wysunął się, by pocałować mnie w usta. Jedną rękę owinęłam na jego szyi, drugą zaś sięgnęłam do torebki z mąką i chwyciłam garść białego pudru, który po chwili znalazł się na włosach Schlieriego.
-O Ty...- syknął odpłacając mi tym samym.
-Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej- jęknęłam zirytowana, po czym zaczęłam się śmiać- Wyglądasz jak Arktos z Tabalugi.
-A ty co? Jakub?- zaśmiał się jeszcze głośniej.
-Przepraszam bardzo, ale czy to jakiś podtekst?- udałam powagę.
-Jeśli chodzi ci o 'Jakubie zrób mi loda' to ten...- podrapał się po głowie- Mogę się zastanowić- wybuchnął głośnym śmiechem.
-Lecz się. I lep pierogi- dodałam klepiąc go w pośladek i wychodząc z kuchni.
Weszłam do łazienki i śmiejąc się do własnego odbicia zaczęłam wytrzepywać mąkę z włosów, kiedy usłyszałam głośne pukanie do drzwi.
-Otworzę- krzyknęłam do Gregora i uchyliłam drzwi wyjściowe. Zobaczyłam w nich niewysoką blondynkę, którą (miałam wrażenie) już kiedyś widziałam- Tak?- zapytałam lekko się uśmiechając.
-Cześć, jestem Sandra- powiedziała- Mogę wejść?- zrobiło mi się słabo. Pod wpływem jakiegoś impulsu otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam dziewczynę do środka.
-Gregor!- zawołałam w stronę kuchni.
-Co takiego? Jednak będziesz moim Jakubem?- usłyszałam jego zbliżający się wesoły głos. Kiedy tylko zobaczył naszego gościa stał się jeszcze bledszy niż mąka znajdującą się na jego twarzy, a uśmiech kompletnie z niej znikł.
- Co ty tu robisz?- wydusił.
-Jestem w ciąży...- odpowiedziała cicho, a ja poczułam jak miękną mi nogi i powoli zaczynam osuwać się po ścianie. Nie mdlałam, wiedziałam co się ze mną dzieje; znowu to okropne uczucie bezsilności.
-Domi!- Gregor pochylił się nade mną, ale go odepchnęłam.
-Który miesiąc?- zapytałam cicho.
-Czwarty tydzień- odpowiedziała spokojnie z triumfalnym uśmieszkiem, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej bezczelny.
-Skarbie...- szepnął Schlieri podnosząc mnie z podłogi. Bezsilność przerodziła się we wściekłość. Wybaczyłam mu zdradę, ale dziecko wszystko zmienia... Byłam na prawdę szczęśliwa, że jednak nie jestem w ciąży.
-Skarbie?!- wrzasnęłam- Ją sobie skarbuj!- pokazałam palcem na Sandrę, po czym zniknęłam na schodach prowadzących na piętro.
-Dominika...- jęknął Gregor patrząc na moja oddalającą się sylwetkę. Jak opętana wbiegłam do sypialni i z szafy wyciągnęłam jego torbę treningową. Wrzuciłam do niej kilka koszulek, spodni, dodałam nasze zdjęcie stojące na parapecie i wybiegłam z pokoju. -Co ty wyprawiasz?- zapytał Schlieri, który stał na trzecim stopniu schodów i piął się w górę.
-Ja nic. Ty się wyprowadzasz- powiedziałam starając się zachować spokój i rzuciłam torbę w jego stronę.
-Co? Dominika...- zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Nie- warknęłam- To koniec- zerwałam z szyi wisiorek i zsunęłam pierścionek z palca po czym minęłam chłopaka i udałam się do salonu, by tam zebrać wszystkie nasze zdjęcia- Proszę, to nasze pięć lat- krzyknęłam wyrywając mu torbę i wypełniając ją.
-Przecież nie możesz tak po prostu wszystkiego przekreślić...- szepnął patrząc w moje oczy wypełnione łzami.
-Nie? A jednak- powiedziałam twardo patrząc na Sandrę- A, zapomniałabym!- uśmiechnęłam się wrednie i wróciłam do salonu. Po chwili przyszłam z dwoma kryształowymi kulami, które cisnęłam jej na ręce- Po resztę możesz wrócić później...- powiedziałam do Gregora- Chociaż nie!- po raz kolejny pobiegłam do dużego pokoju i przyniosłam dwie kolejne, które postawiłam na podłodze- Ah, jeszcze jedna!- zaśmiałam się rozpaczliwie i wróciłam do korytarza niosąc kolejną ciężką nagrodę- Patrz, za loty. Bo przecież jesteś mistrzem w przelatywaniu dziewczyn!- krzyknęłam i otworzyłam drzwi wyjściowe, po czym wyrzuciłam kulę na schody. Roztrzaskała się o beton pozostawiając po sobie przezroczyste kawałki.
-Oszalałaś?!- wrzasnął rzucając torbę na ziemię i wybiegając na zewnątrz.
-To ty oszalałeś! Miesiąc temu- warknęłam w amoku- spieprzyłeś wszystko!- chwyciłam torbę i wyrzuciłam ją przez drzwi frontowe prosto w ramiona Gregora- A pani już dziękujemy!- popchnęłam lekko Sandrę w stronę werandy
-Czekaj!- krzyknął Schlieri wbiegając do domu.
-Co?- zapytałam ocierając łzy, które już swobodnie spływały po moich policzkach. Mimo że już go spakowałam, chciałam żeby się bronił. Żeby nie chciał stąd wyjść i po prostu stanowczo mnie przytulił szepcząc, że wszystko będzie w porządku.
-Kule...- szepnął schylając się po nagrody.
-Nie wierzę...- jęknęłam rozczarowana łapiąc się za głowę- Wynocha! Już!- wrzasnęłam ile tylko miałam siły w płucach mając wrażenie, ze słyszy mnie cała okolica.
Kiedy Gregor wyszedł starając się uniknąć latających przedmiotów którymi w nim ciskałam, z trzaskiem zamknęłam za nim drzwi i przez okno patrzyłam jak wpycha kule do bagażnika, następnie chyba krzyczy na Sandrę, a w końcu i jej wyrywa kryształy i wsiada do auta aby po chwili odjechać. Patrzyłam jak dziewczyna stoi zdezorientowana, a po chwili odchodzi zakrywając twarz dłońmi. Pobiegłam do salonu i rzuciłam się na kanapę. Teraz obie byłyśmy smutne i zranione.
Usunął mi się cały rozdział i musiałam się nagimnastykować żeby przywrócić go do poprzedniej świetności, ale i tak chyba mi się to nie udało :c
Za to dużo się dzieje i mam nadzieję, że będzie się Wam podobał :3
ENJOY!
KOMENTARZ= KARMA DLA PANI WENY :C
-Dzień dobry- powiedziałam cicho- Mogę wejść?
-Dzień dobry, dziecko. Oczywiście- uśmiechnęła się i nieco cofnęła, by zrobić mi przejście- Jak się czujesz?- spojrzała na mój brzuch, a mnie zrobiło się niedobrze. Mimo to nie mogłam już się wycofać, nie mogłam stchórzyć.
-Jest Paul?- zapytałam wymijająco.
-Oczywiście- odpowiedziała najwidoczniej nico zdziwiona tym pytaniem- Siedzi w salonie.
-Czy mogłybyśmy tam przejść? Chciałabym z wami porozmawiać...
-Naturalnie, proszę- pokazała ręką na przejście do salonu, a ja ruszyłam wskazaną przez nią drogą.
-Dzień dobry- powiedziałam do mężczyzny siedzącego do mnie tyłem. Kiedy tylko się odwrócił przeraziłam się- wyglądał zupełnie jak nie Paul; podbite lewe oko i rozcięta warga. Stwierdziłam, że Gregor wyszedł z tego starcia niemal bez szwanku w porównaniu do własnego ojca
-Chciałabym wam coś powiedzieć... Nie ma żadnej ciąży. Wczoraj byłam u ginekologa i okazało się, że to fałszywy alarm- zobaczyłam smutną minę Angeliki i promieniejącą twarz Paula- Tak więc... Nie masz się czym martwić- zwróciłam się do mężczyzny.
-Dominika, ale jak to?- zapytała kobieta, która chyba jeszcze nie do końca przyswoiła tę informację.
-Po prostu nie jestem...- mruknęłam- Też byliśmy rozczarowani... Tym bardziej, że już nastawiliśmy się na to dziecko...
-Gregor tak się cieszył... Przecież kupił już ciuszki, zabawki... Wszystko- westchnęła.
-Myślę, że możemy oddać to Thomasowi i Cristinie- im przyda się bardziej- uśmiechnęłam się lekko- W każdym bądź razie przyszłam tu żeby przeprosić za tę ostatnią sytuację. Wyszło z tego zupełnie niepotrzebne nieporozumienie, które skończyło się tak jak się skończyło...
-Przestań, przecież nie możesz za to przepraszać...- powiedziała cicho Angelika.
-Ale chciałam...- zaczęłam ale Paul mi przerwał.
-Nie, to ja chciałem cię przeprosić. Potraktowałem cię zbyt ostro i przepraszam, ale przyzwyczaiłem się już do tego, że każda dziewczyna, z którą spotykał się mój syn chciała go wykorzystać dla własnych korzyści... Ale co do ciebie się myliłem, jesteś zupełnie inna, przepraszam...- byłam zaskoczona. Paul mnie przepraszał? Za pięć lata upokorzeń i ignorancji?
-W porządku- powiedziałam cicho nadal nie mogac w to uwierzyć- Ja już chyba powinnam iść...- powoli pokazałam palcem na drzwi wyjściowe.
-A może zostaniesz na obiedzie?- zaproponowała przyszła teściowa.
-Niestety nie mogę- powiedziałam szybko- Cristina czeka na mnie w samochodzie... Jedziemy wybrać suknie ślubne- uśmiechnęłam się lekko. Wiedziałam, że nie zdążymy już do salonu, ale nie chciałam zostawać dłużej w tym domu. Dopiero co się pogodziliśmy, a to i tak był milowy krok naprzód.
-W porządku...- westchnął Paul- A może przyjedziecie jutro z Gregorem?- zaproponował.
-Chętnie- uśmiechnęłam się lekko- Do widzenia.
-Do zobaczenia- odpowiedzieli chórkiem.
Kiedy tylko wsiadłam do samochodu poczułam na twarzy świdrujący wzrok Cristiny.
-Co? Jestem gdzieś brudna?- zapytałam kilkakrotnie pocierając policzki.
-Nie, patrzę czy ten platfus tym razem ciebie nie uderzył...- mruknęła pod nosem.
-Wręcz przeciwnie...- zapięłam pasy- Przeprosił mnie.
-Przeprosił?- Cris nie mogła się nadziwić- Ale jak to? Przecież ostatnio o mało cię nie zjadł...
-Tak, ale zdaje się, że zmienił zdanie, gdy dowiedział się, że jednak nie będzie dziadkiem...
-Dziwny jest ten świat...- podrapała się po nosie.
-Do salonu już chyba nie zdążymy?- zapytałam patrząc na przyjaciółkę.
-Siedemnasta- spojrzała na zegarek- No nie. Jedziemy jutro. I wybierzemy ci taką wystrzałową, że Gregorowi opadnie szczęka- zachichotała.
-Jasne, jasne- zawtórowałam jej i odjechałyśmy sprzed posesji Schlierenzauerów.
Siedziałam na kuchennym blacie patrząc jak Gregor przygotowuje pierogi, na które miałam ochotę już od kilku dni.
-Podziwiam cię, że tam pojechałaś...- powiedział.
-A to dlaczego?- zdziwiłam się- Myślałeś, że mnie zjedzą?
-Nie- zaśmiał się- Ale ty ich wprost nie znosisz, więc trochę ciężko mi to ogarnąć...
-Po prostu miałam poczucie winy. Nie lubię jeśli ktoś kłóci się o mnie albo z mojego powodu... Tym bardziej, że powodu jednak nie było- spojrzałam nieznacznie na swój płaski brzuch- Ale teraz wszystko będzie dobrze- uśmiechnęłam się szeroko- Tylko musisz jeszcze pogodzić się z ojcem...
- Wiem, wiem...- westchnął- Tak?- zapytał zmieniając temat i wykrzywiając ręce, by zawinąć ciasto.
-Nie- zaśmiałam się głośno i wzięłam od niego pieroga pokazując jak należy go przygotować.
-Ja tego w życiu nie ogarnę...- jęknął pocierając nos, który po chwili był cały w mące.
-Jak pojedziemy do Polski to zabiorę cię do mojej babci. Nauczy cię, bo robi najlepsze pierogi świata- zachichotałam wycierając jego twarz.
-Trzymam cię za słowo- uśmiechnął się i wziął kolejne blade kółeczko wsuwając do niego farsz- O tak?- zapytał zaklejając.
-Idealnie- pochwaliłam go- Widzisz jak ci dobrze idzie?
-Bo mam cudowną nauczycielkę- wysunął się, by pocałować mnie w usta. Jedną rękę owinęłam na jego szyi, drugą zaś sięgnęłam do torebki z mąką i chwyciłam garść białego pudru, który po chwili znalazł się na włosach Schlieriego.
-O Ty...- syknął odpłacając mi tym samym.
-Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej- jęknęłam zirytowana, po czym zaczęłam się śmiać- Wyglądasz jak Arktos z Tabalugi.
-A ty co? Jakub?- zaśmiał się jeszcze głośniej.
-Przepraszam bardzo, ale czy to jakiś podtekst?- udałam powagę.
-Jeśli chodzi ci o 'Jakubie zrób mi loda' to ten...- podrapał się po głowie- Mogę się zastanowić- wybuchnął głośnym śmiechem.
-Lecz się. I lep pierogi- dodałam klepiąc go w pośladek i wychodząc z kuchni.
Weszłam do łazienki i śmiejąc się do własnego odbicia zaczęłam wytrzepywać mąkę z włosów, kiedy usłyszałam głośne pukanie do drzwi.
-Otworzę- krzyknęłam do Gregora i uchyliłam drzwi wyjściowe. Zobaczyłam w nich niewysoką blondynkę, którą (miałam wrażenie) już kiedyś widziałam- Tak?- zapytałam lekko się uśmiechając.
-Cześć, jestem Sandra- powiedziała- Mogę wejść?- zrobiło mi się słabo. Pod wpływem jakiegoś impulsu otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam dziewczynę do środka.
-Gregor!- zawołałam w stronę kuchni.
-Co takiego? Jednak będziesz moim Jakubem?- usłyszałam jego zbliżający się wesoły głos. Kiedy tylko zobaczył naszego gościa stał się jeszcze bledszy niż mąka znajdującą się na jego twarzy, a uśmiech kompletnie z niej znikł.
- Co ty tu robisz?- wydusił.
-Jestem w ciąży...- odpowiedziała cicho, a ja poczułam jak miękną mi nogi i powoli zaczynam osuwać się po ścianie. Nie mdlałam, wiedziałam co się ze mną dzieje; znowu to okropne uczucie bezsilności.
-Domi!- Gregor pochylił się nade mną, ale go odepchnęłam.
-Który miesiąc?- zapytałam cicho.
-Czwarty tydzień- odpowiedziała spokojnie z triumfalnym uśmieszkiem, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej bezczelny.
-Skarbie...- szepnął Schlieri podnosząc mnie z podłogi. Bezsilność przerodziła się we wściekłość. Wybaczyłam mu zdradę, ale dziecko wszystko zmienia... Byłam na prawdę szczęśliwa, że jednak nie jestem w ciąży.
-Skarbie?!- wrzasnęłam- Ją sobie skarbuj!- pokazałam palcem na Sandrę, po czym zniknęłam na schodach prowadzących na piętro.
-Dominika...- jęknął Gregor patrząc na moja oddalającą się sylwetkę. Jak opętana wbiegłam do sypialni i z szafy wyciągnęłam jego torbę treningową. Wrzuciłam do niej kilka koszulek, spodni, dodałam nasze zdjęcie stojące na parapecie i wybiegłam z pokoju. -Co ty wyprawiasz?- zapytał Schlieri, który stał na trzecim stopniu schodów i piął się w górę.
-Ja nic. Ty się wyprowadzasz- powiedziałam starając się zachować spokój i rzuciłam torbę w jego stronę.
-Co? Dominika...- zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Nie- warknęłam- To koniec- zerwałam z szyi wisiorek i zsunęłam pierścionek z palca po czym minęłam chłopaka i udałam się do salonu, by tam zebrać wszystkie nasze zdjęcia- Proszę, to nasze pięć lat- krzyknęłam wyrywając mu torbę i wypełniając ją.
-Przecież nie możesz tak po prostu wszystkiego przekreślić...- szepnął patrząc w moje oczy wypełnione łzami.
-Nie? A jednak- powiedziałam twardo patrząc na Sandrę- A, zapomniałabym!- uśmiechnęłam się wrednie i wróciłam do salonu. Po chwili przyszłam z dwoma kryształowymi kulami, które cisnęłam jej na ręce- Po resztę możesz wrócić później...- powiedziałam do Gregora- Chociaż nie!- po raz kolejny pobiegłam do dużego pokoju i przyniosłam dwie kolejne, które postawiłam na podłodze- Ah, jeszcze jedna!- zaśmiałam się rozpaczliwie i wróciłam do korytarza niosąc kolejną ciężką nagrodę- Patrz, za loty. Bo przecież jesteś mistrzem w przelatywaniu dziewczyn!- krzyknęłam i otworzyłam drzwi wyjściowe, po czym wyrzuciłam kulę na schody. Roztrzaskała się o beton pozostawiając po sobie przezroczyste kawałki.
-Oszalałaś?!- wrzasnął rzucając torbę na ziemię i wybiegając na zewnątrz.
-To ty oszalałeś! Miesiąc temu- warknęłam w amoku- spieprzyłeś wszystko!- chwyciłam torbę i wyrzuciłam ją przez drzwi frontowe prosto w ramiona Gregora- A pani już dziękujemy!- popchnęłam lekko Sandrę w stronę werandy
-Czekaj!- krzyknął Schlieri wbiegając do domu.
-Co?- zapytałam ocierając łzy, które już swobodnie spływały po moich policzkach. Mimo że już go spakowałam, chciałam żeby się bronił. Żeby nie chciał stąd wyjść i po prostu stanowczo mnie przytulił szepcząc, że wszystko będzie w porządku.
-Kule...- szepnął schylając się po nagrody.
-Nie wierzę...- jęknęłam rozczarowana łapiąc się za głowę- Wynocha! Już!- wrzasnęłam ile tylko miałam siły w płucach mając wrażenie, ze słyszy mnie cała okolica.
Kiedy Gregor wyszedł starając się uniknąć latających przedmiotów którymi w nim ciskałam, z trzaskiem zamknęłam za nim drzwi i przez okno patrzyłam jak wpycha kule do bagażnika, następnie chyba krzyczy na Sandrę, a w końcu i jej wyrywa kryształy i wsiada do auta aby po chwili odjechać. Patrzyłam jak dziewczyna stoi zdezorientowana, a po chwili odchodzi zakrywając twarz dłońmi. Pobiegłam do salonu i rzuciłam się na kanapę. Teraz obie byłyśmy smutne i zranione.
Usunął mi się cały rozdział i musiałam się nagimnastykować żeby przywrócić go do poprzedniej świetności, ale i tak chyba mi się to nie udało :c
Za to dużo się dzieje i mam nadzieję, że będzie się Wam podobał :3
ENJOY!
KOMENTARZ= KARMA DLA PANI WENY :C
To się porobiło. Ciekawa jestem jak to się skończy ;p Jesteś wspaniała ;) WENY :*
OdpowiedzUsuńJa w to nie wierzę. Czytam to i płaczę. Na początku rozdziału cieszyłam się, że Domi pogodziła się z rodzicami Gregora ale to co się potem stało.... Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału bo wykonałaś świetną robotę :) Dużo weny życzę :*
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się twój blog, dlatego postanowiłam nominować go do Liebster Blog Award na moim: http://naekranachwpanem.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńJaaaa nie wierzę..
OdpowiedzUsuńChciałoby się rzec " świetny rozdział" ale sama wiesz... Aż się popłakałam.
Czytając Twoje opowiadanie, tak się wczuwam, że przeżywam każdą radość i każdy smutek zawarty w tym blogu tak, jakby to działo się naprawdę, tak jakbym to ja była Dominiką.
~~ Gratuluję talentu oraz pomysłowości. Życzę kolejnych świetnych rozdziałów na które czekam z niecierpliwością ;) Pozdrawiam ;*
Mam nadzieję, że kolejny jutro :)
OdpowiedzUsuńOsz ty jak mogła :D
OdpowiedzUsuńZnowu rozdzieleni...
Rozdział zajefajny. WENYYY :*
O jeju.... Był taki piękny, a teraz ocieram łzy z tego rozdziału! ;'( Dlaczego?! Czekam na kolejny, kiedy będzie? :)
OdpowiedzUsuńhttp://peetamellark12.blogspot.com/2014/03/liebster-blog-avard.html
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do LBA ;)
Gratulacje <3
Mam nadzieje że sie pogodza i beda razem. Juz nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu. Kiedy nastepny?
OdpowiedzUsuń