-O cholera- szepnęłam odrzucając Gregorowi test i sięgając po drugi- O nie- jęknęłam i zakryłam twarz dłońmi.
-Hej, Domi...- mruknął Schlieri opierając głowę na moim ramieniu-Spokojnie... Damy sobie radę.
-Wiem, ale po prostu nie mogę pogodzić się z tym, że tak nagle zostanę matką- jęknęłam wtulając się w mojego chłopaka.
-Misia... Ja mam dwadzieścia siedem lat, pamiętasz? To już najwyższy czas żeby jakiś bobasek pojawił się w moim życiu- pogładził mnie po włosach- Wiem, że tobie nie jest na rękę, że na piątym roku medycyny zachodzisz w ciążę, ale obiecuję ci, że skończysz te studia, dobrze?- podniósł mój podbródek i spojrzał w oczy tak, jakby chciał zobaczyć przez nie setki myśli kołujących się w mojej głowie.
-Dobrze, że to właśnie z tobą...- szepnęłam w jego policzek i opadliśmy wtuleni na oparcie kanapy.
-Nawet nie wiesz ile te słowa dla mnie znaczą- rzekł po chwili smyrając mnie po brzuchu- Kiedy byłaś na uczelni wszystko sobie przemyślałem- splótł swoje palce z moimi i spojrzał na moją twarz- Jeśli będzie to chłopiec to mam nadzieję, że będzie podzielał moją pasję i będzie chciał skakać, ale jeśli nie to w porządku. Będę z nim grał w piłkę, sklejał samoloty, reperował auta, jak prawdziwy ojciec. Ale jeśli będzie dziewczynka to będę ją woził do szkoły, na balet, dbał o to żeby miała wszystko czego potrzebuje, a przede wszystkim chronił przed natrętami, którzy będą ją odwiedzali, gdy będzie starsza, bo naturalnie urodę odziedziczy po mamusi.
-A co jeśli ona będzie chciała skakać?- zaśmiałam się.
-Na nartach?- zapytał zdziwiony na co pokiwałam głową- Cóż, będę ją wspierał, ale dziewczynki są chyba zbyt delikatne na skoki...
-Powiedział facet, który wepchnął swoją dziewczynę na belkę i kazał jej skakać z Bergisel- pokazałam mu język.
W sobotni poranek obudziłam się wyciągnięta na łóżku. Chwilę trwało, zanim wróciłam do świata żywych, ale kiedy to nastąpiło poczułam smakowity zapach dobiegający z parteru. Szybko odrzuciłam kołdrę, w którą byłam owinięta i bosa zbiegłam po schodach. Dziwne, nie miałam mdłości; w zasadzie czułam się cudownie. Na palcach podeszłam do Gregora stojącego przodem do kuchenki, a jednocześnie tyłem do mnie i wskoczyłam na jego plecy.
-Dzień dobry, kochanie!- pisnęłam mu do ucha po czym pocałowałam w policzek. Schlieri wypuścił z ręki drewnianą łopatkę, na której właśnie trzymał racucha i wszystko z głośnym plaskiem wylądowało na podłodze.
-Zabijesz mnie kiedyś- jęknął łapiąc się za serce.
-Też miło cię widzieć!- odpowiedziałam ze śmiechem wychylając się nad ramieniem chłopaka i chwytając racucha.
-Złaź ze mnie- mruknął udając, że jest obrażony- Twoje śniadanie właśnie wylądowało na podłodze.
-Czyli co? Jak jestem w ciąży to zasługuję tylko na jednego racucha?- zaśmiałam się i zeskoczyłam na ziemię.
-Nie bądź taka do przodu- powiedział pokazując mi język, po czym chwycił kawałek ręcznika kuchennego i pochylił się, by sprzątnąć paćkę. Przyglądałam się uważnie jego ruchom dochodząc do wniosku, że mój chłopak jest niezłym przystojniakiem.
-Mmmm, jaki masz ładny tyłeczek- mruknęłam łapiąc go za pośladek. Ten spojrzał na mnie dziwnie, a następnie wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
-Jesteś zboczona!
-To już wiem- zaśmiałam się i od razu gdy się wyprostował zarzuciłam ręce na jego szyję.
-Ale i tak cię kocham- dodał całując mnie w czoło.
-No przecież wiem, halo- zachichotałam wtulając się w niego- Ja ciebie też kocham i to mocniej.
-Ale...
-Milcz- przerwałam mu- Nie kłóci się z kobietą w ciąży- zachichotałam, a ten podniósł tylko ręce w geście poddania. Ja zaś wpakowałam placek do ust, a następnie usiadłszy na krześle złapałam widelec i zaczęłam uderzać nim o blat stołu.
-Chcemy jeść, chcemy jeść, chcemy jeść- skandowałam ledwo powstrzymując się od śmiechu.
-Of kors, madame- Gregor podsunął mi pod nos talerz z racuchami.
-O mniam- zawołałam i zajęłam się pochłanianiem.
-Pojedziemy dziś do moich rodziców?- zapytał powoli Schlieri.
-Musimy?- zapytałam marszcząc nos. Nie za bardzo mi się to uśmiechało; Angelika, Lukas i Gloria byli w porządku, ale ciągle miałam wrażenie, że Paul za mną nie przepada mimo że przez ostatnie lata coraz mniej ostentacyjnie to prezentował.
-Chciałbym im powiedzieć...- mruknął uśmiechając się do mojego brzucha.
-W porządku- odpowiedziałam szybko. Nie mogłam pojąć jak to możliwe, że wielki skoczek Gregor Schlierenzauer był gotów zrezygnować dla mnie z reszty sezonu. Nadal nie wierzyłam w to, że go zmieniłam; że z nadętego i samolubnego gbura stał się taki sympatyczny. A w dodatku jest ojcem mojego dziecka- w tym momencie to do mnie dotarło. Zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji uświadamiając sobie, że będę z nim najprawdopodobniej już do końca życia, co niestety wiązało się z tym, że jeszcze częściej będę musiała widywać Paula, a na samą myśl o tym miałam ochotę zrobić face palma.
-Nie zjedzą cię- zaśmiał się Schlieri parkując przed domem swoich rodziców.
-Wiem przecież- próbowałam lekko się uśmiechnąć, ale chyba średnio mi to wychodziło.
-Przecież cię lubią, na prawdę. Mama wprost cię uwielbia- pocałował moją dłoń- Tata jest specyficzny, ale też za tobą przepada- próbując w to uwierzyć wysiadłam z auta i udałam się w stronę drzwi wejściowych. Stając przed nimi odetchnęłam głęboko i patrząc jak Gregor zmierza w moją stronę lekko zapukałam do drzwi.
-Pukasz? Halo, to mój dom- zaśmiał się wbiegając na werandę i ciągnąc za klamkę.
-Ale nie mój- odpowiedziałam rezolutnie i przekroczyłam próg budynku, po czym od razu ujrzałam rozradowaną twarz Angeliki- Dzień dobry- rzekłam grzecznie obdarzając ją najpiękniejszym uśmiechem na jaki tylko było mnie stać.
-Dzień dobry!- powiedziała wesoło po czym pocałowała mnie w policzek- Witaj, synku- podeszła do Gregora i mocno go przytuliła- Jaka miła niespodzianka- z radości aż klasnęła w dłonie- Jesteście idealnie na obiad- zaprosiła nas gestem do przestronnej jadalni, gdzie zobaczyłam Paula i Lukasa.
-Dzień dobry- powiedziałam nieśmiało stając pośrodku pomieszczenia.
-Cześć- rzucił wesoło brat mojego chłopaka i podszedł do mnie by się przywitać; jego ojciec zdobył się wyłącznie na ledwo zauważalny bliżej nieokreślony ruch ręką. Za mną jak burza wparował Gregor, który wniósł do pomieszczenia trochę radości.
-Witaj, tato- rzucił, podchodząc by przywitać się z ojcem, a następnie wrócił zajmując miejsce u mojego boku.
-Schlieri, powiedzmy im teraz- stając na palcach szepnęłam te słowa do ucha mojego chłopaka kurczowo ściskając rękaw jego bluzy.
-Teraz?- popatrzył na mnie zdziwiony.
-Proszę, chcę to mieć za sobą- jęknęłam cichutko. Złamałam go, już wiedziałam.
-Mamo, pozwól- zawołał w stronę kuchni- Musimy wam coś powiedzieć.
-Co się stało, synku?- zapytała wnosząc wazę z zupą.
-Chcieliśmy wam powiedzieć, że...- zaczął- że jesteśmy w ciąży- zastanawiając się nad poprawnością gramatyczną tych słów usłyszałam śmiech Lukasa.
-Ale czekaj, ty czy ona?- zapytał młodszy brat niemal się dusząc.
-Bardzo śmieszne- rzucił z ironią Gregor- Spodziewamy się dziecka- poprawił się.
-No to ja wam bardzo gratuluję!- młody Schlieri podszedł do mnie i mocno przytulił- Super, bardzo się cieszę- klepnął starszego brata w ramię.
-Cudownie!- pisnęła Angelika rzucając mi się na szyję- Cudownie, będę miała wnuka!- zdawało mi się, że zobaczyłam w jej oczach łzy. Złapała moje policzki i mocno oba wycałowała.
-Albo wnuczkę- dodał Gregor, który właśnie odbierał swoją porcję buziaków.
-Albo wnuczkę- mruknęła z szerokim uśmiechem łapiąc się za głowę- Paul, może coś powiesz?- zwróciła się do męża, który do tej pory nie wydusił z siebie ani słowa.
-A co mam powiedzieć?- zapytał wstając- A nie mówiłem?
-Paul!- upomniała go żona.
-No co? Wiedziałem, że tak będzie- spojrzał na mnie jak na robaka- Zbałamuciła go! Jest u szczytu swojej kariery, a teraz wszystko będzie musiał rzucić dla jakiegoś bachora! Na to tak długo pracowaliśmy? Na to żeby teraz siedział po łokcie w pieluchach? I tak zrezygnował z reszty sezonu dla planowania tego ślubu!
-Tato, przestań!- niemal krzyknął Gregor purpurowy na twarzy.
-A nie jest tak? Teraz jeszcze dziecko? Chłopie, masz dwadzieścia siedem lat i cały świat u stóp! A ona? Jest nikim, a w dodatku wrobiła cię w gówniarza! Jesteś chociaż pewien, że ten bachor jest twój?- pokazał na mój brzuch. Tego było za wiele. W życiu nikt nie potraktował mnie tak podle jak Paul teraz. Jak on mógł w ogóle sugerować takie rzeczy?- Jestem pewien, że przeleciał ją pierwszy lepszy- nikt nigdy jeszcze mnie tak nie upokorzył. Powstrzymując cisnące się do oczu łzy wybiegłam z jadalni i zaczęłam szamotać się z kurtką wiszącą w przedpokoju.
-Coś ty najlepszego narobił?!- usłyszałam wrzask Angeliki, a później jej zbliżające się kroki. Potęgując siły zerwałam ubranie z wieszaka i wybiegłam z domu.
DAM DAM DAM DAM DAM!
KOLEJNY NAJPRAWDOPODOBNIEJ W ŚRODĘ, ENJOY!
CZYTASZ= KOMENTARZ
LAJK <----
-Hej, Domi...- mruknął Schlieri opierając głowę na moim ramieniu-Spokojnie... Damy sobie radę.
-Wiem, ale po prostu nie mogę pogodzić się z tym, że tak nagle zostanę matką- jęknęłam wtulając się w mojego chłopaka.
-Misia... Ja mam dwadzieścia siedem lat, pamiętasz? To już najwyższy czas żeby jakiś bobasek pojawił się w moim życiu- pogładził mnie po włosach- Wiem, że tobie nie jest na rękę, że na piątym roku medycyny zachodzisz w ciążę, ale obiecuję ci, że skończysz te studia, dobrze?- podniósł mój podbródek i spojrzał w oczy tak, jakby chciał zobaczyć przez nie setki myśli kołujących się w mojej głowie.
-Dobrze, że to właśnie z tobą...- szepnęłam w jego policzek i opadliśmy wtuleni na oparcie kanapy.
-Nawet nie wiesz ile te słowa dla mnie znaczą- rzekł po chwili smyrając mnie po brzuchu- Kiedy byłaś na uczelni wszystko sobie przemyślałem- splótł swoje palce z moimi i spojrzał na moją twarz- Jeśli będzie to chłopiec to mam nadzieję, że będzie podzielał moją pasję i będzie chciał skakać, ale jeśli nie to w porządku. Będę z nim grał w piłkę, sklejał samoloty, reperował auta, jak prawdziwy ojciec. Ale jeśli będzie dziewczynka to będę ją woził do szkoły, na balet, dbał o to żeby miała wszystko czego potrzebuje, a przede wszystkim chronił przed natrętami, którzy będą ją odwiedzali, gdy będzie starsza, bo naturalnie urodę odziedziczy po mamusi.
-A co jeśli ona będzie chciała skakać?- zaśmiałam się.
-Na nartach?- zapytał zdziwiony na co pokiwałam głową- Cóż, będę ją wspierał, ale dziewczynki są chyba zbyt delikatne na skoki...
-Powiedział facet, który wepchnął swoją dziewczynę na belkę i kazał jej skakać z Bergisel- pokazałam mu język.
W sobotni poranek obudziłam się wyciągnięta na łóżku. Chwilę trwało, zanim wróciłam do świata żywych, ale kiedy to nastąpiło poczułam smakowity zapach dobiegający z parteru. Szybko odrzuciłam kołdrę, w którą byłam owinięta i bosa zbiegłam po schodach. Dziwne, nie miałam mdłości; w zasadzie czułam się cudownie. Na palcach podeszłam do Gregora stojącego przodem do kuchenki, a jednocześnie tyłem do mnie i wskoczyłam na jego plecy.
-Dzień dobry, kochanie!- pisnęłam mu do ucha po czym pocałowałam w policzek. Schlieri wypuścił z ręki drewnianą łopatkę, na której właśnie trzymał racucha i wszystko z głośnym plaskiem wylądowało na podłodze.
-Zabijesz mnie kiedyś- jęknął łapiąc się za serce.
-Też miło cię widzieć!- odpowiedziałam ze śmiechem wychylając się nad ramieniem chłopaka i chwytając racucha.
-Złaź ze mnie- mruknął udając, że jest obrażony- Twoje śniadanie właśnie wylądowało na podłodze.
-Czyli co? Jak jestem w ciąży to zasługuję tylko na jednego racucha?- zaśmiałam się i zeskoczyłam na ziemię.
-Nie bądź taka do przodu- powiedział pokazując mi język, po czym chwycił kawałek ręcznika kuchennego i pochylił się, by sprzątnąć paćkę. Przyglądałam się uważnie jego ruchom dochodząc do wniosku, że mój chłopak jest niezłym przystojniakiem.
-Mmmm, jaki masz ładny tyłeczek- mruknęłam łapiąc go za pośladek. Ten spojrzał na mnie dziwnie, a następnie wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
-Jesteś zboczona!
-To już wiem- zaśmiałam się i od razu gdy się wyprostował zarzuciłam ręce na jego szyję.
-Ale i tak cię kocham- dodał całując mnie w czoło.
-No przecież wiem, halo- zachichotałam wtulając się w niego- Ja ciebie też kocham i to mocniej.
-Ale...
-Milcz- przerwałam mu- Nie kłóci się z kobietą w ciąży- zachichotałam, a ten podniósł tylko ręce w geście poddania. Ja zaś wpakowałam placek do ust, a następnie usiadłszy na krześle złapałam widelec i zaczęłam uderzać nim o blat stołu.
-Chcemy jeść, chcemy jeść, chcemy jeść- skandowałam ledwo powstrzymując się od śmiechu.
-Of kors, madame- Gregor podsunął mi pod nos talerz z racuchami.
-O mniam- zawołałam i zajęłam się pochłanianiem.
-Pojedziemy dziś do moich rodziców?- zapytał powoli Schlieri.
-Musimy?- zapytałam marszcząc nos. Nie za bardzo mi się to uśmiechało; Angelika, Lukas i Gloria byli w porządku, ale ciągle miałam wrażenie, że Paul za mną nie przepada mimo że przez ostatnie lata coraz mniej ostentacyjnie to prezentował.
-Chciałbym im powiedzieć...- mruknął uśmiechając się do mojego brzucha.
-W porządku- odpowiedziałam szybko. Nie mogłam pojąć jak to możliwe, że wielki skoczek Gregor Schlierenzauer był gotów zrezygnować dla mnie z reszty sezonu. Nadal nie wierzyłam w to, że go zmieniłam; że z nadętego i samolubnego gbura stał się taki sympatyczny. A w dodatku jest ojcem mojego dziecka- w tym momencie to do mnie dotarło. Zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji uświadamiając sobie, że będę z nim najprawdopodobniej już do końca życia, co niestety wiązało się z tym, że jeszcze częściej będę musiała widywać Paula, a na samą myśl o tym miałam ochotę zrobić face palma.
-Nie zjedzą cię- zaśmiał się Schlieri parkując przed domem swoich rodziców.
-Wiem przecież- próbowałam lekko się uśmiechnąć, ale chyba średnio mi to wychodziło.
-Przecież cię lubią, na prawdę. Mama wprost cię uwielbia- pocałował moją dłoń- Tata jest specyficzny, ale też za tobą przepada- próbując w to uwierzyć wysiadłam z auta i udałam się w stronę drzwi wejściowych. Stając przed nimi odetchnęłam głęboko i patrząc jak Gregor zmierza w moją stronę lekko zapukałam do drzwi.
-Pukasz? Halo, to mój dom- zaśmiał się wbiegając na werandę i ciągnąc za klamkę.
-Ale nie mój- odpowiedziałam rezolutnie i przekroczyłam próg budynku, po czym od razu ujrzałam rozradowaną twarz Angeliki- Dzień dobry- rzekłam grzecznie obdarzając ją najpiękniejszym uśmiechem na jaki tylko było mnie stać.
-Dzień dobry!- powiedziała wesoło po czym pocałowała mnie w policzek- Witaj, synku- podeszła do Gregora i mocno go przytuliła- Jaka miła niespodzianka- z radości aż klasnęła w dłonie- Jesteście idealnie na obiad- zaprosiła nas gestem do przestronnej jadalni, gdzie zobaczyłam Paula i Lukasa.
-Dzień dobry- powiedziałam nieśmiało stając pośrodku pomieszczenia.
-Cześć- rzucił wesoło brat mojego chłopaka i podszedł do mnie by się przywitać; jego ojciec zdobył się wyłącznie na ledwo zauważalny bliżej nieokreślony ruch ręką. Za mną jak burza wparował Gregor, który wniósł do pomieszczenia trochę radości.
-Witaj, tato- rzucił, podchodząc by przywitać się z ojcem, a następnie wrócił zajmując miejsce u mojego boku.
-Schlieri, powiedzmy im teraz- stając na palcach szepnęłam te słowa do ucha mojego chłopaka kurczowo ściskając rękaw jego bluzy.
-Teraz?- popatrzył na mnie zdziwiony.
-Proszę, chcę to mieć za sobą- jęknęłam cichutko. Złamałam go, już wiedziałam.
-Mamo, pozwól- zawołał w stronę kuchni- Musimy wam coś powiedzieć.
-Co się stało, synku?- zapytała wnosząc wazę z zupą.
-Chcieliśmy wam powiedzieć, że...- zaczął- że jesteśmy w ciąży- zastanawiając się nad poprawnością gramatyczną tych słów usłyszałam śmiech Lukasa.
-Ale czekaj, ty czy ona?- zapytał młodszy brat niemal się dusząc.
-Bardzo śmieszne- rzucił z ironią Gregor- Spodziewamy się dziecka- poprawił się.
-No to ja wam bardzo gratuluję!- młody Schlieri podszedł do mnie i mocno przytulił- Super, bardzo się cieszę- klepnął starszego brata w ramię.
-Cudownie!- pisnęła Angelika rzucając mi się na szyję- Cudownie, będę miała wnuka!- zdawało mi się, że zobaczyłam w jej oczach łzy. Złapała moje policzki i mocno oba wycałowała.
-Albo wnuczkę- dodał Gregor, który właśnie odbierał swoją porcję buziaków.
-Albo wnuczkę- mruknęła z szerokim uśmiechem łapiąc się za głowę- Paul, może coś powiesz?- zwróciła się do męża, który do tej pory nie wydusił z siebie ani słowa.
-A co mam powiedzieć?- zapytał wstając- A nie mówiłem?
-Paul!- upomniała go żona.
-No co? Wiedziałem, że tak będzie- spojrzał na mnie jak na robaka- Zbałamuciła go! Jest u szczytu swojej kariery, a teraz wszystko będzie musiał rzucić dla jakiegoś bachora! Na to tak długo pracowaliśmy? Na to żeby teraz siedział po łokcie w pieluchach? I tak zrezygnował z reszty sezonu dla planowania tego ślubu!
-Tato, przestań!- niemal krzyknął Gregor purpurowy na twarzy.
-A nie jest tak? Teraz jeszcze dziecko? Chłopie, masz dwadzieścia siedem lat i cały świat u stóp! A ona? Jest nikim, a w dodatku wrobiła cię w gówniarza! Jesteś chociaż pewien, że ten bachor jest twój?- pokazał na mój brzuch. Tego było za wiele. W życiu nikt nie potraktował mnie tak podle jak Paul teraz. Jak on mógł w ogóle sugerować takie rzeczy?- Jestem pewien, że przeleciał ją pierwszy lepszy- nikt nigdy jeszcze mnie tak nie upokorzył. Powstrzymując cisnące się do oczu łzy wybiegłam z jadalni i zaczęłam szamotać się z kurtką wiszącą w przedpokoju.
-Coś ty najlepszego narobił?!- usłyszałam wrzask Angeliki, a później jej zbliżające się kroki. Potęgując siły zerwałam ubranie z wieszaka i wybiegłam z domu.
DAM DAM DAM DAM DAM!
KOLEJNY NAJPRAWDOPODOBNIEJ W ŚRODĘ, ENJOY!
CZYTASZ= KOMENTARZ
LAJK <----
O rany! Biedna Domi. Jak on mógł! Tak się cieszyłam z tego bobaska a tu takie problemy! Z niecierpliwością czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńPa i weny :P
Boże piękne nie do opisania ...
OdpowiedzUsuńJak czytałam koniec to się normale pobeczałam
O ja! Cudowna informacja o dziecku, radość Gregora, ach piękne <3 ale myślałam, że Paul będzie zadowolony, a tu proszę, chamstwo! Wierzę jednak, że Dominika będzie silna i z Gregorem przezwycięża wszystko! Hehe :P <3 Czekam na next, jesteś Boskaaaaa *-*
OdpowiedzUsuńNiezły tatuś!
OdpowiedzUsuńOgółem rodział boski *o*
Bobasek jak super :* :* Zachowanie ojca Gregora - szczyt chamstwa jak on mógł powiedzieć coś takiego. Czekam na rozwój wydarzeń <3
OdpowiedzUsuńProszę jak możesz to dodawaj częściej rozdziały bo zawsze zżera mnie ciekawość co będzie dalej :D
OdpowiedzUsuńHej ;) Zaczęłam czytać i powiem szczerze, oderwać się nie moe podaję gg i liczę, na kontakt ;) 15707203 ;)) Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńrany jak Paul mógł tak powiedzieć? :O robi się coraz ciekawiej, ale mam nadzieję, że nic nie rozdzieli Gregora i Dominiki chyba bym tego nie przeżyła, nie mogę w takim razie doczekać się środy, dużo weny życzę :)
OdpowiedzUsuńjakbyś miała czas i ochotę to zapraszam na nowe rozdziały o Andreasie Wellingerze :)
Biedna Domi, to było naprawdę wredne... Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam do mnie :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPo słowach Paula aż mnie ciarki przeszły ;o
OdpowiedzUsuń