Wyświetlenia

piątek, 28 lutego 2014

37. No przecież żyję.

Niemożliwe. Wszystko wróciło do normy, nadal nie mogę w to uwierzyć. Czy teraz będzie tak jak wcześniej? Czyli już o nic nie muszę się martwić? Tak lekko nie czułam się chyba nigdy.
Mimo moich próśb Gregor zrezygnował ze skoków do końca sezonu, tłumacząc się tym, że teraz najwięcej czasu musi poświęcić mnie i przygotowaniom ślubu. Postanowiliśmy dłużej z nim nie czekać, a decyzję podjęliśmy oczywiście w walentynki, oczywiście w łóżku. Niestety mam tak słabą wolę, że naturalnie nie potrafiłam się oprzeć Schlieriemu. Tego samego wieczora z radością powitałam wisiorek z literą G, a na moim palcu po raz kolejny pojawił się pierścionek z niebieskim oczkiem.
Teraz była już połowa marca, a ja byłam zabiegana jak nigdy. Przedostatni rok studiów, organizacja ślubu, przeprowadzka do nowego domu Gregora, a w dodatku częste wizyty w domu Thomasa i Cristiny (bo naturalnie musiałam być na bieżąco z tym, jak bardzo rozrabia mój chrześniak bądź chrześnica). Byłam straszliwie przemęczona tym życiem w biegu, a w dodatku coraz częściej bolał mnie brzuch i miałam zawroty głowy.
-Chyba rzygnę- poinformowałam przyjaciółkę rzucając się na miękką kanapę w jej salonie.
-O kurna, tylko nie na tę sofę!- pisnęła tocząc się jak piłka w moją stronę- Thomas kocha ją bardziej niż mnie- zaśmiała się.
-To nie żart- mruknęłam po chwili śmiechu i z ustami zatkanymi dłonią pobiegłam w stronę łazienki.
Rzuciłam się na zimną posadzkę, która chyba nieco mnie uspokoiła. Miałam wrażenie, że jestem cała rozpalona. Oparłam głowę o ścianę wykładaną kafelkami i głęboko oddychałam. Po chwili poczułam jak coś niebezpiecznie przesuwa się w moim wnętrzu i uprzednio chwyciwszy czerwoną miskę stojącą w końcu pomieszczenia wyrzuciłam z siebie cały obiad.
-Fu, ale obrzydlistwo- jęknęłam udając się w stronę zlewu celem przepłukania ust. Ból brzucha nieco ustąpił, ale nadal był nie do zniesienia. Oparłam dłonie o umywalkę wpatrując się w swoje odbicie. Wyglądałam okropnie- byłam blada, miałam cienie pod oczami, a splątane włosy opadały mi na twarz. Usłyszałam ciężkie kroki na korytarzu i domyśliłam się, że to moja przyjaciółka- godzilla.
 -Jak tam?- zapytała cicho pakując się do pomieszczenia.
-Bywało lepiej- jęknęłam obmywając twarz zimną wodą. Kiedy z zamkniętymi oczami po omacku szukałam ręcznika poczułam, że po raz kolejny robi mi się niedobrze. Obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni udając się w stronę toalety. Otworzyłam klapę i poczułam niemiły nacisk w żołądku. Cristina stanęła za mną i odgarnęła moje włosy na plecy żebym ich nie ubrudziła.
-Dziękuję- szepnęłam po kilku minutach z trudem zbierając się z posadzki, po czym wróciłyśmy do salonu.
-Zjadłaś coś nieświeżego?- zapytała Cristina siadając na zagłówku tuż koło mojej głowy.
-Nie wydaje mi się- szepnęłam przykrywając się kocem leżącym obok.
-Zrobię ci herbatę- mruknęła udając się w stronę kuchni- A może zadzwonię po Gregora żeby po ciebie przyjechał, hm?
-On jest w Wiedniu. Pojechał po obrączki- jęknęłam zamykając oczy. Nadal było mi okropnie niedobrze, ale straszliwie chciało mi się jeść- Masz coś do żarcia?
-Domi, czy ty jesteś nienormalna? Parę minut temu rzygałaś- przypomniała zdziwiona Cristina.
-No wiem, ale tak bardzo mi się chce jeść- stęknęłam robiąc smutną minkę.
-A na co masz ochotę?- pogładziła mnie po włosach.
-Na paluszki rybne- rozmarzyłam się.
-Ty nienawidzisz paluszków rybnych- zaśmiała się i z trudem usiadła w fotelu.
-Ale jakoś mam ochotę na nie- podrapałam się po brodzie.
-A może ty w ciąży jesteś?- zapytała z chichotem.
-Weź wypluj te słowa- powiedziałam szybko.
-Ale dlaczego?- zdziwiła się- Przecież to by było urocze! Nasze bobaski byłyby w tym samym wieku!
-Zastanów się co ty mówisz! Ja się nie nadaję na matkę- zamyśliłam się- Nie, na pewno się nie nadaję- w tym samym momencie poczułam wibracje telefonu. Szybko wysunęłam telefon z kieszeni jeansów i przyłożyłam do ucha.
-Hej, skarbie- usłyszałam głos Gregora.
-No cześć- mruknęłam słabym głosem.
-Stało się coś?- zdziwił się- Już jestem przy Fulpmes- poinformował.
-Źle się czuję. Zaraz wracam do domu, już się zbieram- szepnęłam podnosząc się.
-Dasz sobie radę sama?
-Tak, tak. Spokojnie. Do zobaczenia w domu- rzuciłam i rozłączyłam się. Wypiłam herbatę i zjadłam paluszki rybne przygotowane przez moją przyjaciółkę- muszę przyznać, że były na prawdę wyborne :D- po czym wpakowałam się do auta zaparkowanego na podjeździe.
A co jeśli Cristina miała racje? Co jeśli ja na prawdę jestem w ciąży? Przecież to byłby koniec. Jeszcze nie skończyłam studiów, a i w życiu Gregora zaszłyby monumentalne zmiany. Nie chciałam o tym myśleć, więc z trudem pozbyłam się tej wizji i próbowałam skupić na czymkolwiek innym.

-Domi, w porządku?- zza drzwi usłyszałam spokojny głos Gregora.
-Tak, spoko- mruknęłam. To nie może być ciąża- myślałam- Jesteś prawie lekarzem, co to może być? Myśl, myśl. Tak, to może być zatrucie pokarmowe, zwykła jelitówka- odetchnęłam. Tylko spokojnie, nic jeszcze nie jest przesądzone.
Był ciepły marcowy poranek, a ja leżałam wyciągnięta jak dywanik na zimnej posadzce, a co najgorsze wcale nie chciało mi się wstawać. Położyłam nogi na wannie i patrzyłam w biały sufit.
-Domi?- Schlieri gorliwie pukał w drzwi.
-No przecież żyję- jęknęłam. Usłyszałam ciche kroki i po chwili ktoś stanął tuż koło mojej głowy.
-Dobrze się czujesz?- zaśmiał się patrząc na moją dziwaczną pozę.
-Musze ci coś powiedzieć- szepnęłam.
-Coś się stało?- zapytał wystraszony siadając tuż obok.
-Nic. Jeszcze nic- westchnęłam.
-O co chodzi?-widocznie się niecierpliwił.
-Boję się, że...- nie mogło mi to przejść przez gardło. To było niemożliwe. Ja i ciąża? Gregor i ojcostwo? On sam o siebie nie zawsze potrafi się zatroszczyć.
-Wyduś to, proszę- podsunął się bliżej i położył delikatnie moją głowę na swoich nogach.
-Jakbyś zareagował gdybym powiedziała ci, że jestem w ciąży?- zapytałam wyginając się w dziwaczny sposób, by tylko spojrzeć na jego twarz.
-Jesteś w ciąży?- niemal krzyknął.
-Nie, nie!- szybko zaprzeczyłam- To znaczy... nie wiem. Boję się, że tak...
-Jejku, to by było cudowne!- ucieszył się.
-Na prawdę?- zdziwiłam się.
-Oczywiście!- uśmiechnął się szeroko- Taki mały bobas wywraca całe życie do góry nogami, ale jest tak uroczy, że wcale nie masz mu tego za złe.
-Boję się, że nie skończę studiów- szepnęłam.
-Skończysz, obiecuję- pogładził mnie po policzku- Ciąża to nie choroba. Jeśli będziesz się dobrze czuła to spokojnie możesz chodzić na wykłady. A po porodzie ja chętnie zaopiekuję się dzidzią, kiedy mama będzie musiała się uczyć- podniósł moją koszulkę i posmyrał po brzuchu.
-Ale jeszcze nie wiadomo czy jestem w ciąży- przypomniałam mu.
-Nie miałbym nic przeciwko- oznajmił i pochylił się do moich ust.


 

Trochę zamieszałam... Jak Wam się podoba? :)
Kolejny rozdział być może w niedzielę wieczorem.

A, i jeszcze jedno!



CZYTASZ= KOMENTARZ.


Nawet nie wiecie ile weny daje zwykły komentarz! :D

 

 

DLA FANÓW MORGIEGO  mój fp ;3

6 komentarzy:

  1. Cieszę się że poszłaś w tym właśnie kierunku ;D. PS: Nie mogę doczekać się kolejnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak się cieszę że poruszyłaś temat dziecka u Domi i Gregora ciekawe czy to naprawdę ciąża. Super rozdział. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeżeli robisz mi tylko nadzieję, że Gregor i Domi będą rodzicami to nie wiem hejfdvfdhd ;-;
    To będzie takie cudowne jak się okaże, że jednak tak. :D
    Świetny rozdział. :D
    Pozdrawiam i dużo weny życzę. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Boskooo <3 czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To się porobiło teraz - mi pasuje :D
    Oby tak dalej :*

    OdpowiedzUsuń