Wyświetlenia

wtorek, 25 lutego 2014

36. Jak stróż w Boże Ciało.

Zwiałam. Stchórzyłam. A wszystko miało być tak dobrze. Setki myśli kołowało w mojej głowie przez co nie mogłam skupić się na słowach wykładowcy. Stale miałam przed oczami smutną twarz Gregora, kiedy powiedziałam mu, że jednak nie potrafię mu wybaczyć. Zachowałam się perfidnie; najpierw go pocałowałam, a po chwili zwiałam. Myśli nasilały się tym bardziej, że był 14 lutego- walentynki. Nie lubiłam tego dnia- wszędzie serca, pary, buziaki i amorki. Już kiedy jechałam na uczelnię ledwo powstrzymywałam się od zatrzymania przy każdej mizdrzącej się publicznie parze i solidnego strzelenia w te puste móżdżki. A co jeśli ktoś nie chce świętować walentynek? Na przykład ja; jestem singielką i bardzo mi z tym dobrze! I może nie życzę sobie żeby ktoś publicznie okazywał drugiej osobie uczucia, bo ja jestem sama i nie chcę na to patrzeć!
Zdenerwowana niemożnością skupienia się na wywodzie nauczyciela wpakowałam zeszyt do torby i wyszłam z auli. Byłam wściekła- dlaczego ten ohydny dzień musiał wypaść akurat kilka dni po zerwaniu? No dlaaaaaaaaczego? Ze złością rzuciłam torbę na siedzenie samochodu i usiadłam za kierownicą opierając o nią czoło. Kiedy włożyłam kluczyk do stacyjki odezwała się płyta, która zalegała w nim od trzech tygodni. No i dlaczego akurat teraz musiała wylosować się piosenka 'Always on my mind'? No dlaczego?
Użalając się nad sobą i swym marnym losem ruszyłam spod uniwersytetu. Nie wiedziałam dokąd jadę, chciałam znaleźć się jak najdalej od tego różowego świata. Pomyślałam, że najlepszym miejscem będzie mój dom i tam właśnie się udałam. Cieszyłam się, że będę w nim sama, włączę dobrą komedię, napiję się ciepłego kakaa i oderwę od rzeczywistości. Szybko wskoczyłam w miękki dres, koszulkę, która stale zsuwała się z ramienia i usadowiłam się na kanapie z dużym różowym kubkiem w prosiaczki. Była już siedemnasta i na zewnątrz robiło się coraz ciemniej. Nie mogąc skupić się na filmie przeniosłam wzrok na drogę, którą było widać z długich salonowych okien. Właściwie od tego dziwnego zdarzenia w domu Cristiny i Thomasa nie mogłam skupić się na niczym prócz myślenia o tym, co się tam wydarzyło. Całując Gregora sprawiłam, że silne uczucie jakim go darzyłam postanowiło dać znak, że jeszcze się tli i można je uratować. Uniosłam się jednak honorem i nie zamierzałam dzwonić ani tym bardziej iść do Schlieriego- za bardzo ucierpiałaby na ty moja duma. Zmusiłam się, by ponownie przenieść wzrok na telewizor i kilkakrotnie uśmiechnęłam się widząc zabawne sceny. Słuchając dialogów, które wpadały do mojej głowy jednym uchem, a wylatywały drugim stale myślałam o Schlierim. Westchnęłam odrzucając głowę w tył, by oprzeć ją o skórzane obicie kanapy. W tym samym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi i marszcząc nos niemal sturlałam się z sofy.
-Przysięgam, że jeśli to jakiś uroczy amorek to wbiję mu jego własne strzały w zadek- mruknęłam udając się w stronę drzwi. Kiedy je otworzyłam przekonałam się, że dużo się nie pomyliłam- przede mną stał ogromny puszysty królik, a na brzuszku miał napisane 'Jeśli dziś nie lubisz walentynek, lub twój ex jest kretynem skop mi tyłeczek'. Ledwo zdążyłam przeczytać te słowa, kiedy pluszak obrócił się tyłem i wypiął ukazując puszysty ogonek.
-Czy to jest jakaś ukryta kamera?- zaśmiałam się zakrywając usta dłonią- Morgi, ściągaj to- stanęłam przodem do króliczka i pociągnęłam go za uszy aby odkryć kto tak bardzo poprawił mi humor.
-Nie jestem Morgi- po głosie mogłam wywnioskować, że jest to mężczyzna, jednak przez króliczą maskę głos był tak zniekształcony, że nie mogłam wywnioskować do kogo należy.
-Thomas, nie wygłupiaj się- mruknęłam opierając się o futrynę.
-Na prawdę nie jestem Thomas- jęknął króliczek i zszedł po schodach udając się w stronę bramy.
-Poczekaj!- zawołałam za nim; nie chciałam żeby odchodził, kiedy udało mu się wprowadzić mnie w tak dobry nastrój. Okazało się, że zwierzaczek udał się do czarnego samochodu, aby wyjąć z niego ogromny kosz. Przed oczami miałam obraz jak prowadzi auto i mija policjantów, którzy stoją jak wryci na widok różowego króliczka popylającego ulicami Fulpmes.
Kiedy tylko lepiej się przyjrzałam, od razu poznałam model auta i twarda gula pojawiła się w moim gardle. Jak mogłam go wcześniej nie poznać? Futrzak już zmierzał w moją stronę z jedną ręką za plecami; w drugiej zaś trzymał wielki koszyk wypełniony słodyczami.
-Gregor, co ty tu robisz?- wysyczałam zupełnie zmieniając nastawienie do króliczka, który przed kilkoma sekundami był uroczą i niewinną istotą.
-Nie wiem o czym mówisz- szybko wbiegł po schodach i popychając mnie swoim owłosionym różowym brzuszkiem wepchnął do środka domu.
-Schlierenzauer, nie pozwalaj sobie- warknęłam i wykorzystując moment nieuwagi, kiedy króliczek zamykał drzwi wskoczyłam mu na plecy i oplatając rękę wokół jego szyi drugą próbowałam ściągnąć maskę.
-Co ty robisz?- zapiszczał króliczek tracąc równowagę- Zaraz się przewrócę, nie mam równowagi w tym stroju!- krzyknął po czym niebezpiecznie się zachwiał i runął na twarz, a ja rzecz jasna leżałam na nim (chwała Andreasowi, że ma szeroki korytarz!).
-Wynocha!- zawołałam szybko zbierając się z ziemi i poprawiając bluzkę, która zsunęła się odkrywając cały stanik.
-Chciałem tylko dać kwiatki...- powiedział smutno i siedząc na ziemi podał mi ogromny bukiet zwichrowanych już róż. Mimo że nadal miał maskę wiedziałam jaką ma minę- zapewne były to usta wygięte w podkówkę i zaszklone oczy.
-Zdejmij tę cholerną maskę- powiedziałam stanowczo biorąc od niego kwiaty. Chłopak posłusznie wykonał moje polecenie, a po chwili zobaczyłam jego rozwichrzoną czuprynę. Odrzucając bukiet na bok usiadłam obok.
-Nie odpuścisz, prawda?- zaśmiałam się patrząc na króliczka z ludzką głową.
-Nie. Nie ma mowy- powiedział z lekkim uśmiechem.
-I pewnie myślisz, że jak przyjdziesz wystrojony jak stróż w Boże Ciało to wszystko ujdzie ci na sucho?- uniosłam jedną brew.
-Przejrzałaś mnie- powiedział i wygiął usta w podkówkę po czym oboje głośno się zaśmialiśmy- Dobra, a teraz poważnie- westchnął- Nie wiem ile razy jeszcze będę musiał tu przychodzić. I nie wiem w co jeszcze będę musiał się przebrać żeby cię do siebie przekonać po raz kolejny. Ale chcę tylko zastrzec, że jestem w stanie wypożyczyć kostiumy ze wszystkich teatrów w Austrii i codziennie prezentować ci inny jeśli tylko to sprawi, że mi wybaczysz- spojrzał w moje oczy, a ja pękłam. Zmiękłam jak plastelina.
-Jeju, Gregor, i co ja mam ci powiedzieć?- jęknęłam opierając głowę o ścianę.
-Że dajesz mi drugą szansę?- zasugerował robiąc dokładnie to samo.
-To nie jest takie proste...
-Wiem- szepnął- I wiem też, że jeszcze długo będziesz mi to pamiętać i nie mogę mieć ci tego za złe. To ja zawaliłem i zdaję sobie z tego sprawę. Zasadniczo nawet nie wiem dlaczego to zrobiłem... Bo przecież nie chciałem- mówiąc to stale patrzył w moje oczy; już wiedziałam co mu powiem, ale chciałam, żeby jeszcze trochę się postarał- Jesteś całym moim życiem, jego sensem. Po prostu czuję, że to jest to, rozumiesz? Że nie potrafię bez ciebie żyć, bo kiedy czekam na spotkanie z tobą czuję się jakbym siedział na belce i miał oddać najważniejszy skok w swoim życiu. Jest mi tak cholernie wstyd, że cię zraniłem. Zachowałem się jak ostatni gówniarz i wiem, że to że byłem pijany wcale mnie nie usprawiedliwia. Ale kocham cię jak nikogo innego i zrobię dla ciebie wszystko. Jeśli wybaczysz mi kiedy skoczę z klifu- skoczę, albo żebym skoczył- o zgrozo- z Bergisel bez nart też skoczę, ale daj nam spróbować jeszcze raz, bo nie potrafię żyć bez ciebie...
Byłam w kropce i zupełnie nie wiedziałam co robić. Z jednej strony nadal byłam na niego wściekła, a z drugiej tyle się biedny nagadał, że nie wypadało mu nie wybaczyć. Siedzieliśmy tak przez kilka chwil i w napięciu wpatrywaliśmy się w swoje blade lica.
-Domi...- zaczął w końcu Schlieri, ale nie chciałam żeby mówił cokolwiek. Przysunęłam się bliżej i położyłam palec na jego ustach.
-Pierwsza i ostatnia szansa...- westchnęłam zastępując palec ustami. Wsunęłam się na kolana chłopaka i delikatnie opierając opuszki palców na jego policzkach oddawałam coraz bardziej namiętne pocałunki. Czułam jak z każdą sekundą w moim ciele wzrasta pożądanie, a luźna bluzka stale zsuwa się z ramion odkrywając coraz większe kawałki dekoltu. Kochany nic a nic nie zmienił się przez te kilkanaście dni. Nadal był czuły, gładki i ciepły. Czując, że rozpalone ciało obce pojawia się za linią moich dresów szybko jednak przerwałam rozczulające myśli i odsunęłam od chłopaka na wyciągnięcie ręki.
-Jeszcze nie...- szepnęłam odgarniając włosy, które przysłoniły mi cały świat.
-Rozumiem- odparł z uśmiechem całując mnie w odsłonięty obojczyk- Zmarzniesz- dodał łapiąc materiał bluzki i naciągając na moje ramiona.
-A przynosiłbyś mi rosołki jakbym była chora?- zachichotałam.
-Jeśli życie ci niemiłe- uśmiechnął się i objął mnie lekko.


ROZDZIAŁ Z DEDYKACJĄ DLA ZUZI, BO BARDZO JEJ SIĘ PODOBAŁ :3
KOLEJNY W PIĄTEK, ENJOY! :3

5 komentarzy:

  1. Bardzo dobry rozdział, cieszę sie że sie pogodzili :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany pogodzili się! Nie mogę w to uwierzyć: Gregor w stroju różowego króliczka napewno wyglądał przeslodko <3 i wielbie cię za ten pomysł! I jeszcze pogodzenie tej pary w Walentynki cud malina! Pozostało nam
    czekać jeszcze na poród Cristiny
    Powodzenia i weny :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha chciałabym zobaczyć Gregora w stroju króliczka :) Cieszę sie, że już się pogodzili. Czekam już na piątek <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu, nie mogę sobie wyobrazić Gregora w stroju różowego króliczka hahahahhahahahahaha
    Fajnie że się pogodzili :)
    Czekam na next xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Proszę napisz następny rozdział szybciej bo nie wytrzymam aż tak długo :D

    OdpowiedzUsuń