Wyświetlenia

wtorek, 18 lutego 2014

31. Więcej was matka nie miała?

[punkt widzenia Gregora]

Spała i spała, a ja miałem coraz gorsze myśli. Nie odchodzę od tego okropnego szpitalnego łóżka już drugi dzień; ledwo żyję, ale muszę (a przede wszystkim chcę) tu zostać. Muszę przy niej być, bo w każdej chwili może się obudzić. Niedługo będę przysięgał kochać ją na dobre i na złe- a teraz właśnie nadeszło to złe. Mam nadzieję, że to tylko kwestia czasu i niedługo otworzy te swoje czekoladowe oczy. Może na mnie krzyczeć, zasłużyłem, może mnie bić, a ja i tak będę się cieszył, że w pełni do mnie wróci. Kiedy siedziałem wśród tych białych ścian miałem dużo czasu na przemyślenie sobie pewnych kwestii. Chyba dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo mi na niej zależało. Nie chciałem jej stracić, nie mogłem.
Udzieliłem krótkiego wywiadu do jednej z polskich gazet, w którym obwieściłem, że jeśli uda mi się znaleźć te dziewczyny słono zapłacą za to, co zrobiły mojej dziewczynie. Zapytany o stan jej zdrowia powiedziałem całą prawdę, na co dziennikarka momentalnie pobladła- zapewne wiedziała, że jest źle, ale raczej nie spodziewała się odpowiedzi, że Dominika jest w śpiączce.
Przyjechał Andreas oraz mama Dominiki; zatrzymali się w naszym apartamencie, który stał pusty. Ich także ciężko było wygonić do domu, a i ja musiałem użyć całej swej zdolności przekonywania żeby móc przebywać w szpitalu poza godzinami odwiedzin. Nie byli na mnie źli, nie twierdzili, że to moja wina. Po prostu było im bardzo przykro, że nie potrafiłem się nią do końca zaopiekować (oczywiście nie powiedzieli mi tego wprost, ale mogłem to wyczuć). Kilka razy odwiedzili ją też Kamil i Ewa, a Cris i Thomas spędzali na korytarzu praktycznie całe dnie (od czasu do czasu zmieniając mnie przy łóżku Dominiki kiedy chciałem iść pod prysznic albo do toalety).
Codziennie mówiłem do Domi- tak jak zalecał lekarz. Nie wiedziałem, czy na prawdę mnie słyszy, ale miałem to gdzieś, zupełnie jak obecność dwóch pozostałych dziewczyn, które nadstawiały uszy i łapczywie wyłapywały każdą głoskę.
Kiedy spędzałem już czwartą z kolei noc na niewygodnym białym taborecie coś ścisnęło moją dłoń. Jak rażony prądem szybko podniosłem głowę i zacząłem szukać źródła dotyku. Przy słabym świetle dochodzącym od uchylonych drzwi korytarza zobaczyłem uśmiechniętą twarz Dominiki (oczywiście na tyle, na ile pozwalała jej rurka znajdująca się w jej gardle).
-Skarbie...- szepnąłem i położyłem dłoń na jej ciepłym policzku- Zawołam lekarza- powiedziałam i wybiegłem z sali. O mało co nie przewracając się o własne sznurówki wbiegłem do dyżurki.
-Obudziła się!- niemal krzyknąłem do lekarza.
-Spokojnie, pacjenci śpią- uciszył mnie stanowczym głosem, ale szybko chwycił stetoskop leżący na biurku i wybiegł z gabinetu. Wchodząc szybkim krokiem do sali rzucił tylko ciche polskie 'Dobry wieczór' do mojej dziewczyny po czym (wcześniej rzecz jasna zakładając rękawiczki) wyjął rurkę z jej gardła. Dominika zaczęła kasłać i dławić się; stałem niespokojnie przestępując z nogi na nogę i obserwowałem tę dziwną sytuację.



[punkt widzenia Domi]

-Wszystko w porządku, jest pani w szpitalu, została pani pobita, spała pani trzy dni- powiedział lekarz, a ja z trudem pokiwałam głową- Zostawię panią podłączoną do aparatury, gdyby miała pani problemy z oddychaniem.
-Kiedy będę mogła wyjść?- zapytałam zachrypnięta; przez cały czas tylko to chodziło mi po głowie.
-Myślę, że jeśli przejdzie pani pomyślnie wszystkie badania to możemy zaplanować to już na pojutrze- odpowiedział lekarz z uśmiechem- A teraz proszę odpoczywać, zostawię państwa- dodał i wyszedł z sali zostawiając mnie z Gregorem.
-Cześć...- powiedział i usiadł na krzesełku tuż obok łóżka.
-Cześć...- szepnęłam przyglądając się jego twarzy. Tak bardzo mi tego brakowało. Słyszałam każde jego słowo, ale nie mogłam go zobaczyć, to było strasznie irytujące.
-Jak się czujesz?
-Bywało lepiej... Gdzie Thomas?- wychrypiałam.
-Z Cristiną w hotelu...- mruknął najwidoczniej niezadowolony tym pytaniem, ale chyba miałam prawo je zadać. To Morgi mnie znalazł; gdyby nie on mogłoby mnie tu już nie być...
-A gdzie ty byłeś? Wtedy...?- wyszeptałam i mimo najszczerszych chęci nie udało mi się powstrzymać łez. Nie usłyszałam odpowiedzi- No gdzie byłeś?- zapytałam głośniej, ale ponowie odpowiedziała mi głucha cisza. Odwróciłam się więc plecami do chłopaka i zacisnęłam mocno powieki.
-Domi...- szepnął i położył dłoń na moim ramieniu.
-Spiłeś się- rzuciłam- Mogłam umrzeć. Mogłam się tam wykrwawić... Gdyby nie Thomas nie byłoby mnie tu...- z trudem podciągnęłam kołdrę pod brodę i nie powiedziałam ani słowa. Leżałam w bezruchu przez kilka minut słysząc tylko równy oddech Gregora. Rzecz jasna nie mógł wiedzieć, że dzieje się ze mną coś złego, ale po powrocie do hotelu nawet nie zorientował się, że mnie nie ma.
Byłam okropnie rozgoryczona i z trudem powstrzymywałam kolejne łzy.
-Przepraszam...- usłyszałam jego cichy głos.
-Chyba wiesz...-zaczęłam.
-Wiem- przerwał mi- Wiem, że to nie wystarczy. Zawaliłem na całej linii. Nie zamierzam się usprawiedliwiać, bo nie mam prawa... Powinienem się tobą zaopiekować, odprowadzić cię i upewnić się, że wszystko jest w porządku...- obróciłam się w jego stronę- Przepraszam...- szepnął, a ja zobaczyłam łzy na jego policzkach- Ale nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie bałem... Bałem się, że cię stracę...
-Gregor, coś ty...- złapałam jego dłoń- W porządku...- zagryzłam wargę- Połóż się przy mnie...- pokazałam na twarde łóżko i przesunęłam się żeby zrobić mu trochę miejsca.
-Ale ten lekarz...- zaczął
-Jesteś Gregor Schlierenzauer- mruknęłam i z trudem się uśmiechnęłam. Chłopak odwzajemnił gest, zrzucił buty i położył się tuż obok uważając na wszystkie kable do jakich byłam podłączona i wenflon wkłuty w lewą dłoń.
-Słyszałam co do mnie mówiłeś, kiedy spałam...- szepnęłam wtulając się w jego klatkę; tak bardzo za tym tęskniłam- Wiem, że byłeś tu cały czas... Czułam twój dotyk... Słyszałam mamę...
-Właśnie, powinienem do niej zadzwonić- sięgnął do kieszeni.
-Nie, proszę- złapałam go za rękę- Jutro na pewno przyjedzie... Chcę żebyś był tu tylko ty...- powiedziałam cicho zaciągając się jego cudownym zapachem.
-Kocham cię, bardzo...- szepnął i złożył pocałunek na moim czole.
-Ja ciebie też...- jeszcze mocniej wtuliłam się w niego, stale uważając na lewą rękę.
Niedługo wszystko powinno wrócić do normy- pomyślałam i znowu zasnęłam. Nie chciałam tego, przecież spałam już dostatecznie długo, ale nie byłam w stanie się powstrzymać. Miałam tylko nadzieję, że kiedy rano się obudzę to Gregor nadal przy mnie będzie... Bałam się, że moje przebudzenie to tylko sen...

Kiedy rano się przebudziłam, byłam bardzo rada, że jestem w stanie to zrobić. Z głową przekręconą w lewą stronę leniwie otworzyłam oczy; natychmiast zobaczyłam Schlieriego, który ponownie siedział na taborecie (najwidoczniej odwiedziła nas już pielęgniarka, która mu to nakazała). Lekko się uśmiechnęłam i obróciłam głowę w prawo- poczułam się jak dziki okaz w zoo; nade mną pochylała się Cristina, Thomas, mama, Andreas, jakaś pielęgniarka i lekarz.
-O kurczę, więcej was matka nie miała?- wysyczałam podnosząc się wyżej na poduszkach.
-Domi!- pisnęła Cris i rzuciła mi się na szyję, przy okazji przygniatając swoim wielkim brzuszyskiem.
-O rety, ja na pewno spałam tylko trzy dni?- upewniłam się patrząc na jej talię.
-Bardzo śmieszne- wypięła mi język.
-Córcia!- mama dopadła do mnie lekko odsuwając Cristinę, która stała teraz z zażenowaną miną. Wszyscy po kolei mnie tak ściskali, jakby nie widzieli mnie co najmniej rok.
-Muszę państwa przeprosić- wtrącił w końcu lekarz- Rozumiem, że cieszą się państwo z powrotu- narysował w powietrzu cudzysłów- pani Tulph, ale musimy zabrać ją na badania...
-Oczywiście- mruknęła moja mama wstając z łóżka, gdzie przycupnęła na dłuższy czas. Kiedy wszyscy kierowali się do wyjścia złapałam Thomasa za rękę.
-Pamiętam ten wieczór w parku... Dziękuję- szepnęłam, a on podniósł moją dłoń do twarzy i pocałował ją.
-Dobrze, że jesteś- uśmiechnął się- A wtedy spanikowałem... Praktycznie sama się uratowałaś- potargał moje włosy i wyszedł z sali zostawiając mnie z mężczyzną i kobietą w białych kitlach.




ROZDZIAŁ DEDYKOWANY ZUZI, KTÓRA JAK ZWYKLE DAJE MI DUŻO WENY, A POZA TYM TŁUMACZY WYPOWIEDZI MORGENSTERNA, Z KTÓRYCH LEDWO JESTEM W STANIE ZROZUMIEĆ TO, JAK SIĘ PRZEDSTAWIA.
WSZEM I WOBEC OGŁASZAM JĄ PATRONKĄ MEGO BLOGA, HEHEHEHE PRZESADZIŁAM :*

ROZDZIAŁ SAM W SOBIE NIE PODOBA MI SIĘ... NIESTETY, MOJE WYMAGANIA CO DO STYLU PISANIA STALE ROSNĄ...



4 komentarze:

  1. A mi się rozdział bardzo podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Heheheheh ale mnie zaszczyt kopnął :D ja patronką :D ale dziękuje bardzo :* < komciam > ~Misiu Zdzisiu vel Zuzanka :* <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja się cieszę, że Dominika już się obudziła. Oby wszystkie badania były dobre. Ah i ten opiekuńczy Gregor. Jesteś mistrzynią pisania i dzięki Zuzi, że ci pomaga jesteście super <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Omomomom *, *
    Świetny rozdział ; 33
    Super że dodajesz tak często ;))

    OdpowiedzUsuń