Wyświetlenia

poniedziałek, 17 lutego 2014

30. Gdzie jest Gregor?

Z trudem lekko uchyliłam powieki; leżałam na zimnej ziemi, a w plecy wbijały mi się gałęzie. Nade mną zawisły tysiące gwiazd kształtujące się w różne konstelacje. Strasznie bolała mnie głowa, a kiedy podniosłam ręce do twarzy poczułam na niej coś lepkiego.
-O matko...- szepnęłam do siebie i z trudem usiadłam. Kręciło mi się w głowie i było mi niedobrze.
-Domi!- usłyszałam dobrze znany mi głos, ale nie wiedziałam skąd dochodzi- Domi!
-Tu jestem...- chciałam powiedzieć to głośniej, chciałam krzyczeć, ale zdobyłam się tylko na niepewny szept.
-Dominika!- po raz kolejny zawołał Thomas- Domi!
-Tu...- powiedziałam głośniej opierając się o drzewo- Tu...
-O Chryste...- Morgi w końcu mnie dostrzegł; zbliżał się do mnie szybko z niemrawą miną- nic dziwnego, musiałam wyglądać jak siedem nieszczęść- tak też się czułam.
-Gdzie Gregor?- wycharczałam czując jego dłonie przy swojej twarzy.
-To akurat jest nieważne...- szepnął- Cholera jasna, gdzie ja byłem, kiedy cała drużyna przechodziła kurs pierwszej pomocy...- był przerażony- Domi, jesteś prawie lekarzem... Co mam robić?
-Zadzwoń na pogotowie- wyszeptałam przełykając ślinę.
-Tak...- wyciągnął telefon- Jaki w Polsce jest numer na pogotowie?
-Zadzwoń pod 112...- poleciłam i zaczęłam kaszleć. Morgenstern po dwóch minutach wsunął telefon do kieszeni i pochylił się nade mną.
-Kto to był?- zapytał odgarniając mi włosy z twarzy.
-Nie wiem, jakieś trzy dziewczyny... Polki- mówiłam z trudem, słone łzy ciekły po moich policzkach, a kiedy dotykały ran czułam się, jakby ktoś przykładał mi do nich rozżarzony węgiel. Thomas chyba zaczął trzeźwo myśleć- wziął mnie na ręce i ruszył w stronę skoczni.
-Gdzie jest Gregor?- powtórzyłam pytanie wtulając się w chłopaka. Śmierdział wódką, ale nie przeszkadzało mi to; czułam się bezpiecznie.
-Odstawiłem go do hotelu... Jest trochę nie w stanie, śpi...
-Spił się?- wyszeptałam resztkami sił, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Próbowałam walczyć z dziwnym zmęczeniem, ale nie miałam siły. Zasnęłam. Tak po prostu.


[punkt widzenia Gregora]
-Cholera moja głowa...- jęknąłem do siebie po omacku szukając ręką butelki wody. Wczoraj musiałem na prawdę mocno się spić. Przesunąłem lewą ręką po łóżku, ale pod palcami poczułem tylko gładkie prześcieradło. Co jest? Gdzie jest Domi? Leniwie otworzyłem oczy i ze zdziwieniem doszedłem do wniosku, że w pokoju jestem zupełnie sam. Szybko chwyciłem za telefon i wykręciłem jej numer- głucho. Spróbuję do Cristiny- pomyślałem i tak też zrobiłem.
-Halo?- usłyszałem zmęczony głos przyjaciółki; zastanawiałem się, czy przypadkiem jej nie obudziłem, bo podobno istnieje taki zabobon, że nie wolno budzić kobiet w ciąży.
-Hej, Cris, nie wiesz gdzie jest Domi?- powiedziałem cicho do słuchawki.
-Tak się składa, że wiem- nagle oprzytomniała- Jest w szpitalu, ty tępy bucu!- wrzasnęła, a ja poczułem jak coś przewraca mi się w żołądku.
-Jak to w szpitalu?- zapytałem, ale nie usłyszałem odpowiedzi; w zamian za to w słuchawce pojawił się szum.
-Halo? Gregor?- usłyszałem głos Thomasa- Jesteśmy w szpitalu... Poczekaj, taka trudna nazwa... Siostr Elzbietanek, przyjedź szybko.
-Jak to w szpitalu?- powtórzyłem przerażony, ale odpowiedział mi tylko krótki przerywany sygnał, który sygnalizował zakończenie połączenia. Szybko wciągnąłem na siebie pierwsze lepsze ubrania, jakie miałem pod ręką i wybiegłem z pokoju w tym samym czasie dzwoniąc po taksówkę.
Jadąc do szpitala na przemian pospieszałem kierowcę i zastanawiałem się, co właściwie się stało. Ostatnie, co pamiętam z wczorajszego wieczora... wygrałem... dekoracja kwiatowa, medal... później pożegnałem się z Domi i ona poszła do hotelu do Cristiny... poszliśmy z Morgim i Kamilem, Maćkiem Kotem i Kubackim do baru... zamówiłem szkocką... Boże, nic dalej nie pamiętam.
-Trzydzieści dwa złote- powiedział kierowca parkując przed dużym budynkiem. Szybko wyjąłem pierwszy lepszy banknot z portfela i nie czekając na resztę wydostałem się z samochodu i pobiegłem w stronę wejścia.
-Gdzie leży Dominika Tulph?- zapytałem kobiety siedzącej w recepcji.
-Pan z rodziny?- odpowiedziała pytaniem, nie podnosząc wzroku znad dokumentów.
-Nie... Jestem narzeczonym...
-Przykro mi, ale nie mogę udzielić informacji...- mruknęła.
-Czy może pani na mnie spojrzeć?- zapytałem głośniej- poskutkowało.
-Oh, pan Schlierenzauer... Trzeba było tak od razu... Pani Tulph...- zaczęła grzebać w komputerze- Sala 203- nic jej nie odpowiedziałem- po prostu pobiegłem w stronę schodów po drodze trącając ramieniem jakiegoś lekarza.
-Przepraszam!- krzyknąłem nawet się nie odwracając. Kiedy dotarłem na czwarte piętro zobaczyłem Cristinę, która przytulona do Thomasa podskakiwała nie mogąc się uspokoić- najwidoczniej płakała, a ja bałem usłyszeć się o tym, co właściwie miało wczoraj miejsce.
-Ty kretynie!- zawołała, gdy tylko mnie zobaczyła i ruszyła w moją stronę- Ty tępy buraku!- złapała mnie jedną ręką za bark, a drugą złożyła w pięść i zaczęła okładać mnie pięściami.
-Cris...- złapałem ją za ręce- Skup się, co się stało?
 -Co.. co się stało?- wyrywała się zrozpaczona- Ona tam leży... nieprzytomna... A, a ty po prostu pytasz co się stało?- zaniosła się płaczem i odwróciła w stronę Thomasa, który natychmiast pojawił się przy niej i mocno przytulił.
-Dominika jest w śpiączce... Napadły ją wczoraj jakieś twoje faneczki... Tyle zdążyła mi powiedzieć, zanim zasnęła...
-Jak to zasnęła? Co mówią lekarze?- zapytałem przerażony.
-Mówią, że jej stan jest ciężki i że kolejna doba będzie decydująca- wyrecytował zaciskając powieki- Ma obite lewe płuco, rozciętą głowę i wstrząs mózgu... Mówią, że gdyby uderzyły ją choć trochę mocniej doszłoby do uszkodzenia mózgu...- jeszcze mocniej przytulił Cristinę.
Nic nie rozumiałem. Wstrząs mózgu? Ale jak to? Przecież to było niemożliwe... Jak ktoś mógł ją napaść? W środku miasta? Po zawodach? Przecież tam były setki ludzi! Nikt jej nie słyszał?
Omijając dwójkę przyjaciół wszedłem do sali wskazanej przez pielęgniarkę. Leżały tam jeszcze dwie dziewczyny, które gdy tylko usłyszały dźwięk otwieranych drzwi szybko podniosły wzroki znad gazet. Ignorując je podszedłem do łóżka, na którym leżała moja dziewczyna.
-Domi...- szepnąłem siadając obok niej i chwytając za rękę. Wyglądała paskudnie- miała całą poharataną twarz, wąsy tlenowe i rurkę wprowadzoną w gardło. Kiedy tylko ją zobaczyłem łzy napłynęły mi do oczu, a teraz nie mogłem ich pohamować. Wielkie jak grochy spadały na białą szpitalną pościel. Nie odzywała się. Leżała obok mnie nieprzytomna i blada jak ściana.
-Co pan tu robi? Nie można siedzieć na łóżku!- do sali wszedł jakiś mężczyzna- najwidoczniej lekarz.
-Przykro mi, ale nie rozumiem co pan powiedział- mruknąłem podnosząc się z łóżka i ocierając policzki.
-Powiedziałem, że nie wolno siedzieć na łóżku- powtórzył po angielsku- Andrzej Górski, lekarz prowadzący- przedstawił się podając mi rękę.
-Gregor Schlierenzauer- odpowiedziałem szybko ściskając jego dłoń- Co z moją dziewczyną?
-Cóż, pani Tulph ma stłuczone płuco, wstrząs mózgu i rozciętą głowę- ranę już zszyliśmy- pokazał na Dominikę.
-Kiedy się obudzi?- zapytałem szybko.
-Nie jestem w stanie tego przewidzieć, to zależy tylko od jej organizmu- westchnął- To na prawdę bardzo indywidualna sprawa. Myślę, że za około tydzień już wszystko powinno być w porządku, ale jak już wspomniałem- to zależy tylko od niej.
-Nie możecie jej wcześniej wybudzić?- zapytałem cicho.
-Oczywiście, że możemy, ale to może spowodować różne uszkodzenia- głównie w mózgu. Można powiedzieć, że w pewnym sensie ona teraz odpoczywa... Poza tym wszystko słyszy, więc proszę do niej mówić jak najwięcej i być w dobrej myśli- poklepał mnie po ramieniu, zanotował coś na karcie znajdującej się w nogach jej łóżka i wyszedł. Wykonując polecenie lekarza przysunąłem krzesło do łóżka, usiadłem na nim i chwyciłem dłoń Dominiki.
-Przepraszam...- szepnąłem; tylko na tyle było mnie stać.
Siedziałem przy niej cały dzień. Nic nie mówiłem, ale to przez obecność innych dziewczyn. Myślę, że gdybym został z Domi sam na sam gadałbym jak najęty chociaż ona nie potrafiłaby mi odpowiedzieć.
-Gregor- usłyszałem cichy głos Thomasa, który wyrwał mnie z drzemki. Otwierając oczy spostrzegłem, że moja głowa spoczywa na udach Dominiki, a ja nadal trzymam jej dłoń. Powoli podniosłem wzrok i spojrzałem na przyjaciela.
-Jedź do hotelu, prześpij się, ja tu zostanę- zaproponował, a raczej rozkazał.
-Nie, ja tu zostaję- powiedziałem stanowczo.
-Na pewno?- upewnił się przyjaciel spoglądając na mnie.
-Tak. Weź Cris, ona powinna się położyć- szepnąłem przecierając oczy.
-Jest dziesiąta wieczorem... Przyjedziemy jutro rano, dobrze?- zadał retoryczne pytanie, poklepał mnie po ramieniu i ruszył do drzwi- Będzie dobrze- rzucił i wyszedł.


ENJOY :3
ZAPOMNIAŁAM DOPISAĆ, PRZEPRASZAM- CO DO SCHLIERIEGO- KIEDYŚ GO WPROST UWIELBIAŁAM TO PRZEZ TO, ŻE TAK BARDZO GO LUBIŁAM ZAŁOŻYŁAM TEGO BLOGA, ALE TERAZ ZACZĄŁ DZIAŁAĆ MI NA NERWY; GŁÓWNIE PRZEZ TO, ŻE  NIE UMIE PRZEGRYWAĆ I STWIERDZIŁ, ŻE POLKI SĄ KOBIETAMI LEKKICH OBYCZAJÓW :)

5 komentarzy:

  1. Jejku, popłakałam się :c
    Biedna Domi i taki kochany Gregor, Thomas :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale boskiii rozdział <333 Łezka mi poleciała! Biedna Domi... :/ Ach, czekam na next z niecierpliwością :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu, mam nadzieję ze Dominika się wybudzi. A te faneczki to z chęcią bym je rozszarpala!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez cb siedze tu i płacze. Współczuje Domi i mam nadzieję, że szybko się wybudzi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny rozdział, przez który nie można doczekać się kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń