Wyświetlenia

sobota, 15 lutego 2014

28. Słu... Słucham?

-Dziękuję- przez zaschnięte gardło zdobyłam się tylko na ledwie słyszalny szept.
-Nie ma za co. Byłaś bardzo dzielna- powiedział Gregor całując moją dłoń, gdy staliśmy na światłach.
-Pobrudziłam ci całe pasy... i siedzenie- dalej szeptałam pokazując na zaplamione krwią miejsca.
-Nic się nie stało, spokojnie skarbie- mruknął Schlieri szukając wzrokiem wolnego miejsca na szpitalnym parkingu. Gdy tylko auto się zatrzymało odpięłam pasy i uchyliłam drzwi. Nie wiedząc dlaczego byłam zupełnie wycieńczona; wszystko mnie bolało, spodnie i koszulka były całe zakrwawione, a ja miałam wrażenie, że moja głowa zaraz eksploduje- wszystko przez jeden mały upadek!
-Poczekaj- usłyszałam głos Gregora, który natychmiast znalazł się przy mnie. Poczułam się jak mała dziewczynka unoszona właśnie przez swojego ojca. Nie miałam siły nawet protestować; przechyliłam tylko głowę tak, by jak najmniej krwi ze mnie uleciało i zamknęłam oczy. Słyszałam dźwięk automatycznego zamka w samochodzie, szum otwieranych również automatycznie drzwi, szelest kroków, jęki zdziwienia i wiele głosów. Gdy w końcu zdecydowałam się uchylić powieki moim oczom ukazała się wąska poczekalnia wypełniona ludźmi. Schlieri posadził mnie na miejscu zwolnionym przez jakiegoś chłopaka i uklęknął przy mnie.
-Poczekaj moment, skarbie- szepnął i  pocałował mnie w czoło po czym otworzył drzwi gabinetu znajdującego się naprzeciwko. Spod półprzymkniętych powiek byłam w stanie zaobserwować dziwne spojrzenia ludzi i kilka telefonów komórkowych wystawionych w moją stronę.
-Nie, proszę- jęknęłam cicho unosząc dłonie do twarzy. Poczułam jak coś chłodnego ociera się o mój policzek i przypomniałam sobie, że na palcu nadal spoczywa mój świeżo zakupiony pierścionek zaręczynowy. Z rękami przy twarzy starałam się nie myśleć o bólu, ale był on na tyle przeszywający, że skutecznie mi to utrudniał, a ludzie, korzystając z mojego cierpienia i niemożności stali przede mną jak sępy wyżerające wątrobę Prometeuszowi.
Nagle usłyszałam dźwięk szybko otwieranych drzwi i damski głos. Kiedy odsunęłam dłonie zobaczyłam, że wrócił Gregor prowadząc za sobą kobietę, która wyglądała na pielęgniarkę.
-Faktycznie, wygląda na wyjątkowy przypadek- osądziła- Proszę ją zanieść na salę- otworzyła szerzej drzwi i zachęciła go ruchem dłoni. Po chwili leżałam już na twardym łóżku i czekałam na lekarza. W ciągu kilku minut podszedł do mnie wysoki mężczyzna- najwidoczniej chirurg- który osądził, że moja rana nadaje się do szycia.
-Pani Tulph- zaczął- nie mamy pani książeczki zdrowia, więc musi nam pani powiedzieć, czy jest pani na coś uczulona?
-Nie jestem- zaprzeczyłam patrząc, jak wyciąga z kieszeni kitla długopis i zaczyna notować.
-Choroby genetyczne?
-Nie.
-Przewlekłe?
-Nie.
-Czy była pani ostatnio w szpitalu?
-Nie.
-Czy była pani w ciąży?
-Do cholery jasnej!- wybuchłam- Czy mógłby pan z łaski swojej podać mi diklofenak albo ketaminę i zszyć tę ranę czy będzie pan tak chrzanił przez kolejną godzinę?
-Słu... Słucham?- zapytał zdziwiony mężczyzna- Pani jest lekarzem?
-Dopiero się uczę. Ale zapewniam, że w czasie kiedy pan wypytuje mnie o te rzeczy, zdążyłabym sama pięć razy podać sobie coś przeciwbólowego!- niemal krzyknęłam i poczułam na sobie wzrok kilkorga innych pacjentów.
-Spokojnie...- mruknął mi do ucha Gregor i złapał za rękę.
-5 miligramów ketaminy dożylnie- powiedział lekarz do pielęgniarki, która właśnie zabierała się do oczyszczania rany na brodzie- I przenosimy panią na salę zabiegową, zaszyjemy brodę.
-Dziękuję bardzo- powiedziałam z wyrzutem i zamknęłam oczy.
Po godzinie wychodziliśmy już ze szpitala. Miałam sześć szwów na brodzie, byłam cała brudna w zaschniętej krwi, a pod rozdartymi na kolanie spodniami dało się zobaczyć małą rankę.
-Przepraszam za to całe zamieszanie...- jęknęłam z trudem pakując się do samochodu.
-Skarbie, mówisz jakby to była twoja wina, że ten mężczyzna napadł na jubilera...- Schlierenzauer pochylił się nade mną- Byłaś bardzo dzielna, jestem z ciebie dumny- delikatnie pocałował moje usta, a ja mimowolnie powróciłam wspomnieniami do zdarzenia sprzed kilku godzin i lekko się uśmiechnęłam- Jedziemy do domu- oznajmił i zajął swoje miejsce.

Przez kilka dni dochodziłam do siebie. Cała moja rodzina była przerażona tym, co stało się w Wiedniu. Po kilku cudownych dobach spędzonych w cieplutkim łóżeczku musiałam w końcu je opuścić i razem z Gregorem pojechałam na najbliższy komisariat policji żeby złożyć zeznania (obiecali, że wyślą je do Wiednia, żebyśmy nie musieli się fatygować). Kolejnego dnia poszłam na uczelnię, a po zajęciach pojechałam do Cristiny, która teraz mieszkała z Thomasem. Ona również bardzo przestraszyła się tym, co stało się w stolicy, a kiedy przyszła do mnie w odwiedziny o mało co nie zabiła mnie nadmiarem buziaczków i przytulasków.
-Dobrze, że jesteś- uśmiechnęła się zalewając kawę- Zapomniałam ci ostatnio powiedzieć, że wtedy, gdy wy byliście w tym nieszczęsnym Wiedniu ja byłam u ginekologa i wyznaczył mi datę porodu na trzeciego maja.
-Ojej, to cudownie- uśmiechnęłam się pochłaniając ciastko- A jak w ogóle się czujesz?
-Bardzo dobrze, na prawdę- postawiła przede mną kubek- Tylko ciągle mam takie napady głodu, wstaję w nocy i jem na przykład ogórki z masłem orzechowym, rozumiesz?- zaśmiała się- A rano mam obrzydliwe mdłości-wzdrygnęła się na samą myśl.
-Wcale ci nie zazdroszczę- zmarszczyłam nos- Ale to jest chyba warte tego małego bobaska- uśmiechnęłam się.
-Też tak sądzę- odwzajemniła gest i zaczęła upychać ciastko w ustach.
-A jak Thomas?
-Chyba jeszcze nie do końca to do niego dotarło- zaśmiała się- Ale bardzo się cieszy. Wyobraź sobie, że kupił takie malutkie vansy- rozwarła palce na pięciocentymetrową przerwę- Czarne, żeby były dobre dla dziewczynki i dla chłopca.
-Hahahaha, tak słodko- uśmiechnęłam się szeroko.
-Słuchaj, ja wiem, że to jest tylko formalność, bo to oczywiste, ale wolę się upewnić... Zostaniesz chrzestną prawda?- zatkało mnie. Formalność? Ojejciu, miałam być matką chrzestną tego małego bobaska?
-O rety, no jasne!- zawołałam wesoło- Będę najlepszą chrzestną na świecie!
-I najbardziej postrzeloną- zaśmiała się i wyjęła z lodówki ogórka kiszonego, którego zamoczyła w kawie i wsunęła do ust- No ho?- zapytała z pełnymi ustami, widząc moje zdziwione spojrzenie.
-Ja przynajmniej nie moczę ogórków w kawie...- westchnęłam nawiązując do jej poprzednich słów.

Mijał dzień za dniem i miesiąc za miesiącem, a ja coraz bardziej utożsamiałam się z rolą drugiej matki. Gregor został poproszony o bycie ojcem chrzestnym- rzecz jasna nie odmówił. Cristina i Thomas bardzo chcieli żeby rodzice chrzestni byli parą, żeby w razie nagłego przypadku gdyby (nie daj Boże) im obojgu coś się stało, dziecko nadal wychowywało się w pełnej rodzinie.
Jeśli chodzi o nasze plany ślubne niestety zostały zepchnięte na drugi plan, bo zbliżał się sezon.
Rozumiałam to i nie miałam nic przeciwko. Od początku października chłopaki zaczęli bardzo intensywnie trenować i mieli jeszcze mnie czasu. Cristinie zaczął rosnąć brzuszek i muszę przyznać, że bardzo jej pasował! Była chyba najszczęśliwszą kobietą na świecie, a patrząc na nią miało się wrażenie, że chciałaby przytulić cały świat. Ja spędzałam pół dnia na uczelni, a po południu jechałam do Cris żeby nie siedziała sama w domu, kiedy chłopaki mieli treningi i całe dnie spędzali na hali albo w Innsbrucku. Tak nam się żyło, całkiem miło i spokojnie, do grudnia, kiedy pojechaliśmy do Wisły.




NEXT! :3
KAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAMIL STOOOOOOOOOOOOOOOOOCH JAK ZWYKLE NAJLEPSZY <3 TROCHĘ SZKODA THOMASA, KTÓRY DOPIERO NA 40 MIEJSCU PO PIERWSZEJ SERII, PRAWDA? :C ALE CÓŻ- RAZ NA WOZIE RAZ POD WOZEM.
CO DO ROZDZIAŁU- MAM NADZIEJĘ, ŻE BĘDZIE WAM SIĘ PODOBAŁ :)

5 komentarzy:

  1. Ja mam pytanie do autorki: Twój ulubiony skoczek to..... ?? :) pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Domi :-/ Rozdział jak zawsze świetny :-)
    Ciekawa jestem czy Cristina urodzi chłopca czy dziewczynkę? Dziiiidziuuuś, już nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Ja też jestem ciekawa czy dzidziuś będzie, Dziewczynką czy chłopcem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział :D Biedna Domi, ale oczywiście opiekuńczy Schlieri <333 <3 Czekam na next! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście, że rozdział się podobał, czekam na next :) x

    OdpowiedzUsuń