Mężczyzna mierzył do mnie z czarnego pistoletu, a ja stałam jak przyklejona do kremowej posadzki pośrodku sklepu jubilerskiego.
-Na podłogę mówię!- wrzasnął po raz wtóry i poczułam jak czyjaś ręka chwyta mnie za przegub i ciągnie w dół. Rozpłaszczyłam się na ziemi, powoli zaczynając zdawać sobie sprawę z tego co właśnie rozgrywa się na moich oczach. Byłam przerażona. Uniosłam lekko głowę, by zobaczyć co dzieje się wokół mnie. Pan Stephan nadal stał za ladą, a postawny mężczyzna zmierzał w jego stronę z lnianym workiem.
-Pakuj zawartość kasy, tylko bez numerów!- krzyknął rzucając mu torbę oraz kierując lufę broni w jego stronę. Widać było, że sam strasznie denerwował się tym, co się działo. Nie miałam jednak odwagi żeby się odezwać, ponieważ bandyta co chwila zerkał na nas wzrokiem, który jeszcze bardziej przyszpilał mnie do podłogi. Zdobyłam się tylko by wysunąć dłoń, która spoczywała pod brzuchem i niemal niezauważalnie chwycić nią rękę Gregora. Po chwili nasze palce spotkały się, a pod wpływem jego dotyku zaczęłam trzeźwo myśleć. Bałam się nie na żarty. Miałam nadzieję, że mężczyzna weźmie wszystko czego chce i po prostu wyjdzie. Nic innego nie miało dla mnie teraz znaczenia. Nagle usłyszałam dźwięk, czegoś uderzającego o blat jak worek kartofli. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że to pan Stephan skończył pakować pieniądze. Serce waliło mi jak oszalałe; cieszyłam się, że zamaskowany w końcu dostał czego chciał i teraz wyjdzie zostawiając nas w tej dziwnej sytuacji.
-Na ziemię!- ryknął w stronę starszego mężczyzny, który natychmiast wykonał jego polecenie- Ty, mała- powiedział przenosząc pistolet w moją stronę- Wstawaj!
Boże, jakaż byłam głupia. Łudziłam się, że on sobie pójdzie, ale przecież byliśmy w sklepie jubilerskim! Nie dość, że mógł nieźle dorobić się na zawartości samej kasy to przecież mógł również zapakować całą drogocenną biżuterię.
-Nie, ja pójdę- powiedział Gregor szybko podnosząc się z podłogi.
-Gleba!- wrzasnął rabuś, próbując powstrzymać mojego chłopaka celując w niego bronią.
-Weź mnie, nie ją- spokojnie zaczął mój chłopak.
-Nie! Leż! A ty wstawaj!- powtórzył patrząc na mnie; szybko wykonałam jego polecenie- Weź klucze- powiedział pokazując na pęk leżący na ladzie- Otwieraj po kolei gabloty i pakuj do tego ich zawartość- rzucił w moją stronę czarny plecak. Chwyciłam zimne klucze leżące na marmurowym blacie i po kolei wsuwałam do małych zamków, a następnie opróżniałam zawartość gablot.
-Proszę jaka ślicznotka...- mówił mężczyzna, gdy stałam obrócona do niego tyłem; czułam jak lustruje mnie wzrokiem- Mam wrażenie, że skądś się znamy...
-Nie sądzę- odpowiedziałam chamsko; cały strach uleciał ze mnie tak szybko jak się pojawił.
-A jednak- mruknął przysuwając się bliżej- Chyba w gazecie... Tak, tak, na pewno widziałem cię w gazecie...- ignorowałam go nie zaprzestając czynności. Gdy kończyłam czyścić przedostatnią półkę, za oknem usłyszałam dźwięk zbliżającego się radiowozu. Nie wiedziałam czy mi ulżyło, czy coś na ten dźwięk ze strachu poruszyło się w moim żołądku. Tak jak wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu przeniosłam wzrok na szklane drzwi, przez które mogłam zobaczyć tłum ludzi, z dwudziestu policjantów, którzy starali się go rozproszyć i kilku antyterrorystów. Więc pan Stephan tym dziwnym ruchem dłoni na całe szczęście wezwał wsparcie. Dwóch umundurowanych policjantów z wyciągniętymi pistoletami zbliżało się w stronę sklepu. W tym samym momencie poczułam jak ktoś ręką obejmuje moją szyję i przykłada coś do skroni. Zaczęłam szybciej oddychać i nie wiadomo dlaczego szarpać się.
-Uspokój się, bo zrobi się nieprzyjemnie!- warknął mi do ucha mężczyzna, który jeszcze bardziej wzmocnił uścisk; pod wpływem jego głosu znieruchomiałam i stałam sztywno po środku sklepu.
-Puść dziewczynę- usłyszałam gruby głos dochodzący zza drzwi sklepu. Na ile pozwalało mi ciało zastygłe w dziwnej pozycji wychyliłam się i zobaczyłam policjanta stojącego z megafonem.
Poczułam jak rabuś schyla się by podnieść torbę leżącą na ziemi, po czym wraca do poprzedniej pozycji, by popchnąć mnie swoim dobrze zbudowanym ciałem w stronę drzwi. Byłam tak bardzo wystraszona, że nawet nie próbowałam stawiać oporu- zresztą wolałam znaleźć się na dworze pośród trzydziestu policjantów, niż stać pośrodku sklepu jubilerskiego, nie wiedząc co mnie czeka. Stale miałam lufę przysuniętą do głowy, a w dłoni trzymałam torbę z biżuterią. Potykając się zeszłam po schodach i stanęłam na wiedeńskim chodniku.
-Rzuć broń!- usłyszałam krzyk jednego z policjantów, ale mężczyzna wcale nie miał takiego zamiaru.
-Odsuń się!- odwrzasnął pokazując brodą na samochód, obok którego stał umundurowany. Wysłuchując jego polecenia policjant odsunął się od policyjnego auta umożliwiając bandycie swobodne przejście. Nagle poczułam jak coś pcha mnie mocno do przodu; całym ciałem upadłam na chodnik i poczułam jak coś ciężkiego przygniata moje nogi. Podnosząc wzrok zauważyłam, że broń, która kilka chwil wcześniej znajdowała się w rękach bandziora teraz leży na chodniku, a Gregor pochyla się nad nim z uniesioną pięścią. Zebrałam w sobie całą siłę jaka mi pozostała i szybko wyczołgałam się spod tego ciężaru czując jak coś ciepłego ścieka po mojej brodzie.
-Domi!- usłyszałam krzyk Gregora, gdy tylko zdołałam przekręcić się na plecy.
-W porządku- zaśmiałam się dotykając piekącego miejsca na twarzy i kątem oka zauważając jak mężczyzna, który uprzednio chciał dać zamaskowanemu mężczyźnie szansę ucieczki teraz zakuwa go w kajdanki.
-Boże, Domi, jesteś cała we krwi- Schlieri złapał mnie za ręce i podniósł do pozycji siedzącej.
-W porządku- jęknęłam, czując jak przez moje ciało przechodzi nieprzyjemny prąd.
-Dominika, jedziemy do szpitala- powiedział stanowczo biorąc mnie na ręce.
-Gregor, to tylko krew...- sapnęłam czując jak zaczyna mi się kręcić w głowie.
-Nie ma dyskusji- poczułam jak staję się kompletnie bezwładna i wtuliłam się w klatkę piersiową mojego chłopaka.
-Musicie podjechać na komendę żeby złożyć zeznania...- usłyszałam głos policjanta.
-Później- mruknął Gregor pakując mnie na przednie siedzenie auta. Spojrzałam w boczne lusterko zauważając, że mam całą rozerwaną brodę; wyglądało to na prawdę fatalnie- musiałam mocno przejechać po tym betonie. Resztkami sił zapięłam pasy i poczułam jak ruszamy spod sklepu jubilerskiego.
DAM DAM DAM! ROZDZIALIK :3
MAM NADZIEJĘ, ŻE BĘDZIE SIE PODOBAŁ CHOCIAŻ MNIE ŚREDNIO PRZYPADŁ DO GUSTU :C
WSZYSTKIEGO DOBREGO Z OKAZJI WALENTYNEK! A JA DOSTAŁAM KARTKĘ Z MOIMI ZDJĘCIAMI I MORGIEGO, KOCHAM MOICH PRZYJACIÓŁ <3
OGLĄDACIE KWALIFIKACJE W SOCHI? :)
-Na podłogę mówię!- wrzasnął po raz wtóry i poczułam jak czyjaś ręka chwyta mnie za przegub i ciągnie w dół. Rozpłaszczyłam się na ziemi, powoli zaczynając zdawać sobie sprawę z tego co właśnie rozgrywa się na moich oczach. Byłam przerażona. Uniosłam lekko głowę, by zobaczyć co dzieje się wokół mnie. Pan Stephan nadal stał za ladą, a postawny mężczyzna zmierzał w jego stronę z lnianym workiem.
-Pakuj zawartość kasy, tylko bez numerów!- krzyknął rzucając mu torbę oraz kierując lufę broni w jego stronę. Widać było, że sam strasznie denerwował się tym, co się działo. Nie miałam jednak odwagi żeby się odezwać, ponieważ bandyta co chwila zerkał na nas wzrokiem, który jeszcze bardziej przyszpilał mnie do podłogi. Zdobyłam się tylko by wysunąć dłoń, która spoczywała pod brzuchem i niemal niezauważalnie chwycić nią rękę Gregora. Po chwili nasze palce spotkały się, a pod wpływem jego dotyku zaczęłam trzeźwo myśleć. Bałam się nie na żarty. Miałam nadzieję, że mężczyzna weźmie wszystko czego chce i po prostu wyjdzie. Nic innego nie miało dla mnie teraz znaczenia. Nagle usłyszałam dźwięk, czegoś uderzającego o blat jak worek kartofli. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że to pan Stephan skończył pakować pieniądze. Serce waliło mi jak oszalałe; cieszyłam się, że zamaskowany w końcu dostał czego chciał i teraz wyjdzie zostawiając nas w tej dziwnej sytuacji.
-Na ziemię!- ryknął w stronę starszego mężczyzny, który natychmiast wykonał jego polecenie- Ty, mała- powiedział przenosząc pistolet w moją stronę- Wstawaj!
Boże, jakaż byłam głupia. Łudziłam się, że on sobie pójdzie, ale przecież byliśmy w sklepie jubilerskim! Nie dość, że mógł nieźle dorobić się na zawartości samej kasy to przecież mógł również zapakować całą drogocenną biżuterię.
-Nie, ja pójdę- powiedział Gregor szybko podnosząc się z podłogi.
-Gleba!- wrzasnął rabuś, próbując powstrzymać mojego chłopaka celując w niego bronią.
-Weź mnie, nie ją- spokojnie zaczął mój chłopak.
-Nie! Leż! A ty wstawaj!- powtórzył patrząc na mnie; szybko wykonałam jego polecenie- Weź klucze- powiedział pokazując na pęk leżący na ladzie- Otwieraj po kolei gabloty i pakuj do tego ich zawartość- rzucił w moją stronę czarny plecak. Chwyciłam zimne klucze leżące na marmurowym blacie i po kolei wsuwałam do małych zamków, a następnie opróżniałam zawartość gablot.
-Proszę jaka ślicznotka...- mówił mężczyzna, gdy stałam obrócona do niego tyłem; czułam jak lustruje mnie wzrokiem- Mam wrażenie, że skądś się znamy...
-Nie sądzę- odpowiedziałam chamsko; cały strach uleciał ze mnie tak szybko jak się pojawił.
-A jednak- mruknął przysuwając się bliżej- Chyba w gazecie... Tak, tak, na pewno widziałem cię w gazecie...- ignorowałam go nie zaprzestając czynności. Gdy kończyłam czyścić przedostatnią półkę, za oknem usłyszałam dźwięk zbliżającego się radiowozu. Nie wiedziałam czy mi ulżyło, czy coś na ten dźwięk ze strachu poruszyło się w moim żołądku. Tak jak wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu przeniosłam wzrok na szklane drzwi, przez które mogłam zobaczyć tłum ludzi, z dwudziestu policjantów, którzy starali się go rozproszyć i kilku antyterrorystów. Więc pan Stephan tym dziwnym ruchem dłoni na całe szczęście wezwał wsparcie. Dwóch umundurowanych policjantów z wyciągniętymi pistoletami zbliżało się w stronę sklepu. W tym samym momencie poczułam jak ktoś ręką obejmuje moją szyję i przykłada coś do skroni. Zaczęłam szybciej oddychać i nie wiadomo dlaczego szarpać się.
-Uspokój się, bo zrobi się nieprzyjemnie!- warknął mi do ucha mężczyzna, który jeszcze bardziej wzmocnił uścisk; pod wpływem jego głosu znieruchomiałam i stałam sztywno po środku sklepu.
-Puść dziewczynę- usłyszałam gruby głos dochodzący zza drzwi sklepu. Na ile pozwalało mi ciało zastygłe w dziwnej pozycji wychyliłam się i zobaczyłam policjanta stojącego z megafonem.
Poczułam jak rabuś schyla się by podnieść torbę leżącą na ziemi, po czym wraca do poprzedniej pozycji, by popchnąć mnie swoim dobrze zbudowanym ciałem w stronę drzwi. Byłam tak bardzo wystraszona, że nawet nie próbowałam stawiać oporu- zresztą wolałam znaleźć się na dworze pośród trzydziestu policjantów, niż stać pośrodku sklepu jubilerskiego, nie wiedząc co mnie czeka. Stale miałam lufę przysuniętą do głowy, a w dłoni trzymałam torbę z biżuterią. Potykając się zeszłam po schodach i stanęłam na wiedeńskim chodniku.
-Rzuć broń!- usłyszałam krzyk jednego z policjantów, ale mężczyzna wcale nie miał takiego zamiaru.
-Odsuń się!- odwrzasnął pokazując brodą na samochód, obok którego stał umundurowany. Wysłuchując jego polecenia policjant odsunął się od policyjnego auta umożliwiając bandycie swobodne przejście. Nagle poczułam jak coś pcha mnie mocno do przodu; całym ciałem upadłam na chodnik i poczułam jak coś ciężkiego przygniata moje nogi. Podnosząc wzrok zauważyłam, że broń, która kilka chwil wcześniej znajdowała się w rękach bandziora teraz leży na chodniku, a Gregor pochyla się nad nim z uniesioną pięścią. Zebrałam w sobie całą siłę jaka mi pozostała i szybko wyczołgałam się spod tego ciężaru czując jak coś ciepłego ścieka po mojej brodzie.
-Domi!- usłyszałam krzyk Gregora, gdy tylko zdołałam przekręcić się na plecy.
-W porządku- zaśmiałam się dotykając piekącego miejsca na twarzy i kątem oka zauważając jak mężczyzna, który uprzednio chciał dać zamaskowanemu mężczyźnie szansę ucieczki teraz zakuwa go w kajdanki.
-Boże, Domi, jesteś cała we krwi- Schlieri złapał mnie za ręce i podniósł do pozycji siedzącej.
-W porządku- jęknęłam, czując jak przez moje ciało przechodzi nieprzyjemny prąd.
-Dominika, jedziemy do szpitala- powiedział stanowczo biorąc mnie na ręce.
-Gregor, to tylko krew...- sapnęłam czując jak zaczyna mi się kręcić w głowie.
-Nie ma dyskusji- poczułam jak staję się kompletnie bezwładna i wtuliłam się w klatkę piersiową mojego chłopaka.
-Musicie podjechać na komendę żeby złożyć zeznania...- usłyszałam głos policjanta.
-Później- mruknął Gregor pakując mnie na przednie siedzenie auta. Spojrzałam w boczne lusterko zauważając, że mam całą rozerwaną brodę; wyglądało to na prawdę fatalnie- musiałam mocno przejechać po tym betonie. Resztkami sił zapięłam pasy i poczułam jak ruszamy spod sklepu jubilerskiego.
DAM DAM DAM! ROZDZIALIK :3
MAM NADZIEJĘ, ŻE BĘDZIE SIE PODOBAŁ CHOCIAŻ MNIE ŚREDNIO PRZYPADŁ DO GUSTU :C
WSZYSTKIEGO DOBREGO Z OKAZJI WALENTYNEK! A JA DOSTAŁAM KARTKĘ Z MOIMI ZDJĘCIAMI I MORGIEGO, KOCHAM MOICH PRZYJACIÓŁ <3
OGLĄDACIE KWALIFIKACJE W SOCHI? :)
Ja oglądam kwalifikacje w soczi. Co do rozdziału to naprawdę fajny, w pewnym momęcie bardzo się przestraszyłam
OdpowiedzUsuńJak mogłabym nie oglądać kwalifikacji? :D
OdpowiedzUsuńA rozdział jest świetny jak zawsze :)
DOMI MISTRZYNI <3
OdpowiedzUsuńRany jak się bałam! Po przeczytaniu tytułu, myślałam że Domi naprawdę coś się stanie. I Gregor taki odważny. Rozdział naprawdę genialny :-)
OdpowiedzUsuń