Wyświetlenia

wtorek, 11 lutego 2014

25. Zatrzymaj ten kombajn, kowboju!

[punkt widzenia Thomasa]

Domi w tej samej chwili wybuchnęła niepohamowanym płaczem. Wyglądała jakby chciała powiedzieć coś bardzo ważnego, ale płacz skutecznie jej to utrudniał.
-Ta.. tak- powiedziała dławiąc się płaczem i szybko kiwając głową. Gregor szeroko się uśmiechnął i wsunął jej na palec zwinięty drucik po czym wstał i mocno ją uściskał.
-Kocham cię- powiedział.
-Kocham cię- powtórzyła zalana łzami dziewczyna.
-O mamciu- usłyszałem cichy głos Cristiny tuż obok swojego ucha. Zorientowałem się, że cały czas klęczymy na podłodze w salonie wpatrując się w dziwną scenę odbywającą się nieopodal. Pomogłem wstać swojej dziewczynie, która natychmiast pobiegła do swojej przyjaciółki.
-Aaaaaa!- obie zaczęły ściskać się, całować i podskakiwać; ich szczęścia nie dało opisać się słowami. Spojrzałem na Gregora. Wydawało mi się, że czuł dokładnie to samo co ja- był bardzo szczęśliwy, a jednocześnie przejęty tym, że niedługo miał zostać głową rodziny. Na mnie dodatkowo czekała jeszcze posada ojca, ale bardzo się tym cieszyłem; wiedziałem, że będę potrafił zapewnić mojej małej kruszynce godne życie.
-Ale się cieszą...- skwitował Schlieri stając bliżej mnie i przypatrując się dziewczynom, które nadal szalały jakby postradały zmysły- To normalne?
-Tak... wydaje mi się, że tak...- powiedziałem niepewnie, ale muszę przyznać, że nigdy nie widziałem ich w takiej euforii.



[punkt widzenia Domi]

Następnego dnia obudziłam się wcześnie rano. O dziesiątej miał przyjechać po mnie Schlieri i tak jak obiecał mieliśmy udać się do Wiednia. Spojrzałam na mój palec, na którym nadal spoczywał kawałek drucika. W tej chwili była to dla mnie najcenniejsza rzecz na świecie, mimo że dla innych była zwykłym śmieciem. Do domu wróciłam koło drugiej w nocy, kiedy wszyscy już spali- cóż, nikt nie spodziewał się, że wrócę jako narzeczona Schlierenzauera, więc nikt nie czekał. Zeszłam do kuchni, w której oczywiście kręciła się już mama.
-Hej, mamuś- powiedziałam radośnie i pocałowałam rodzicielkę w policzek.
-O, dzień dobry, skarbie- odpowiedziała wesoło wsuwając chleb do tostera; mały drucik owinięty na moim palcu zaplątał się we włosy matki- Ojej ojej- jęknęłam, próbując go wyplątać.
-Ałaaa- zawtórowała mi jękiem brunetka, która najwidoczniej musiała poczuć ból.
-Przepraszam- powiedziałam z niewinną minką, gdy udało mi się uwolnić palec z czarnych włosów mamy i sięgnęłam po dzbanek z sokiem pomarańczowym.
-To jakaś nowa moda?- zachichotała pokazując na mój palec.
-Hm, nie, to zastępczy pierścionek zaręczynowy- uśmiechnęłam się pod nosem i pociągnęłam łyk napoju; wiedziałam jaka będzie jej reakcja.
-Możesz powtórzyć, chyba coś mi się przesłyszało?- zapytała rodzicielka, która momentalnie pobladła i zaczęła pocierać ucho dłonią.
-Mamo, nie przesłyszało ci się- odłożyłam szklankę na blat- wychodzę za mąż!
-Aaaaa!- tym razem to mama zaczęła piszczeć i skakać razem ze mną- Wiedziałam! Wiedziałam, że ci się oświadczy!- krzyknęła i mocno mnie przytuliła. Zaaferowani piskiem pozostali członkowie rodziny wbiegli zaspani do kuchni potykając się o własne stopy.
-Czoszestalo?- zapytał pół przytomny Max pocierając oczy i próbując dostrzec w pomieszczeniu coś groźnego, co mogło wywołać nasze krzyki.
-Twoja siostra wychodzi za mąż!- zawołała mamcia podnosząc moją dłoń i pokazując na drucik na palcu.
-Zawsze wiedziałem, że Gregor jest hipsterem, ale że aż tak?- zaśmiał się i podszedł bliżej, by obejrzeć 'biżuterię'. Oczywiście musiałam wszystkim opowiedzieć, co stało się wczorajszego wieczora. Byli zaszokowani- zresztą nic dziwnego, ja również inaczej wyobrażałam sobie swoje zaręczyny. Nie wiem czego oczekiwałam- księcia na białym rumaku? W zasadzie Schlieri był kimś w rodzaju królewicza- rozpieszczony i samolubny, ale i tak podkochiwały się w nim tysiące dziewczyn.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Zatrzymałam rękę z tostem w połowie drogi do ust i pod ostrzałem zdziwionych spojrzeń reszty rodziny ubrana w piżamę poszłam otworzyć.
-Schlieri?- zapytałam zdziwiona, patrząc na chłopaka, który stał przede mną.
-Hej, skarbie, też miło cię widzieć- mruknął z przekąsem, wpakował się do środka o mało co nie depcząc moich palców u stóp.
-No, miło miło- szepnęłam patrząc jak rozpina kurtkę i przysuwa się do mnie.
-Jak tak miło, to może buziaczka dla narzeczonego na przywitanie?- zaproponował i delikatnie popchnął mnie na ścianę opierając ręce obok mojej głowy; szybko cmoknęłam jego usta.
-Miałeś być o dziesiątej... jest ósma- stwierdziłam zdziwiona.
-Nie mogłem spać- przyznał- Dużo myślałem...- szepnął prosto w moje usta.
-O czym?- z uśmiechem zarzuciłam ręce na jego szyje.
-O nas, o naszym ślubie...- potarł swoim nosem mój- O naszych dzieciach...
-Zatrzymaj ten kombajn, kowboju!- powiedziałam głośniej nieco zdziwiona- Mam dopiero dwadzieścia trzy lata i dwa lata studiów przed sobą, nie zapędzaj się- zaśmiałam się, a on mi zawtórował.
-Ale kiedyś będziemy mieć dzidzię, prawda?- zapytał i dziwacznie wygiął usta w podkówkę.
-Kiedyś może tak...- sapnęłam czując jego usta na swojej szyi.
-Domi, w porządku?- usłyszałam z kuchni głos Andreasa.
-Tak, tak!- odkrzyknęłam lekko odpychając od siebie Schlierigo- Rozbieraj się...
-Oj, skarbie, tak szybko?- zaśmiał się Gregor próbując przekręcić znaczenie moich słów na swoją korzyść. Zaśmiałam się udawanym śmiechem i poszłam do kuchni nie czekając na mojego chłopaka.
-To tylko Gregor- mruknęłam siadając na swoim miejscu i konsumując tosta.
-Cześć- po chwili usłyszałam głos Schlieriego za swoich pleców, ewidentnie kierowany do reszty rodziny. Chłopak złapał oparcie mojego krzesła i wraz ze mną odchylił je do tyłu.
-Aaa, Gregor, nie!- pisnęłam i szybko zacisnęłam palce na blacie stołu. Wszyscy zaczęli się ze mnie śmiać, ale dla mnie to wcale nie było zabawne, ten człowiek był nieobliczalny : D
-Cóż, Gregor, muszę przyznać, że wybrałeś dla mojej córki bardzo gustowny pierścionek- zachichotała moja mama podając mężczyźnie kubek z kawą.
-Bardzo pani dziękuję- powiedział odnośnie kawy i pocałował moją rodzicielkę w dłoń- Ratuje mi pani życie- pociągnął łyk- Co do pierścionka- dziś wybieramy się do Wiednia po taki prawdziwy. Mam nadzieję, że nie ma pani nic przeciwko?
-Ależ skąd- mama machnęła ręką, posyłając mojemu chłopakowi uroczy uśmiech.
-A może ja mam? To w końcu moja siostrzyczka!- wtrącił Max.
-Ale ciebie nikt nie pyta o zdanie- wytknęłam mu język.
-Tak, to na pewno moja siostra...- odpowiedział mi tym samym- Nie mogę uwierzyć, że się pobieracie... Jesteście tacy...
-Inni?- szybko podsunęła mu Ala.
-Dokładnie! Jesteście kompletnie inni!- potwierdził gorliwie Max.
-Cóż, podobno przeciwieństwa się przyciągają- zaśmiał się Gregor i pocałował mnie w policzek.
Kiedy tylko mój chłopak w końcu się najadł, oczywiście zaczął mnie pospieszać. Nie mogłam uwierzyć w to, jaki jest niecierpliwy.
-Kurcze, uspokój się!- krzyknęłam w końcu- Daj mi jeszcze kilka minut.
-To samo mówiłaś dwadzieścia minut temu- jęknął
-Teraz i tak się spieszy- potwierdził moją wersję Max, który właśnie ze śmiechem opuszczał kuchnię.
-A ty byś się ubrał, nagusie- mruknęłam patrząc na brata stojącego pośrodku pomieszczenia w samych slipkach.
-Jestem u siebie- wypiął mi język i wyszedł.
Po kwadransie siedzieliśmy już w samochodzie Schlieriego i wyjeżdżaliśmy z Fulpmes, by udać się do Wiednia. Wsunęłam do odtwarzacza pierwszą lepszą płytę i po chwili zaczęłam wyć:
-Sziiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiis soł goooooooooooooooooooooooon, szis soł goooon.
-Jezu, Domi, cała Austria zaraz będzie cię słyszała- zaśmiał się Gregor zatrzymując się na pasach i całując mnie w policzek.
-No przecież ładnie śpiewam- zaśmiałam się i obróciłam twarz w jego stronę, spoglądając w oczy.
Kilka lat temu, gdyby ktoś powiedział mi, że będę siedzieć jako narzeczona Schlierenzauera w jego aucie i jechać po pierścionek zaręczynowy, by w końcu móc zdjąć z palca kawałek metalowego drutu, którym obdarzył mnie dzień wcześniej w życiu bym mu nie uwierzyła. A teraz to działo się na prawdę. Moje życie tak bardzo zmieniło się na przestrzeni tych czterech lat.
-Pięknie, aż pan się popatrzył- ze śmiechem pokazał na mężczyznę stojącego w swoim mini vanie na pasie obok i dziwnie patrzącego w moją stronę. Szybko zasunęłam okno i spłonęłam rumieńcem.
-Dla mnie i tak jesteś największą diwą- powiedział mój chłopak i ruszył, gdy zapaliło się zielone światło. Był taki kochany; teraz w końcu znalazłam powód, który tłumaczył dlaczego zgodziłam się za niego wyjść, mimo że zaproponował mi tylko pierścionek uformowany z drutu.
Obserwując go przez te cztery lata naszej znajomości teraz mogłam śmiało stwierdzić, że Max się mylił. Gregor był bardzo do mnie podobny. On też nie mógł znieść widoku cierpiących ludzi, żebrzącej kobiety z małym płaczącym dzieckiem na rękach i bezdomnych. Za każdym razem gdy w jakimkolwiek mieście szliśmy ulicą i spotykaliśmy takowych, Schlieri bez zastanowienia wyciągał portfel i dawał im praktycznie całą jego zawartość. Muszę przyznać, że nieco zmieniłam o nim zdanie. Owszem, nadal nie potrafił przegrywać, ale nie można mu zarzucić, że był nieczuły na ludzką krzywdę.
Wpatrywałam się tak w jego gładką twarz o powściągliwej minie. Zawsze kiedy prowadził poświęcał temu 100% uwagi- być może dlatego żeby prowadząc jak wariat nikogo nie zabić lub nie wjechać w słup wysokiego napięcia. Kiedy tak na niego patrzyłam czułam, jak coś przewraca się w moim żołądku. Mimo tego że spotykaliśmy się od czterech lat, ciągle czułam swoisty pociąg do jego osoby, a motylki fruwały w moim brzuchu przed każdym spotkaniem.
Byliśmy na przedmieściach Fulpmes. Naokoło widać było jedynie lasy i duże tabliczki zachęcające do wstąpienia do zajazdu znajdującego się kilkadziesiąt kilometrów dalej.
-Skręć w tę drogę- powiedziałam nagle pokazując na ścieżkę, która odbijała w lewo.
-Ale po co?- zapytał Schlieri, mimo wszystko posłusznie wykonując moje polecenie. Nic nie odpowiedziałam; nadal wpatrywałam się w jego sylwetkę co chwilę przenosząc wzrok na dłonie spoczywające na kierownicy. Zrobiło mi się gorąco, więc szybko zrzuciłam z siebie kurtkę, którą po chwili rzuciłam na tylne siedzenia pojazdu.
-Domi, o co chodzi?- zapytał Gregor już nieco zniecierpliwiony moim milczeniem.
-Zatrzymaj się- rzuciłam tylko, gdy byliśmy pół kilometra od drogi głównej.
-Niedobrze ci?- zapytał patrząc na mnie niespokojnie.
-Wręcz przeciwnie- szepnęłam zagryzając wargę i bawiąc się włosami wpatrywałam się w niego. Przyglądaliśmy się tak sobie przez dłuższą chwilę, aż w końcu całkowicie straciłam panowanie nad sobą- szybko uklęknęłam na swoim siedzeniu opierając cały ciężar ciała na Schlierim, który obrócony bokiem do kierownicy opierał się o drzwi i oddychał coraz głośniej.
-Kocham cię- szepnęłam opierając swoje czoło o jego, po czym nie oczekując oczywistej dla mnie odpowiedzi, niczym pijawka przyssałam się do jego ust. Poczułam jak jego dłoń wędruje do mojego karku, a następnie zsuwa się wzdłuż kręgosłupa do pośladków. Lekko się uśmiechnęłam i rozpięłam bluzę, która była wierzchnią warstwą jego ubioru.





BADUM!
UWAGA, PRZERWANIE W TYM MOMENCIE RÓWNIEŻ BYŁO POMYSŁEM ZUZI, PRETENSJE PONOWNIE PROSZĘ KIEROWAĆ POD JEJ ADRES :C
P.S. PROSZĘ MI TU NIE GROZIĆ W KOMENTARZACH, BO ONA MI WENY DOSTARCZA, HALO ;C













4 komentarze:

  1. Świetny rozdział i super, że taki długi :) czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, czekam na next :) x

    OdpowiedzUsuń
  3. ojej jaki świetny rozdział <3 czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. lalalalalalalalla cudowny <3

    OdpowiedzUsuń