[punkt widzenia Thomasa]
Za pół godziny ma przyjść Domi z Gregorem. Cristina w zasadzie powinna już być. Strasznie się denerwuję. Jak ja mam jej to powiedzieć? A może nie powinienem? Chyba powinienem zaczekać... Thomas, ty tchórzu- skarciłem się w myślach. Teraz już nie mogę się wycofać. Czuję, że to jest to. Drugiej okazji może nie być.
-Jestem!- usłyszałem odgłos zamykanych drzwi i radosny głos Cristiny. Serce podskoczyło mi do gardła. Kiedy wczoraj do mnie zadzwoniła żeby potwierdzić to spotkanie, miałem wrażenie, że bardzo chce mi o czymś powiedzieć. O Jezu... Mam nadzieję, że nie chce ze mną zerwać.
Pomacałem się tylko po lewej piersi sprawdzając czy pudełeczko nadal znajduje się w wewnętrznej kieszeni marynarki. Ale się odstawiłem... Teraz to już na pewno się pokapuje co chcę zrobić...
-Hej, skarbie!- zbiegłem na dół i mocno ją obejmując przelotnie pocałowałem w policzek.
-Cześć- powiedziała przytulając mnie- Domi i Gregor już są, widziałam taksówkę- dodała pokazując kciukiem na drzwi znajdujące się za nią. W tej samej chwili usłyszeliśmy dzwonek. Szybko poszedłem otworzyć, a Cristina udała się do kuchni najprawdopodobniej po to żeby wyjąć z szafki kieliszki i wino.
-Dobry wieczór- usłyszałem radosny głos Domi, zanim jeszcze zobaczyłem jej długie loki opadające na ramiona. Wow, dopiero teraz w świetle małej latarki wiszącej nad wejściem zobaczyłem jaka jest piękna. Czerwona sukienka była uszyta jakby na miarę, a cudowny uśmiech mógł zastąpić całą biżuterię. Mój przyjaciel jest prawdziwym szczęściarzem, ale ja jestem jeszcze większym.
-Siema, siema- powiedziałem otwierając szerzej drzwi i wpuszczając ich do środka. Pocałowałem Dominikę w policzek, a z Gregorem przywitałem się uściskiem dłoni, próbując wysłać mu porozumiewawcze spojrzenie tak, żeby nie zobaczyła go jego dziewczyna. Ta jednak była zajęta zupełnie czymś innym. Szybko zrzuciła płaszcz, rzuciła go na małą półkę i pobiegła do kuchni, gdzie stała moja kobieta. Zobaczyłem tylko jak się witają, szepczą coś między sobą, a później chichoczą. Czyżby się domyślały? Niemożliwe...
[punkt widzenia Cristiny]
Usłyszałam tupot obcasów dobiegający z przedpokoju. Po tempie chodu poznałam, że zbliża się moja przyjaciółka. Nigdy nie była dobra w bieganiu na szpilkach, a tym razem wyjątkowo się spieszyła. Wpadła do kuchni jak tornado obdarzając mnie szybkim buziakiem w policzek. Przez to zawrotne tempo o mało co nie wypuściłam z rąk butelki czerwonego wina.
-I jak tam, mamusiu?- zapytała szeptem i obie zachichotałyśmy.
-Nie licząc porannych mdłości to wszystko w najlepszym porządku- uśmiechnęłam się szeroko- Jutro umówiłam się na wizytę do ginekologa...- powiedziałam nieznacznie dotykając swojego brzucha- Ciekawe czy Thomas się domyśla...
-Coś ty...- zaprzeczyła- Dam sobie rękę uciąć, że nie ma bladego pojęcia...
-Dziewczyny, idziecie?- zobaczyłam zadowoloną twarz Gregora, który zmierzał do salonu.
-Tak, tak- rzuciła moja przyjaciółka przechwytując wino i trzy kieliszki- Domyśli się przez to- zaśmiała się pokazując na szkło.
-Zamierzam powiedzieć mu to od razu- szepnęłam i wzięłam głęboki oddech. Chyba nigdy nie byłam tak zdenerwowana. Dopiero teraz dostrzegłam powagę sytuacji. Przygotowałam się tylko na wybuch euforii, ale co jeśli Morgi wcale nie będzie chciał tego dziecka? Co gorsze jeśli mnie zostawi, bo stwierdzi, że nie jest gotowy na to, żeby być ojcem? W mojej głowie zaczęło wirować tysiąc myśli naraz, a ja nie wiedziałam na której powinnam się skupić.
-Spokojnie...- powiedziała z uśmiechem Domi- Jestem pewna, że się ucieszy.
Usiedliśmy w salonie. Dominika i Gregor zajęli miejsca na kanapie, a ja usiadłam w fotelu. Morgi stał obok mnie z poważną miną i wyglądał na zdenerwowanego. Wahałam się... Nie wiedziałam czy powinnam to oznajmiać. Poczułam na sobie zachęcający wzrok Tulph, jakby chciała mi telepatycznie przekazać, że to już najwyższa pora.
-Słuchajcie...- wstałam z fotela i nieśmiało zaczęłam mówić- Muszę wam coś...
-Cris... jeśli pozwolisz ja chciałbym pierwszy...- przerwał mi Morgi
-Thomas, zaufaj, że moje jest ważniejsze...- mruknęłam do mojego chłopaka nieco ostrym tonem. Przecież to jest najważniejsza rzecz na świecie! Mam mu właśnie powiedzieć, że będzie ojcem, a ten mi przerywa, no co on...
-Cristina...- powiedział z uporem w oczach, ale ja nie zamierzałam ustąpić. Spojrzałam kątem oka na parę siedzącą na kanapie, która wydawała się nieco zdezorientowana- No dobrze, proszę...- westchnął tak, jakby dał mi pierwszeństwo mimo przekonania, że jego ogłoszenie jest ważniejsze.
-A więc tak...- zaczęłam siląc się na spokój- Wczoraj zadzwoniłam po Domi...- spojrzałam na nią; Siedziała i uśmiechała się jak głupia- przyjechała do mnie i mnie wsparła i dokonałyśmy zaskakującego odkrycia... Mianowicie odkryłyśmy, że...- zacisnęłam powieki i zagryzłam dolną wargę. Miałam wrażenie, że te słowa nie przejdą mi przez gardło; bałam się reakcji Thomasa- No dobra, jestem w ciąży!- powiedziałam szybko i uśmiechnęłam się.
-Aaaaa!- usłyszałam pisk mojej przyjaciółki, która jako pierwsza zerwała się na równe nogi i podbiegła do mnie w celu wyściskania za wszystkie czasy. Tuliła mnie tak i całowała dobre pół minuty. Kiedy w końcu się ode mnie odkleiła obie spojrzałyśmy na chłopaków. Gregor siedział jakby przyklejony do kanapy i mimo szczerych chęci nie mógł wydobyć z siebie ani jednego słowa; jakby mechanicznie przeniosłyśmy wzrok na Thomasa. Stał z założonymi rękami- taką pozę zaczął prezentować po wypowiedzeniu ostatniego zdania, a teraz najwidoczniej- podobnie jak przyjaciel- nie mógł się ruszyć. Uchylił tylko szeroko usta i stał oniemiały pośrodku pomieszczenia.
-Morgi... Nie cieszysz się?- zapytałam cicho, bojąc się odpowiedzi. Nie usłyszałam ani jednego słowa; byłam przerażona. Stał tak po prostu z otwartą buzią, a ja nie wiedziałam co zrobić.
-Thomas!- powiedziała Dominika podniesionym głosem, co wybudziło go z transu.
-Ja...- zaczął powoli opuszczając ręce wzdłuż ciała- Ja... nie wiedziałem...- zaczął się tłumaczyć ze swojego wcześniejszego zachowania. Kompletnie go zamurowało, nie miał bladego pojęcia co powiedzieć- Będę ojcem...- szepnął i spojrzał w okno- Będę ojcem- powtórzył głośniej- Będę ojcem!- niemal krzyknął przenosząc wzrok na mnie, a właściwie na mój brzuch- Będę miał dziecko, o Boże...- nie zdążyłam powiedzieć ani słowa. Zobaczyłam jego szybko zbliżającą się sylwetkę i po chwili moje stopy nie dotykały już podłoża. Szybko zarzuciłam ręce na jego szyję i zostałam kilka razy okręcona wokół własnej osi. Po chwili odstawił mnie z powrotem na ziemię i chwycił moją twarz w swoje dłonie.
-Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie- powiedział cicho, a w jego oczach dostrzegłam łzy. Cieszył się! Thomas Morgenstern cieszył się, że zostanie ojcem mojego dziecka! Poczułam jak po moich policzkach zaczynają toczyć się ogromne łzy szczęścia.
-Skarbie, nie płacz- szepnął, po czym pocałował mnie w czoło i mocno przytulił. Coś twardego w kieszeni jego marynarki straszliwie mnie upijało, ale nie zwróciłam na to uwagi. Byłam tak szczęśliwa, że nic oprócz ludzi znajdujących się w tym domu nie miało znaczenia. Kiedy się od siebie odsunęliśmy zobaczyłam, że oczy mojego chłopaka są bardzo zaczerwienione. Wystraszyłam się nie na żarty, ale kiedy lepiej się przyjrzałam zobaczyłam, że są to łzy. Wielkie kryształowe łzy szczęścia. Usłyszałam szmer z prawej strony i natychmiastowo zwróciłam tam swoje spojrzenie. To Gregor w końcu otrząsnął się z szoku i szedł w naszą stronę.
-Gratuluję!- powiedział wesoło i mocno mnie przytulił- Ale teraz się roztyjesz...- mruknął lustrując mnie wzrokiem.
-I tak zawsze będzie najpiękniejsza- mruknął Morgi, który zaraz potem również odebrał gratulacje.
-No no, pan Thomas będzie tatusiem!- pisnęła Dominika i rzuciła się na szyję mojemu chłopakowi. Miałam wrażenie, że cieszy się z tego tak samo jak ja; była najlepszą przyjaciółką pod słońcem.
[punkt widzenia Thomasa]
Z perspektywy czasu okazało się, że sprawa o której miałem powiedzieć wcale nie była najważniejsza. Za dziewięć miesięcy miałem zostać ojcem; nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. Całe moje życie miało zostać wywrócone do góry nogami przez istotkę, którą będę mógł z łatwością utrzymać w jednej dłoni. Byłem taki szczęśliwy. Po chwili jednak dotarło do mnie, że tego wieczora muszę zdobyć się na oświadczenie jeszcze jednej ważnej nowiny. Poczułem jak wszystkie moje wnętrzności zamieniają się miejscami i poczułem ulgę, że gdybym przypadkiem zemdlał obok mnie była przyszła pani doktor.
-Usiądźcie, proszę- powiedziałem z wymuszonym uśmiechem pokazując na kanapę. Byłem tak bardzo szczęśliwy, a mimo to w środku czułem się okropnie. Bałem się, że Cristina może mnie odrzucić. Fakt, że za niecały rok mieliśmy zostać rodzicami cudownej kruszynki oczywiście zmniejszał to prawdopodobieństwo, ale ono nadal istniało.
Wszyscy włącznie ze mną zajęli swoje miejsca. Przez stres chwilowo zapomniałem, co chciałem powiedzieć. Po prostu siedziałem w fotelu pochylony do przodu i tępo wpatrywałem się w kieliszki stojące na stole ze szklanym blatem.
-Morgi, chciałeś coś powiedzieć- powiedział Gregor patrząc na mnie wymownym wzrokiem. Szybko przeniosłem nieprzytomne spojrzenie na jego osobę zastanawiając się o czym on właściwie mówi. Przez chwilę byłem jakby w zupełnie innym świecie. Teraz musiałem wziąć się w garść mimo że w mojej głowie pojawiały się co chwila nowe myśli związane z przyszłością.
Powoli wstałem z fotela i z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjąłem czarne zamszowe pudełeczko. Poczułem na sobie spojrzenia trzech najbliższych mi osób, a przez chwilę miałem wrażenie jakbym właśnie siedział na belce i miał oddać najważniejszy skok swojego życia. Przeniosłem wzrok na Gregora, który siedział z szerokim uśmiechem i chyba ledwo co powstrzymywał się od zatarcia rąk w geście zadowolenia (powstrzymywało go od tego tylko to, że w rękach trzymał swojego iPhone'a niczym paparazzi najlepszy aparat). Później powiodłem spojrzeniem na Dominikę, która siedziała jak oniemiała i wyglądała jakby za chwilę miała wybuchnąć płaczem. Na końcu spojrzałem na kobietę mojego życia; siedziała prosto i patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Ruszyłem do niej niepewnym krokiem próbując przypomnieć sobie, co miałem jej powiedzieć- bez skutku. W głowie miałem kompletną pustkę i zdałem się na los. Uklęknąłem przed nią i otworzyłem czarne pudełeczko, w którym znajdował się pierścionek z brylantem. Teraz wypadałoby coś powiedzieć...
-Cristino...- zacząłem pewnym głosem- znamy się już cztery cudowne lata... Niedługo zostaniemy rodzicami... Jesteś całym moim światem i zapewniam cię, że nigdy nikogo nie pokocham tak jak ciebie... chyba, że tę małą istotkę- lekko pogłaskałem ją po brzuchu i zobaczyłem cudowny uśmiech na jej twarzy- Już wiem, że do końca życia przed snem i tuż po przebudzeniu chcę widzieć twoją uśmiechniętą twarz...- wziąłem głęboki oddech- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? -zapytałem patrząc jej głęboko w oczy. Usłyszałem jak Dominika ze świstem wciąga powietrze; Cris zakryła usta rękami i nic nie mówiła. Powiedz coś, no powiedz- błagałem ją w myślach, ale z jej ust nadal nie padła żadna odpowiedź.
-Ojeju- usłyszałem po kilku chwilach, który dłużyły mi się w nieskończoność- Cristina w końcu odsunęła dłonie od twarzy i rzuciła się na podłogę tuż obok mnie- Oczywiście, że tak! Oczywiście!- powiedziała szybko i wybuchnęła płaczem rzucając mi się na szyję. Poczułem jak kamień spada mi z serca. Objąłem mocno narzeczoną i wtuliłem twarz w jej miękkie włosy. Kiedy odsunęła się ode mnie jej twarzy była cała zapuchnięta. Ryczała jak głupia, ale i tak była piękna. Wyjąłem z pudełeczka mały pierścionek i wsunąłem na serdeczny palec jej prawej dłoni. Ta nic nie powiedziała, tylko chwyciła moją twarz w dłonie i mocno pocałowała w usta.
-Brawo!- usłyszałem głos Gregora, który razem z Dominiką zaczął bić brawo. Dziewczyna była wzruszona niemal tak jak Cristina. Myślałem, że zaraz zacznie okładać stojącego obok niej Schlieriego krzycząc dlaczego on tak nie zrobił. W tejże chwili mój przyjaciel zrobił rzecz, której w ogóle się nie spodziewałem. Chwycił z ziemi zalegający pod kanapą kawałek drucika (który zapewne był pozostałością po jakimś szampanie) i uformował z niego okrąg. Dominika patrzyła na nas jak na obrazek, a łzy jak grochy spływały po jej policzkach. Nawet nie zauważyła, kiedy Gregor przed nią uklęknął.
-Domi...- złapał ją za rękę, na co dziewczyna zareagowała jak rażona prądem. Szybko odwróciła się w jego stronę i patrzyła zdziwiona- Ja wiem, że okoliczności może nie są sprzyjające... I obiecuję, że jutro jedziemy do Wiednia i wybierzesz sobie najpiękniejszy pierścionek jaki tylko będzie... Ale korzystając z romantycznej atmosfery jaką stworzył Thomas...- przeniósł wzrok na ziemię- Boże, jak mi bije serce...- mruknął i spojrzał na Dominikę- wyjdź za mnie...
Dziewczyna stała nieruchomo jak marmurowy posąg i była blada jak ściana.
-Gregor...- szepnęła zadziwiona sytuacją i obiema rekami złapała się za głowę- Co ty...- przeniosła wzrok na mnie i Cristinę; nadal klęczeliśmy na ziemi i przyglądaliśmy się tej niezwykłej scenie.
-Dominika, wyjdziesz za mnie?- powtórzył nieśmiało Schlieri; chyba w życiu nie widziałem go tak zestresowanego.
TAKI PIĘKNY ROZDZIAŁ, KTÓRY ZNOWU DEDYKUJĘ ZUZI.
NAPĘDZA MOJĄ WENĘ JAK NIKT INNY, A POZA TYM POMOGŁA MI, GDY ZAPOMNIAŁAM SŁOWA 'ZAMSZ' :D
A, I TO ONA KAZAŁA MI UCIĄĆ W TYM MOMENCIE, DO NIEJ PRETENSJE :C
CO DO NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU- MYŚLĘ ŻE BĘDZIE NAJWCZEŚNIEJ W ŚRODĘ.
KAMIL STOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOCH MA ZŁOTO!!!!!!!! BRAWO KAMIL!
GREGOR 11, A THOMAS 14, ALE I TAK JEST DOBRZE :)
Za pół godziny ma przyjść Domi z Gregorem. Cristina w zasadzie powinna już być. Strasznie się denerwuję. Jak ja mam jej to powiedzieć? A może nie powinienem? Chyba powinienem zaczekać... Thomas, ty tchórzu- skarciłem się w myślach. Teraz już nie mogę się wycofać. Czuję, że to jest to. Drugiej okazji może nie być.
-Jestem!- usłyszałem odgłos zamykanych drzwi i radosny głos Cristiny. Serce podskoczyło mi do gardła. Kiedy wczoraj do mnie zadzwoniła żeby potwierdzić to spotkanie, miałem wrażenie, że bardzo chce mi o czymś powiedzieć. O Jezu... Mam nadzieję, że nie chce ze mną zerwać.
Pomacałem się tylko po lewej piersi sprawdzając czy pudełeczko nadal znajduje się w wewnętrznej kieszeni marynarki. Ale się odstawiłem... Teraz to już na pewno się pokapuje co chcę zrobić...
-Hej, skarbie!- zbiegłem na dół i mocno ją obejmując przelotnie pocałowałem w policzek.
-Cześć- powiedziała przytulając mnie- Domi i Gregor już są, widziałam taksówkę- dodała pokazując kciukiem na drzwi znajdujące się za nią. W tej samej chwili usłyszeliśmy dzwonek. Szybko poszedłem otworzyć, a Cristina udała się do kuchni najprawdopodobniej po to żeby wyjąć z szafki kieliszki i wino.
-Dobry wieczór- usłyszałem radosny głos Domi, zanim jeszcze zobaczyłem jej długie loki opadające na ramiona. Wow, dopiero teraz w świetle małej latarki wiszącej nad wejściem zobaczyłem jaka jest piękna. Czerwona sukienka była uszyta jakby na miarę, a cudowny uśmiech mógł zastąpić całą biżuterię. Mój przyjaciel jest prawdziwym szczęściarzem, ale ja jestem jeszcze większym.
-Siema, siema- powiedziałem otwierając szerzej drzwi i wpuszczając ich do środka. Pocałowałem Dominikę w policzek, a z Gregorem przywitałem się uściskiem dłoni, próbując wysłać mu porozumiewawcze spojrzenie tak, żeby nie zobaczyła go jego dziewczyna. Ta jednak była zajęta zupełnie czymś innym. Szybko zrzuciła płaszcz, rzuciła go na małą półkę i pobiegła do kuchni, gdzie stała moja kobieta. Zobaczyłem tylko jak się witają, szepczą coś między sobą, a później chichoczą. Czyżby się domyślały? Niemożliwe...
[punkt widzenia Cristiny]
Usłyszałam tupot obcasów dobiegający z przedpokoju. Po tempie chodu poznałam, że zbliża się moja przyjaciółka. Nigdy nie była dobra w bieganiu na szpilkach, a tym razem wyjątkowo się spieszyła. Wpadła do kuchni jak tornado obdarzając mnie szybkim buziakiem w policzek. Przez to zawrotne tempo o mało co nie wypuściłam z rąk butelki czerwonego wina.
-I jak tam, mamusiu?- zapytała szeptem i obie zachichotałyśmy.
-Nie licząc porannych mdłości to wszystko w najlepszym porządku- uśmiechnęłam się szeroko- Jutro umówiłam się na wizytę do ginekologa...- powiedziałam nieznacznie dotykając swojego brzucha- Ciekawe czy Thomas się domyśla...
-Coś ty...- zaprzeczyła- Dam sobie rękę uciąć, że nie ma bladego pojęcia...
-Dziewczyny, idziecie?- zobaczyłam zadowoloną twarz Gregora, który zmierzał do salonu.
-Tak, tak- rzuciła moja przyjaciółka przechwytując wino i trzy kieliszki- Domyśli się przez to- zaśmiała się pokazując na szkło.
-Zamierzam powiedzieć mu to od razu- szepnęłam i wzięłam głęboki oddech. Chyba nigdy nie byłam tak zdenerwowana. Dopiero teraz dostrzegłam powagę sytuacji. Przygotowałam się tylko na wybuch euforii, ale co jeśli Morgi wcale nie będzie chciał tego dziecka? Co gorsze jeśli mnie zostawi, bo stwierdzi, że nie jest gotowy na to, żeby być ojcem? W mojej głowie zaczęło wirować tysiąc myśli naraz, a ja nie wiedziałam na której powinnam się skupić.
-Spokojnie...- powiedziała z uśmiechem Domi- Jestem pewna, że się ucieszy.
Usiedliśmy w salonie. Dominika i Gregor zajęli miejsca na kanapie, a ja usiadłam w fotelu. Morgi stał obok mnie z poważną miną i wyglądał na zdenerwowanego. Wahałam się... Nie wiedziałam czy powinnam to oznajmiać. Poczułam na sobie zachęcający wzrok Tulph, jakby chciała mi telepatycznie przekazać, że to już najwyższa pora.
-Słuchajcie...- wstałam z fotela i nieśmiało zaczęłam mówić- Muszę wam coś...
-Cris... jeśli pozwolisz ja chciałbym pierwszy...- przerwał mi Morgi
-Thomas, zaufaj, że moje jest ważniejsze...- mruknęłam do mojego chłopaka nieco ostrym tonem. Przecież to jest najważniejsza rzecz na świecie! Mam mu właśnie powiedzieć, że będzie ojcem, a ten mi przerywa, no co on...
-Cristina...- powiedział z uporem w oczach, ale ja nie zamierzałam ustąpić. Spojrzałam kątem oka na parę siedzącą na kanapie, która wydawała się nieco zdezorientowana- No dobrze, proszę...- westchnął tak, jakby dał mi pierwszeństwo mimo przekonania, że jego ogłoszenie jest ważniejsze.
-A więc tak...- zaczęłam siląc się na spokój- Wczoraj zadzwoniłam po Domi...- spojrzałam na nią; Siedziała i uśmiechała się jak głupia- przyjechała do mnie i mnie wsparła i dokonałyśmy zaskakującego odkrycia... Mianowicie odkryłyśmy, że...- zacisnęłam powieki i zagryzłam dolną wargę. Miałam wrażenie, że te słowa nie przejdą mi przez gardło; bałam się reakcji Thomasa- No dobra, jestem w ciąży!- powiedziałam szybko i uśmiechnęłam się.
-Aaaaa!- usłyszałam pisk mojej przyjaciółki, która jako pierwsza zerwała się na równe nogi i podbiegła do mnie w celu wyściskania za wszystkie czasy. Tuliła mnie tak i całowała dobre pół minuty. Kiedy w końcu się ode mnie odkleiła obie spojrzałyśmy na chłopaków. Gregor siedział jakby przyklejony do kanapy i mimo szczerych chęci nie mógł wydobyć z siebie ani jednego słowa; jakby mechanicznie przeniosłyśmy wzrok na Thomasa. Stał z założonymi rękami- taką pozę zaczął prezentować po wypowiedzeniu ostatniego zdania, a teraz najwidoczniej- podobnie jak przyjaciel- nie mógł się ruszyć. Uchylił tylko szeroko usta i stał oniemiały pośrodku pomieszczenia.
-Morgi... Nie cieszysz się?- zapytałam cicho, bojąc się odpowiedzi. Nie usłyszałam ani jednego słowa; byłam przerażona. Stał tak po prostu z otwartą buzią, a ja nie wiedziałam co zrobić.
-Thomas!- powiedziała Dominika podniesionym głosem, co wybudziło go z transu.
-Ja...- zaczął powoli opuszczając ręce wzdłuż ciała- Ja... nie wiedziałem...- zaczął się tłumaczyć ze swojego wcześniejszego zachowania. Kompletnie go zamurowało, nie miał bladego pojęcia co powiedzieć- Będę ojcem...- szepnął i spojrzał w okno- Będę ojcem- powtórzył głośniej- Będę ojcem!- niemal krzyknął przenosząc wzrok na mnie, a właściwie na mój brzuch- Będę miał dziecko, o Boże...- nie zdążyłam powiedzieć ani słowa. Zobaczyłam jego szybko zbliżającą się sylwetkę i po chwili moje stopy nie dotykały już podłoża. Szybko zarzuciłam ręce na jego szyję i zostałam kilka razy okręcona wokół własnej osi. Po chwili odstawił mnie z powrotem na ziemię i chwycił moją twarz w swoje dłonie.
-Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie- powiedział cicho, a w jego oczach dostrzegłam łzy. Cieszył się! Thomas Morgenstern cieszył się, że zostanie ojcem mojego dziecka! Poczułam jak po moich policzkach zaczynają toczyć się ogromne łzy szczęścia.
-Skarbie, nie płacz- szepnął, po czym pocałował mnie w czoło i mocno przytulił. Coś twardego w kieszeni jego marynarki straszliwie mnie upijało, ale nie zwróciłam na to uwagi. Byłam tak szczęśliwa, że nic oprócz ludzi znajdujących się w tym domu nie miało znaczenia. Kiedy się od siebie odsunęliśmy zobaczyłam, że oczy mojego chłopaka są bardzo zaczerwienione. Wystraszyłam się nie na żarty, ale kiedy lepiej się przyjrzałam zobaczyłam, że są to łzy. Wielkie kryształowe łzy szczęścia. Usłyszałam szmer z prawej strony i natychmiastowo zwróciłam tam swoje spojrzenie. To Gregor w końcu otrząsnął się z szoku i szedł w naszą stronę.
-Gratuluję!- powiedział wesoło i mocno mnie przytulił- Ale teraz się roztyjesz...- mruknął lustrując mnie wzrokiem.
-I tak zawsze będzie najpiękniejsza- mruknął Morgi, który zaraz potem również odebrał gratulacje.
-No no, pan Thomas będzie tatusiem!- pisnęła Dominika i rzuciła się na szyję mojemu chłopakowi. Miałam wrażenie, że cieszy się z tego tak samo jak ja; była najlepszą przyjaciółką pod słońcem.
[punkt widzenia Thomasa]
Z perspektywy czasu okazało się, że sprawa o której miałem powiedzieć wcale nie była najważniejsza. Za dziewięć miesięcy miałem zostać ojcem; nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. Całe moje życie miało zostać wywrócone do góry nogami przez istotkę, którą będę mógł z łatwością utrzymać w jednej dłoni. Byłem taki szczęśliwy. Po chwili jednak dotarło do mnie, że tego wieczora muszę zdobyć się na oświadczenie jeszcze jednej ważnej nowiny. Poczułem jak wszystkie moje wnętrzności zamieniają się miejscami i poczułem ulgę, że gdybym przypadkiem zemdlał obok mnie była przyszła pani doktor.
-Usiądźcie, proszę- powiedziałem z wymuszonym uśmiechem pokazując na kanapę. Byłem tak bardzo szczęśliwy, a mimo to w środku czułem się okropnie. Bałem się, że Cristina może mnie odrzucić. Fakt, że za niecały rok mieliśmy zostać rodzicami cudownej kruszynki oczywiście zmniejszał to prawdopodobieństwo, ale ono nadal istniało.
Wszyscy włącznie ze mną zajęli swoje miejsca. Przez stres chwilowo zapomniałem, co chciałem powiedzieć. Po prostu siedziałem w fotelu pochylony do przodu i tępo wpatrywałem się w kieliszki stojące na stole ze szklanym blatem.
-Morgi, chciałeś coś powiedzieć- powiedział Gregor patrząc na mnie wymownym wzrokiem. Szybko przeniosłem nieprzytomne spojrzenie na jego osobę zastanawiając się o czym on właściwie mówi. Przez chwilę byłem jakby w zupełnie innym świecie. Teraz musiałem wziąć się w garść mimo że w mojej głowie pojawiały się co chwila nowe myśli związane z przyszłością.
Powoli wstałem z fotela i z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjąłem czarne zamszowe pudełeczko. Poczułem na sobie spojrzenia trzech najbliższych mi osób, a przez chwilę miałem wrażenie jakbym właśnie siedział na belce i miał oddać najważniejszy skok swojego życia. Przeniosłem wzrok na Gregora, który siedział z szerokim uśmiechem i chyba ledwo co powstrzymywał się od zatarcia rąk w geście zadowolenia (powstrzymywało go od tego tylko to, że w rękach trzymał swojego iPhone'a niczym paparazzi najlepszy aparat). Później powiodłem spojrzeniem na Dominikę, która siedziała jak oniemiała i wyglądała jakby za chwilę miała wybuchnąć płaczem. Na końcu spojrzałem na kobietę mojego życia; siedziała prosto i patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Ruszyłem do niej niepewnym krokiem próbując przypomnieć sobie, co miałem jej powiedzieć- bez skutku. W głowie miałem kompletną pustkę i zdałem się na los. Uklęknąłem przed nią i otworzyłem czarne pudełeczko, w którym znajdował się pierścionek z brylantem. Teraz wypadałoby coś powiedzieć...
-Cristino...- zacząłem pewnym głosem- znamy się już cztery cudowne lata... Niedługo zostaniemy rodzicami... Jesteś całym moim światem i zapewniam cię, że nigdy nikogo nie pokocham tak jak ciebie... chyba, że tę małą istotkę- lekko pogłaskałem ją po brzuchu i zobaczyłem cudowny uśmiech na jej twarzy- Już wiem, że do końca życia przed snem i tuż po przebudzeniu chcę widzieć twoją uśmiechniętą twarz...- wziąłem głęboki oddech- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? -zapytałem patrząc jej głęboko w oczy. Usłyszałem jak Dominika ze świstem wciąga powietrze; Cris zakryła usta rękami i nic nie mówiła. Powiedz coś, no powiedz- błagałem ją w myślach, ale z jej ust nadal nie padła żadna odpowiedź.
-Ojeju- usłyszałem po kilku chwilach, który dłużyły mi się w nieskończoność- Cristina w końcu odsunęła dłonie od twarzy i rzuciła się na podłogę tuż obok mnie- Oczywiście, że tak! Oczywiście!- powiedziała szybko i wybuchnęła płaczem rzucając mi się na szyję. Poczułem jak kamień spada mi z serca. Objąłem mocno narzeczoną i wtuliłem twarz w jej miękkie włosy. Kiedy odsunęła się ode mnie jej twarzy była cała zapuchnięta. Ryczała jak głupia, ale i tak była piękna. Wyjąłem z pudełeczka mały pierścionek i wsunąłem na serdeczny palec jej prawej dłoni. Ta nic nie powiedziała, tylko chwyciła moją twarz w dłonie i mocno pocałowała w usta.
-Brawo!- usłyszałem głos Gregora, który razem z Dominiką zaczął bić brawo. Dziewczyna była wzruszona niemal tak jak Cristina. Myślałem, że zaraz zacznie okładać stojącego obok niej Schlieriego krzycząc dlaczego on tak nie zrobił. W tejże chwili mój przyjaciel zrobił rzecz, której w ogóle się nie spodziewałem. Chwycił z ziemi zalegający pod kanapą kawałek drucika (który zapewne był pozostałością po jakimś szampanie) i uformował z niego okrąg. Dominika patrzyła na nas jak na obrazek, a łzy jak grochy spływały po jej policzkach. Nawet nie zauważyła, kiedy Gregor przed nią uklęknął.
-Domi...- złapał ją za rękę, na co dziewczyna zareagowała jak rażona prądem. Szybko odwróciła się w jego stronę i patrzyła zdziwiona- Ja wiem, że okoliczności może nie są sprzyjające... I obiecuję, że jutro jedziemy do Wiednia i wybierzesz sobie najpiękniejszy pierścionek jaki tylko będzie... Ale korzystając z romantycznej atmosfery jaką stworzył Thomas...- przeniósł wzrok na ziemię- Boże, jak mi bije serce...- mruknął i spojrzał na Dominikę- wyjdź za mnie...
Dziewczyna stała nieruchomo jak marmurowy posąg i była blada jak ściana.
-Gregor...- szepnęła zadziwiona sytuacją i obiema rekami złapała się za głowę- Co ty...- przeniosła wzrok na mnie i Cristinę; nadal klęczeliśmy na ziemi i przyglądaliśmy się tej niezwykłej scenie.
-Dominika, wyjdziesz za mnie?- powtórzył nieśmiało Schlieri; chyba w życiu nie widziałem go tak zestresowanego.
TAKI PIĘKNY ROZDZIAŁ, KTÓRY ZNOWU DEDYKUJĘ ZUZI.
NAPĘDZA MOJĄ WENĘ JAK NIKT INNY, A POZA TYM POMOGŁA MI, GDY ZAPOMNIAŁAM SŁOWA 'ZAMSZ' :D
A, I TO ONA KAZAŁA MI UCIĄĆ W TYM MOMENCIE, DO NIEJ PRETENSJE :C
CO DO NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU- MYŚLĘ ŻE BĘDZIE NAJWCZEŚNIEJ W ŚRODĘ.
KAMIL STOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOCH MA ZŁOTO!!!!!!!! BRAWO KAMIL!
GREGOR 11, A THOMAS 14, ALE I TAK JEST DOBRZE :)
Piękne!!! Nawet nie wiesz jak ja się wzruszyłam. Kto by pomyślał, że Thomas się tak rozklei i że jest taki romantyczny! Przy okazji przekaż Zuzi, że ja zabiję! Przerywać w takim momencie, Echh, biedny Gregor, ciekawe co z tego wyniknie?!
OdpowiedzUsuńJeju jak romantycznie :* Szkoda że koniec w takim momencie
OdpowiedzUsuń"Pochłonęłam'' Twoje opowiadanie w ciągu jednego szkolnego dnia, tak mnie wciągnęło. Jest genialne!
OdpowiedzUsuńNie będę komentować poprzednich rozdziałów, bo wiadomo. XD
Masz wieeeelkieeego plusa z Guns N' Roses w jednym z pierwszych rozdziałów. :D
A co do tego rozdziału, nie wiem co powiedzieć.. Jest taki skdfhjfhjfhg. Morgi i Cristina, omg. Do tego Gregor, tak kompletnie spontanicznie i romantycznie, o ile kawałek drucika jest romantyczny, yh co ja piszę jest! Kompletnie odebrało mi mowę.
Pozdrawiam i dużo weny życzę. :D