Bez problemu zaliczyłam pierwszy rok studiów. Wszyscy mnie straszyli, że wtedy właśnie robią największy przesiew studentów, ale ja tego nie odczułam. Co prawda nie robiłam praktycznie nic innego prócz nauki, ale zależało mi na tym. Nie chciałam po prostu zakuć, zdać, a następnie zapomnieć. Chciałam być dobrym lekarzem, do którego ludzie mieliby sto procent zaufania.
Tak więc zdałam z samymi pozytywnymi ocenami w indeksie. W lipcu pojechaliśmy tradycyjnie w czwórkę na wakacje do Maroka, ale tym razem nastawiliśmy się na brak niespodzianek i leżenie plackiem na plaży (Gregor był bardzo ostrożny, bo obawiał się, że może powtórzyć się sytuacja sprzed roku).
W październiku wróciłam na uczelnię. Coraz bardziej denerwowało mnie to, że ludzie kojarzyli mnie wyłącznie z Gregorem i przedziwnymi artykułami w gazetach (największe zamieszanie było wtedy, gdy Schlieri w jednym z wywiadów dla jednego z polskich sportowych magazynów poproszony żeby powiedział coś po polsku, z wielkim przekonaniem rzucił 'koza liże mi stopy'. Media nie zostawiły na nim suchej nitki, a wszyscy wspominali to przez kilka dobrych miesięcy. Oczywiście najbardziej oberwało się mnie i Morgiemu, ale to nie zmienia faktu, że był to chyba najśmieszniejszy incydent jaki kiedykolwiek przydarzył się mojemu chłopakowi, a o dziwo później śmiał się z niego nawet główny zainteresowany).
Czasami nawet nie mogłam przejść spokojnie ulicą z koleżankami z uczelni żeby nie napadła na nas zgraja fotoreporterów robiących zdjęcia z każdej perspektywy. I to jeszcze w jak bezczelny sposób!- zawsze myślałam, że paparazzi robią zdjęcia z ukrycia, ale ci po prostu zagradzali nam drogę. Mnie to irytowało, ale moim koleżankom najwidoczniej wcale nie przeszkadzało- nawet kilka osób zadawało się ze mną tylko dlatego, żeby załapać się na jakąś foteczkę do kolorowego magazynu. Poza nachalnymi paparazzi miałam problem z nadgorliwymi faneczkami Gregora. Niektóre były miłe- podchodziły do mnie, rozmawiały, wypytywały o Schlieriego, czasami prosiły o zdjęcie czy podpis (co było dla mnie kompletnie dziwne). Inne zaś wprost mówiły, że nie zasługuję na kogoś tak dobrego jak mój chłopak. Spływało to po mnie jak po kaczce, bo przecież doskonale wiedziałam, że one nie mają bladego pojęcia o tym jaki jest mój chłopak ani ja, a mimo to próbują wnikać w naszą prywatność. Jeszcze inne chcąc zrobić i przykrą niespodziankę (co zazwyczaj im się udawało) na przykład+ zostawiały mi na stoliku w restauracji karteczki typu 'zostaw Schlierenzauera paszczurze', więc gdy wracałam z toalety czekała mnie niezbyt przyjemna sytuacja. Gregor kazał mi się tym po prostu nie przejmować, tak też robiłam. Wiedziałam, że jest to jeden z aspektów życia mojego popularnego chłopaka.
Poza tymi niemiłymi incydentami wszystko było normalne. Cristinie bardzo dobrze układało się z Thomasem. Patrząc na nich miało się wrażenie, że są po prostu dla siebie stworzeni. Pasowali do siebie jak dwa puzzle tej samej układanki- często kończyli za siebie zdania, rozumieli się praktycznie bez słów, a ja nigdy nie widziałam żeby się kłócili- krótko mówiąc: para idealna.
Zaliczyłam drugi rok, trzeci. Życie biegło nam spokojnie. Z Gregorem byłam już cztery lata i ciągle słyszałam z ust któregoś członka mojej rodziny, że niedługo powinien mi się oświadczyć. Dziwiły mnie takie stwierdzenia. Jasne, układało nam się wprost idealnie, ale... No właśnie ale... Ale chyba nie zamierzał- przynajmniej na razie- zamieniać tego w coś tak bardzo poważnego. Był w szczytowej formie i to na tym powinien się skupić. Rozumiałam to i byłam jego najwierniejszą fanką, a przy okazji to ja opiekowałam się nim przy każdej, nawet najmniejszej, kontuzji.
A więc jak już wspomniałam żyliśmy sobie całkiem przeciętnie. Pewnego wrześniowego piątku, kiedy właśnie wracałam z uczelni w mojej torebce rozdzwonił się telefon. Szukałam go przez dobrą chwilę, a gdy tylko przyjęłam połączenie usłyszałam w słuchawce roztrzęsiony głos mojej przyjaciółki.
-D..Domi...
-Co się stało?- zapytałam przerażona. Siliłam się na spokój żeby jeszcze bardziej jej nie zdenerwować.
-Przyjedziesz do mnie? Teraz?- zapytała prawie płacząc.
-Stało się coś?
-Nie... Tak... Niedobrze mi... Bądź szybko... Wejdź jeszcze do apteki...- po chwili siedziałam w moim Audi (zrobiłam sobie nawet prawo jazdy i muszę przyznać, że na drogach byłam niemal tak niebezpieczna jak mój chłopak) i darłam ulicami Fulpmes jakby palił się mój dom- cóż, działo się właśnie coś tak poważnego. Jak poleciła przyjaciółka weszłam po drodze do apteki i zrobiłam dla niej zakupy. Słowa, które miałam wypowiedzieć do farmaceutki ledwo przeszły mi przez gardło. Po kilku minutach stałam na podjeździe domu Cristiny przyglądając się opakowaniu wystającemu z mojej wielkiej torby.
-Niemożliwe...- szepnęłam do siebie kręcąc głową i wydostałam się z pojazdu. Weszłam do budynku nie pukając i udałam się w stronę łazienki, skąd słyszałam stłumiony płacz.
-Cris!- rzuciłam się na podłogę obok niej mocno ją przytulając- Spokojnie...- szepnęłam i wyjęłam z torby trzy opakowania testów ciążowych.
-Po..po co mi aż.. aż trzy?- zapytała zdziwiona dławiąc się każdym słowem
-Bo podobno co trzeci się myli. A my musimy mieć pewność- pogłaskałam ją po głowie- Będę w kuchni- pocałowałam przyjaciółkę w czoło, podałam testy i wyszłam z łazienki.
A co jeśli ona jest w ciąży? Dopiero co skończyła studia, ledwo zaczęła pracę w pierwszym lepszym ośrodku i już zostanie matką? A co z jej wielką karierą w kadrze?- oparłam się o blat i zamknęłam oczy próbując wyobrazić ją sobie z wielkim brzuchem. Nie mogłam. Po prostu nie mogłam. Gruba Cristina? Nigdy w życiu. A jak zareaguje Thomas? Jak to możliwe, że był taki nieostrożny? Przecież teraz odnosi największe sukcesy! Dziecko pokrzyżuje ich wszystkie plany... Ale kiedy już (i jeśli w ogóle) się pojawi to trzeba będzie je wychować. Faktem jest, że będzie miało najlepszych rodziców pod słońcem.
Usłyszałam tupot na schodach. Szybko otworzyłam oczy i zobaczyłam Cristinę. Rzuciła trzy podłużne przedmioty na blat i usiadła przy stole kuchennym.
-Chcesz coś do picia?- zapytałam cicho, ale ta tylko pokręciła głową- Cris... A może nie jesteś w ciąży? Jeszcze nic nie wiadomo....- usiadłam obok niej i próbowałam pocieszyć.
-To skąd te mdłości? Dlaczego jestem szczęśliwa, a chwilę później mam ochotę wyrzucić Thomasa przez okno? Dlaczego tyle jem?- zapytała ze łzami w oczach.
-Mała, jeszcze nic nie wiadomo...- szepnęłam przytulając ją do siebie- Musimy czekać...
Było to chyba kilka najdłuższych minut mojego życia. Ciągnęły się w nieskończoność. Miałam poczucie winy. To ja poznałam Cris z Morgim. Gdybym tego nie zrobiła nie byłoby tej chorej sytuacji... Moja przyjaciółka nie siedziałaby zaryczana wysmarkując nos w rękaw mojego najlepszego swetra (serio tak robiła).
-Chyba już możemy sprawdzić- powiedziałam nieśmiało po upływie kilku minut, podwijając czarny rękaw żeby nie dotknąć smarków. Wstałam i nie patrząc na testy przeniosłam je na stół- Po jednym bierzemy... Dwie kreski- ciąża, pamiętaj- spojrzałam na przyjaciółkę. Była blada jak ściana i miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuje- Ty pierwsza- dodałam cicho. Cris spokojnie wzięła jeden i niechętnie na niego spojrzała po czym jej twarz wykrzywiła się w geście zadowolenia.
-Jedna-powiedziała spokojnie i lekko się uśmiechnęła. Wiedziała, że nie może wybuchnąć radością, bo jeszcze nic nie wiadomo. Pomyślałam, że wszystko może być dobrze, że jeszcze nic nie jest przesądzone- Teraz ty...- usłyszałam.
Była to poniekąd chwila prawdy. Za parę minut miałyśmy już wiedzieć jak potoczy się reszta życia mojej przyjaciółki. Czy zrobi karierę fizjoterapeutki w austriackiej kadrze, czy przez kolejne kilka lat będzie paprać się w pieluchach. Niechętnie wzięłam do ręki test i spojrzałam na niego. Miałam wrażenie, że coś wywraca mój żołądek na drugą stronę.
-Dwie...- szepnęłam odrzucając plastik. Cristina nic nie powiedziała; wzięła tylko trzeci test i z uporem patrzyła w ścianę.
-Zawsze chciałam być mamą...- szepnęła i spojrzała na malutki 'ekranik'. Moje mięśnie były tak napięte, że miałam wrażenie, że płynie w nich prąd. O niczym nie myślałam, po prostu patrzyłam na przyjaciółkę- Dwie... Dwie... Będę mamą... Będę mamą!- wrzasnęła i rzuciła mi się na szyję. Trzęsła się, a ja nie widząc jej twarzy nie mogłam jednogłośnie orzec, czy ona śmieje się czy raczej płacze. Kiedy się ode mnie odsunęła była cała czerwona. Uśmiechała się!
-Cris... Będę ciocią!- wrzasnęłam szybko wstając- Będę ciocią!- zaczęłyśmy skakać jak głupie. Nie wiedząc czemu rozpacz zamieniła się w euforię. Nie wiedziałam o czym myśleć. A jeśli to były tylko wahania nastroju i moja przyjaciółka zaraz znowu się rozpłacze...?
-Będę mamą- powtórzyła dotykając swojego brzucha.
-Będziesz najlepszą mamą na świecie- dodałam i mocno ją przytuliłam.
-W sumie się cieszę- powiedziała pół godziny później, gdy siedziałyśmy w salonie państwa Cernic sącząc herbatę.
-Widzisz? Będzie cudownie- dodałam.
-Tak, będzie. Myślę, że Thomas się ucieszy... Może to nie jest wymarzony moment, ale przecież sobie poradzimy- uśmiechnęła się.
-Zwariowałaś? Thomas oszaleje ze szczęścia! Idę o zakład, że pójdzie gdzieś z Gregorem i tak się upiją, że wrócą dopiero za tydzień- wybuchłyśmy gromkim śmiechem.
-Tak, Thomas będzie ojcem idealnym- uśmiechnęła się pod nosem- Właśnie, co do Thomasa... Jutro jak zwykle się spotykamy, tym razem u niego- powiedziała miziając się po brzuchu.
-Ogłosisz mu to wtedy?- zapytałam patrząc jak wykonuje ten ruch.
-Tak. Jemu i wam... znaczy Gregorowi, ale ty też powinnaś udawać zaskoczoną- zaśmiała się.
-Ależ oczywiście- uśmiechnęłam się szeroko.
Godzinę później siedziałam już w swoim samochodzie i jadąc w stronę domu rozmyślałam o tej całej dziwacznej sytuacji. Zapowiadała się tragedia, a wyszedł istny raj. Nie wyobrażam sobie żeby Morgi nie cieszył się z tego, że zostanie ojcem. Czułam, że moje wróżby co do oblewania tak wielkiego szczęścia nie były zbyt przesadzone. W zasadzie zazdrościłam trochę mojej przyjaciółce. Sama zawsze chciałam mieć takiego małego bobaska, ale niestety musiałam poczekać co najmniej dwa lata- chciałam najpierw skończyć studia. Nie wyobrażałam sobie tego, że przerwę je nagle dla dziecka; za dużo pracy w nie włożyłam.
Na razie pozostało mi cieszyć się szczęściem moich przyjaciół, którzy mieli być najcudowniejszymi rodzicami pod słońcem.
DABUM TSSSSS.
MAMY ROZDZIALIK I MAMY DZIDZIĘ ;3
Z DEDYKACJĄ DLA ZUZI BO LUBI DŁUGIE :DDDDDD
Tak więc zdałam z samymi pozytywnymi ocenami w indeksie. W lipcu pojechaliśmy tradycyjnie w czwórkę na wakacje do Maroka, ale tym razem nastawiliśmy się na brak niespodzianek i leżenie plackiem na plaży (Gregor był bardzo ostrożny, bo obawiał się, że może powtórzyć się sytuacja sprzed roku).
W październiku wróciłam na uczelnię. Coraz bardziej denerwowało mnie to, że ludzie kojarzyli mnie wyłącznie z Gregorem i przedziwnymi artykułami w gazetach (największe zamieszanie było wtedy, gdy Schlieri w jednym z wywiadów dla jednego z polskich sportowych magazynów poproszony żeby powiedział coś po polsku, z wielkim przekonaniem rzucił 'koza liże mi stopy'. Media nie zostawiły na nim suchej nitki, a wszyscy wspominali to przez kilka dobrych miesięcy. Oczywiście najbardziej oberwało się mnie i Morgiemu, ale to nie zmienia faktu, że był to chyba najśmieszniejszy incydent jaki kiedykolwiek przydarzył się mojemu chłopakowi, a o dziwo później śmiał się z niego nawet główny zainteresowany).
Czasami nawet nie mogłam przejść spokojnie ulicą z koleżankami z uczelni żeby nie napadła na nas zgraja fotoreporterów robiących zdjęcia z każdej perspektywy. I to jeszcze w jak bezczelny sposób!- zawsze myślałam, że paparazzi robią zdjęcia z ukrycia, ale ci po prostu zagradzali nam drogę. Mnie to irytowało, ale moim koleżankom najwidoczniej wcale nie przeszkadzało- nawet kilka osób zadawało się ze mną tylko dlatego, żeby załapać się na jakąś foteczkę do kolorowego magazynu. Poza nachalnymi paparazzi miałam problem z nadgorliwymi faneczkami Gregora. Niektóre były miłe- podchodziły do mnie, rozmawiały, wypytywały o Schlieriego, czasami prosiły o zdjęcie czy podpis (co było dla mnie kompletnie dziwne). Inne zaś wprost mówiły, że nie zasługuję na kogoś tak dobrego jak mój chłopak. Spływało to po mnie jak po kaczce, bo przecież doskonale wiedziałam, że one nie mają bladego pojęcia o tym jaki jest mój chłopak ani ja, a mimo to próbują wnikać w naszą prywatność. Jeszcze inne chcąc zrobić i przykrą niespodziankę (co zazwyczaj im się udawało) na przykład+ zostawiały mi na stoliku w restauracji karteczki typu 'zostaw Schlierenzauera paszczurze', więc gdy wracałam z toalety czekała mnie niezbyt przyjemna sytuacja. Gregor kazał mi się tym po prostu nie przejmować, tak też robiłam. Wiedziałam, że jest to jeden z aspektów życia mojego popularnego chłopaka.
Poza tymi niemiłymi incydentami wszystko było normalne. Cristinie bardzo dobrze układało się z Thomasem. Patrząc na nich miało się wrażenie, że są po prostu dla siebie stworzeni. Pasowali do siebie jak dwa puzzle tej samej układanki- często kończyli za siebie zdania, rozumieli się praktycznie bez słów, a ja nigdy nie widziałam żeby się kłócili- krótko mówiąc: para idealna.
Zaliczyłam drugi rok, trzeci. Życie biegło nam spokojnie. Z Gregorem byłam już cztery lata i ciągle słyszałam z ust któregoś członka mojej rodziny, że niedługo powinien mi się oświadczyć. Dziwiły mnie takie stwierdzenia. Jasne, układało nam się wprost idealnie, ale... No właśnie ale... Ale chyba nie zamierzał- przynajmniej na razie- zamieniać tego w coś tak bardzo poważnego. Był w szczytowej formie i to na tym powinien się skupić. Rozumiałam to i byłam jego najwierniejszą fanką, a przy okazji to ja opiekowałam się nim przy każdej, nawet najmniejszej, kontuzji.
A więc jak już wspomniałam żyliśmy sobie całkiem przeciętnie. Pewnego wrześniowego piątku, kiedy właśnie wracałam z uczelni w mojej torebce rozdzwonił się telefon. Szukałam go przez dobrą chwilę, a gdy tylko przyjęłam połączenie usłyszałam w słuchawce roztrzęsiony głos mojej przyjaciółki.
-D..Domi...
-Co się stało?- zapytałam przerażona. Siliłam się na spokój żeby jeszcze bardziej jej nie zdenerwować.
-Przyjedziesz do mnie? Teraz?- zapytała prawie płacząc.
-Stało się coś?
-Nie... Tak... Niedobrze mi... Bądź szybko... Wejdź jeszcze do apteki...- po chwili siedziałam w moim Audi (zrobiłam sobie nawet prawo jazdy i muszę przyznać, że na drogach byłam niemal tak niebezpieczna jak mój chłopak) i darłam ulicami Fulpmes jakby palił się mój dom- cóż, działo się właśnie coś tak poważnego. Jak poleciła przyjaciółka weszłam po drodze do apteki i zrobiłam dla niej zakupy. Słowa, które miałam wypowiedzieć do farmaceutki ledwo przeszły mi przez gardło. Po kilku minutach stałam na podjeździe domu Cristiny przyglądając się opakowaniu wystającemu z mojej wielkiej torby.
-Niemożliwe...- szepnęłam do siebie kręcąc głową i wydostałam się z pojazdu. Weszłam do budynku nie pukając i udałam się w stronę łazienki, skąd słyszałam stłumiony płacz.
-Cris!- rzuciłam się na podłogę obok niej mocno ją przytulając- Spokojnie...- szepnęłam i wyjęłam z torby trzy opakowania testów ciążowych.
-Po..po co mi aż.. aż trzy?- zapytała zdziwiona dławiąc się każdym słowem
-Bo podobno co trzeci się myli. A my musimy mieć pewność- pogłaskałam ją po głowie- Będę w kuchni- pocałowałam przyjaciółkę w czoło, podałam testy i wyszłam z łazienki.
A co jeśli ona jest w ciąży? Dopiero co skończyła studia, ledwo zaczęła pracę w pierwszym lepszym ośrodku i już zostanie matką? A co z jej wielką karierą w kadrze?- oparłam się o blat i zamknęłam oczy próbując wyobrazić ją sobie z wielkim brzuchem. Nie mogłam. Po prostu nie mogłam. Gruba Cristina? Nigdy w życiu. A jak zareaguje Thomas? Jak to możliwe, że był taki nieostrożny? Przecież teraz odnosi największe sukcesy! Dziecko pokrzyżuje ich wszystkie plany... Ale kiedy już (i jeśli w ogóle) się pojawi to trzeba będzie je wychować. Faktem jest, że będzie miało najlepszych rodziców pod słońcem.
Usłyszałam tupot na schodach. Szybko otworzyłam oczy i zobaczyłam Cristinę. Rzuciła trzy podłużne przedmioty na blat i usiadła przy stole kuchennym.
-Chcesz coś do picia?- zapytałam cicho, ale ta tylko pokręciła głową- Cris... A może nie jesteś w ciąży? Jeszcze nic nie wiadomo....- usiadłam obok niej i próbowałam pocieszyć.
-To skąd te mdłości? Dlaczego jestem szczęśliwa, a chwilę później mam ochotę wyrzucić Thomasa przez okno? Dlaczego tyle jem?- zapytała ze łzami w oczach.
-Mała, jeszcze nic nie wiadomo...- szepnęłam przytulając ją do siebie- Musimy czekać...
Było to chyba kilka najdłuższych minut mojego życia. Ciągnęły się w nieskończoność. Miałam poczucie winy. To ja poznałam Cris z Morgim. Gdybym tego nie zrobiła nie byłoby tej chorej sytuacji... Moja przyjaciółka nie siedziałaby zaryczana wysmarkując nos w rękaw mojego najlepszego swetra (serio tak robiła).
-Chyba już możemy sprawdzić- powiedziałam nieśmiało po upływie kilku minut, podwijając czarny rękaw żeby nie dotknąć smarków. Wstałam i nie patrząc na testy przeniosłam je na stół- Po jednym bierzemy... Dwie kreski- ciąża, pamiętaj- spojrzałam na przyjaciółkę. Była blada jak ściana i miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuje- Ty pierwsza- dodałam cicho. Cris spokojnie wzięła jeden i niechętnie na niego spojrzała po czym jej twarz wykrzywiła się w geście zadowolenia.
-Jedna-powiedziała spokojnie i lekko się uśmiechnęła. Wiedziała, że nie może wybuchnąć radością, bo jeszcze nic nie wiadomo. Pomyślałam, że wszystko może być dobrze, że jeszcze nic nie jest przesądzone- Teraz ty...- usłyszałam.
Była to poniekąd chwila prawdy. Za parę minut miałyśmy już wiedzieć jak potoczy się reszta życia mojej przyjaciółki. Czy zrobi karierę fizjoterapeutki w austriackiej kadrze, czy przez kolejne kilka lat będzie paprać się w pieluchach. Niechętnie wzięłam do ręki test i spojrzałam na niego. Miałam wrażenie, że coś wywraca mój żołądek na drugą stronę.
-Dwie...- szepnęłam odrzucając plastik. Cristina nic nie powiedziała; wzięła tylko trzeci test i z uporem patrzyła w ścianę.
-Zawsze chciałam być mamą...- szepnęła i spojrzała na malutki 'ekranik'. Moje mięśnie były tak napięte, że miałam wrażenie, że płynie w nich prąd. O niczym nie myślałam, po prostu patrzyłam na przyjaciółkę- Dwie... Dwie... Będę mamą... Będę mamą!- wrzasnęła i rzuciła mi się na szyję. Trzęsła się, a ja nie widząc jej twarzy nie mogłam jednogłośnie orzec, czy ona śmieje się czy raczej płacze. Kiedy się ode mnie odsunęła była cała czerwona. Uśmiechała się!
-Cris... Będę ciocią!- wrzasnęłam szybko wstając- Będę ciocią!- zaczęłyśmy skakać jak głupie. Nie wiedząc czemu rozpacz zamieniła się w euforię. Nie wiedziałam o czym myśleć. A jeśli to były tylko wahania nastroju i moja przyjaciółka zaraz znowu się rozpłacze...?
-Będę mamą- powtórzyła dotykając swojego brzucha.
-Będziesz najlepszą mamą na świecie- dodałam i mocno ją przytuliłam.
-W sumie się cieszę- powiedziała pół godziny później, gdy siedziałyśmy w salonie państwa Cernic sącząc herbatę.
-Widzisz? Będzie cudownie- dodałam.
-Tak, będzie. Myślę, że Thomas się ucieszy... Może to nie jest wymarzony moment, ale przecież sobie poradzimy- uśmiechnęła się.
-Zwariowałaś? Thomas oszaleje ze szczęścia! Idę o zakład, że pójdzie gdzieś z Gregorem i tak się upiją, że wrócą dopiero za tydzień- wybuchłyśmy gromkim śmiechem.
-Tak, Thomas będzie ojcem idealnym- uśmiechnęła się pod nosem- Właśnie, co do Thomasa... Jutro jak zwykle się spotykamy, tym razem u niego- powiedziała miziając się po brzuchu.
-Ogłosisz mu to wtedy?- zapytałam patrząc jak wykonuje ten ruch.
-Tak. Jemu i wam... znaczy Gregorowi, ale ty też powinnaś udawać zaskoczoną- zaśmiała się.
-Ależ oczywiście- uśmiechnęłam się szeroko.
Godzinę później siedziałam już w swoim samochodzie i jadąc w stronę domu rozmyślałam o tej całej dziwacznej sytuacji. Zapowiadała się tragedia, a wyszedł istny raj. Nie wyobrażam sobie żeby Morgi nie cieszył się z tego, że zostanie ojcem. Czułam, że moje wróżby co do oblewania tak wielkiego szczęścia nie były zbyt przesadzone. W zasadzie zazdrościłam trochę mojej przyjaciółce. Sama zawsze chciałam mieć takiego małego bobaska, ale niestety musiałam poczekać co najmniej dwa lata- chciałam najpierw skończyć studia. Nie wyobrażałam sobie tego, że przerwę je nagle dla dziecka; za dużo pracy w nie włożyłam.
Na razie pozostało mi cieszyć się szczęściem moich przyjaciół, którzy mieli być najcudowniejszymi rodzicami pod słońcem.
DABUM TSSSSS.
MAMY ROZDZIALIK I MAMY DZIDZIĘ ;3
Z DEDYKACJĄ DLA ZUZI BO LUBI DŁUGIE :DDDDDD
za szybko to sie troche dzieje... dopiero co sie poznali i nagle juz sa ze soba 4 lata, ale rob jak chcesz twoje opowaidanie twoje pomysły :>
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się tego, ale bardzo się cieszę że Cristina jest w ciąży. Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńJesteś moją mistrzynią :)
OdpowiedzUsuń