Minęła zima, a wraz z nią sezon skoków. Chłopaki w końcu mieli dla nas trochę więcej czasu. Od kiedy wróciliśmy z Willingen ledwo znajdywali dla nas godzinę tygodniowo. Starałyśmy się ich zrozumieć- taką mieli w końcu pracę. Gdy było mi smutno lub czułam się samotna chwytałam w dłoń wisiorek od niego. Nieprawdopodobne, że od trzech miesięcy nosiłam na sobie prawdziwe diamenty i udało mi się ich nie zgubić! Odnotowałam to jaki wielki sukces, bo wiadomym było, że jestem na tyle uzdolniona, żeby przez nieuwagę zgubić nawet tak drogą biżuterię. Co prawda mało brakowało, bo pewnej styczniowej środy, gdy przebrałam się po wf'ie prawie zapomniałam zabrać go z szatni.
Cała szkoła mówiła o związku moim i Schlieriego oraz Cristiny i Morgiego. Zapomniałam powiedzieć, że oficjalnie ogłosili swój związek w naszą miesięcznicę. W zasadzie nie wiem, czy można było uznać za miesięcznicę związku, bo świętowaliśmy równo miesiąc od naszego pierwszego spotkania. Obie z Cris miałyśmy wrażenie, że to wszystko dzieje się zdecydowanie za szybko, ale takie było niestety całe życie naszych skoczków- mieli mało czasu, często niedojadali spiesząc się na treningi (co oczywiście było dla nich bardzo niezdrowe, a gdyby zobaczył to Pointner, ostro przetrzepałby im skórę) lub samemu trenując w piwnicach domów, gdzie mieli osobiste siłownie. My również pędzałyśmy razem dużo czasu użalając się nad naszym marnym losem. Oczywiście tylko dla żartów, bo przecież wiedziałyśmy na co się godzimy wiążąc się z nimi; nie miałam im tego za złe, bo kiedy nie miałam nic pożytecznego do roboty szlifowałam swój niemiecki. W każdym bądź razie, kiedy oni zakończyli swoje intensywne treningi przyszedł czas na nas i tym razem to my po ośmiu godzinach w szkole nie mogłyśmy wykrzesać z siebie ni krzty chęci i siły na spotkanie. Czasami w weekendy wychodziliśmy do klubów żeby się rozerwać, ale również sporadycznie. Był to ostatni rok obowiązkowej nauki [załóżmy, że w Austrii są dwa lata LO] i musiałyśmy poświęcić jej cały swój wolny czas, żeby jak najlepiej napisać egzaminy tym bardziej, że ja planowałam medycynę, a Cris fizjoterapię- miała cichą nadziejach, że po tych studiach chłopaki szepną dobre słowo trenerowi, który pomoże jej znaleźć pracę w sztabie. I tak minęła nam również wiosna.
Co do plastików było kilka przykrych incydentów z nimi w roli głównej... Cóż, ludzie są zawistni, co zrobić?
-Na pewno wzięłaś paszport?- zapytał Gregor pakując moją walizkę do bagażnika taksówki stojącej pod moim domem.
-Tak, na pewno- mruknęłam, ale mimo wszystko jeszcze raz pogrzebałam w dużej podręcznej torbie, by przez własną głupotę i zapominalstwo nie narobić sobie problemów na lotnisku. Schlieri otworzył przede mną drzwi taksówki, a zaraz potem sam usadowił się obok.
Wybieraliśmy się na wakacje do Dubaju, gdzie między innymi mieliśmy świętować moje osiemnaste urodziny, ale przede wszystkim imprezować, odpoczywać i regenerować siły.
Na lotnisku, gdy tylko zobaczyłam Cristine, rzuciłam się jej na szyję. Nie widziałam jej przesz bite dwa tygodnie, ponieważ musiała opiekować się bratem chorym na świnkę (jej rodzice wyjechali w delegację), a później sama się od niego zaraziła, tak więc miałyśmy jedynie kontakt telefoniczny.
-Moja przyszła pani doktor!- zawołała całując mnie w policzek.
-Doktor Dominika Tulph, jak to dostojnie brzmi- zaśmiał się Morgi również dając mi buziaka.
Dostałam się na medycynę! Sama do końca jeszcze w to nie uwierzyłam, to było spełnienie moich najskrytszych marzeń. Wiem, że do wyboru specjalizacji zostało mi pięć lat, ale mimo to poważnie zastanawiałam się nad tym już teraz, a mianowicie wahałam się nad pediatrią i anestezjologią.
Do odlotu samolotu zostały nam dwie godziny, a zaufajcie, że w naszym przypadku to o wiele za mało. Tak więc szybko się zorganizowaliśmy i ruszyliśmy w stronę punktu odpraw, gdzie oczywiście już musiała pojawić się jakaś przeszkoda. Mianowicie okazało się, że moja przyjaciółka wzięła za dużo rzeczy przez co jej bagaż ważył o wiele więcej niż powinien. Szybko przepakowaliśmy część jej rzeczy do mojej walizki i oddaliśmy bagaże. Następnie udaliśmy się do bramek, by przejść kontrolę bezpieczeństwa, gdzie straciłam mój ukochany pilnik do paznokci, który znajdował się w bagażu podręcznym- głupio zrobiłam, że go stamtąd nie wyjęłam. Kolejny kłopot pojawił się, gdy Gregor zobaczył jak mężczyzna, który miał sprawdzić czy nie wnoszę na pokład niebezpiecznych przedmiotów kładzie dłonie na mojej talii. Zaczął szybko iść w jego stronę zupełnie zapominając o tym, że pasek, który podtrzymywał spodnie na jego kościstym tyłku spoczywa w kuwecie na taśmie. Skutek był oczywiście banalnie prosty do przewidzenia- jego gatki opadły odsłaniając połowę slipek we wzorek galaxy.
-Ładne majcioszki- skwitował Morgi, który stał tuż za mną, a wszyscy (włącznie z obcymi ludźmi i sprawdzającym mnie mężczyzną) wybuchnęli śmiechem, a czerwony jak burak Schlieri zaczął tyłem cofać się na swoje miejsce.
-Wiesz- powiedziałam do niego, gdy przeszliśmy już przez bramki- przypomniało mi się jak pierwszy raz jechałam twoim samochodem i znalazłam w nich stringi- zaśmiałam się- Dobrze, że ich dzisiaj nie ubrałeś.
-Nadal mi nie uwierzyłaś, że były Koflera?- zaperzył się
-Jakoś nie mogę wyobrazić sobie Andreasa w takich majcioszkach, wybacz.
-A mnie możesz?- zdziwił się, a ja starałam sie odtworzyć w swojej głowie widok Schlieriego tańczącego w różowych stringach.
-Ciebie już prędzej- przyznałam uśmiechając się do swoich myśli.
Pół godziny później byliśmy już na pokładzie samolotu. Razem z Gregorem miałam miejsce tuż za Thomasem i Cristiną, a obok nas było na szczęście wolne miejsce. Szybko usiadłam przy oknie patrząc na udawany smutek Schlieriego.
-No wiesz, ja zawsze siedzę przy oknie- wygiął usta w podkówkę.
-Sorry, kochanie, nie jak lecisz ze mną- zaśmiałam się i wygodnie usadowiłam w fotelu. Była osiemnasta, więc za chwilę powinno zacząć zachodzić słońce, a ja szykowałam się na oglądanie tego pięknego zjawiska z góry.
-Tak? W takim razie foch- wydął usta i przeszedł do przodu- Thomas, zamienisz się ze mną miejscami?- zapytał kolegę, który tak jak ja siedział od okna.
-Matko, Gregor, jakie ty masz problemy...- westchnął- Tylko mi dziewczyny nie podrywaj- pokazał palcem na Cristie i zaśmiał się.
-Musimy go tego oduczyć- mruknęłam do Morgiego, gdy tylko zajął miejsce obok mnie.
-Definitywnie, wkurza mnie już z tym. Od prawie dziesięciu lat muszę mu w tym ustępować.
-Bo jesteś mientki- zaakcentowałam błędy w słowie- trza być twardym, nie mientkim.
-Jak ja cię uwielbiam- zaśmiał się, a później zamilkł, bo usłyszeliśmy głos stewardessy, która wytłumaczyła, gdzie znajdują się drzwi awaryjne, że w razie spadku ciśnienia maski wyskoczą z paneli i inne podstawowe sprawy.
Najgorszy był start, nigdy go nie lubiłam. I tym razem, gdy samolot poderwał się w powietrze ledwo powstrzymałam się od krzyku. Chwyciłam pierwsze co miałam pod ręką i z zamkniętymi oczami zaczęłam mocno ściskać.
-Ała ała- usłyszałam po chwili głos ze swojej lewej- Ściskasz coraz mocniej- powiedział Morgi i drugą ręką rozluźnił moje palce na swojej dłoni.
-Przepraszam- wydusiłam z siebie, gdy już normalnie lecieliśmy- Nie cierpię startów...
-Zauważyłem- mruknął pokazując na swoją czerwoną rękę. Zrobiłam niewinną minę i wyjęłam książkę z torby; po około pół godziny- tak jak się spodziewałam- zobaczyłam piękny zachód słońca. Po chwili zaszło ono jednak za chmury, a ja powróciłam do lektury. Nagle poczułam jak głowa Morgiego powoli opada, a po chwili spoczywała już oparta na moim ramieniu. Zaśmiałam się pod nosem i kontynuowałam czytanie. Na około godzinę przed lądowaniem zobaczyłam jak ciemna czupryna Gregora wyłania się zza jego fotela, dokładnie tak jakby miał na głowie krzak i wyłaniał się spod ziemi na poligonie.
-Co jest?- zapytał jednocześnie zdziwiony i rozbawiony pokazując palcem na Thomasa.
-Śpi sobie- odpowiedziałam beztrosko i dalej wodziłam wzrokiem po napisach w książce.
-Śpi sobie!- prychnął Schlieri i złapał Cristinę za ramię- Spójrz jak twój chłopak sobie śpi- mruknął lekko zezłoszczony pokazując na nas palcem. Po chwili wyłoniły się także blond włosy Cris, a jej reakcja była zupełnie inna niż mojego chłopaka.
-Oooo- westchnęła na widok słodo śpiącego Morgiego- Idzie do neta- zaśmiała się i wyjęła telefon, by zrobić nam zdjęcie (oczywiście zakryłam się książką, bo domyślałam się, że po pięciu godzinach w samolocie nie mogę wyglądać korzystnie).
-Ooo?- powtórzył Gregor- On ma prawie głowę w jej cyckach!- zaperzył się.
-Trzeba było się nie wymieniać to teraz ty byś miał tam głowę- rzuciła zupełnie nie przejmując się słowami Schlieriego i opadła na swoje siedzenie pozostawiając skoczka z baranią miną.
-Policzymy się- powiedział cicho do nadal śpiącego Thomasa, mierząc go wzrokiem.
Po około piętnastu minutach Morgi zaczął się wiercić na moim ramieniu i powoli otwierać oczy.
-Miałem wrażenie, że ktoś mi się przygląda- powiedział zaspanym głosem- Ojej, przepraszam- dodał, gdy tylko wrócił do rzeczywistości i szybko się ze mnie podniósł.
-Nic się nie stało- zaśmiałam się- Tak, faktycznie, Gregor mierzył cię wzrokiem- brunet gdy tylko usłyszał swoje imię, szybko ponownie wyłonił się zza fotela.
-Ty hieno...- powiedział poważnie, ale wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że żartuje; zawsze, gdy stara się utrzymać powagę tak śmiesznie drgają mu nozdrza, na ten widok oczywiście głośno się zaśmiałam przyciągając uwagę niektórych pasażerów.
-Ale co ja ci zrobiłem?- zdziwiony Morgi przetarł oczy.
-Nie zwracaj na niego uwagi...- mruknęłam wracając do lektury- Przewrażliwiony jest. Znowu- zaakcentowałam ostatnie słowo poważniejąc. Schlieri nie powiedział już ani słowa; usiadł na fotelu i oczekiwał na lądowanie.
Po godzinie staliśmy przed lotniskiem czekając na taksówkę. W końcu poczułam wakacje, było tak rozkosznie ciepło, a w powietrzu dało się wyczuć panującą tu cudowną atmosferę. Pomyślałam, że na pewno nigdy nie zapomnę tych dwóch tygodni...
Dziś akurat nie byłam w szkole, bo jestem przeziębiona, tak więc miałam trochę czasu na przemyślenia i voila! Jest rozdział :3 Mam nadzieję, że się Wam spodoba :) Sami widzicie, że tak Was kocham, że nie mogę do Was nie pisać :c
Moglibyście mnie trochę poreklamować wśród znajomych, więcej fejmu nie zaszkodzi....
Żarcik :P
Cała szkoła mówiła o związku moim i Schlieriego oraz Cristiny i Morgiego. Zapomniałam powiedzieć, że oficjalnie ogłosili swój związek w naszą miesięcznicę. W zasadzie nie wiem, czy można było uznać za miesięcznicę związku, bo świętowaliśmy równo miesiąc od naszego pierwszego spotkania. Obie z Cris miałyśmy wrażenie, że to wszystko dzieje się zdecydowanie za szybko, ale takie było niestety całe życie naszych skoczków- mieli mało czasu, często niedojadali spiesząc się na treningi (co oczywiście było dla nich bardzo niezdrowe, a gdyby zobaczył to Pointner, ostro przetrzepałby im skórę) lub samemu trenując w piwnicach domów, gdzie mieli osobiste siłownie. My również pędzałyśmy razem dużo czasu użalając się nad naszym marnym losem. Oczywiście tylko dla żartów, bo przecież wiedziałyśmy na co się godzimy wiążąc się z nimi; nie miałam im tego za złe, bo kiedy nie miałam nic pożytecznego do roboty szlifowałam swój niemiecki. W każdym bądź razie, kiedy oni zakończyli swoje intensywne treningi przyszedł czas na nas i tym razem to my po ośmiu godzinach w szkole nie mogłyśmy wykrzesać z siebie ni krzty chęci i siły na spotkanie. Czasami w weekendy wychodziliśmy do klubów żeby się rozerwać, ale również sporadycznie. Był to ostatni rok obowiązkowej nauki [załóżmy, że w Austrii są dwa lata LO] i musiałyśmy poświęcić jej cały swój wolny czas, żeby jak najlepiej napisać egzaminy tym bardziej, że ja planowałam medycynę, a Cris fizjoterapię- miała cichą nadziejach, że po tych studiach chłopaki szepną dobre słowo trenerowi, który pomoże jej znaleźć pracę w sztabie. I tak minęła nam również wiosna.
Co do plastików było kilka przykrych incydentów z nimi w roli głównej... Cóż, ludzie są zawistni, co zrobić?
-Na pewno wzięłaś paszport?- zapytał Gregor pakując moją walizkę do bagażnika taksówki stojącej pod moim domem.
-Tak, na pewno- mruknęłam, ale mimo wszystko jeszcze raz pogrzebałam w dużej podręcznej torbie, by przez własną głupotę i zapominalstwo nie narobić sobie problemów na lotnisku. Schlieri otworzył przede mną drzwi taksówki, a zaraz potem sam usadowił się obok.
Wybieraliśmy się na wakacje do Dubaju, gdzie między innymi mieliśmy świętować moje osiemnaste urodziny, ale przede wszystkim imprezować, odpoczywać i regenerować siły.
Na lotnisku, gdy tylko zobaczyłam Cristine, rzuciłam się jej na szyję. Nie widziałam jej przesz bite dwa tygodnie, ponieważ musiała opiekować się bratem chorym na świnkę (jej rodzice wyjechali w delegację), a później sama się od niego zaraziła, tak więc miałyśmy jedynie kontakt telefoniczny.
-Moja przyszła pani doktor!- zawołała całując mnie w policzek.
-Doktor Dominika Tulph, jak to dostojnie brzmi- zaśmiał się Morgi również dając mi buziaka.
Dostałam się na medycynę! Sama do końca jeszcze w to nie uwierzyłam, to było spełnienie moich najskrytszych marzeń. Wiem, że do wyboru specjalizacji zostało mi pięć lat, ale mimo to poważnie zastanawiałam się nad tym już teraz, a mianowicie wahałam się nad pediatrią i anestezjologią.
Do odlotu samolotu zostały nam dwie godziny, a zaufajcie, że w naszym przypadku to o wiele za mało. Tak więc szybko się zorganizowaliśmy i ruszyliśmy w stronę punktu odpraw, gdzie oczywiście już musiała pojawić się jakaś przeszkoda. Mianowicie okazało się, że moja przyjaciółka wzięła za dużo rzeczy przez co jej bagaż ważył o wiele więcej niż powinien. Szybko przepakowaliśmy część jej rzeczy do mojej walizki i oddaliśmy bagaże. Następnie udaliśmy się do bramek, by przejść kontrolę bezpieczeństwa, gdzie straciłam mój ukochany pilnik do paznokci, który znajdował się w bagażu podręcznym- głupio zrobiłam, że go stamtąd nie wyjęłam. Kolejny kłopot pojawił się, gdy Gregor zobaczył jak mężczyzna, który miał sprawdzić czy nie wnoszę na pokład niebezpiecznych przedmiotów kładzie dłonie na mojej talii. Zaczął szybko iść w jego stronę zupełnie zapominając o tym, że pasek, który podtrzymywał spodnie na jego kościstym tyłku spoczywa w kuwecie na taśmie. Skutek był oczywiście banalnie prosty do przewidzenia- jego gatki opadły odsłaniając połowę slipek we wzorek galaxy.
-Ładne majcioszki- skwitował Morgi, który stał tuż za mną, a wszyscy (włącznie z obcymi ludźmi i sprawdzającym mnie mężczyzną) wybuchnęli śmiechem, a czerwony jak burak Schlieri zaczął tyłem cofać się na swoje miejsce.
-Wiesz- powiedziałam do niego, gdy przeszliśmy już przez bramki- przypomniało mi się jak pierwszy raz jechałam twoim samochodem i znalazłam w nich stringi- zaśmiałam się- Dobrze, że ich dzisiaj nie ubrałeś.
-Nadal mi nie uwierzyłaś, że były Koflera?- zaperzył się
-Jakoś nie mogę wyobrazić sobie Andreasa w takich majcioszkach, wybacz.
-A mnie możesz?- zdziwił się, a ja starałam sie odtworzyć w swojej głowie widok Schlieriego tańczącego w różowych stringach.
-Ciebie już prędzej- przyznałam uśmiechając się do swoich myśli.
Pół godziny później byliśmy już na pokładzie samolotu. Razem z Gregorem miałam miejsce tuż za Thomasem i Cristiną, a obok nas było na szczęście wolne miejsce. Szybko usiadłam przy oknie patrząc na udawany smutek Schlieriego.
-No wiesz, ja zawsze siedzę przy oknie- wygiął usta w podkówkę.
-Sorry, kochanie, nie jak lecisz ze mną- zaśmiałam się i wygodnie usadowiłam w fotelu. Była osiemnasta, więc za chwilę powinno zacząć zachodzić słońce, a ja szykowałam się na oglądanie tego pięknego zjawiska z góry.
-Tak? W takim razie foch- wydął usta i przeszedł do przodu- Thomas, zamienisz się ze mną miejscami?- zapytał kolegę, który tak jak ja siedział od okna.
-Matko, Gregor, jakie ty masz problemy...- westchnął- Tylko mi dziewczyny nie podrywaj- pokazał palcem na Cristie i zaśmiał się.
-Musimy go tego oduczyć- mruknęłam do Morgiego, gdy tylko zajął miejsce obok mnie.
-Definitywnie, wkurza mnie już z tym. Od prawie dziesięciu lat muszę mu w tym ustępować.
-Bo jesteś mientki- zaakcentowałam błędy w słowie- trza być twardym, nie mientkim.
-Jak ja cię uwielbiam- zaśmiał się, a później zamilkł, bo usłyszeliśmy głos stewardessy, która wytłumaczyła, gdzie znajdują się drzwi awaryjne, że w razie spadku ciśnienia maski wyskoczą z paneli i inne podstawowe sprawy.
Najgorszy był start, nigdy go nie lubiłam. I tym razem, gdy samolot poderwał się w powietrze ledwo powstrzymałam się od krzyku. Chwyciłam pierwsze co miałam pod ręką i z zamkniętymi oczami zaczęłam mocno ściskać.
-Ała ała- usłyszałam po chwili głos ze swojej lewej- Ściskasz coraz mocniej- powiedział Morgi i drugą ręką rozluźnił moje palce na swojej dłoni.
-Przepraszam- wydusiłam z siebie, gdy już normalnie lecieliśmy- Nie cierpię startów...
-Zauważyłem- mruknął pokazując na swoją czerwoną rękę. Zrobiłam niewinną minę i wyjęłam książkę z torby; po około pół godziny- tak jak się spodziewałam- zobaczyłam piękny zachód słońca. Po chwili zaszło ono jednak za chmury, a ja powróciłam do lektury. Nagle poczułam jak głowa Morgiego powoli opada, a po chwili spoczywała już oparta na moim ramieniu. Zaśmiałam się pod nosem i kontynuowałam czytanie. Na około godzinę przed lądowaniem zobaczyłam jak ciemna czupryna Gregora wyłania się zza jego fotela, dokładnie tak jakby miał na głowie krzak i wyłaniał się spod ziemi na poligonie.
-Co jest?- zapytał jednocześnie zdziwiony i rozbawiony pokazując palcem na Thomasa.
-Śpi sobie- odpowiedziałam beztrosko i dalej wodziłam wzrokiem po napisach w książce.
-Śpi sobie!- prychnął Schlieri i złapał Cristinę za ramię- Spójrz jak twój chłopak sobie śpi- mruknął lekko zezłoszczony pokazując na nas palcem. Po chwili wyłoniły się także blond włosy Cris, a jej reakcja była zupełnie inna niż mojego chłopaka.
-Oooo- westchnęła na widok słodo śpiącego Morgiego- Idzie do neta- zaśmiała się i wyjęła telefon, by zrobić nam zdjęcie (oczywiście zakryłam się książką, bo domyślałam się, że po pięciu godzinach w samolocie nie mogę wyglądać korzystnie).
-Ooo?- powtórzył Gregor- On ma prawie głowę w jej cyckach!- zaperzył się.
-Trzeba było się nie wymieniać to teraz ty byś miał tam głowę- rzuciła zupełnie nie przejmując się słowami Schlieriego i opadła na swoje siedzenie pozostawiając skoczka z baranią miną.
-Policzymy się- powiedział cicho do nadal śpiącego Thomasa, mierząc go wzrokiem.
Po około piętnastu minutach Morgi zaczął się wiercić na moim ramieniu i powoli otwierać oczy.
-Miałem wrażenie, że ktoś mi się przygląda- powiedział zaspanym głosem- Ojej, przepraszam- dodał, gdy tylko wrócił do rzeczywistości i szybko się ze mnie podniósł.
-Nic się nie stało- zaśmiałam się- Tak, faktycznie, Gregor mierzył cię wzrokiem- brunet gdy tylko usłyszał swoje imię, szybko ponownie wyłonił się zza fotela.
-Ty hieno...- powiedział poważnie, ale wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że żartuje; zawsze, gdy stara się utrzymać powagę tak śmiesznie drgają mu nozdrza, na ten widok oczywiście głośno się zaśmiałam przyciągając uwagę niektórych pasażerów.
-Ale co ja ci zrobiłem?- zdziwiony Morgi przetarł oczy.
-Nie zwracaj na niego uwagi...- mruknęłam wracając do lektury- Przewrażliwiony jest. Znowu- zaakcentowałam ostatnie słowo poważniejąc. Schlieri nie powiedział już ani słowa; usiadł na fotelu i oczekiwał na lądowanie.
Po godzinie staliśmy przed lotniskiem czekając na taksówkę. W końcu poczułam wakacje, było tak rozkosznie ciepło, a w powietrzu dało się wyczuć panującą tu cudowną atmosferę. Pomyślałam, że na pewno nigdy nie zapomnę tych dwóch tygodni...
Dziś akurat nie byłam w szkole, bo jestem przeziębiona, tak więc miałam trochę czasu na przemyślenia i voila! Jest rozdział :3 Mam nadzieję, że się Wam spodoba :) Sami widzicie, że tak Was kocham, że nie mogę do Was nie pisać :c
Moglibyście mnie trochę poreklamować wśród znajomych, więcej fejmu nie zaszkodzi....
Żarcik :P
A dodasz dzisiaj jeszcze jeden lub dwa rozdziały?? Proooooooszę :)
OdpowiedzUsuńHahahaaha, raczej nie, wybaczcie :c Postaram się może coś skrobnę, ale jutro idę już do szkoły, więc nie liczyłabym na to. Spróbuję :)
OdpowiedzUsuńwłasnie???
OdpowiedzUsuńBędzie nowy dzisiaj??
OdpowiedzUsuń