Morgiego i Cristinę odstawiliśmy po drodze do mojego domu, przed którym teraz staliśmy.
-Mogę jutro przyjechać po ciebie od szkoły?- zapytał Gregor z uśmiechem
-Możesz- odwzajemniłam gest- Ale co będziemy robić?
-Wiesz...- wyczułam w jego głosie zawahanie- Moi rodzice bardzo chcieliby cię poznać.
-Oni wiedzą o moim istnieniu?- zdziwiłam się.
-Musiałem im nieco wytłumaczyć po tej akcji z pismakami w galerii- patrzył na mnie- Ale nie bój się, oni nie są straszni- zaśmiał się.
-Nie boję się... Ale stresuję- zagryzłam wargę.
-Są mili, polubią cię- powiedział Gregor
-Gratuluję ci trzeciego miejsca- zarzuciłam ręce na jego szyję- Ale chyba przyniosłam ci dziś pecha.
-A ja uważam wręcz przeciwnie. Jesteś dla mnie jak talizman- posłał uśmiech w moją stronę.
-Taki trochę zepsuty- dodałam odwzajemniając gest.
-Najlepszy jaki mogłem mieć- pochylił się nade mną. Lubiłam gdy to robił, w końcu mogłam spokojnie przyjrzeć się jego twarzy w całej okazałości. Był taki przystojny. Zbyt idealny jak dla mnie. Wciąż zastanawiałam się, czym sobie tak na niego zasłużyłam. Kilka lat temu marzyłam żeby go poznać, a teraz... Stał przede mną i miał ochotę mnie pocałować.
-Nie zasłużyłem na ciebie- powiedział, jakby myślał dokładnie o tym samym co ja.
-No i co ja mam ci powiedzieć?- zapytałam cicho z uśmiechem.
-Nic, taka jest po prostu prawda- potarł swoim nosem mój.
-W takim razie jestem szczęśliwa, że to właśnie na mnie nie zasłużyłeś- mruknęłam i pocałowałam lekko jego usta.
-Wejdę z tobą, dobrze?- zapytał, gdy się od niego oderwałam.
-Dobrze- powiedziałam zdziwiona i otworzyłam drzwi domu.
-Dobry wieczór!- zawołał Gregor od progu.
-O, dobry wieczór!- na spotkanie wyszła nam moja mama, Andreas i Ala.
-Odstawiam Dominikę całą i zdrową- posłał piękny uśmiech w stronę mojej rodzicielki, która natychmiast go odwzajemniła.
-Jak się bawiłaś?- zapytała
-Hm, nie licząc hotelu zimnego jak igloo, było cudownie- skwitowałam i ściągnęłam kurtkę.
-Może zjesz z nami kolację?- zaproponowała mama Schlieriemu.
-Nie, nie, dziękuję, uciekam do siebie. Mama na mnie czeka- grzecznie odmówił- Chciałbym jeszcze zapytać, czy mieliby państwo coś przeciwko gdybym porwał jutro Dominikę do siebie? Chcę ją przedstawić rodzicom- wytłumaczył.
-Ależ skąd- zaśmiała się mama- Czekamy w kuchni- powiedziała w moją stronę i zagarnęła ramionami Andreasa i Alę- Do zobaczenia, Gregor.
-Do zobaczenia- powiedział szybko chłopak i przeniósł wzrok na mnie.
-Nie wiem jak ty to robisz, ale praktycznie nią manipulujesz- zaśmiałam się.
-Urok osobisty- powiedział wyszczerzając zęby w uśmiechu.
-To widzimy się jutro?- zapytałam patrząc na niego- Kończę o 13.
-Tak, tak. Przyjadę po ciebie- uśmiechnął się i pocałował w policzek- Dobranoc.
-Dobranoc- powiedziałam cicho i patrzyłam jak zamyka za sobą drzwi.
Oczywiście cała moja genialna rodzinka chciała, ażebym w szczegółach opisała im wyjazd. Rzecz jasna oglądali całą relację na żywo w telewizji, bo Andreas jest wielkim fanem skoków.
-Widziałam jak cię pocałował wczoraj- powiedziała mama, a ja zatrzymałam widelec w połowie drogi do ust.
-Taaaak?- zapytałam udając zdziwienie i odkładając go na talerz.
-Taaaak- powtórzyła Ala twierdząco- Słodko razem wyglądacie- zaczerwieniłam się.
-To nic takiego- mruknęłam i poprawiłam włosy.
-Słoneczko, zaufaj mi- zaczął Andreas- jeśli chłopak chce przedstawić dziewczynę rodzicom, dla niego na pewno nie jest to nic takiego.
O kurczę, kiedy to się stało? zapytałam się w myślach. Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Stało się i już, wpadłam po uszy w jedno bagno z Gregorem Schlierenzauerem. Z jednej strony podobało mi się to, a z drugiej miałam mieszane uczucia. Znałam go zaledwie tydzień, a już pisały o nas niemal wszystkie austriackie (i nie tylko) gazety. Wychodząc z kuchni natchnęłam się na stos, gdzie na pierwszych stronach były zdjęcia moje i Gregora z Willingen.
-No pięknie- powiedziałam pod nosem i pobiegłam do swojego pokoju, po drodze wykręcając numer do Cristiny.
-No hej, jak tam?- zapytała od razu.
-Nie licząc piętrzącego się stosu gazet ze mną i Schlierim na okładce to wszystko spoko- skwitowałam. Rozmawiałyśmy o całym tym wyjeździe, o tym jak układa jej się z Morgim i o tym, że jutro idę do Gregora.
Nie mogłam sobie tego poukładać. Wszystko działo się za szybko. Przyjazd, chłopaki, mój skok, zawody, ja na okładkach magazynów... Powoli zaczynało mnie to przytłaczać. Chciałam mieć normalne życie, a zafundowałam sobie pozowanie do tabloidów. Pięknie się urządziłam. Przez natłok myśli nie mogłam zasnąć. Wszystko kręciło się wokół jednej osoby. Nie mogłam uwierzyć, że byłam dla niego ważna.
Kiedy się obudziłam, szybko przypomniałam sobie plany na dzisiejszy dzień. Zwlekłam się z łóżka i zaczęłam grzebać w szafie w poszukiwaniu czegoś w czym mogłabym ićć do szkoły, a jednocześnie pasowałoby na obiad z rodzicami mojego... chłopaka? Przecież on nie był moim chłopakiem... Przynajmniej ja nic o tym nie wiedziałam. No dobrze, traktowaliśmy się jak para, ale tydzień znajomości to chyba trochę za mało? To był po prostu flirt, tak, zwykły flirt.
W końcu zdecydowałam, co chcę ubrać i po godzinie byłam już w szkole.
-A co ty się tak odstawiłaś? Idziesz do Gregora czy na bankiet?- zapytała Cris widząc mnie w czarnej marynarce.
-Po prostu chcę jak najlepiej wypaść, denerwuję się- przyznałam i udałyśmy się na lekcje.
Po zajęciach pożegnałam sie z Cristiną i pobiegłam do szatni. Wyjęłam z szafki kurtkę i ubierając ją wyszłam przed budynek. Gregor już na mnie czekał. Stało party o BMW z pewną siebie miną i rękami w kieszeniach.
-Cześć, pięknie wyglądasz- powiedział, gdy tylko mnie zobaczył.
-A dziękuję- podeszłam do niego i lekko pocałowałam w policzek.
-Chodź, jedziemy- otworzył przede mną drzwi od strony pasażera, a sam usiadł na miejscu obok.
Bardzo się denerwowałam. Nie wiedziałam jaka jest mama wielkiego sportowca, ale przecież nie mogła być wredną małpą. Musi mnie polubić, musi- powtarzałam jak mantrę przez całą drogę. Schlieri najwidoczniej wyczuł mój stres, bo za każdym razem, gdy zatrzymywaliśmy się na światłach łapał mnie za rękę i mówił:
-Nie denerwuj się tak, polubią cię.
Po kilku minutach staliśmy przed posiadłością Schlierenzauerów.
Potrzebuję trochę czasu na przemyślenie kolejnego rozdziału. Doszłam do wniosku, ze każdy następny jest gorszy i mniej staranny. Muszę ułożyć sobie całą tę historię. Może wstawię coś jutro, a może dopiero w środę, wiec nie wypytujcie o to w komentarzach. Chcę żebyście z przyjemnością czytali tego bloga, a ja nie mogę skupić się na pisaniu. Jestem chora i nie mam siły, a piszę coś wyłącznie żebyście byli zadowoleni. Ale doszłam do wniosku, że liczy się jakość a nie ilość, więc wybaczcie.
-Mogę jutro przyjechać po ciebie od szkoły?- zapytał Gregor z uśmiechem
-Możesz- odwzajemniłam gest- Ale co będziemy robić?
-Wiesz...- wyczułam w jego głosie zawahanie- Moi rodzice bardzo chcieliby cię poznać.
-Oni wiedzą o moim istnieniu?- zdziwiłam się.
-Musiałem im nieco wytłumaczyć po tej akcji z pismakami w galerii- patrzył na mnie- Ale nie bój się, oni nie są straszni- zaśmiał się.
-Nie boję się... Ale stresuję- zagryzłam wargę.
-Są mili, polubią cię- powiedział Gregor
-Gratuluję ci trzeciego miejsca- zarzuciłam ręce na jego szyję- Ale chyba przyniosłam ci dziś pecha.
-A ja uważam wręcz przeciwnie. Jesteś dla mnie jak talizman- posłał uśmiech w moją stronę.
-Taki trochę zepsuty- dodałam odwzajemniając gest.
-Najlepszy jaki mogłem mieć- pochylił się nade mną. Lubiłam gdy to robił, w końcu mogłam spokojnie przyjrzeć się jego twarzy w całej okazałości. Był taki przystojny. Zbyt idealny jak dla mnie. Wciąż zastanawiałam się, czym sobie tak na niego zasłużyłam. Kilka lat temu marzyłam żeby go poznać, a teraz... Stał przede mną i miał ochotę mnie pocałować.
-Nie zasłużyłem na ciebie- powiedział, jakby myślał dokładnie o tym samym co ja.
-No i co ja mam ci powiedzieć?- zapytałam cicho z uśmiechem.
-Nic, taka jest po prostu prawda- potarł swoim nosem mój.
-W takim razie jestem szczęśliwa, że to właśnie na mnie nie zasłużyłeś- mruknęłam i pocałowałam lekko jego usta.
-Wejdę z tobą, dobrze?- zapytał, gdy się od niego oderwałam.
-Dobrze- powiedziałam zdziwiona i otworzyłam drzwi domu.
-Dobry wieczór!- zawołał Gregor od progu.
-O, dobry wieczór!- na spotkanie wyszła nam moja mama, Andreas i Ala.
-Odstawiam Dominikę całą i zdrową- posłał piękny uśmiech w stronę mojej rodzicielki, która natychmiast go odwzajemniła.
-Jak się bawiłaś?- zapytała
-Hm, nie licząc hotelu zimnego jak igloo, było cudownie- skwitowałam i ściągnęłam kurtkę.
-Może zjesz z nami kolację?- zaproponowała mama Schlieriemu.
-Nie, nie, dziękuję, uciekam do siebie. Mama na mnie czeka- grzecznie odmówił- Chciałbym jeszcze zapytać, czy mieliby państwo coś przeciwko gdybym porwał jutro Dominikę do siebie? Chcę ją przedstawić rodzicom- wytłumaczył.
-Ależ skąd- zaśmiała się mama- Czekamy w kuchni- powiedziała w moją stronę i zagarnęła ramionami Andreasa i Alę- Do zobaczenia, Gregor.
-Do zobaczenia- powiedział szybko chłopak i przeniósł wzrok na mnie.
-Nie wiem jak ty to robisz, ale praktycznie nią manipulujesz- zaśmiałam się.
-Urok osobisty- powiedział wyszczerzając zęby w uśmiechu.
-To widzimy się jutro?- zapytałam patrząc na niego- Kończę o 13.
-Tak, tak. Przyjadę po ciebie- uśmiechnął się i pocałował w policzek- Dobranoc.
-Dobranoc- powiedziałam cicho i patrzyłam jak zamyka za sobą drzwi.
Oczywiście cała moja genialna rodzinka chciała, ażebym w szczegółach opisała im wyjazd. Rzecz jasna oglądali całą relację na żywo w telewizji, bo Andreas jest wielkim fanem skoków.
-Widziałam jak cię pocałował wczoraj- powiedziała mama, a ja zatrzymałam widelec w połowie drogi do ust.
-Taaaak?- zapytałam udając zdziwienie i odkładając go na talerz.
-Taaaak- powtórzyła Ala twierdząco- Słodko razem wyglądacie- zaczerwieniłam się.
-To nic takiego- mruknęłam i poprawiłam włosy.
-Słoneczko, zaufaj mi- zaczął Andreas- jeśli chłopak chce przedstawić dziewczynę rodzicom, dla niego na pewno nie jest to nic takiego.
O kurczę, kiedy to się stało? zapytałam się w myślach. Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Stało się i już, wpadłam po uszy w jedno bagno z Gregorem Schlierenzauerem. Z jednej strony podobało mi się to, a z drugiej miałam mieszane uczucia. Znałam go zaledwie tydzień, a już pisały o nas niemal wszystkie austriackie (i nie tylko) gazety. Wychodząc z kuchni natchnęłam się na stos, gdzie na pierwszych stronach były zdjęcia moje i Gregora z Willingen.
-No pięknie- powiedziałam pod nosem i pobiegłam do swojego pokoju, po drodze wykręcając numer do Cristiny.
-No hej, jak tam?- zapytała od razu.
-Nie licząc piętrzącego się stosu gazet ze mną i Schlierim na okładce to wszystko spoko- skwitowałam. Rozmawiałyśmy o całym tym wyjeździe, o tym jak układa jej się z Morgim i o tym, że jutro idę do Gregora.
Nie mogłam sobie tego poukładać. Wszystko działo się za szybko. Przyjazd, chłopaki, mój skok, zawody, ja na okładkach magazynów... Powoli zaczynało mnie to przytłaczać. Chciałam mieć normalne życie, a zafundowałam sobie pozowanie do tabloidów. Pięknie się urządziłam. Przez natłok myśli nie mogłam zasnąć. Wszystko kręciło się wokół jednej osoby. Nie mogłam uwierzyć, że byłam dla niego ważna.
Kiedy się obudziłam, szybko przypomniałam sobie plany na dzisiejszy dzień. Zwlekłam się z łóżka i zaczęłam grzebać w szafie w poszukiwaniu czegoś w czym mogłabym ićć do szkoły, a jednocześnie pasowałoby na obiad z rodzicami mojego... chłopaka? Przecież on nie był moim chłopakiem... Przynajmniej ja nic o tym nie wiedziałam. No dobrze, traktowaliśmy się jak para, ale tydzień znajomości to chyba trochę za mało? To był po prostu flirt, tak, zwykły flirt.
W końcu zdecydowałam, co chcę ubrać i po godzinie byłam już w szkole.
-A co ty się tak odstawiłaś? Idziesz do Gregora czy na bankiet?- zapytała Cris widząc mnie w czarnej marynarce.
-Po prostu chcę jak najlepiej wypaść, denerwuję się- przyznałam i udałyśmy się na lekcje.
Po zajęciach pożegnałam sie z Cristiną i pobiegłam do szatni. Wyjęłam z szafki kurtkę i ubierając ją wyszłam przed budynek. Gregor już na mnie czekał. Stało party o BMW z pewną siebie miną i rękami w kieszeniach.
-Cześć, pięknie wyglądasz- powiedział, gdy tylko mnie zobaczył.
-A dziękuję- podeszłam do niego i lekko pocałowałam w policzek.
-Chodź, jedziemy- otworzył przede mną drzwi od strony pasażera, a sam usiadł na miejscu obok.
Bardzo się denerwowałam. Nie wiedziałam jaka jest mama wielkiego sportowca, ale przecież nie mogła być wredną małpą. Musi mnie polubić, musi- powtarzałam jak mantrę przez całą drogę. Schlieri najwidoczniej wyczuł mój stres, bo za każdym razem, gdy zatrzymywaliśmy się na światłach łapał mnie za rękę i mówił:
-Nie denerwuj się tak, polubią cię.
Po kilku minutach staliśmy przed posiadłością Schlierenzauerów.
Potrzebuję trochę czasu na przemyślenie kolejnego rozdziału. Doszłam do wniosku, ze każdy następny jest gorszy i mniej staranny. Muszę ułożyć sobie całą tę historię. Może wstawię coś jutro, a może dopiero w środę, wiec nie wypytujcie o to w komentarzach. Chcę żebyście z przyjemnością czytali tego bloga, a ja nie mogę skupić się na pisaniu. Jestem chora i nie mam siły, a piszę coś wyłącznie żebyście byli zadowoleni. Ale doszłam do wniosku, że liczy się jakość a nie ilość, więc wybaczcie.
Jak dla mnie jest spoko. Cieszę się, że aż tak bardzo poważnie do tego podchodzisz. Myślę że masz rację, że chcesz to przemyśleć bo w tedy rozdziały będą jeszcze lepsze. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCo ty chcesz od tych rozdziałów?? :D Są świetne a ty masz prawdziwy talent :) to się tak przyjemnie czyta :) Nie przestawaj pisać!!! to jest najlepsza historia o skoczkach jaką czytałam. Nie jest przepełniona scenkami miłosnymi od których w niektórych historyjkach tego typu chce się wymiotować :) Dziewczyno masz prawdziwy TALENT!!! Oby tak dalej!!!
OdpowiedzUsuńmi też się wydaje że nie wymaga to przeróbek ale jeśli ma to być jeszcze lepsze niż jest(o ile jest to możliwe) to przemyślaj:)
OdpowiedzUsuń