Wyświetlenia

poniedziałek, 27 stycznia 2014

6. Wkładki, pospadki czy coś takiego

- Na prawdę myślałaś, że cię puszczę?- zapytał Gregor doganiając mnie na schodach
-Nie, oczywiście, że nie- szybko odpowiedziałam- Tyle, że mam okropny lęk wysokości.
-Na prawdę?- zdziwił się- A co ty na to, żebyśmy go przełamali?
-Ale jak?- zapytałam wpatrując się w niego- Tylko nie mów, że na prawdę chcesz mnie przewiesić przez tą barierkę trzymając za stopę- pokazałam kciukiem za siebie.
-Nie no, coś ty. Aż taki wredny nie jestem- uśmiechnął się do mnie- Po prostu musisz mi zaufać i pojechać jutro ze mną na trening, okej?
-Hm, no dobrze. W sumie nie mam nic do stracenia. Ale to nie będzie nic okropnego prawda?- spojrzałam na niego z lekkim przerażeniem w oczach.
-Nie no, coś ty- odpowiedział pewnie- Może nawet ci się spodoba- puścił mi oczko i weszliśmy na wielką sale gimnastyczną, gdzie reszta drużyny miała zbiórkę.
-Lecę- powiedział tylko do mnie i pobiegł do zespołu, a ja zastanawiałam się jaką niespodziankę dla mnie szykuje.
Gdy chłopaki po zakończonym treningu udali się do szatni wyszłam przed halę i czekałam na mojego kierowcę. Niestety przynajmniej jeszcze raz będę musiała złamać daną sobie obietnicę o nie wsiadaniu z nim więcej do auta. W sumie lepsze piętnaście minut cierpienia niż wleczenie się przez całe miasto.
-Domi, ja lecę jeszcze z Thomasem na piwko, dobra?- usłyszałam za plecami głos Maxa
-No spoko- uśmiechnęłam się do niego lekko.
-Podobasz się Gregorowi- powiedział ni z gruszki, ni z pietruszki
-Co?- zapytałam zdziwiona- O czym ty mówisz?
-O tym, że Schlierenzauer na ciebie leci jak... y...- szukał odpowiedniego porównania- jak Morenstern na piwo!- dorzucił szybko, gdy tylko zobaczył Thomasa w jego śmiesznej 'owłosionej' czapce, wychodzącego przed budynek.
-Yyy, no dobra- mruknęłam i przeniosłam wzrok na Thomasa- Nie wiecie czy Gregor jedzie z wami, czy wraca do domu?
-Znaczy mówił, że mama mu kazała jechać do centrum po wkładki, pospadki czy coś takiego...- odpowiedział nieśmiało, najwidoczniej zastanawiając się, czy dobrze powiedział.
-Podpaski chyba- zaczęłam się śmiać ta głośno jak nigdy, a biedny Morgi stał cały czerwony i zagryzał wargi
-No właśnie po to- powiedział cicho jeszcze bardziej się czerwieniąc- Nie śmiej się ze mnie, Schlieri mi tak przekazał.
-Spoko, spoko- w tym samym czasie zza drzwi wyłonił się sprawca całego tego zamieszania- To co, jedziemy po te pospadki?- mimo najszczerszych chęci nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
-Taaaaak, jedziemy powiedział powoli, nie wiedząc czy przypadkiem nie stąpa po grząskim gruncie.
-No to pa- powiedziałam do Thomasa, który właśnie podszedł do mnie i cmoknął w policzek
-Do zobaczenia jutro, już wszystko wiemy- uśmiechnął się uroczo.
-Proszę, proszę- mruknęłam rzucając podejrzliwe spojrzenie Gregorowi- Do zobaczenia w domu- powiedziałam do Maxa i ruszyłam w stronę auta. Schlieri pożegnał się z kolegami uściskiem dłoni i dołączył do mnie. Wsiadłam do samochodu i puściłam płytę zalegającą w odtwarzaczu.
-Więc gdzie jedziemy?- zapytałam zapinając pasy.
-No właśnie nie wiem do końca. Gdzie to można kupić?- odpowiedział pytaniem uruchamiając silnik.
-Pospadki nie wiem, ale podpaski na przykład w rossmannie- zaczęłam się śmiać, a po chwili Schlieri mi zawtórował.
-Przepraszam, nie jestem dobry w takich nazwach- rzucił, skręcając w  stronę centrum miasta. Nagle na chodniku, kilka metrów przed nami zauważyłam Thomasa i Maxa. Ten pierwszy żywo gestykulował najwyraźniej tłumacząc coś mojemu przybranemu bratu. Nie mogąc się powstrzymać, wsunęłam dłoń między oparte na kierownicy ręce Schlieriego i wcisnęłam klakson. Biedny Morgi tak się wystraszył, że omal nie wskoczył Maxowi na ręce. Razem z Gregorem zaczęliśmy się śmiać i przybliśmy piątkę.
-To wcale nie było śmieszne!- zza uchylonej szyby dobiegł nas głos Thomasa.

Po około dwudziestu minutach Gregor zaparkował na dużym parkingu przed centrum handlowym. Weszliśmy do niego tylnym wejściem, ponieważ rossmann znajdował się na samym końcu. Podeszliśmy do półki z artykułami dla pań, w którą Schlieri wpatrywał się ze zdumieniem.
-Jezu, po co wam aż tyle tego?- zdziwił się.
-Eh, jesteś facetem, nigdy tego nie zrozumiesz...- westchnęłam- No dobra, to jakie mają być?
-Nie wiem, powiedziała, że ma być dużo kropelek- podrapał się po głowie, najwidoczniej próbując coś sobie przypomnieć- cokolwiek miałoby to znaczyć...
-Pewnie te- wcisnęłam mu w rękę różową paczkę i pociągnęłam za rękaw w stronę kasy, bo biedny stał jak zahipnotyzowany, nadal wpatrując się w półkę.
Zapłaciliśmy i wyszliśmy ze sklepu. Tuż po tym Gregor o mało co nie wpadł na jakąś dziewczynę. Mruknął 'sorry' i udaliśmy się do wyjścia.
-O jezu, o jezu, o jezu!- dobiegł nas głos zza naszych pleców- To Gregor Schlierenzauer, aaaaaaa!- gdy się odwróciłam zobaczyłam tylko kilka dziewczyn z telefonami biegnącymi w naszą stronę. Chwilę później biegłam korytarzem, krok krok ze Schlierim, który trzymał mnie za rękę. Wbiegliśmy do męskiej toalety i mijając panów załatwiających potrzeby przy pisuarach (zakryłam wtedy ręką oczy i zdałam się na skoczka) wbiegliśmy do ostatniej kabiny zamykając ją na haczyk.
-Czemu przed nimi uciekasz? Jesteś ich idolem- zachichotałam
-Po prostu, one są czasami takie nachalne... Gdyby do mnie podeszła ta dziewczyna, poprosiła o zdjęcie i autograf- nie ma sprawy, bardzo chętnie. Ale gdy robi aferę na pół centrum handlowego tak, że zbiegają się wszystkie nastolatki, to wszystko zaczyna mnie przytłaczać...-mruknął- Wiesz, denerwuje mnie to, że czasami po zawodach jestem tak strasznie zmęczony i marzę tylko o tym, żeby jak najszybciej wsiąść do autokaru i pojechać do hotelu, ale nie mogę, bo one mnie dopadają, albo zaczepia mnie jakiś nadgorliwy tatuś wciskając mi na ręce ryczące dziecko i mówiący 'Synuś, kiedyś mi za to podziękujesz'- tu zmienił ton głosu na niższy- Szanuję moich fanów, bo bez nich nic bym nie osiągnął, ale czasami są tacy denerwujący. Widzisz, nawet teraz nie mogę kupić matce po... no tego...-pomachał różową paczką i westchnąwszy oparł się o ścianę.
Nie wierzyłam w to, co przed chwilą usłyszałam, Gregor Schlierenzauer mi się zwierzał. Znaliśmy się dopiero jeden dzień, a on do mnie z takimi tekstami.
-Myślisz, że tu wbiegną?- zapytałam próbując zastąpić czymś ciszę, w której nasłuchiwaliśmy.
-Nie wiem, pewnie koczują przed...- mruknął- Ale za to teraz mogę prosić o powtórkę sprzed paru godzin- uśmiechnął się i oparł dłonie na ścianie tu obok mojej głowy
-Możesz pomarzyć. Serio, Gregor...- powiedziałam, gdy jego twarz znalazła się bardzo blisko mojej- Przestań, nie jestem taka.
-Taka, czyli jaka?- zapytał wpatrując się we mnie
-Wiesz, czytałam kiedyś wywiad, w którym powiedziałeś, że Polki są łatwe. Otóż właśnie udowadniam, że wcale nie są- położyłam dłoń na jego klatce i z ciężkim sercem lekko odepchnęłam. Nic mi na to nie odpowiedział. Po paru minutach milczenia zaproponował, żebyśmy może spróbowali stąd wyjść. Chętnie przystałam na propozycję.
-Czekaj-złapał mój nadgarstek, kiedy chciałam już otworzyć drzwi toalety. Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyjął czarne Ray Bany, które założył mi na nos, a następnie zakrył moje włosy, zakładając na nie kaptur. Złapał moją dłoń i wyszliśmy z toalety. Wszędzie błyskały flesze lamp, piszczały fanki, jacyś faceci wołali:
- Gregor, kim jest tak dziewczyna?
-Gregor tu!
-Schlieri, zapozujcie!
-Czy to twoja dziewczyna?!
Wybiegliśmy z galerii jak najszybciej mogliśmy i wsiedliśmy do samochodu, który Gregor szybko odpalił i chwilę później byliśmy już daleko od centrum handlowego.
-Super, już widzę te nagłówki w gazetach. Boże, jakie dno- podniosłam okulary na włosy i zakryłam oczy dłońmi. Schlieri zaparkował na poboczu i zgasił silnik.
-Przepraszam- powiedział- Mogłem od razu cię odwieźć do domu... Ale nie wiedziałem, że oni tam będą, przepraszam- ciągnął i patrzył na mnie wyczekująco. Odsunął moje dłonie od oczu i przytulił mnie- Jeśli chcesz to ja to wszystko sprostuje- szeptał mi do ucha- Udzielę wywiadu i powiem prawdę, że jesteś tylko moją koleżanką, dobrze? Tylko nie martw się, proszę.
Wtuliłam się w niego. Na prawdę się bałam. Nie chciałam żeby jakieś szmatławce wchodziły z buciorami w moje życie, wystawały pod moim domem i śledziły każdy krok.
-Może nie będzie takiej sensacji?- zapytałam cicho bardziej siebie niż jego. Odsunęłam się od niego i rzuciłam na oparcie fotela. W głośnikach akurat leciała piosenka 'November rain' Guns and Rosses. Gregor odwiózł mnie do domu.
-Jutro aktualne?- zapytał smutno, gdy parkował przed posiadłością Andreasa.
-Tak- odpowiedziałam odpinając pasy- I nie martw się tak... Przejmujesz się bardziej niż ja- przysunęłam się i dałam mu buziaka w policzek- Dobranoc- dodałam wysiadając z auta i posyłając mu uśmiech.
-Dobranoc- odparł próbując odwzajemnić gest. Poczekał aż wejdę do domu i dopiero wtedy odjechał.



Już drugi dzisiaj, karmicie panią wenę komentarzami :3333 
Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)
Pamiętajcie o zostawianiu nr GG jeśli chcecie być informowani o nowych notkach.

7 komentarzy:

  1. Ojej jesteś naprawdę świetna. Już czekam na kolejną część bo wszystkiesą super :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne!!
    Gregor kupujący podpaski xD Chciałabym to zobaczyć.
    To słodkie, że tak bardzo przejmuje się Dominiką ;3
    Pozdrawiam i czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Supeeeeeeer :)
    Czekam na next x

    OdpowiedzUsuń
  4. naprawde ekstra śmieszne ale i takie realne:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie lubię używac tego słowa ale to jest naprawdę zajebiste!!!!!!! Pisz dalej!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Napiszę kolejny komentarz, ale to tylko "reklama" http://whenweflyfanfiction.blogspot.com/ - też fanfic o skokach :) Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteś świetna pisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń