Wyświetlenia

niedziela, 26 stycznia 2014

4. Stylowe majciochy

-Hm, może usiądziecie?- uśmiechnęłam się zachęcająco
-Nie, dzięki- odpowiedział Gregor patrząc na mnie- My tylko na chwilkę. Wpadliśmy po Maxa. Miał jechać z nami na trening...
-A może pojedziesz z nami?- zapytał Thomas Morgenstern, również łapczywie pożerając każdy szczegół mojej twarzy
-Znaczy... nie chciałabym wam robić kłopotu...- odpowiedziałam nieśmiało splatając dłonie
-To żaden problem- natychmiast odpowiedział Schlieri, a ja miałam wrażenie, że próbuje naśladować moją mamę
-Skoro tak, to chętnie- zagryzłam dolną wargę, nie wiedząc co jeszcze powiedzieć- To... ten, pójdę pospieszyć Maxa- zaczęłam nerwowo pokazywać kciukiem za siebie, po czym odwróciłam się i wbiegłam po schodach.
No nie wierzę, dwóch najlepszych Austriackich skoczków w moim domu. Kurczaczki, inne dziewczyny dałyby się zabić za takie coś, a ja zwiałam. W myślach śmiałam się z siebie i całej tej dziwnej sytuacji.
-Maaax, Gregor i Thomas przyszli- waliłam w drzwi łazienki i usłyszałam odgłos spuszczanej wody. Po chwili niczym syrenka wyłonił się zza drzwi toalety, ujawniając przy tym bardzo nieprzyjemny zapach dobiegający z jej wnętrza.
-Cholera, człowieku, skunks cię tam zaatakował?- zatkałam dłonią nos i zbiegłam na dół, gdzie Morgi i Schlieri brechtali się wniebogłosy- Co jest?- zapytałam zdziwiona, a po chwili domyśliłam się, że musieli słyszeć mój (najwyraźniej podniesiony) głos.
Udałam się w stronę drzwi i włożyłam moje trapery, kurtkę, różową czapkę, którą było widać z odległości 50 metrów, a szyje szczelnie oplotłam szalem.
-A ty gdzie idziesz? Mam nakapować rodzicom?- zapytał Max, patrząc jak się ubieram; najwyraźniej był urażony moimi słowami sprzed kilku minut.
-Nie będziesz musiał, ona jedzie z nami. Już my się nią zaopiekujemy- powiedział Gregor obejmując mnie ramieniem.
-Schlierenzauer, nie pozwalaj sobie- mruknęłam i zrzuciłam jego dłoń z czego Morgi i Max zachichotali- Ja już wyjdę, strasznie mi gorąco- dodałam i wyszłam z domu, a za mną Gregor. Zeszłam po schodach i stojąc na podjeździe zdobyłam się na odwagę i powiedziałam:
-Słuchaj... Przepraszam, że wczoraj byłam taka niemiła...
-Ty mnie... przepraszasz?- zapytał zdziwiony i zmierzwił sobie włosy
-Tak... Chyba tak- mruknęłam i zagryzłam wargę wlepiając wzrok w ziemię- Może nie oceniam cię w stu procentach fair. Nie znam cię, ale to twoje zachowanie wtedy... na tych zawodach... na prawdę mnie tym zirytowałeś. Ty na prawdę nie umiesz przegrywać- podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do niego.
-Szczerze powiedziawszy, zdaję sobie z tego sprawe- odpowiedział i zaśmiał się- Może dlatego, że w większości przypadków wygrywam...- spojrzałam w jego oczy. Wcześniej nigdy tego nie zauważyłam, ale były jakieś niezwykłe (zdaję sobie sprawę jak tandetnie to brzmi, ale taka jest prawda). Nie były ani brązowe, ani zielone. W zasadzie coś pomiędzy tymi dwoma odcieniami. Niezwykłe, takie kocie.
-Chodź, wsiądziemy do auta, nie będziemy tu marznąć- powiedział i udał się w stronę stojącego przed bramą czarnego BMW.
-No no, panie Schlierenzauer, ładna bryka- mruknęłam okrążając auto w celu dostania się do drzwi od strony pasażera.
-A bardzo pani dziękuję, pani Tulph- odpowiedział uśmiechając się i zajął miejsce kierowcy- Swoją drogą masz bardzo Niemieckie nazwisko...
-Cóż, podobno mój pradziadek był Niemcem, ale ile w tym prawdy to nie wiem- powiedziałam kładąc dłonie na kolanach i patrząc przed siebie
-Co oni tam robią?- zapytał Gregor, bardziej siebie samego niż mnie, pocierając dłonie. Włączył ogrzewanie i ciepły prąd przeszedł przez moje ciało.
-Wiesz... ostatnio Max podobno strasznie zaczął dbać o swoje włosy...- rzuciłam i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Oparłam głowę o zagłówek i wyciągnęłam rękę żeby włączyć radio. Odpowiedział mi jedynie szum.
-O co chodzi?- zmarszczyłam brwi i zaczęłam kręcić kulką poszukując stacji.
-W Fulpmes radia nie odbierają...- mruknął Gregor i pochylił się, by wyjąć ze schowka płytę. Otworzył półeczkę i wyjął z niej kilka płyt, najwidoczniej szukając odpowiedniej. W tym samym czasie mój wzrok przykuł czerwony materiał wystający zza zapisanych kartek i aparatu. Wyciągnęłam rękę i wyjęłam ze schowka czerwone stringi.
-Yy, stylowe majciochy, doprawdy. Twoje?- zaśmiałam się i rzuciłam mu nimi w twarz.
-Wiem, że mi nie uwierzysz, ale to Koflera- ściągnął z twarzy majtki, które zawiesiły się na jego bujnych włosach.
-Masz rację, nie uwierzyłam- zaśmiałam się zamykając schowek, do którego Schlieri kilka chwil wcześniej wrzucił bielizne i reszte płyt.
Ah, ten kasanova- pomyślałam.

4 komentarze:

  1. Z tego co widzę, to zapowiada się naprawdę dobre opowiadanie ;) masz ciekawy styl pisania, z lekkością i przyjemnością się to czyta, przy okazji ciągle cieszy się ryjek ze względu na zabawną treść. Jedynie przyczepić się mogę do tego, że rozdziały są trochę za krótkie, ja tu się już rozkręcam z czytaniem, a tu koniec. :D W każdym razie, życzę ci weny twórczej i ogromnych sukcesów związanych z prowadzeniem bloga, a ja oczywiście będę chętnie czytać nowe rozdziały. :D Pozdrawiam ~bw666.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie piszesz, uwielbiam skoki narciarskie i cieszę się że nie jest to kolejne opowiadanie o 1D :)
    monomentume.blogspot.com zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie często po takiej małej ilości rozdziałów mogę powiedzieć, że blog mi się podoba, ale twoje opowiadanie wywarło na mnie naprawdę dobre wrażenia :) Czekam na next x

    OdpowiedzUsuń
  4. naprawdę świetne opowiadanie, też kocham skoki i szukałam dobrego opowiadania, podoba mi sie twój styl pisania, przyjemnie sie czyta :))

    OdpowiedzUsuń