Gdy tylko przekroczyłam próg domu wiedziałam, że będzie mi tu dobrze. Na lewo od wejścia znajdował się salon. Dostrzegłam w nim kominek z budowany z cegieł, sofę, wielki telewizor i mały stolik. Wszystko stało na puszystym pomarańczowym dywanie, który aż prosił się, żeby dotknąć go gołą stopą.
-Ooo, moja siostrzyczka przyjechała- usłyszałam znajomy głos, a gdy tylko zdążyłam odwrócić głowę, zostałam otoczona silnymi ramionami Maxa.
-Witaj braciszku- odpowiedziałam uśmiechając się nonszalancko i puściłam do niego oczko.
Przywitałam się jeszcze z Andreasem, a później cała nasza piątka siedziała przy ogromnym kuchennym stole, wcinając szarlotkę mojego (być może) przyszłego ojczyma.
Jeśli tylko wszystko gotuje tak dobrze, jak ten jabłecznik to zaczynam mówić mu tato- pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem.
Kiedy zostaliśmy oddelegowani do swoich pokoi, wyszłam do korytarza i drewnianymi schodami udałam się na piętro. Uchyliłam drzwi mojego pokoju i aż zaniemówiłam z wrażenia.
Kolejny powód, żeby przyzwyczajać się do mówienia tato do Andreasa- odnotowałam w pamięci. Pokój był przeogromny. Pod oknem stało biurko, a obok niego biała błyszcząca komoda. Po przeciwległej stronie prezentowało się duże łóżko z szafką nocną tuż obok, a w najbardziej odległym punkcie, gigantyczna szafa na całą ścianę. Zrzuciłam buty z nóg i rzuciłam się na wyglądające na mięciutkie łóżeczko, szczelnie okrywając się fioletową pościelą.
Gdy akurat leniwie otwierałam oczy, usłyszałam głos mojej mamy, dobiegający najprawdopodobniej z kuchni:
-Niech ktoś obudzi Dominikę! Śpi już 18 godzin- następnie słyszałam tylko tupot na schodach i kilka stuknięć dłonią w drzwi mojego pokoju, w których po chwili ukazała się uśmiechnięta, jak zwykle, twarz Andreasa.
-Dzień dobry- powiedział i wszedł do środka przymykając za sobą drzwi.
-Dzień dobry- odpowiedziałam siadając na łóżku- Chciałabym podziękować ci za ten pokój. Jest po prostu cudowny, dokładni taki, o jakim marzyłam- dodałam szeroko się uśmiechając.
-Tak właśnie myślałem, że będzie ci się podoba- uśmiechnął się jeszcze szerzej (jeśli to było możliwe)- Mama woła cię na obiad.
-Obiad?- zapytałam zdziwiona
-Nie inaczej- zachichotał- Już czternasta- wstał i udał się w stronę drzwi, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. Może to tak bardzo zafascynowało w nim moją mamę?
Odchyliłam kołdrę i leniwie się spod niej wygramoliłam. Spojrzałam w lustro znajdujące się na otwartych drzwiach szafy. Miałam na sobie czarne leginsy, fioletowy sweter, który natychmiast zamieniłam na różową- odrobinę przydużą- koszulkę. Poza tym byłam okropnie potargana. Przeczesałam kilkakrotnie włosy palcami, a następnie naciągnęłam na stopy czerwone skarpetki z odstającymi głowami reniferów (dostałam je na święta od Ali i był to chyba najsłodszy prezent jaki dostałam). Zeszłam po schodach do salonu. Na kanapie, tyłem do mnie siedział Max z jakimś chłopakiem; grali na x-boxie żywo rozmawiając po niemiecku. Pokazałam na nich palcem i posłałam pytające spojrzenie mamie, która właśnie pojawiła się w drzwiach kuchni. Ta nic nie odpowiedziała, tylko zagarnęła mnie ręką do dużego pomieszczenia, w którym znajdowali się już Andreas i Ala. Mama od razu podbiegła do kuchenki, na której stał garnek z ziemniakami. Rzecz jasna kipiał.
-Domi, skarbie, zawołasz chłopaków?- spytała odkładając garnek z parującymi ziemniakami na blat i dobijając je tłuczkiem do kartofli
-Jasne- mruknęłam i obróciłam w stronę drzwi do salonu
-I zapytaj Gregora czy z nami zje- dodała z uśmiechem
-Luzik- powiedziałam ziewając i przeciągając się- A co to w ogóle za Gregor?
-Kolega Maxa. Znają się praktycznie od piaskownicy- odpowiedział Andreas
-Chłopaki, mama mówi, że obiad gotowy- powiedziałam do nich po angielsku, opierając ręce na sofie, na której siedzieli. Momentalnie oboje się odwrócili i wlepiali we mnie swoje przenikliwe oczy. Chłopak, którego oficjalnie jeszcze nie znałam, jako pierwszy dźwignął z kanapy swoje cztery litery i wyciągając do mnie rękę powiedział:
-Hey, ich heiBe Gregor- zanim odpowiedziałam, zlustrowałam go wzrokiem. Przystojniaczek. Na oko około 1.8m, włosy... no właśnie, ni to blond, ni brąz... w każdym bądź razie kilka kosmyków opadało na jego twarz. Zapomniałam dodać, że straszna z niego chudzina!
-Dominika. Nie umiem mówić po niemiecku- odpowiedziałam po niemiecku i zobaczyłam uśmiech na jego twarzy- W każdym bądź razie nie biegle- dodałam już po angielsku podając mu dłoń. Drugą ręką puknęłam w bark Maxa, który nadal uporczywie ściskał joystick próbując zabić jakiegoś stale rosnącego trolla pojawiającego się na ekranie plazmy.
-Chodź na obiad- powtórzyłam
-Jestem Gregor. Gregor Schlierenzauer- wysoki chłopak powtórzył swoją kwestię tym razem po angielsku i popatrzył na mnie tak, jakbym spadła z Księżyca.
-Tyle zrozumiałam- powiedziałam niezbyt miłym tonem- Mama pyta czy zjesz z nami obiad?
-Nie chcę robić problemu- odparł nieco zakłopotany i dopiero teraz puścił moją dłoń
-To żaden problem, Gregor- w drzwiach salonu pojawiła się mama z uśmiechem, którym częstowała tylko gości. Chłopak odwzajemnił gest i udaliśmy się do kuchni.
Sialalalalala, jest drugi. Średnio mi się podoba, wybaczcie :c
Byłoby miło gdybyscie komentowali, bo to karmi panią wenę :3
:)
OdpowiedzUsuń