To zaskakujące jak szybko cały twój świat może legnąć w gruzach, a
osoba, która do tej pory była ci najdroższa na świecie staje się
zupełnie obca. Myślałam, że każdy jest w stanie obronić się przed tym
jeśli tylko chce, ale niestety los po raz kolejny pokazał pazurki i
udowodnił, że nie można przewidzieć jego biegu.
Kiedy wracaliśmy do kraju usiadłam z Cristiną w przeciwległym końcu samolotu i niemal przez całą drogę milczałam. Nie miałam ochoty na rozmowę z kimkolwiek- nawet z moją najlepszą przyjaciółką.
Po powrocie do Austrii czułam się fatalnie. Wróciłam na uczelnię, wszyscy pytali mnie, dlaczego nie spotykam się już z Gregorem, a ja po prostu nie potrafiłam powiedzieć im prawdy. Ledwo przez gardło przeszło mi to, kiedy opowiadałam mamie i Cris, a co dopiero niemal obcym ludziom.
Z domu wychodziłam tylko po to, żeby na kilka godzin udać się na uczelnię. Znajomi często próbowali wyciągnąć mnie chociażby na spacer, ale ja nie miałam na to najmniejszej ochoty; nie wiedziałam, jak to możliwe, że cztery lata mojego życia zostały przekreślone w kilka godzin.
Cristina i Thomas stale przyjeżdżali do mnie, częstowali winem, wpychali we mnie tonę słodyczy, ale nawet to nie potrafiło poprawić mi humoru. Ba, nawet Kofi się do mnie pofatygował, ale on również nie potrafił zmienić mojego ponurego nastawienia do świata.
Smutki zabijałam nauką- wiedziałam, że choćby nie wiem co działo się z moim życiem nie mogę rzucić medycyny. Za dużo dla niej poświęciłam, a przecież było to już piąty rok; musiałam przemęczyć się jeszcze tylko kilka miesięcy.
Kiedy dwunastego lutego opuszczałam budynek uczelni zobaczyłam uśmiechniętą Cristinę opartą czarny samochód, który był moją własnością.
-Hej- powiedziałam całując przyjaciółkę w policzek.
-Cześć- odpowiedziała stale się uśmiechając- Porywam cię do mnie.
-Nie, Cris, nie mam humoru- jakby odruchowo rzuciłam kwestię, która przez ostatnie dni niemal nie schodziła z moich ust.
-Ale to nie była propozycja- powiedziała poważnie wyrywając mi z ręki kluczyki do wozu- Wsiadaj, ja prowadzę- otworzyła drzwi i z trudem usadowiła się na siedzeniu kierowcy.
-Eh..- westchnęłam i wsunęłam się na siedzenie pasażera- Co ty właściwie robisz w centrum bez auta?- zapytałam zaciekawiona.
-Thomas mnie podrzucił po drodze na trening- uśmiechnęła się odpalając- A ja poszłam kupić kilka ciuszków dla maluszka- pokazała palcem na torby, które musiała rzucić na tylne siedzenie, kiedy nie patrzyłam.
-Ale jak? Przecież nie chcecie znać płci przed porodem- zdziwiłam się- Skąd wiedziałaś jakie kupić?
-Wiesz, czuję, że to będzie dziewczynka- mruknęła zagryzając wargę- Poza tym kupiłam takie neutralne.
-Oj, Cris, jaką ty jesteś szczęściarą- jęknęłam opierając czoło o szybę.
-Dlaczego niby?- zapytała zdziwiona.
-Masz wymarzonego faceta, na prawdę lepiej nie mogłaś trafić; wiesz, że Thomas zawsze się wami zaopiekuje, nigdy nie zostawi- po prostu kocha was nad życie. A ja? Spotkałam tego fajfusa, który zmarnował mi cztery lata życia- westchnęłam głęboko.
-Oj, coś mi się wydaje, że nigdy nie żałowałaś tych czterech lat- uśmiechnęła się pod nosem- Nawet jeśli uważasz, że Gregor zupełnie ci je zmarnował.
-A dlaczego jesteś taka pewna?- zapytałam z kpiną w głosie.
-Bo cię znam, głuptasku- wysłała mi buziaczka.
Po chwili staliśmy już pod posiadłością Thomasa, gdzie Cristina oczywiście zdążyła już się przeprowadzić.
-Co właściwie zamierzamy robić?- zapytałam wysiadając z auta i pomagając przyjaciółce również 'wytoczyć się' z jego wnętrza.
-Nie wiem, pełen spontan- uśmiechnęła się z błyskiem w oku, a ja wiedziałam, że ściemnia.
-Co znowu wykombinowałaś?- jęknęłam kierując się alejką w stronę domu.
-Nie mam bladego pojęcia o czym mówisz- niedbale rzuciła uśmiechając się pod nosem- pewnie myślała, że tego nie dostrzegę, pf.
W domu było zupełnie pusto- całe szczęście, bo nie wiedziałam jakiej głupoty mogę spodziewać się po kobiecie w ciąży. Zaparzyłyśmy herbatę i usiadłyśmy w salonie.
-I jak tam się czujesz?- zapytałam patrząc na jej ogromny bandzioch.
-Super, na prawdę- uśmiechnęła się szeroko pociągając łyk z dużego kubka- Nie mam już mdłości ani tak wielkich napadów głodu i wszystko byłoby super, gdyby tylko nie bolał mnie tak bardzo ten kręgosłup.
-Hej, to dopiero piąty miesiąc- przypomniałam.
-Przecież wiem- zachichotała- Ale ten maluszek jest czasami taki nieznośny...- pogładziła się po brzuchu. Patrzyłam na nią z podziwem- dla tego dziecka zrezygnowała ze wszystkich swoich planów związanych z fizjoterapią i karierą w kadrze austriackiej; zyskała za to coś dużo ważniejszego: rodzinę.
Rozmawiałyśmy tak jeszcze kilka minut, kiedy naszych uszu dobiegł tupot w korytarzu.
-Cześć kochanie!- zawołała Ciristina z trudem podnosząc się z kanapy i udając w stronę holu.
-Hej- usłyszałam głos Thomasa, a następnie cmok, który najwyraźniej sygnalizował buziaka.
Oh, świetnie! Tylko tego mi brakowało- przebywania w towarzystwie moich przyjaciół, którzy są w sobie beznadziejnie zakochani. Pomyślałam, że to pora na ewakuację i poszłam w ślady Cristiny.
-Cześć, Morgi- uśmiechnęłam się lekko podchodząc do chłopaka i witając się.
-No hej, mała- potargał moje włosy- Jak tam?
-Czy ja już kiedyś dość dosadnie nie prosiłam cię, żebyś nie mówił do mnie mała?- warknęłam poprawiając fryzurę i przypominając sobie sms'a, którego wysłałam Thomasowi na początku naszej znajomości.
-Oj, księżniczka znowu nie w humorze- zacmokał przygarniając mnie do siebie i pochylając się, by szepnąć mi coś do ucha, porozumiewawczo uśmiechając się do Cristiny. Już wiedziałam, że coś się kroi- Mam coś na jego poprawę- mruknął obracając mnie przodem do drzwi wyjściowych. Już miałam mu zrobić kazanie, że to nieładnie tak wypraszać gości, kiedy zobaczyłam wysoką męską sylwetkę.
-Cudownie to wymyśliłeś!- krzyknęłam w stronę Thomasa- Ale zdaje się, że takiej reakcji się nie spodziewałeś!- chwyciłam kurtkę z wieszaka i wyszłam z domu mijając Gregora, którego nie zaszczyciłam nawet spojrzeniem.
-No idź za nią, kretynie!- usłyszałam głos Cristiny, najprawdopodobniej skierowany do Schlieriego. Ignorując odzew ruszyłam w stronę auta nie oglądając się za siebie. Chciałam jak najszybciej znaleźć się daleko stąd. Jak oni mogli mi to zrobić? Przecież doskonale wiedzieli jak bardzo nie chcę widzieć Gregora, a mimo to próbują mnie na siłę uszczęśliwiać. Szybko znalazłam się na siedzeniu kierowcy i już miałam przekręcić kluczyk w stacyjce, kiedy zorientowałam się, że wcale go tam nie ma.
-Cholera!- warknęłam uderzając dłonią o kierownicę.
-Dominika...- usłyszałam cichy głos Schlieriego za szybą.
-Wal się- odpowiedziałam niemiłym tonem i mocno pchnęłam drzwi o mało nie uderzając nimi chłopaka, który stał niebezpiecznie blisko.
-Porozmawiaj ze mną- poprosił.
-Nie- mruknęłam udając się w stronę domu. Nie powiedział już ani słowa- po prostu szedł za mną.
-Kluczyki- od progu warknęłam do Cristiny wyciągając rękę w jej kierunku.
-Grzeczniej- wtrącił Thomas najwidoczniej nieco zirytowany tym, w jaki sposób zwracam się do jego ciężarnej narzeczonej.
-Kluczyki- powtórzyłam. Nie zamierzałam ustąpić, byłam na nich wściekła.
-Nic nie dostaniesz, póki się nie pogodzicie- powiedziała stanowczo moja przyjaciółka splatając ręce na piersiach.
-Kto dał wam prawo decydowania o moim życiu?- wrzasnęłam- No kto? To moja sprawa czy będę w stanie mu wybaczyć! Na razie najwidoczniej nie jestem i nie chcę go widzieć na oczy! A ty- podeszłam do Morgiego i dźgnęłam go palcem w klatkę- nie pozwalaj sobie. To, że mnie uratowałeś nie daje ci prawa do rządzenia moim życiem! Więc do cholery jasnej oddajcie mi te kluczyki nim dostanę jakiegoś szału i wszystkich was tu pozabijam!- krzyczałam stale przenosząc wzrok z Cristiny na Thomasa. Przyjaciółka najwidoczniej zobaczyła, że jestem na skraju wytrzymałości i wyciągnęła do mnie rękę, w której trzymała kluczyki. Korzystając z chwili nieuwagi Morgiego, szybko je chwyciłam i ruszyłam w stronę drzwi frontowych przypadkiem trącając ramieniem Gregora, który nie odezwał się ani słowem.
-O nie! Po prostu nie!- usłyszałam za plecami stanowczy głos Thomasa, a po chwili wisiałam przewieszona przez jego bark.
-Co ty wyprawiasz?- zaczęłam się wyrywać i uderzać rękami w jego plecy- Puszczaj!
-Nie ma mowy- mruknął- Gregor, chodź- dodał kiwając głową na przyjaciela.
-No co? Zamkniecie mnie z nim w pokoju i co? Każecie się pieprzyć?- warknęłam patrząc na zdezorientowaną Cristinę.
-Nikt ci nie będzie kazał się z nim pieprzyć- powiedział spokojnie Morgi i przytrzymując mnie jedną ręką, drugą otworzył drzwi pomieszczenia, w którym wcześniej nie byłam; po chwili odstawił mnie na ziemię, upewnił się, że Schlieri jest w pobliżu i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
-Cudownie- krzyknęłam słysząc charakterystyczny dźwięk przekręcanego w zamku klucza- Jak w jakiejś kiepskiej portugalskiej telenoweli!
Rozejrzałam się po pokoju- był czymś w rodzaju kanciapy na graty. Pod ścianą stała drabina, krzesło bez nogi, kilka kubełków farb, zakurzone narty, a po podłodze walała się folia, którą przykrywa się meble podczas remontu. Gregor stał zdezorientowany pośrodku pomieszczenia i patrzył na mnie czekając nie wiadomo na co. Westchnęłam i opadłam na stary fotel stojący pod oknem.
-Dominika...- zaczął podchodząc do mnie.
-Proszę, nie- jęknęłam czując jak moje oczy napełniają się łzami- Ja już nie mam siły, na prawdę. Mam dosyć tej chorej sytuacji...
-Misia- Schlieri klęknął na brudnej podłodze tuż obok mnie, a ja czułam jak potok przezroczystej cieczy spływa po moich policzkach; od razu przypomniał mi się dzień, kiedy skakałam w Innsbrucku. Gdy siedziałam przerażona na belce pewna, że nie skoczę powiedział dokładnie to samo. Za dużo wspomnień, za dużo jego zapachu, za duży mętlik w głowie.
-Wiem, zawaliłem po całej linii- szepnął łapiąc moją dłoń i przysuwając do swojej twarzy- Nie mam bladego pojęcia dlaczego to zrobiłem, bo przecież tego nie chciałem. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, rozumiesz? Bez ciebie nic nie jest takie samo...- westchnął- Kiedyś w wywiadzie powiedziałem, że nie potrafiłbym dla dziewczyny zrezygnować ze skoków, ale...- zawahał się- ale teraz to rozważam. Bo bez ciebie nawet to nie ma sensu...- zobaczyłam jak samotna łza spływa po jego policzku i wysuwając palec dłoni, która spoczywała na jego twarzy otarłam ją, nim zdołała dotrzeć do brody.
-Nie szantażuj mnie- szepnęłam.
-Nie miałem takiego zamiaru...- odpowiedział również szeptem.
-Nie możesz przestać skakać... To całe twoje życie...
-Ty jesteś całym moim życiem, zrozum...- pocałował moją dłoń. Nie mogłam tego wytrzymać, przed oczami stale miałam jego zdjęcie z Sandrą i mimo wykorzystania całej swojej silnej woli nie mogłam wymazać z głowy wyobrażenia tego jak się kochają, co wzbudzało we mnie falę torsji.
-Przestań...- powiedziałam cicho wyrywając dłoń z jego uścisku i opadłam na oparcie fotela odwracając wzrok na białą ścianę.
-Spójrz na mnie, proszę- szepnął kładąc dłonie na moim kolanie. Zignorowałam go, a może jego głos wcale nie dotarł do mojego mózgu. Nie mogłam znieść jego dotyku ani myśli, że te ręce dotykały w taki sposób innej dziewczyny- Misia...
-Nie mów tak do mnie!- podniosłam głos w końcu zaszczycając go swoim spojrzeniem.
-Nikt nie pamięta żebym spał z Sandrą...- mówił patrząc w fotel.
-Bo wszyscy byliście upici w trupa!- rezolutnie zauważyłam strącając jego dłoń z mojego kolana- Nie mogę znieść myśli, że inna dziewczyna była na moim miejscu, rozumiesz? Byłeś mój, mój!- ryczałam jak bóbr- Od czterech lat i miało być na zawsze. A wszystko runęło w jeden wieczór!- z moich ust lał się potok słów, których być może wcale nie chciałam ujawniać światu. Gregor klęczał przy mnie milcząc. Wlepiałam wzrok w jego twarz starając się uspokoić. Jedna krosta na brodzie, pieprzyk koło ucha, kosmyk włosów spadający na czoło. Poczułam jak coś drga w moim sercu, a ja mimo usilnych starań nie potrafię tego powstrzymać. Zobaczyłam jak Schlieri przesuwa swój wzrok z podłogi na mój brzuch, a jego oczy wspinają się coraz wyżej w końcu zatrzymując się na moich. Nie wiedziałam co mam zrobić, dobrze znałam to uczucie- przemożna niemożność. Coś niby motyl przesunęło się w okolicach mojego żołądka, a ja już wiedziałam co to oznacza, nie mogłam dłużej się opierać. Ciągle wmawiałam sobie jak bardzo nienawidzę go za to co zrobił- tak było, ale jednocześnie bardzo go kochałam. Słyszałam jak jego oddech przyspiesza i czułam, że mój wariuje w ten sam sposób. Pochyliłam się i przesunęłam palcem po policzku Schlieriego. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mi tego brakowało.
-Kocham cię- szepnął, ale ja nie potrafiłam odpowiedzieć mu tym samym. Chciałam, ale nie mogłam. Zacisnęłam powieki starając się nie uronić spod nich już ani jednej łzy. Kiedy starałam się skupić na tej czynności poczułam na swoich ustach coś miękkiego. Niespiesznie otworzyłam oczy uświadamiając sobie, jak blisko mnie znajduje się Gregor. Miałam ochotę krzyczeć, odepchnąć go, ale nie mogłam. Coś jak w fizyce- dwa przeciwne bieguny magnesów mocno się przyciągają; nie potrafiłam się odsunąć. Zaplotłam więc dłonie na jego karku i łapczywie oddawałam pocałunki. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mi tego brakowało.
Po kilku chwilach do mojego mózgu dotarło coś w rodzaju spowolnionego impulsu.
Stop! Nie mogę. Zranił mnie. Nie mogę go tak po prostu do siebie dopuścić. Położyłam dłoń na klatce Schlieriego i delikatnie go od siebie odsunęłam.
-Przepraszam- szepnęłam i wstałam z fotela- Przepraszam, ale nie umiem- podeszłam do drzwi- zamknięte. Czułam, że atmosfera w pomieszczeniu robi się nieznośna, a ja muszę się stamtąd wydostać. Z racji, że pokój znajdował się na parterze, szybko przerzuciłam nogi przez uprzednio otwarte okno i wyskoczyłam, po chwili lądując na miękkiej trawie w ogródku. Zdając sobie sprawę, ze zdeptałam pelargonię i sprawdzając czy kluczyki nadal znajdują się w tylnej kieszeni jeansów pobiegłam w stronę auta.
ZUZIA DOSTAŁA ROZDZIAŁ PRZED PREMIERĄ I BARDZO JEJ SIĘ PODOBAŁ. KOLEJNY JEST PRAWIE GOTOWY WIĘC MYŚLĘ, ŻE POJAWI SIĘ WE WTOREK.
ŻYCZCIE MI ŻEBYM PRZEŻYŁA DO CZWARTKU, BO MAM BARDZO DUŻO NAUKI :C
ENJOY!
P.S. FANPAGE DLA POLSKICH FANÓW MORGIEGO PROWADZONY PRZEZE MNIE I ZUZĘ. LAJKUJEMY ! :3 FANPAGE
Kiedy wracaliśmy do kraju usiadłam z Cristiną w przeciwległym końcu samolotu i niemal przez całą drogę milczałam. Nie miałam ochoty na rozmowę z kimkolwiek- nawet z moją najlepszą przyjaciółką.
Po powrocie do Austrii czułam się fatalnie. Wróciłam na uczelnię, wszyscy pytali mnie, dlaczego nie spotykam się już z Gregorem, a ja po prostu nie potrafiłam powiedzieć im prawdy. Ledwo przez gardło przeszło mi to, kiedy opowiadałam mamie i Cris, a co dopiero niemal obcym ludziom.
Z domu wychodziłam tylko po to, żeby na kilka godzin udać się na uczelnię. Znajomi często próbowali wyciągnąć mnie chociażby na spacer, ale ja nie miałam na to najmniejszej ochoty; nie wiedziałam, jak to możliwe, że cztery lata mojego życia zostały przekreślone w kilka godzin.
Cristina i Thomas stale przyjeżdżali do mnie, częstowali winem, wpychali we mnie tonę słodyczy, ale nawet to nie potrafiło poprawić mi humoru. Ba, nawet Kofi się do mnie pofatygował, ale on również nie potrafił zmienić mojego ponurego nastawienia do świata.
Smutki zabijałam nauką- wiedziałam, że choćby nie wiem co działo się z moim życiem nie mogę rzucić medycyny. Za dużo dla niej poświęciłam, a przecież było to już piąty rok; musiałam przemęczyć się jeszcze tylko kilka miesięcy.
Kiedy dwunastego lutego opuszczałam budynek uczelni zobaczyłam uśmiechniętą Cristinę opartą czarny samochód, który był moją własnością.
-Hej- powiedziałam całując przyjaciółkę w policzek.
-Cześć- odpowiedziała stale się uśmiechając- Porywam cię do mnie.
-Nie, Cris, nie mam humoru- jakby odruchowo rzuciłam kwestię, która przez ostatnie dni niemal nie schodziła z moich ust.
-Ale to nie była propozycja- powiedziała poważnie wyrywając mi z ręki kluczyki do wozu- Wsiadaj, ja prowadzę- otworzyła drzwi i z trudem usadowiła się na siedzeniu kierowcy.
-Eh..- westchnęłam i wsunęłam się na siedzenie pasażera- Co ty właściwie robisz w centrum bez auta?- zapytałam zaciekawiona.
-Thomas mnie podrzucił po drodze na trening- uśmiechnęła się odpalając- A ja poszłam kupić kilka ciuszków dla maluszka- pokazała palcem na torby, które musiała rzucić na tylne siedzenie, kiedy nie patrzyłam.
-Ale jak? Przecież nie chcecie znać płci przed porodem- zdziwiłam się- Skąd wiedziałaś jakie kupić?
-Wiesz, czuję, że to będzie dziewczynka- mruknęła zagryzając wargę- Poza tym kupiłam takie neutralne.
-Oj, Cris, jaką ty jesteś szczęściarą- jęknęłam opierając czoło o szybę.
-Dlaczego niby?- zapytała zdziwiona.
-Masz wymarzonego faceta, na prawdę lepiej nie mogłaś trafić; wiesz, że Thomas zawsze się wami zaopiekuje, nigdy nie zostawi- po prostu kocha was nad życie. A ja? Spotkałam tego fajfusa, który zmarnował mi cztery lata życia- westchnęłam głęboko.
-Oj, coś mi się wydaje, że nigdy nie żałowałaś tych czterech lat- uśmiechnęła się pod nosem- Nawet jeśli uważasz, że Gregor zupełnie ci je zmarnował.
-A dlaczego jesteś taka pewna?- zapytałam z kpiną w głosie.
-Bo cię znam, głuptasku- wysłała mi buziaczka.
Po chwili staliśmy już pod posiadłością Thomasa, gdzie Cristina oczywiście zdążyła już się przeprowadzić.
-Co właściwie zamierzamy robić?- zapytałam wysiadając z auta i pomagając przyjaciółce również 'wytoczyć się' z jego wnętrza.
-Nie wiem, pełen spontan- uśmiechnęła się z błyskiem w oku, a ja wiedziałam, że ściemnia.
-Co znowu wykombinowałaś?- jęknęłam kierując się alejką w stronę domu.
-Nie mam bladego pojęcia o czym mówisz- niedbale rzuciła uśmiechając się pod nosem- pewnie myślała, że tego nie dostrzegę, pf.
W domu było zupełnie pusto- całe szczęście, bo nie wiedziałam jakiej głupoty mogę spodziewać się po kobiecie w ciąży. Zaparzyłyśmy herbatę i usiadłyśmy w salonie.
-I jak tam się czujesz?- zapytałam patrząc na jej ogromny bandzioch.
-Super, na prawdę- uśmiechnęła się szeroko pociągając łyk z dużego kubka- Nie mam już mdłości ani tak wielkich napadów głodu i wszystko byłoby super, gdyby tylko nie bolał mnie tak bardzo ten kręgosłup.
-Hej, to dopiero piąty miesiąc- przypomniałam.
-Przecież wiem- zachichotała- Ale ten maluszek jest czasami taki nieznośny...- pogładziła się po brzuchu. Patrzyłam na nią z podziwem- dla tego dziecka zrezygnowała ze wszystkich swoich planów związanych z fizjoterapią i karierą w kadrze austriackiej; zyskała za to coś dużo ważniejszego: rodzinę.
Rozmawiałyśmy tak jeszcze kilka minut, kiedy naszych uszu dobiegł tupot w korytarzu.
-Cześć kochanie!- zawołała Ciristina z trudem podnosząc się z kanapy i udając w stronę holu.
-Hej- usłyszałam głos Thomasa, a następnie cmok, który najwyraźniej sygnalizował buziaka.
Oh, świetnie! Tylko tego mi brakowało- przebywania w towarzystwie moich przyjaciół, którzy są w sobie beznadziejnie zakochani. Pomyślałam, że to pora na ewakuację i poszłam w ślady Cristiny.
-Cześć, Morgi- uśmiechnęłam się lekko podchodząc do chłopaka i witając się.
-No hej, mała- potargał moje włosy- Jak tam?
-Czy ja już kiedyś dość dosadnie nie prosiłam cię, żebyś nie mówił do mnie mała?- warknęłam poprawiając fryzurę i przypominając sobie sms'a, którego wysłałam Thomasowi na początku naszej znajomości.
-Oj, księżniczka znowu nie w humorze- zacmokał przygarniając mnie do siebie i pochylając się, by szepnąć mi coś do ucha, porozumiewawczo uśmiechając się do Cristiny. Już wiedziałam, że coś się kroi- Mam coś na jego poprawę- mruknął obracając mnie przodem do drzwi wyjściowych. Już miałam mu zrobić kazanie, że to nieładnie tak wypraszać gości, kiedy zobaczyłam wysoką męską sylwetkę.
-Cudownie to wymyśliłeś!- krzyknęłam w stronę Thomasa- Ale zdaje się, że takiej reakcji się nie spodziewałeś!- chwyciłam kurtkę z wieszaka i wyszłam z domu mijając Gregora, którego nie zaszczyciłam nawet spojrzeniem.
-No idź za nią, kretynie!- usłyszałam głos Cristiny, najprawdopodobniej skierowany do Schlieriego. Ignorując odzew ruszyłam w stronę auta nie oglądając się za siebie. Chciałam jak najszybciej znaleźć się daleko stąd. Jak oni mogli mi to zrobić? Przecież doskonale wiedzieli jak bardzo nie chcę widzieć Gregora, a mimo to próbują mnie na siłę uszczęśliwiać. Szybko znalazłam się na siedzeniu kierowcy i już miałam przekręcić kluczyk w stacyjce, kiedy zorientowałam się, że wcale go tam nie ma.
-Cholera!- warknęłam uderzając dłonią o kierownicę.
-Dominika...- usłyszałam cichy głos Schlieriego za szybą.
-Wal się- odpowiedziałam niemiłym tonem i mocno pchnęłam drzwi o mało nie uderzając nimi chłopaka, który stał niebezpiecznie blisko.
-Porozmawiaj ze mną- poprosił.
-Nie- mruknęłam udając się w stronę domu. Nie powiedział już ani słowa- po prostu szedł za mną.
-Kluczyki- od progu warknęłam do Cristiny wyciągając rękę w jej kierunku.
-Grzeczniej- wtrącił Thomas najwidoczniej nieco zirytowany tym, w jaki sposób zwracam się do jego ciężarnej narzeczonej.
-Kluczyki- powtórzyłam. Nie zamierzałam ustąpić, byłam na nich wściekła.
-Nic nie dostaniesz, póki się nie pogodzicie- powiedziała stanowczo moja przyjaciółka splatając ręce na piersiach.
-Kto dał wam prawo decydowania o moim życiu?- wrzasnęłam- No kto? To moja sprawa czy będę w stanie mu wybaczyć! Na razie najwidoczniej nie jestem i nie chcę go widzieć na oczy! A ty- podeszłam do Morgiego i dźgnęłam go palcem w klatkę- nie pozwalaj sobie. To, że mnie uratowałeś nie daje ci prawa do rządzenia moim życiem! Więc do cholery jasnej oddajcie mi te kluczyki nim dostanę jakiegoś szału i wszystkich was tu pozabijam!- krzyczałam stale przenosząc wzrok z Cristiny na Thomasa. Przyjaciółka najwidoczniej zobaczyła, że jestem na skraju wytrzymałości i wyciągnęła do mnie rękę, w której trzymała kluczyki. Korzystając z chwili nieuwagi Morgiego, szybko je chwyciłam i ruszyłam w stronę drzwi frontowych przypadkiem trącając ramieniem Gregora, który nie odezwał się ani słowem.
-O nie! Po prostu nie!- usłyszałam za plecami stanowczy głos Thomasa, a po chwili wisiałam przewieszona przez jego bark.
-Co ty wyprawiasz?- zaczęłam się wyrywać i uderzać rękami w jego plecy- Puszczaj!
-Nie ma mowy- mruknął- Gregor, chodź- dodał kiwając głową na przyjaciela.
-No co? Zamkniecie mnie z nim w pokoju i co? Każecie się pieprzyć?- warknęłam patrząc na zdezorientowaną Cristinę.
-Nikt ci nie będzie kazał się z nim pieprzyć- powiedział spokojnie Morgi i przytrzymując mnie jedną ręką, drugą otworzył drzwi pomieszczenia, w którym wcześniej nie byłam; po chwili odstawił mnie na ziemię, upewnił się, że Schlieri jest w pobliżu i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
-Cudownie- krzyknęłam słysząc charakterystyczny dźwięk przekręcanego w zamku klucza- Jak w jakiejś kiepskiej portugalskiej telenoweli!
Rozejrzałam się po pokoju- był czymś w rodzaju kanciapy na graty. Pod ścianą stała drabina, krzesło bez nogi, kilka kubełków farb, zakurzone narty, a po podłodze walała się folia, którą przykrywa się meble podczas remontu. Gregor stał zdezorientowany pośrodku pomieszczenia i patrzył na mnie czekając nie wiadomo na co. Westchnęłam i opadłam na stary fotel stojący pod oknem.
-Dominika...- zaczął podchodząc do mnie.
-Proszę, nie- jęknęłam czując jak moje oczy napełniają się łzami- Ja już nie mam siły, na prawdę. Mam dosyć tej chorej sytuacji...
-Misia- Schlieri klęknął na brudnej podłodze tuż obok mnie, a ja czułam jak potok przezroczystej cieczy spływa po moich policzkach; od razu przypomniał mi się dzień, kiedy skakałam w Innsbrucku. Gdy siedziałam przerażona na belce pewna, że nie skoczę powiedział dokładnie to samo. Za dużo wspomnień, za dużo jego zapachu, za duży mętlik w głowie.
-Wiem, zawaliłem po całej linii- szepnął łapiąc moją dłoń i przysuwając do swojej twarzy- Nie mam bladego pojęcia dlaczego to zrobiłem, bo przecież tego nie chciałem. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, rozumiesz? Bez ciebie nic nie jest takie samo...- westchnął- Kiedyś w wywiadzie powiedziałem, że nie potrafiłbym dla dziewczyny zrezygnować ze skoków, ale...- zawahał się- ale teraz to rozważam. Bo bez ciebie nawet to nie ma sensu...- zobaczyłam jak samotna łza spływa po jego policzku i wysuwając palec dłoni, która spoczywała na jego twarzy otarłam ją, nim zdołała dotrzeć do brody.
-Nie szantażuj mnie- szepnęłam.
-Nie miałem takiego zamiaru...- odpowiedział również szeptem.
-Nie możesz przestać skakać... To całe twoje życie...
-Ty jesteś całym moim życiem, zrozum...- pocałował moją dłoń. Nie mogłam tego wytrzymać, przed oczami stale miałam jego zdjęcie z Sandrą i mimo wykorzystania całej swojej silnej woli nie mogłam wymazać z głowy wyobrażenia tego jak się kochają, co wzbudzało we mnie falę torsji.
-Przestań...- powiedziałam cicho wyrywając dłoń z jego uścisku i opadłam na oparcie fotela odwracając wzrok na białą ścianę.
-Spójrz na mnie, proszę- szepnął kładąc dłonie na moim kolanie. Zignorowałam go, a może jego głos wcale nie dotarł do mojego mózgu. Nie mogłam znieść jego dotyku ani myśli, że te ręce dotykały w taki sposób innej dziewczyny- Misia...
-Nie mów tak do mnie!- podniosłam głos w końcu zaszczycając go swoim spojrzeniem.
-Nikt nie pamięta żebym spał z Sandrą...- mówił patrząc w fotel.
-Bo wszyscy byliście upici w trupa!- rezolutnie zauważyłam strącając jego dłoń z mojego kolana- Nie mogę znieść myśli, że inna dziewczyna była na moim miejscu, rozumiesz? Byłeś mój, mój!- ryczałam jak bóbr- Od czterech lat i miało być na zawsze. A wszystko runęło w jeden wieczór!- z moich ust lał się potok słów, których być może wcale nie chciałam ujawniać światu. Gregor klęczał przy mnie milcząc. Wlepiałam wzrok w jego twarz starając się uspokoić. Jedna krosta na brodzie, pieprzyk koło ucha, kosmyk włosów spadający na czoło. Poczułam jak coś drga w moim sercu, a ja mimo usilnych starań nie potrafię tego powstrzymać. Zobaczyłam jak Schlieri przesuwa swój wzrok z podłogi na mój brzuch, a jego oczy wspinają się coraz wyżej w końcu zatrzymując się na moich. Nie wiedziałam co mam zrobić, dobrze znałam to uczucie- przemożna niemożność. Coś niby motyl przesunęło się w okolicach mojego żołądka, a ja już wiedziałam co to oznacza, nie mogłam dłużej się opierać. Ciągle wmawiałam sobie jak bardzo nienawidzę go za to co zrobił- tak było, ale jednocześnie bardzo go kochałam. Słyszałam jak jego oddech przyspiesza i czułam, że mój wariuje w ten sam sposób. Pochyliłam się i przesunęłam palcem po policzku Schlieriego. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mi tego brakowało.
-Kocham cię- szepnął, ale ja nie potrafiłam odpowiedzieć mu tym samym. Chciałam, ale nie mogłam. Zacisnęłam powieki starając się nie uronić spod nich już ani jednej łzy. Kiedy starałam się skupić na tej czynności poczułam na swoich ustach coś miękkiego. Niespiesznie otworzyłam oczy uświadamiając sobie, jak blisko mnie znajduje się Gregor. Miałam ochotę krzyczeć, odepchnąć go, ale nie mogłam. Coś jak w fizyce- dwa przeciwne bieguny magnesów mocno się przyciągają; nie potrafiłam się odsunąć. Zaplotłam więc dłonie na jego karku i łapczywie oddawałam pocałunki. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mi tego brakowało.
Po kilku chwilach do mojego mózgu dotarło coś w rodzaju spowolnionego impulsu.
Stop! Nie mogę. Zranił mnie. Nie mogę go tak po prostu do siebie dopuścić. Położyłam dłoń na klatce Schlieriego i delikatnie go od siebie odsunęłam.
-Przepraszam- szepnęłam i wstałam z fotela- Przepraszam, ale nie umiem- podeszłam do drzwi- zamknięte. Czułam, że atmosfera w pomieszczeniu robi się nieznośna, a ja muszę się stamtąd wydostać. Z racji, że pokój znajdował się na parterze, szybko przerzuciłam nogi przez uprzednio otwarte okno i wyskoczyłam, po chwili lądując na miękkiej trawie w ogródku. Zdając sobie sprawę, ze zdeptałam pelargonię i sprawdzając czy kluczyki nadal znajdują się w tylnej kieszeni jeansów pobiegłam w stronę auta.
ZUZIA DOSTAŁA ROZDZIAŁ PRZED PREMIERĄ I BARDZO JEJ SIĘ PODOBAŁ. KOLEJNY JEST PRAWIE GOTOWY WIĘC MYŚLĘ, ŻE POJAWI SIĘ WE WTOREK.
ŻYCZCIE MI ŻEBYM PRZEŻYŁA DO CZWARTKU, BO MAM BARDZO DUŻO NAUKI :C
ENJOY!
P.S. FANPAGE DLA POLSKICH FANÓW MORGIEGO PROWADZONY PRZEZE MNIE I ZUZĘ. LAJKUJEMY ! :3 FANPAGE
mój misiu <3 , cudowny jest rozdział , ale to już wiesz <3 ~ Zuzanka <3
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. Już myślałam, że wszystko będzie dobrze z Domi i Gregorem jednak Domi zainponowała mi tym że jest taka twarda i nie zapomniała o tej zdradzie.
OdpowiedzUsuńMała uwaga. Studia medyczne trwają 6 lat i do tego ok. rok stażu, więc tak jakby 7 lat:)
OdpowiedzUsuńWiem, przecież sama się tam wybieram :)))))
UsuńChodziło mi o przybliżenie czytelnikowi tego, że 20 miesięcy to nie tak wiele :)
Ciesze się, że Domi jednak nie uległa teraz Gregorowi.
OdpowiedzUsuńOczywiście kibicuje im z całego serca, ale byłoby trochę głupio gdyby tak od razu mu wybaczyła.
Czekam na next xx
+ojej ja też mam w szkole straszny tydzień :/ Powodzenia!